Rozdział 1.
Nie wyjdziemy stąd żywi
Słyszałem, kiedyś historię o gościu, który sprzedał świat. On to miał przejebane, chociaż... czekaj. On nie musiał siedzieć w czarnej dziurze przez całe życie.
Kolejny kwartał minął. Ren zaczął powoli zastanawiać się czy nie ryć w ścianie kresek, symbolizujących księżyce, które tu przesiedział. Mógłby potem leżeć i patrzeć na swoje dzieło. Przedstawiałoby nader wyraźnie jak bardzo jego życie jest bezsensu. Był taki etap, gdy miał nadzieje, że wszystko się ułoży, gdzieś z tyłu głowy zawsze świtała mu myśli "może kiedyś". Teraz jego nastrój był dość... zmienny? Faktycznie bywało, że był pełen optymizmu, wręcz był gotów stanąć przed Linehaltem z przygotowaną gadką motywacyjną, no ale... kiedy czekasz na słońce musisz pamiętać, że po nim przyjdzie księżyc. Były też gorsze dni. Dni, w których kładł się i truł swojemu towarzyszowi jak to bardzo na Gundaliańskich bogów, świat jest nie fair, jak to bardzo zazdrości tym Gundalianom żyjącym na górze, że codziennie mogą patrzeć na słońce. Po czym pod koniec dnia dochodził do wniosku, że nienawidzi całej Gundalii, a tym bardziej "tych z góry", by rano pomyśleć "kurde... weź się w garść. Masz być dobrym partnerem dla ostatniego bakugana ciemności, a nie truć mu o tym jak nienawidzisz tego świata". Ten dzień zaliczył do tych gorszych. Wszystko go irytowało, począwszy od śniadania, tego samego, które jadł odkąd był mały, skończywszy na milczącym Linehalcie, który wolał prowadzić z Renem dyskusje, gdy ten był w lepszym nastroju.
'Linehalt?' To słowa wypowiedział dziś już chyba z miliard razy i nigdy nie udało mu się rozpocząć rozmowy.
'Ren, już ci mówiłem, że konwersacja z tobą, kiedy masz ochotę wygłaszać tyrady o "gówno-świecie" to ostatnia rzecz, którą chcę robić.'
'Tak, wiem. Po prostu zrozumiałem, że nie wyjdziemy stąd żywi.'
'Przypomnę ci to jutro, gdy stwierdzisz, że siedzenie w tych jaskiniach to dar.'
'Na Ka'alę i innych bogów księżyca... nigdy!'
'yhym...'
'Przysięgam ci, że już nie będę wygadywał głupot!'
'Zdecydowanie wolę Rena-optymistę.'
'Niestety, musisz się z nim pożegnać.'
'Mówili mi, że młodzi gundalianie dają w kość, ale ty jesteś jakimś wyjątkowym przypadkiem, Ren.'
Linehalt ujrzawszy pięć lat temu młodego Rena i usłyszawszy, że on będzie jego nowym opiekunem był bliski załamaniu. Serio? Opiekunem ostatniego bakugana ciemności miał zostać bliżej nieokreślony dzieciak. Czekaj... Jak mu było? Ren... Jednak potem wszystko się odwróciło. Z początku strasznie irytowały go gadki-szmatki o tym, że uda im się uciec, a potem stały się jego jedyną nadzieją. Niestety Ren jak pewnie każdy Gundalianin w jego wieku, ostatnio miewał jakieś załamania. Jego towarzysz starał się go pocieszyć, ale to kompletnie nic nie dawało, równie dobrze mógł przeprowadzić jakże interesującą dyskusję ze ścianą, która nagle ożyła i pierdoli wciąż o tym samym. 'Hej, ściano nazwę cię Bill, ok?' 'Jestem ściana.' 'Nie, jesteś Bill.' 'Jestem ściana'. Teraz zmienił swoją taktykę, ale ignorowanie go na dłuższą metę, było niewykonalne.
'Ja przejrzałem na oczy, Linehalt'
'Oczywiście' Ile razy będziesz jeszcze wypowiadał te słowa?- pomyślał towarzysz gundalianina. Renowi zdecydowanie potrzebny był jakiś rówieśnik. Jego przyjaciel kontakt z przedstawicielami Gundalii miał wieki temu i nie ważne jak bardzo bakugan ciemności starałby się zastąpić mu rowieśnika, to nigdy by mu się to nie udało. Linehalt był jego partnerem, przyjacielem, ale nawet z najlepszym kompanem trudno dzielić każdą minutę BA! sekundę życia. Czasami miał ochotę odpocząć od Rena i jego zmiennych nastroi. Wiedział doskonale, że Gundalianin czasami też wolałby pobyć z kimś innym. Niby mogli się rozdzielić, stanąć w przeciwległych końcach jaskini, ale co by im to dało? Nie mieliby z kim zamienić zdania. Taka sytuacja może wzmacniać ich przyjaźń, ale równie dobrze ją osłabiać, więc teraz bakugan mógł się zgodzić z Renem w jednym przypadku "życie w tej dziurze to gówno". Gówno. Nieskończone, ciągnące się, śmierdzące, lepkie łajno. A my w tym toniemy podsumował w myślach Linehalt.
'Ren...'
'Hmmm...' Gundalianin zaczął już powoli zapadać w sen, jednak perspektywa kontynuacji rozmowy z milczącym przez większość dnia towarzyszem, była bardziej kusząca.
'Zgadzam się z tobą'
'Serio?'
'Życie w tej dziurze jest straszne, ale jeszcze gorzej jest, kiedy prawisz mi o tym kazania'
'Przepraszam, Linehalt' Ren zmieszał się na słowa kompana. Dlatego milczał przez cały dzień, może jednak... powinienem trochę spasować.
'Ren, proszę obiecaj, że już nigdy nie będziesz wygłaszał czterokwartałowych tyrad o tym, że jesteśmy w beznadziejnym położeniu'
'Ale...'
'Ren!' Gundalianin wzdrygnął się na krzyk bakugana. Mógł mu wprawdzie przysiąc, że skończy ze swoimi przemowami, ale w gruncie rzeczy poprawiały mu humor.
'Czekam na odpowiedź.'
'Okey'
'Ren, czy ja gadam z trzylatkiem?'
'Dobrze, Linehalt. Obiecuję, że skończę ze wszystkimi moimi tyradami na temat życia w tych jaskiniach.'
'Przeredaguj to trochę. Obiecuję, że skończę ze wszystkimi pesymistycznymi tyradami na temat życia w jaskiniach.'
'Czyli masz ochotę wysłuchiwać jak pitolę o nadziei?'- zaśmiał się Ren
'Lepszo to niż: "Nasze życie jest beznadziejne, skoczmy z klifu, a czekaj... jesteśmy w dziurze nie możemy nawet się zabić"'
'Dobra, obiecuję, że skończę ze wszystkimi pesymistycznymi tyradami na temat życia w jaskiniach. Zadowolony?'
'Może być.' Gundalianin prychnął na słowa towarzysza.
'Nie doceniasz mojej pracy...'
'Czujesz się niedowartościowany? Masz jakieś problemy? Nie odpowiada ci twój styl życia?' Oboje wybuchli śmiechem na słowa Linehalta. Senność dawała się Renowi coraz bardziej we znaki. Powoli, ponownie zapadł w objęcia Morfeusza. To był ten moment kiedy jesteś na skraju świadomości, kiedy w głowie zaczynają pojawiać się obrazy rodem z krainy snów, ale jednak jeszcze nie śpisz. Światło pomyślał Ren. Nieraz zdarzało mu się widzieć w krainie Morfeusza Gundalię (przynajmniej tak jak ją sobie wyobrażał), słońce, a po środku tego krajobrazu siebie. Teraz widział także innego gundalianina. Nie było to niezwykłe zjawisko. Nieraz w jego sennych wizjach byli gundalianie, jednak zazwyczaj jego rówieśnicy, ten był starszy. Nie jakoś znacząco o pięć, maksymalnie sześć półksiężyców. Był znacznie wyższy. Ren czuł się przy nim jak robak, coś w jego posturze sugerowało, że nie jest osobą przyjaźnie do niego nastawioną. To mu się nie podobało. W życiu widział jednego Gundalianina, swojego poprzednika (wuja) i miał też zamglone wspomnienia twarzy swoich rodziców, ale nic po za tym. W jego pamięci wszystkie te twarze były raczej uśmiechnięte, a ta... Była po prostu straszna, nie brzydka, nie widział jej dokładnie, ale w rysach tej sennej wizji było coś... okrutnego. TAK! Okrutnego to dobre słowo. Chciał od niej odejść jak najdalej, jednak nie mógł się ruszyć. Coś zimnego zastygło na jego ramieniu. To mój umysł płata mi figle, czy... Poczuł jak ktoś, trzymając jego ramię ciągnie go w górę. To nie jest sen ,ani wizja ,ani jawa. Gundalianin zrozumiał w jednej chwili- To rzeczywistość. Ren od razu się rozbudził. Otworzył szeroko oczy, aby ujrzeć oślepiające, surowe światło. Nie tak wyobrażał sobie ratunek... zaraz jaki ratunek?. Jeśli przybyli tu po mnie i Linehalta to tylko po to... Ren oszołomiony przypatrywał się twarzy z wizji, która tak naprawdę wizją nie była, a przekształconą przez jego zmęczony umysł rzeczywistością. Ta twarz. Teraz mógł ją zobaczyć z bliska. Jego stopy dyndały parę *ikali nad podłogą, tak, że znajdował się prawie nos w nos z tym gundalianinem. Weź się w garść, Ren- skarcił się w myślach, patrząc jak twarz tajemniczego osobnika wykrzywia się w szyderczym uśmiechu.
'Jesteś Ren, tak?' Strach go sparaliżował. Ta tajemnicza osoba, była od niego wyższa i starsza. Ponadto świdrowała go spojrzeniem, którego nie powstydziła by się sama śmierć. W samej jego sylwetce można było dostrzec dumę i pogardę zarazem.
'P-puszczaj mnie' wyjąkał w końcu Ren. Nie wypadło to źle, ale w porównaniu do zimnego, wyniosłego tonu jego rozmówcy brzmiał żałośnie. Gundalianin zaśmiał się. Ośmielony, tym, że udało mu się coś z siebie wydukać, Ren zaczął się szarpać. Zauważył, że twarz jego oprawcy wykrzywił grymas i chwile później poczuł jak uderza z impetem o ziemie.
'Ren co się tu znowu dzieje...?' z głębi jaskini dobiegł głos jego przyjaciela.
'Linehalt, uciekaj!'
'A więc tak się zachowuje, obrońca ostatniego bakugana ciemności'- odezwał się czwarty, nieznany renowi głos.
'Dharak, pozwól, że ja przeprowadzę tą małą "negocjacje"'
'Chętnie na to popatrzę'- ów tajemniczy głos, należał do bakugana spoczywającego na ramieniu drugiego gundalianina.
'Ren kto to?'- Nie, Linehalt po co tu przyszedłeś.
'Twój bakugan nie zmienił się w formę kulistą?'- Oprawca zwrócił się do niego z szyderczym uśmiechem.
'Nie podoba mi się to'- Odwrócił głowę, ku bakuganowi Rena i wymierzył w niego dziwne urządzenie.
'Nie wiem kim jesteś, ale zaraz pożałujesz, że zapuściłeś się w te jaskinie!' wykrzyczał Linehalt, ale zanim zdążył zrobić choć krok coś jakby zagrodziło mu drogę. Czuł się jakby wiązały go niewidzialne sznury, których nie może przerwać, a potem... przestrzeń wokół niego się zmniejszała, zmieniała. Wszystko wirowało, czuł jak się kurczył. Gdy świat trochę zwolnił spróbował wykonać krok, nic z tego...
'Linehalt!' Ren nie mógł dostrzec co stało się z jego towarzyszem. Jakby wyparował.
'Co zrobiłeś Linehaltowi!?' Młodszy z gundalian wykrzyczał zdecydowanie pewniej niż za pierwszym razem. Jego desperacja sprawiała przyjemność drugiej osobie. Jego twarz, spowitą przez mrok panujący w jaskini, wykrzywiał okrutny uśmiech. Dla Rena perspektywa śmierci była o wiele mniej straszna, niż perspektyw życia bez jego jedynego przyjaciela.
'Morderca! Gadaj co z nim zrobiłeś! Co z nim zrobiłeś ?!' Jaskinie wypełnił cichy śmiech oprawcy bakugana ciemności.
'Morderca, tchórz!' Ren był na tyle blisko twarzy przybysza, że mógł dokładnie przyjrzeć się jej rysom.
'Dość tego'- Wyższy gundalianin przestał się śmiać, a szyderczy uśmiech został zastąpiony przez grymas. Zrobił krok w stronę Rena tak, że ten zaczął się cofać. Nagle opuściła go cała odwaga. Przywarł plecami do kamiennej skały i spostrzegł jak ręce porywacza Linehalta wylądowały po obu stronach jego głowy. Było sobie życie. Oprawca pochylił się tak, aby ich spojrzenia mogły się spotkać. Ren zaczął drżeć ze strachu. Widząc tą reakcję drugi z gundalian zaczął się śmiać.
'Czy ty wiesz do kogo mówisz, szczylu?'
'M-mordercy, p-porywacza... tchórza.' Kiedy obrońca ostatniego bakugana ciemności przypomniał sobie swojego kompana, poczuł nowy przypływ heroizmu.
'Z pierwszymi dwoma się zgadam... Z ostatnim nie.' Jego twarz znalazła się jeszcze bliżej twarzy Rena o ile to było w ogóle możliwe.
'Zdajesz sobie sprawę...' mówił powoli, każdą sylabę wypowiadając coraz to mroczniejszym i zimniejszym tonem.
'Że jestem cesarzem Gundalii' Ren osłupiał. Jeśli ta osoba przed nim to naprawdę cesarz, to czemu go jeszcze nie zabiła. Twarz władcy wykrzywił uśmiech.
'Wiem o czym myślisz. Odpowiedź jest prosta- potrzebuję utalentowanych wojowników, którzy będą mi wiernie służyć w zamian za... wolność' Ta informacja jeszcze bardziej zszokowała Rena. Przez ostanie chwile najadł się tyle strachu, odczuł tyle smutku i tyle przypływów odwagi oraz przeżył taki szok, że zaczynał powątpiewał czy kiedykolwiek w życiu będzie czuł tyle naraz ile teraz.
'Spodobałeś mi się, widzę w tobie potencjał, choć z początku nie wyglądałeś na takiego, myślę, że byłbyś dobrym wojownikiem.'
'A... i mam nadzieję, że wiesz co cię czeka jak odmówisz'- cesarz zaśmiał się pod nosem 'Jak mi się coś podoba, to po prostu to biorę'
'Co zrobiłeś z Linehaltem?'
'Nie martw się twój bakugan jest bezpieczny, odzyskasz go jak do nas dołączysz. Ponoć ma niezwykłe zdolności.'
'Czyli jak odmówię, zabijecie też mojego bakugana?' Ren był przyparty do muru i dosłownie i w przenośni.
'Za to jak się zgodzisz masz szansę ujrzeć słońce' Dla młodszego gundalianina była to kusząca propozycja. Nad czym on w ogóle się zastanawiał? Kusząca propozycja? Ja, nie mam wyboru.
'I jak?'
'Pójdę za tobą, cesarzu'- te słowa ledwie przeszły Renowi przez gardło, zwłaszcza końcówka tej wypowiedzi. Z jeszcze większą trudnością przyszło mu spuszczenie głowy, na znak posłuszeństwa, ale było to spowodowane brakiem przestrzeni do swobodnego poruszania się. Może chociaż uda mi się odzyskać wolność i żyć w słońcu.
'Cesarzu Barodiusie'- Władca Gundalii w końcu przesunął się odrobinę, dając Renowi odetchnąć.
'Krawler. Ren Krwaler, ale to już chyba wiesz, cesarzu Barodiusie'
