Orzamar, jedno z ostatnich krasnoludzkich królestw w Thedas, ojczyzna walecznych wojowników i uzdolnionych rzemieślników. To tutaj krasnoludy ciągle walczą z pomiotami, podczas gdy na powierzchni przypominają sobie o nich tylko w czasie Plagi. Nasi mężni legioniści chronią na co dzień cały świat przed potworami.
"Jak patriotycznie"- Pomyślał po przeczytaniu podpisu na jednym z pomników - "Zaraz polecę się zaciągnąć do legionu, och chwila przecież jestem w nie właściwej kaście"
To kim jesteś i czym się zajmujesz zależy od tego w jakiej kaście się urodziłeś. Urodziłeś się w kaście kowali to kowalem zostaniesz. Chcesz być kupcem i handlować ale twoi rodzice należą do górników to nic z tego, zostajesz górnikiem. Jesteś słaby fizycznie ale twój ojciec jest wojownikiem, przykro mi, marsz do koszar .
"Do którego miejsca w szeregu to ja należę?"- Ironizował dalej w myślach- " Aa... do najniższego!"
W tym społeczeństwie jak nie należysz do żadnej kasty to jesteś bezkastowcem.
"Choćbym był najlepszym strategiem czy wojownikiem w historii Orzamaru, to przez tę szramę na twarzy, te drzwi pozostaną dla mnie na zawsze zamknięte"
Bezkastowcy to potomkowie zbrodniarzy, stoją na samym dnie drabiny społecznej, bezkastowcy nie mogą pracować w żadnym dobrym zawodzie, nie mają możliwości awansowania do kasty wyższej, są naznaczani przy urodzeniu by każdy wiedział że to bezkastowiec. Przynajmniej tak brzmi oficjalna wersja
Wracał z rajdu po kramarzach, znajdujących się pod "ochroną" Berahtema, czyli mówiąc krótko płacących haracz. Musiał się mieć na baczności zarówno przed podobnymi sobie zbirami, jak i zwykłymi kieszonkowcami. Wiedział że gdy ktoś ma dużo gotówki przy sobie to 9 na 10 osób zaczyna iść szybciej, trzymają ręce blisko swojej sakiewki i co chwilę się odwracają by sprawdzić czy nikt nie idzie. Oczywiście przez takie zachowanie równie dobrze mogliby machać flagą z napisem, "Mam wściekły szmal, niech mnie ktoś skroi!" Wiedział bo sam to zaobserwował. Więc należało zrobić wszystko na odwrót
-Datek, dla biedak- wyjęczał jeden z wielu żebraków w kurzowisku
Faren nie zaszczycił go nawet spojrzeniem, przeszedł obok niego nic nie mówiąc. Dziwiło go jak któryś z łachmaniarzy może mieć nadzieję wyłudzić cokolwiek od innych nędzarzy.
Doszedł w końcu do kryjówki Berahtema, gdzie jak zwykle stał jeden z Lewarów, uzbrojony w dwuręczny topór na plecach i zbroję ćwiekowaną. Gdy chciał wejść zastąpił mu drogę.
-A ty dokąd się wybierasz?- spytał
Faren obdarzył go ciężkim spojrzeniem
-Do szefa, mam sprawę-
-Nie ma go, kurzak 1,2,3- dzik popisał się umiejętnością liczenia
-A gdzie zatem jest?-Faren zaczynał się niecierpliwić
-A czemu mam ci powiedzieć?- najwidoczniej nudził się na stanowisku i miał ochotę kogoś podrażnić- Podaj jakiś powód-
-Bo pracujemy dla tego samego szefa? Bo będzie zły jak mnie opóźnisz?-podsunął oschle Faren
-Brosca, Brosca pracuj dalej- Levar dobrze się bawił. Faren wcale i miał tego dość
Nie przerywając kontaktu wzrokowego, Faren walnął mu z gruchy prosto w podbródek, tak że głowa mu odskoczyła do tyłu, prawą rękom wyszarpnął sztylet z cholewy i zanim zdążył się otrząsnąć, przyłożył mu do gardła.
-Może dlatego że jak Berath ma mokrą robotę do wykonania to zawsze wysyła mnie?- powiedział cicho. Levar między ochotą rzucenia się na przeciwnika a rozsądną odpowiedzią na zadane pytanie. Wybrał rozsądek
-Udał się na zachodni skraj Kurzowiska- powiedział wściekle
"Chorobcia"- pomyślał Faren- "Do mnie"
...
Wchodząc do miejsca gdzie spał, bo domem nie można by tego nazwać, usłyszał już od progu głośny głos Beratha
-Masz pojęcie ile mnie kosztują twoje lekcje!- łajał moją siostrę
-Wiem ale obiecuję że ci się to zwróci-zapewniała Rika
Faren przemierzył szybkim krokiem pokój w którym ni to siedziała, ni to leżała jego stara, jak zwykle w stanie częściowym upojenia alkoholowego. Gdyby nie fakt że była jego matką i że Rika by mu tego nie wybaczyła, już dawno wyrzuciłby ją z mieszkania
-Wróciłem- krzyknął- Co nowego tym razem? Bryłkowiec buchnął ci śniadanie Berath?- zapytał niewinnie
Szef odwrócił się i spojrzał na niego
-No, drugi darmozjad, nie bądź taki zabawny Brosca, bo kiedyś się doigrasz i Patroni mi świadkiem, nie będzie ci do śmiechu-powiedział- A pro po. Masz kasę?
Ruchem tak szybkim, że umykającym uwadze, Faren rzucił mu sakiewkę. Lider złapał ją tuż przed nosem
-Przelicz je sobie, jeśli chcesz- rzucił
-A przeliczę, żebyś wiedział-
-To czego znowu od nas chcesz?- zapytał Brosca jak szef skończył liczyć
-Inwestycja w twoją siostrę mi się nie zwraca- powiedział- Powinna już dawno złapać jakiegoś szlachciurę, a nie stać tutaj z płaskim brzuchem
Jedną z zabawnych stron systemu kastowego było to że dziedziczyło się kastę po rodzicu tej samej płci, co powodowało że jeśli bezkastowa krasnoludzica urodzi syna jakiemuś szlachcicowi, to syn zostaje szlachcicem a jego matka wraz z całą rodziną mogą zamieszkać z tym szlachcicem, ale zachowują statut bezkastowców. Takie jak Rita nazywa się "Łowczyniami szlachciców" lub "kobietami do towarzystwa"
-Kiedy jeden z nich naprawdę zainteresował się mną- powiedziała cicho siostra- taki umięśniony blondyn, z warkoczykami w brodzie, mówi że mam klasę i mam przyjść do niego dziś wieczorem-
-Widzisz, znalazła jakiegoś frajera, w czym problem?- spytał jej brat
- Problem jest w tym że nie zaciągnął jej jeszcze do swojej komnaty- odpowiedział Berath- Dopóki nie urodzi mu bachora, nie ma mowy o zwrocie inwestycji-
-Daj jej czas, jestem pewien że-zaczął Faren ale nie dał mu dokończyć
-Czas się wam kończy obojgu-krzyknął- Brosca, twoja siostra ma miesiąc na zaciągnięcie do łóżka tego szlachcica, a ty dostaniesz więcej zadań do wykonania- mówił dalej- jak nie uwinie się do końca tego czasu, to wszyscy wylecicie z tego lokum!
Rodzeństwo spojrzało po sobie i Faren kiwnął głową zaciskając pięści
-Okej dotarło, masz coś jeszcze do powiedzenia, czy mamy uznać się za wolnych-powiedział ponuro- Szefie?
-Owszem, mam dla ciebie zadanie, Leske wprowadzi ciebie w szczegóły- oznajmił Berath wchodząc z pokoju- I pamiętajcie. Miesiąc - I wyszedł
Patrząc za znikającym Berathem nie pierwszy raz miał ochotę rzucić w niegorzucić jednym ze swoich noży. Powstrzymywało go świadomość że wtedy najpewniej nie wyszedłby żywy z kurzowiska, znaczy on by zdołałby jakoś przetrwać, ale nie z siostrą i matką na nigdy nie walczyła a matka nie dość że kulała, to była wiecznie pijana. Ale i tak pokusa była silna
-Dobrze że nie rzuciłeś się na niego braciszku- powiedziała Rita
-Co ty, wiesz przecież że drugiego tak opanowanego krasnoluda jak ja to ze świecą szukać- oparł ze sztucznym śmiechem- Co dzień muszę się powstrzymywać przed zafundowaniem mu kosy pomiędzy żebra
-Nawet tak nie żartuj- powiedziała ze strachem- Gdybyś coś mu zrobił to...
-Wiem co by się stało, co szkodzi pomarzyć?
-Wiesz że nie moglibyśmy tu zostać, musielibyśmy udać się na powierzchnię- teraz już zupełnie przerażona- Niebo by nas pochłonęło
No właśnie "Niebo cię pochłonie". Większość krasnoludów z Orzamaru nigdy nie widziała nieba, mówią że trzeba utrzymywać więź z Kamieniem, z Patronami. Każdy krasnolud który opuści miasto z automatu zostaje pozbawiony kasty i najpewniej spada w niebo. Może być w tym jakiś sens bo Faren nigdy nie spotkał nikogo kto by opuścił Orzamar i wrócił z powrotem. Choć z drugiej strony słyszał pogłoski że po prostu nie chcą wracać, że mają lepiej na powierzchni. Jak jest naprawdę, nie wiedział.
-Spokojnie nie zrobię nic głupiego- zapewnił
Popatrzyła na niego niepewna czy powinna zaniepokoić się jeszcze bardziej, czy odpuścić
-Dobrze idź już, idź
...
Leske czekał na niego przed domem.
-Co mamy do zrobienia?-
-Ciebie też miło widzieć Faren-
-Leske, uwierz mi że chętnie bym z tobą pogadał, ale wolałbym zakończyć szybko robotę
-Konkretny jak zawsze, dobrze, Berath kazał nam zająć się pewnym przemytnikiem, niejakim Oskiasem
-Czym zalazł za skórę naszemu kochanemu szefowi?- spytał ironicznie Brosca.
-Berath podejrzewa że gość nie oddaje mu ustalonych zysków, tylko opyla coś na boku
-Czyli grubsza sprawa- pokręcił głową- Powiedział gdzie go znaleść?
-Nie, kazał nam samym rozwiązać ten problem
-No cóż, od stania tutaj sprawa sama się nie rozwiąże, więc chodźmy
...
Poszukiwania nie trwały długo. Parę miedziaków tu, kilka gróźb tam i już wiedzieli gdzie szukać gagatka. Informatorzy podawali że Ostias przebywa w karczmie, w dzielnicy gminu. Udając się tam słyszeli jeszcze plotki, jakoby odnaleziono ślady po Patronce Brandzi ale to ich już nie interesowało.
Karczma nie wyróżniała się szczególnie na tle innych domostw. Ot trochę większe drzwi i szyld z namalowanym kuflem piwa obok topora. Wnętrze nie odbiegało od standardów krasnoludzkich karczm, kamienny blat, kamienne stoły, kamienne krzesła w ogóle wszystko kamienne. Widać było karczmarza myjącego blat, kilku pijaczków w rogu i siedzącego przy stole, samotnie małego kupczyka. Faren od razu zauważył jego nietypowe zachowanie: nerwowe ruchy, rozbiegany wzrok, palce mocno zaciśnięte na kufle z piwem. Ani chybi coś przeskrobał, i to nie z gatunku "niewierny małżonek".
Brosca bezceremonialnie usiadł na krześle przed przemytnikiem.
-Hej, to miejsce jest zajęte- zaprotestował oburzony Ostias
-Jak to dobrze że już nie- powiedział wesoło Lesce, stając za nim
-Czego chcecie?
-Chcemy pogadać- odparł Faren
- Nie mam z wami nic do gadania, bezkastowcy
-Od razu "bezkastowcy"- odparł sarkastycznie - Powinieneś się zastanowić zanim tak kogoś nazwiesz, nie dowiedziawszy się kim jest
-Jesteśmy od naszego wspólnego znajomego- dodał Leske
-Och-kupczykowi mina zrzedła- chyba nie od Beratha?
-Wydaje się nam że ma do ciebie jakąś sprawę. Coś związanego z przemytem- rzucił od niechcenia Lesce
-Kiedy ja nic nie zrobiłem- wyjąkał kupiec
-Słuchaj-głos Farena był cichy ale bardzo wyraźny, tak że słuchający musiał siedzieć cicho by coś usłyszeć- Wiemy że zrobiłeś coś na szkodę naszego szefa , bądź rozsądny, czy warto umierać dla jakiś bryłek?
- Nie ukradłem żadnego lyrium!- krzyknął przerażony
- Ach, a kto tu mówi o lyrium?- zauważył Lesce
Ostias się zorientował że się pogrąża, ale był zbyt przerażony by coś powiedzieć. "Jest moj" pomyślał Faren "Zaraz wszystko powie, wystarczy jeszcze trochę go przycisnąć"
- Oddawaj to lyrium które ukradłeś- powiedział głosem ze stali- a może wyjdziesz stąd żywy
Ostias uciekł wzrokiem do karczmarza, ale ten właśnie udawał się na zaplecze. Na pijaczków nawet nie spojrzał.
-No!? Bo mogę je zabrać z twojego trupa!
Pokonany przemytnik wyciągnął zza pazuchy dwie małe paczuszki.
-Proszę, weźcie wszystko, tylko nie zabijajcie mnie, błagam
Obaj spojrzeli na paczuszki
-Chcesz nam wmówić że masz tylko dwie bryłki?- powiedział groźnie Lesce- Masz nas za kretynów?
-Tttoo wszystko co mam przy sobie, reszta jest na powierzchni
-Lesce,przeszukaj go
Lesce szybko przetrząsnął mu kieszenie i pokręcił głową
-Mówi prawdę, nie ma więcej
-Czy mogę już sobie iść?-spytał ostrożnie
Faren zastanowił się. Mieli już to po co przyszli, więc nie był on im już potrzebny, jeśli go zabiją to mogą upomnieć się o niego jacyś krewni, a pomimo że działali z rozkazu Beratha to winna spadnie na nich. Z drugiej strony jeśli się rozniesie że ktoś oszukał szefa i nie zginął, to może zachęcić innych do tego samego. I nie mówiąc o tym że wtedy Brosca też oberwie razem z siostrą. Zabić, czy zostawić?
-To twoja ostatnia szansa, kolejnej nie będzie
-Dziękuję, stokrotne dzięki- powiedział podnosząc się
-Jednak- Faren dał znak Lescemu - oszukałeś Beratha, a coś takiego musi zostać ukarane
Ostias usiłował uciec w bok ale Lesce był na to przygotowany, solidnym kopniakiem podciął mu nogi i gdy upadł rzucił się na niego całym ciężarem swojego ciała. Jedną nogą przydeptał mu lewą rękę, a jego szyję w zagięciu łokcia. Faren okrążył stół i przydepnął jego drugą rękę. Ostias próbował się szamotać ale jego przeciwnik miał wieloletnie doświadczenie w walce w zwiarciu i stale był górą
- I po co tak brutalnie?- rzekł Faren- Chciałem powiedzieć że puścimy cię wolno lecz ze znakiem na ciele. Jak np ucięcie trzech palców. Zamierzałem pozwolić ci wybrać której ręki, ale skoro tak to chcesz załatwić, niech będzie prawa.
Wyciągnął swój sztylet i zaczął go ogrzewać w kominku
-Możesz się trochę pośpieszyć- krzyknął Lesce- strasznie się wierci
-Jeszcze chwileczkę, i... już!
Brosca spojrzał na twarz Ostiasa i zrobiło mu się mu go szkoda. Ale niestety w tej robocie nie ma miejsca na współczucie więc wziął solidny zamach.
Krzyk rozniósł się po całej karczmie
...
-Więc nie zabiłeś go- stwierdził Berath- Nie wykonałeś mojego polecenia!
W melinie Beratha oprócz niego, Farena i Lesca była jeszcze Javira, prawa ręka i kochanka szefa. Faren był zdania że większość szwindli szefa to ona zaplanowała, ale oczywiście nie dzielił się tymi spostrzeżeniami z innymi. Miał własne problemy
- O ile dobrze pamiętam powiedziałeś "Zajmij się problemem"-odparł- No i się zająłem
-Czyżby?-zrobił się czerwony- Myślałem że wyraziłem się jasno, twoją działką jest mokra robota a nie wymyślanie własnych sposobów
Brosca poczuł że stąpa po grząskim gruncie ale mimo tego brnął dalej
- Pomyśl, Ostias oddał ci to co ukradł, już więcej tego nie zrobi, dalej może przemycać dla ciebie, a kara jaką dostał skutecznie zniechęci innych- argumentował- Gospodarz jak mu kury przelatują za płot to kilku utnie skrzydła, reszta kurek przestanie i wszystkie dalej mogą znosić jajka.
-On mówi z sensem kochanie-powiedziała Javira- Choć takie samodzielne myślenie u bezkastowca jest nie zdrowe, w szczególności dla tego bezkastowca
Szef pokiwał głową i spojrzał na nich
-Dobra niech będzie zapomnę o tym incydencie, a wam dam kolejną szanse
Obtoczył ich spojrzeniem władcy i zaczął
-Jak może już wiecie, kasta wojowników urządza dziś Próby, co samo w sobie nie jest czymś nadzwyczajnym ale złożyło się na to jeszcze kilka interesujących elementów -mówił Berath- Po pierwsze na Próbach pojawi się Szary Strażnik. Po drugie walczyć będą nie jakieś szlachciury, lecz wojownicy z pierwszej linii, weterani i profesjonaliści i młode mięso.
Lesce spojrzał na swojego towarzysza lekko nerwowo. Faren wiedział o co mu chodzi. Próby, to uświęcony rytuał kiedy wojownicy walczą między sobą o honor i przychylność Patronów. Prawo do walki mają tylko wojownicy i bezkastowcą nie wolno walczyć na arenie. Oficjalnie mówią że dlatego by nie obrażać Kamienia, ale Faren był zdania że chodzi tylko o to by bezkastowcy nie mogli udowodnić swojej wartości. Jak był młodszy i naiwny to nieraz marzył by rozsławić imię swoje i swojego rodu w czasie Prób. Potem życie sprowadziło go na ziemię.
-... i dlatego macie dopilnować by to Everd wygrał walkę-mówił dalej- postawiłem na niego dużą sumę i nie życzę sobie jakiś niespodzianek. Macie tutaj narkotyk który dodacie tuż przed walką jemu przeciwnikowi. Spowolni jego ruchy i w dodatku jest niewykrywalny więc Everd wygra z zasłoniętymi oczami. A tutaj przepustki, bez tego nie wpuszczą was na Arenę Prób. Pytania?
-Ile mamy czasu?- spytał Lesce
-Walka powinna się zacząć w południe
-Cholera, mamy niecałą godzinę!- krzyknął Faren
-To lepiej się pospieszcie bo pamiętaj Brosca o swojej siorce
Wybiegli z meliny jak strzała
...
Strażnicy przy wrotach areny nie robili wielkich problemów, skrzywili się na widok bezkastowców ale przepustka zamknęła im usta. Wewnątrz był prawdziwy labirynt komnat dla wojowników, poczekalni, miejsc gdzie kramarz sprzedawali przekąski i lazaret. Przed wejściem na właściwą arenę stał Strażnik Prób, a trochę z boku stał człowiek i już samym tym faktem się wyróżniał i w dodatku to był Szary Strażnik.
-Patrz, to ten Strażnik - powiedział Lesce- Założę się że nie podejdziesz i nie zagadasz do niego
-Stare, a poza tym mamy robotę do wykonania, w dodatku zależną od dyskrecji, a rozmowa ze Strażnikiem na pewno nie zalicza się do dyskretnych.
Znalezienie komnaty Everda nie było problemem. To co znaleźli w środku- już tak.
-Kurza twarz upity do nieprzytomności- wściekał się Lesce- Mógłby wyzwać truposza na pojedynek i przegrać sromotnie!
Faren podszedł do leżącego na podłodze Everda. Poklepał go mocno po twarzy. Nic. Spróbował kopnąć go w brzuch. Nic. Zero reakcji.
-Lesce zamknij drzwi, jeszcze go ktoś zobaczy
Lesce szybko podszedł do drzwi i je zamknął
-To co robimy?-spytał-Szef raczej nie posłucha naszych wyjaśnień
-Nie, dlaczego? Powiemy: "To nie nasza winna, że straciłeś pieniądze, to on się tutaj spił w trupa"- ironizował Faren
Lesce popatrzył na niego krzywo
- No przecież wiem- mruknął zdenerwowany- Pomyślmy nad jakimś rozwiązaniem tej kababy
- No o ile nie przewidujemy jakiegoś czarodzieja, który by go wytrzeźwił to nie wiem co zrobimy-lamentował Lesce
"Myśl, myśl cholibcia"- zastanawiał się Faren- "Uciec stąd nie możemy, bo Bareth ma wszędzie oczy i uszy, ktoś mu doniesie. Co pozostaje?"- chodząc po pokoju natrafił na zbroję pijaka. Piękna zbroja płytowa, majstersztyk kowalstwa, te runy na pancerzu, ten hełm garnczkowy całkowicie zasłaniający twarz, ten...
-Tak! To jest to!- wykrzyknął
Lesce odwrócił się zaskoczony
-Masz znajomego czarodzieja?
-Co? Nie! Ma lepszy pomysł- mówił podnieconym głosem- Wyjdę na arenę zamiast niego!
Lesce popatrzył najpierw na druha, potem na opoja a na końcu na zbroję pod ścianą
-Wiesz, to może się udać. Jesteście podobnego wzrostu- stwierdził- i zawsze lepiej radziłeś sobie w walce
- No właśnie, pomóż mi się w nią zapakować
-Chwila, a co z naszym planem dodania narkotyku?- zaprotestował Lesce- Chyba przyda ci się każda przewaga
-Wiem, ale przecież nie wiemy z kim mam walczyć, nasz przyjaciel- kopnął pijaka- nie zdradził nam tej informacji
-Możemy popytać
-Od razu się zdradzimy, pamiętasz? Bezkastowcy nie powinni tutaj w ogóle przebywać
- Dobra, w końcu to ty tu ryzykujesz
- Okej to teraz pomóż mi z tym napierśnikiem
...
Zbroja była ciężka ale wyważona. Jednak Faren nie był przyzwyczajony do ciężkich pancerzy, zwyczajnie nie było go na nie stać, więc zawsze chodził w skórzanym. Potrzebował kilku chwil by mieć pewność że ma pełną swobodę ruchów, na ile to możliwe. Zdecydował się pozostać przy swoich krótkich mieczach, pomimo leżącego w kącie dwuręcznego topora. Lepiej pozostać przy broni którą się zna niż eksperymentować tuż przed walką.
Ruszył spokojnym krokiem na arenę, choć nerwy miał jak postronki. Wystarczy że ktoś się zorientuje że to nie Evarn i cały plan do kasacji. Lesce obiecał się trzymać gdzieś w pobliżu, w razie czego, lecz Faren wiedział że to od niego zależy czy wszystko wypali.
Strażnik Prób zastąpił mu drogę i Faren spiął się jeszcze bardziej
-Ach Evarn, jesteś już. Twój przeciwnik zaraz tu będzie, jesteś gotowy?
Kiwnął głową cały spocony
-Dobrze, zatem wchodź
...
-Próby to tradycja, od niepamiętnych pokoleń, od czasu początku naszego Orzamaru- wołał Patron Orzamru- są sprawdzianem naszej siły i umiejętności radzenia sobie w walce. Dziś są tym szczególniejsze bo gościmy komendanta Szarej Straży, Sir Duncana!- rozległ się gromki aplauz tłumu i to nie z powodu przemowy. Szarzy Strażnicy są jedynymi powierzchniowcami, którzy, zdaniem krasnoludów, zasługują na szacunek. Przyczyną jest że to doskonali wojownicy i nie przerywanie walczą z pomiotami. Krasnolud który wstąpi w ich szeregi zachowuje swoją kastę i cieszy się olbrzymim szacunkiem wśród swoich
-Jako pierwsi zmierzą się, Everd, młody wojownik który czeka na swoją szanse i Mainar, wielokrotny weteran bitew przeciw pomiotom. Walczyć będą do puki któryś z przeciwników nie podda się.
- Ku chwale Patronów- zasalutował Mainar
- Za Szarą Straż- oparł Faren, mając nadzieję że w tym hałasie głos go nie zdradzi
Zaczęli krążyć wokół siebie, Mainar z dwuręcznym mieczem, Faren z dwoma krótkimi. Robili krótkie wymachy bronią chcąc sprowokować przeciwnika do ataku. Brosca żałował że nie może użyć flakonika ze śmierdzącym olejem, ale na arenie by to nie przeszło. Chciał by tamten go zaatakował by mógł wykorzystać jego pęd przeciw niemu. Mainar najwyraźniej uznał że poradzi sobie lepiej w zwarciu i zaszarżował z mieczem uniesionym nad głową.
Faren nawet nie próbował zablokować ciosu, gładko zszedł z linii ataku oponenta i jednocześnie zadał dwa ciosy mieczykami. Zapomniał niestety że przeciwnik też nosi pancerz, przez co cięcia które powinny zakończyć walkę, jedynie zostawiły rysy na zbroi i zakłóciły rytm przeciwnika .
Nie miał szansy poprawić, bo Mainar zdołał odzyskać równowagę, i musiał odskoczyć przed cięciem. Kolejne już zablokował skrzyżowanymi ostrzami. Podobnie jak kolejne. Wydawać by się mogło że weteran zaraz się przebije przez jego obronę, ale Faren zaskoczył go przechodząc do ataku. Jednym ostrzem uderzył w miecz przeciwnika, gdy ten robił zamach, jednocześnie uderzając go barkiem. Przewrócili się obydwaj, Mainar upuścił miecz a Brosca zajął lepszą pozycję na wierzchu i przyłożył mu sztylet do gardła
-Poddaję się- powiedział
Tłum wykrzykiwał abrobate
...
Kolejną walkę miał zaraz po pierwszej, z wojownikiem o imieniu Adalbo. Posługiwał się toporkiem z tarczą i można by było powiedzieć że będzie stanowić większe wyzwanie dla Broscy. Ale tak nie było, miał styl walki całkowicie defensywny, z nastawieniem na kontratak i chowaniem się za tarczą. Faren wiedział jak sobie z takimi radzić, mocny kopniak w kolano przeciwnika potrafił czynić cuda! I tak było też tym razem. Walka trwała tyle ile trwa zmówienie jednego psalmu na cześć Stwórcy.
I znów Patron Orzamaru ogłosił zwycięzcą nic nieświadomego Evarna, leżącego w pijackim śnie. Duncan przyglądał się wojownikowi z coraz większym zainteresowaniem
Trzecią walkę dostał z Lenką, przyszłą członkinią bractwa milczących wojowniczek. Walka była długa i wyrównana, oboje używali krótkich mieczy, podobny styl walki i umiejętności. Właściwie w tym pojedynku pomogło mu trochę szczęście. Podczas wymiany ciosów i jednoczesnego krążenia wokół siebie, zamiast równego piasku na podłożu, zrobiły się chałdy i o jedną z nich zahaczyła Lenka. Co od razu wykorzystał podcinając jej tę nogę.Reszta była już formalnością
...
-Gratulujemy Evarnowi kolejnego zwycięstwa- mówił Patron- W kolejnej walce zmierzy się z...
-Hej! To moja zbroja- krzyknął zataczający się krasnolud- Oddawaj!
"Noż, zajek**wabiście"-pomyślał zrozpaczony Faren- "Nie mógł przespać całego turnieju?"
-Co to ma znaczyć-krzyknął Patron- Jak śmiesz przerywać to wydarzenie ty... Zaraz! Ja cię znam! To ty jesteś Evarn! Zatem kto jest w tej zbroi?!- tłum szalał
-Ty! Kim jesteś?! Ściągnij swój hełm!
"Chcesz wiedzieć, dobrze, przynajmniej przed śmiercią będę miał trochę satysfakcji"
Strażnicy wchodzili już na arenę, kiedy hełm spadł na ziemię i wszyscy zobaczyli twarz krasnoluda z krótko przyciętymi rudymi włosami, tygodniowym zarostem i piętnem bezkastowca na policzku.
-Ty! Bezkastowcze! Ośmieliłeś się splugawić Próby!- twarz Patrona była w takim samym kolorze jak jego kubrak- Jak śmiałeś...
-Udowodniłem że cała wasza kasta jest śmiechu warta- Farenowi już nie zależało na przeżyciu, chciał powiedzieć co naprawdę myśli-Pokonałem waszych najlepszych wojowników, a mimo to twierdzicie że jesteście lepsi! Wy...
-Milcz! Straże! Brać go!
Faren trzymał miecze w garści, gotowy drogo sprzedać swoją skórę
-Wytrzymajcie- zawołał Duncan. Strażnicy stanęli niepewnie- Walczył dzielnie i uczciwie pokonał waszych najlepszych wojowników. Czy nie po to są Próby?- zwrócił się do Patrona
- Z całym szacunkiem komendancie, ale w Orzamarze kierujemy się pewnymi zwyczajami które dla nas są święte
Strażnicy okrążyli Farena oczekującego na atak
-Mimo to chyba zasłużył sobie na wasz szacunek?
-To sprawa na później-odparł- A puki co-do strażników- Brać go!
Nie czekał długo...
