Pomysł na ten crossover przyszedł mi do głowy kilka lat temu, ale do tej pory nie znajdowałam w sobie dość motywacji, żeby go zrealizować. Konkurs na ff w końcu mnie przekonał i oto powstał szalony, bardzo niekanoniczny tekst, w którym Dean Winchester spotyka Harry'ego Pottera. Mam nadzieję, że przy czytaniu tego tekstu (nie będzie zbyt długi, raptem kilka rozdziałów) będziecie bawić się równie dobrze, co ja przy pisaniu. Pozdrawiam!
Tajemnica baru Lawtone
1
Ulica była pusta i cicha. Dookoła rozpościerały się połacie lasu liściastego, unosił się zapach trawy, a śpiew niektórych ptaków tylko na chwilę mącił spokój panujący w okolicy. Pierwsze dźwięki gitarowych riffów były słyszalne już z daleka. Czarna Impala z 1967 roku powoli sunęła po drodze, zakłócając wszechobecną ciszę.
Dean spojrzał na swojego brata i uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak ten obślinia własne ramię. AC/DC grało z pełną mocą, ale Samowi nie przeszkadzało to już w zaśnięciu – po miesiącach spędzonych w samochodzie ze starszym bratem, zasypiał przy głośnym starym rocku, jak niemowlęta przy dźwięku płynącej wody.
- Pobudka, księżniczko. Dojeżdżamy. – Dean szturchnął drugiego mężczyznę mało delikatnie w bok, parskając śmiechem na widok jego miny, gdy ten zorientował się, że trochę obślinił się w trakcie snu.
- Uch, no dobra. – Sam ze zdegustowaniem otarł twarz, ziewnął i wyjrzał przez okno, ale nie ujrzał nic interesującego, bo wciąż znajdowali się w środku lasu. – Mam nadzieję, że tym razem znajdziemy jakieś lepsze miejsce, niż ostatnio. Przydałoby się łóżko i chociaż trochę czystej wody.
Obaj wciąż pamiętali, jak w poprzednim miasteczku spali w czymś, co przypominało oborę i było utrzymane w takim stanie, że w każdej chwili jakaś deska mogła na nich spaść i ich zabić.
- Oby, bo coś się nam, kurwa, od życia czasem należy. – Dean zmarszczył brwi i zamrugał. On też był już zmęczony i chciał znaleźć się w Lawtone. – Jesteś pewien, że to wampiry?
- Trzy młode dziewczyny zniknęły w krótkim czasie. Sprawa wygląda niemal identycznie jak ta sprzed roku, gdy prawie zostałeś jednym z nich.
- Uch, mógłbyś nie przypominać. To nie jest coś z mojego jakże bogatego życiorysu, czym chciałbym się chwalić.
Sam wywrócił oczami i ponownie ziewnął.
- Możemy trochę tu posiedzieć. Znalezienie wampirów w tak dużym mieście nie będzie łatwym zadaniem.
- Ale w końcu znajdziemy krwiopijców i skopiemy im dupy, chłopie. - Starszy z braci zawsze brzmiał na zdeterminowanego, gdy chodziło o sprawy związane z nadnaturalnymi istotatmi. - Tylko najpierw sen… I może jakieś żarełko. Reflektujesz?
- Tak zaraz przed snem? To niezdrowe.
Dean rzucił krótkie spojrzenie na brata, a następnie pokręcił głową, rozczarowany.
- Czasem naprawdę zapominam, jaka z ciebie baba, Sammy.
Motel, w którym się zatrzymali, nie był wcale najgorszy. Pełno w nim było starych, delikatnie poobdzieranych mebli, ale przynajmniej był czysty i miał wodę. Ciepłą, jeśli będą mieli szczęście. Jak zwykle wynajęli dwuosobowy pokój z dwoma pojedynczymi łóżkami. Gdy wnieśli do środka najpotrzebniejsze rzeczy, a Dean upewnił się, że jego dziecinka jest bezpieczna, zostawił młodszego brata w motelu, a sam przeszedł na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się bar. Miał nadzieję, że dostanie w nim porządnego burgera i jakieś ciasto, bo jego żołądek naprawdę był już zdesperowany.
Gdy wszedł do środka (parsknął cicho, słysząc dzwoneczek nad głową), uderzyło go, że lokal sprawia wrażenie całkowicie pustego. Wszedł głębiej i dostrzegł mężczyznę, który zakładał właśnie krzesła na stoliki. Dean zlustrował jego postać, trochę dłużej zatrzymując wzrok na pośladkach, nim odchrząknął.
- Och, przepraszam, nie zauważyłem pana. – Czarnowłosy odwrócił się, wyglądając na zaskoczonego. – Przykro mi, ale zaraz zamykamy.
Na twarzy Winchestera pojawił się uśmiech, który mógł zwiastować tylko jedno – właśnie znalazł kolejną ofiarę. Wystarczyło jedno spojrzenie na pracownika baru, by mężczyzna wiedział, że to będzie jego kolejna zdobycz. Nieznajomy nie był zbyt wysoki, miał oliwkową skórę, ciemne, roztrzepane włosy i zarost, który sprawiał, że jego twarz wydawała się bardziej męska. Poza tym Dean był przekonany, że pod jeansami i luźnym T-shirtem skrywa się fantastyczne ciało. Musiał to sprawdzić.
- Żadnego wyjątku dla przejezdnego, który nie jadł cały dzień?
Ciemnowłosy mężczyzna zawahał się, ale w końcu zostawił krzesło, które miał założyć na stolik i przeszedł do baru.
- Nasz kucharz już sobie poszedł, ale ja mogę panu coś przygotować. Mam nadzieję, że będzie równie smaczne, co jedzenie Henry'ego.
Dean podążył za mężczyzną i usiadł na stoliku barowym, opierając się łokciami o blat.
- Z pewnością. – Uśmiechnął się, dość jednoznacznie lustrując bruneta wzrokiem. – W takim razie poproszę dużego, soczystego burgera. Rozumiem, że ciasta o tej porze nie dostanę?
- Niestety nie, ale jak wróci pan do nas rano, to wtedy na pewno będzie go bardzo dużo. – Pracownik baru uśmiechnął się szeroko, aż w jego policzkach pojawiły się małe dołeczki. Z tej odległości Dean mógł dostrzec też soczyście zielone, hipnotyzujące oczy.
Gdy mężczyzna zniknął w kuchni, Winchester oparł się o bar i rozejrzał po lokalu. Miejsce było naprawdę duże, ze sporą ilością drewnianych, czteroosobowych stolików. Na ścianach znajdowało się dużo luster i obrazów, które przedstawiały pobliskie lasy i góry. Całość prezentowała się całkiem ładnie, choć zwyczajnie.
Dean zamyślił się tak bardzo, że nawet nie zauważył powrotu bruneta. Dopiero gdy ten odchrząknął, odwrócił się i dostrzegł talerz z dużym, pachnącym burgerem. Uśmiechnął się, w myślach przeklinając swój brak czujności. Przyjechali polować na wampiry, a on nawet nie słyszał, gdy ktoś się do niego zbliżył. Chyba naprawdę potrzebował snu.
- Dziękuję – mruknął i aż oblizał się na widok wysmażonego mięsa. Uniósł na chwilę wzrok, patrząc na bruneta, który zajął się wycieraniem szklanek. Musiał przyznać, że ten facet był cholernie gorący.
Często miał tak, że kiedy zaczynał jeść i bardzo mu smakowało, to wydawał w trakcie jedzenia dźwięki, które Sam określał jako „pornograficzne". Tak samo było tym razem, gdy poczuł na języku smak chyba najlepszego sosu, jaki zdarzyło mu się jeść w całym jego trzydziestoletnim życiu. Zaraz też usłyszał, jak czarnowłosy mężczyzna wybucha śmiechem.
- Rozumiem, że mam to odebrać jako komplement?
Dean przełknął i dopiero wtedy zdobył się na odpowiedź. Nigdy nie przeszkadzało mu mówienie z pełną buzią, chyba że chciał zrobić na kimś dobre wrażenie. Na tym mężczyźnie chciał.
- Zdecydowanie. To jest najlepszy sos, jaki jadłem, chłopie.
- Jestem pewien, że Henry zrobiłby go lepiej, ale dziękuję. – Odstawił szklankę i oparł się o blat, który znajdował się za barem. – Więc mówiłeś, że jesteś tutaj przejazdem?
- Tak. – Dean pokiwał głową, po raz setny opowiadając historię, którą z Samem wymyślili dawno temu. – Podróżuję z młodszym bratem samochodem. Wiesz, jeździmy po kraju i naprawiamy rodzinne relacje. – Wywrócił oczami, jakby nie było to dla niego ważne, choć tak naprawdę brat był dla niego najważniejszą osobą na świecie.
- Mogę tylko domyślać się, jakie to fajne. - Widząc jego pytający wzrok, doprecyzował. - Jestem jedynakiem i wychowałem się sam.
- Mhm, całkiem znośnie. W szczególności, gdy spotykam tak miłych ludzi. – Posłał mu swój najlepszy uśmiech, który zawsze działał na dziewczyny, a następnie wyciągnął dłoń. – Tak w ogóle to jestem Dean. Dean Winchester.
- Harry. – Brunet uścisnął mu dłoń, choć nie umknęło jego uwadze, że nie podał swojego nazwiska. – Miło mi cię poznać, Dean.
- Więc Harry… - Pochylił się do przodu, przybliżając się do mężczyzny. – Od kiedy tylko usłyszałem twój głos, zastanawiam się, skąd ten akcent. I nadal do niczego mi nie pasuje.
- Ach, to. – Czarnowłosy mężczyzna uśmiechnął się ze zrozumieniem, jakby słyszał podobny tekst już wiele razy. – Jestem Anglikiem i choć staram się tego nie pokazywać, to chyba jednak średnio mi wychodzi, skoro co trzecia osoba zwraca uwagę na mój akcent.
Dean pokiwał głową, w myślach zastanawiając się, jak Harry musiał brzmieć w łóżku. W jego głowie brzmiało to cholernie seksownie.
- Anglik… - powtórzył, przeciągając drugą sylabę. – Więc długo tu pracujesz?
- Właściwie to jestem właścicielem. – Kolejny uśmiech wskazujący na to, że Winchester nie był pierwszą osobą, która reagowała zaskoczeniem na taką informację. – Przyjechałem tu cztery lata temu, kupiłem lokal i jakoś działa. Nie narzekam.
- I nie czujesz, że to trochę za małe miasto dla ciebie?
- Nie, dlaczego? – Harry wzruszył ramionami, jakby podobne pytania naprawdę go dziwiły. – Czuję się tutaj dobrze. To miasteczko wcale nie jest aż tak małe, jak się wydaje. Nie znam tu wszystkich. – Prychnął. – Poza tym doceniam spokój, jaki panuje w tym miejscu.
Dean uśmiechnął się kątem ust, patrząc prosto w oczy drugiemu mężczyźnie. Hipnotyzowała go ich intensywna zieleń. Przez myśl mu przeszło, że byłyby jeszcze ładniejsze, gdyby były w kolorze pochmurnego nieba.
- Ostatnio to chyba nie taki spokój… - mruknął, zniżając głos do konspiracyjnego szeptu. Skoro już tu był i rozmawiał z miejscowym (o ile tak go można było nazwać po czterech latach mieszkania w Lawtone), to mógł się czegoś dowiedzieć. W końcu ten przystojniak mógł coś usłyszeć, coś zauważyć, a on będzie miał wymówkę, żeby jeszcze wrócić do tego lokalu. – Słyszałem o tych zaginięciach. Kiepska sprawa.
- Widzę, że wieści szybko się rozchodzą… - Harry uniósł brew i odsunął się od baru. – Jeśli nie zamawiasz jeszcze czegoś, to naprawdę muszę zamknąć. Powinienem być już w domu.
Winchester miał na końcu języka pytanie, czy ktoś na niego czeka, ale się powstrzymał. Uśmiechnął się jedynie i wyciągnął portfel z tylnej kieszeni spodni.
- Rozumiem, że jutro rano dostanę tutaj najlepsze ciasto w mieście?
Brunet uśmiechnął się szeroko, olśniewając białymi zębami.
- Postaram się, żeby właśnie takie było.
- Czyli jadłeś najlepszego burgera w życiu i to cię tak ekscytuje?
- Nie jadłem najlepszego burgera w życiu, tylko sos. I wcale nie jestem podekscytowany.
- Ten głupkowaty uśmieszek poznam wszędzie.
Dean skrzywił się i spojrzał na brata z udawaną irytacją, zanim pchnął drzwi baru. Za każdym razem drażniło go, że musi zadzierać głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Życie było jednak nie fair.
- Dupek.
Sam uniósł jedynie brew, bo przecież był prawdziwym dupkiem i przepchnął się obok niego, wchodząc jako pierwszy. W środku unosił się zapach tłuszczu i czegoś słodkiego, czego nie dało się jednoznacznie sklasyfikować. Wczoraj Dean nie czuł podobnych zapachów, ale nie było w tym nic nadzwyczajnego, skoro był jedynym klientem. Teraz lokal był wypełniony gośćmi, którzy zajmowali większą część stolików. Najwyraźniej bar Harry'ego cieszył się w Lawtone popularnością.
Zajęli stolik na uboczu, przy ścianie. Starszy z braci rozejrzał się, szukając wzrokiem swojego nowego znajomego, ale za barem widział jedynie młodą dziewczynę i starszego, siwiejącego jegomościa.
- Powinniśmy zacząć od rodzin zaginionych… - Sam sięgnął po prostą, małą kartę dań i zaczął przeglądać ofertę z umiarkowanym zainteresowaniem. – Zadanie jest trudne i prawdopodobnie spędzimy tu kilka dni, zanim… Dean, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Dean przytakiwał, słuchając jednym uchem, całkowicie skupiony na obserwowaniu wejścia na zaplecze. Ten facet z wczoraj, Harry, był po prostu niezwykły. Starszy Winchester nie pamiętał, kiedy ostatni raz jakiś mężczyzna zwrócił tak mocno jego uwagę. We właścicielu baru było coś niesamowitego, wręcz magicznego, co przyciągało jak magnes… Dopiero kiedy Sam zwrócił się bezpośrednio do niego, Dean odchrząknął i zerknął krótko na brata.
- Co?
Jego wzrok zaraz z powrotem podążył do baru, a w oczach zalśniło zainteresowanie, gdy dostrzegł przystojnego bruneta.
- No chyba sobie żartujesz!
Blondyn spojrzał na młodszego mężczyznę, marszcząc brwi.
- Co?
- To nie sosem się tak ekscytowałeś, ale tym gościem za barem. Boże, Dean, czy mógłbyś choć raz być poważny?
- Wyluzuj. Idę zamówić ciasto i się przywitać. Co chcesz?
Młodszy Winchester posłał bratu zrezygnowane spojrzenie.
- Jajka z bekonem. I możliwość wydłubania oczu, kiedy zaczniesz się do niego ślinić.
Dean wywrócił oczami, pokazał mężczyźnie środkowy palec, udowadniając tym samym, jak bardzo jest dorosły, a następnie wstał i podążył w stronę baru. Kwestia jego orientacji przez długi czas była tematem, o którym nie rozmawiali. Jednak kiedy zaczęli wspólną podróż jako łowcy, stało się oczywiste, że mężczyźnie podobają się nie tylko kobiety. Długo walczył ze wstydem, który odczuwał przed bratem, ale ten nie miał z tym żadnego problemu i teraz Dean nie musiał ograniczać się w swoich podrywkach.
- Znajdzie się dla mnie kawałek ciasta z jabłkami?
- A myślisz, że podajemy tutaj takie? – Harry uśmiechnął się, uruchamiając ekspres do kawy. – Cześć, Dean.
- Cześć. – Winchester odpowiedział szerokim uśmiechem, znów w oczywisty sposób lustrując mężczyznę wzrokiem. Brunet założył tego dnia zieloną koszulkę w białe wzorki i proste, czarne jeansy – niby zwyczajny strój, a jednak wyglądał w nim pociągająco. – I byłbym bardzo zawiedziony, gdybyście takiego nie mieli.
Harry, z pewną dozą zażenowania, przeczesał dłonią swoje czarne włosy, odsłaniając bliznę na czole w kształcie błyskawicy. Wciąż jednak uśmiechał się do blondyna, chyba nie mając mu za złe tak otwarcie okazywanego zainteresowania.
- Masz szczęście w takim razie, bo ciasto z jabłkami mamy najlepsze w mieście.
Dean błysnął w odpowiedzi zębami, opierając się łokciami o blat baru.
- W takim razie poproszę dwie porcje. I jajka z bekonem dla Sammy'ego. – Wskazał palcem na czoło mężczyzny, nie przejmując się subtelnościami. – Masz bardzo ciekawą bliznę…
- Wcześnie dziś wyszedłeś. – Chłodny, silny głos dochodzący zza pleców Deana zwrócił ich uwagę. Winchester obrócił się i ujrzał wysokiego (a przynajmniej wyższego od niego i Harry'ego) mężczyznę o niezwykle bladej skórze i platynowych, krótkich włosach. Ubrany był w miękki, czarny golf i spodnie w tym samym kolorze. Od razu mu się nie spodobał.
- Musiałem iść na pocztę. – Harry wyraźnie rozpromienił się na widok blondyna, choć teoretycznie jego uśmiech wciąż był taki sam. A jednak było w jego twarzy coś, co Deanowi mówiło, że jednak nie ma u niego żadnych szans.
- Dean Winchester. – Wyciągnął dłoń w stronę nieznajomego, uśmiechając się sztucznie.
- Draco Malfoy. – Nawet jeden mięsień nie drgnął na twarzy blondyna, gdy podawał mu dłoń. Uścisk miał pewny i silny.
Gdy przestali mierzyć się wzrokiem, Draco wszedł za bar, objął bruneta w pasie i pocałował go mocno, acz krótko.
- Przepraszam. Zupełnie zapomniałem, że dziś jest pierwszy. Ostatnio tracę poczucie czasu.
Harry wyciągnął dłoń i pogładził policzek Malfoya. Wyglądał tak, jakby w tym momencie nie widział nic poza jasnowłosym mężczyzną.
- Jesteś głodny?
Draco kiwnął w odpowiedzi głową, raz jeszcze całując właściciela lokalu – tym razem w policzek. Dean obserwował tę scenę z drugiej strony baru i czuł się coraz bardziej niekomfortowo. Było coś dziwnego w tej parze, co go niepokoiło. Poza tym czuł się zirytowany tym, że najwyraźniej Harry wcale nie zwrócił na niego uwagi w sposób, w jaki oczekiwał tego Winchester. Odchrząknął i uśmiechnął się blado do czarnowłosego.
- Wrócę do Sammy'ego i poczekam na nasze zamówienie. Do zobaczenia później.
Harry posłał mu w odpowiedzi promienny uśmiech, ale zaraz jego uwaga ponownie skupiła się na Malfoyu, zupełnie jakby magiczna siła nie pozwalała mu odwrócić od niego wzroku. Wkrótce potem ta dwójka zniknęła na zapleczu, a starszy Winchester usiadł naprzeciwko swojego brata.
- Widzę, że ktoś tu dostał kosza… - Sam parsknął śmiechem, widząc minę Deana. Uwielbiał go drażnić.
- Uch, odpieprz się. – Starszy mężczyzna zmarszczył brwi. Takie porażki nie były dla niego codziennością. – Coś jest z nim nie tak.
- Z twoją niedoszłą randką? – Sam ponownie parsknął śmiechem, z niedowierzaniem wpatrując się w mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stolika. – Ja wiem, że to musi być dla ciebie nie…
- Nie z nim! – Dean wywrócił oczami, by zaraz zmarszczyć brwi. – Z tym drugim.
- Nie sądzisz, że trochę przesadzasz? Wiem, że porażka musi być dla ciebie bolesna…
- Chryste, nie o to chodzi! Mówię ci, Sammy. Coś tu nie gra. – Podrapał się po policzku. – Tylko jeszcze nie wiem, co.
Na swoje zamówienie nie musieli długo czekać. Kelnerka, imieniem Debbie, przyniosła jajka i podwójną porcję ciasta, życząc im smacznego. Była ładna, całkiem w typie Deana i gdyby ten nie zaprzątał sobie głowy Harrym oraz jego chłopakiem, pewnie zwróciłby na nią uwagę. Był jednak zajęty rozmyślaniem o wczorajszej rozmowie z brunetem. Miał wrażenie, że coś mu umykało, ale nie wiedział, co.
Harry wrócił za bar dziesięć minut później. Starszy Winchester od razu dostrzegł opatrunek na jego lewym przedramieniu. Przełknął kawałek ciasta (naprawdę było bardzo dobre, musiał to przyznać) i kopnął Sama pod stolikiem w kostkę.
- Au! – Młodszy mężczyzna skrzywił się, patrząc na niego z wyrzutem. – Co do cholery…?!
- Spójrz na rękę Harry'ego.
- Kogo?
- Bruneta za barem! – syknął, wywracając oczami. Czasem miał wrażenie, że jego młodszy braciszek tylko udaje takiego bystrego.
- I co? – Szatyn wzruszył ramionami i wrócił do jedzenia swojego śniadania. – Mógł skaleczyć się w kuchni.
- Albo zostać ugryziony.
- Naprawdę myślisz, że…?
- To może być jeden z nich, Sam. – Pochylił się nad stolikiem, nie chcąc, by ktokolwiek ich usłyszał, choć znajdowali się w znacznym oddaleniu od innych gości. – Musiałbyś zobaczyć, jak on na niego patrzył… To nie było normalne. Mam przeczucie, że Draco Malfoy może być tym, kogo szukamy. – Uśmiechnął się, a w jego głosie pobrzmiewała tak dobrze znana młodszemu Winchesterowi pewność. – A jeśli mam rację, to znajdziemy gniazdo i rozprawimy się z bandą krwiopijców szybciej, niż przewidywałeś.
