„Większość chce tylko przeżyć. Idzie na front, mając w myśli tylko jedno, by dotrwać do końca. Choć bywają dni, kiedy nie myśli się o niczym innym, jak o śmierci. Spróbuj tutaj pożalić się chociaż na ból w plecach albo na ranę. Zamiast medycznej pomocy dostaniesz to, na co w mniemaniu zasługuje pasożyt. Jak nie skopią, to potną, bądź poparzą, najczęściej jednak zanurzają zmiętoszone ciało w lodowatej wodzie. Tak. Trzeba tu nadmienić, że woda na tych terenach osiąga do –30 stopni. Wydaje wam się to niemożliwe, przecież taka woda powinna być bryłą lodu, a jednak tutejsze prądy morskie są na tyle silne, że woda nie ma szans zamarznąć. Owszem na powierzchni jest warstwa lodu, później mamy lodową maź i wreszcie wodę. Jak można to przetrwać? Nie są głupi. Związują liną ciało i wtedy dopiero wrzucają na pewien okres czasu, mając pewność, że ciało nigdzie nie odpłynie. W barakach nie jest lepiej. Dwa razy dziennie po bułce razowej i szklance wody, najczęściej zamarzniętej. Słabsi umierają od zakażeń, bądź po prostu z głodu. Mieszkam z 10 osobami, każdy z nich kiedyś łudził się, że na targach zostanie wybrany. Tak, targi mięsa armatniego. Ale jak nie jesteś dziewczyną, a twój wiek dawno przekroczył 12 lat, nie masz co liczyć na spojrzenie, chyba że innego wojskowego. Jestem jedyny tutaj, który potrafi czytać i pisać. Moja matka postarała się, by mnie wychować. Przynajmniej tyle mogła mi dać."

-Naruto, tutaj jesteś! Słyszałam, że zostałeś ranny!- różowowłosa dziewczyna weszła do pomieszczenia, trzymając w dłoniach apteczkę. Miała na sobie podarte spodnie, które zwisały z niej, mimo przewiązania ich zużytym już sznurkiem. Na górze jakiś stary, zmiętoszony podkoszulek, z namalowanym czerwonym krzyżem. Jej ciało posiadało kolekcję blizn, które nie miały szans się zagoić w tych warunkach. Krew tu tylko zamarzała, powodując narodziny różnych infekcji. Łatwo wtedy o amputacje jakiejś kończyny, bo po pewnym czasie ciało po prostu przestaje walczyć. Wychłodzone i pozbawione odpowiednich składników odżywczych nie ma sił i możliwości na produkcję nowych krwinek, ani ciał, czy komórek.

-Sakura.. Co tu robisz?! Znowu chcesz oberwać?! Wiesz dobrze, że tacy jak ja nie mogą być leczeni!- zeskoczył z łóżka, podchodząc do niej rozdrażniony.

-Chyba chcesz przeżyć?! Jak będziesz się buntował, tylko im udowodnisz, że jesteś słaby!- walnęła go lekko w ramię, pokazując ruchem głowy, by usiadł.

-Ile dzisiaj poległo?- Zapytał się cicho, zaciskając mocno dłonie. Nienawidził bezczynności, a przede wszystkim tego, że siedząc w tym obozie człowiek tak naprawdę otulał się w ramionach śmierci, niczym matki, która uwolni dziecię od wszelkiego bólu.

-Jeszcze nie wrócili.. Przecież wiesz, że dopiero wieczorem wrócą. A ty już jutro jedziesz?

-Tak.. Jutro moja kolej.

-To cud, że żyjemy, prawda?

-Yhy.

Uśmiechnął się pod nosem, wpatrując się w prowizoryczne okno, które miało im przypominać o łasce, której dostąpili mogąc spać tutaj, a nie na pełnym mrozie. Tak naprawdę właśnie przez to okno, większość osób miała odmrożenia członków. Walka o przeżycie nie dotyczyła tylko frontu, ale też własnego łóżka.

.

.

Świat, w którym przyszło im żyć, dzielił się na kilka warstw społecznych, do których nie było drogi awansu, ale szybka degradacja. Zasady, które otaczały każdy aspekt życia, utrudniały każdy ruch. Bo cóż to za przyjemność ze spacerowania, gdy każdy krok może obrazić „towarzysza". Było też prawo, które się zmieniało raz na pół roku, więc to, co było legalne jednego dnia, drugiego mogło być już zakazane. A wiadomości o tym nie zawsze rozchodzą się tak szybko wśród ludzi jak wśród strażników.

Nad ziemią, w unoszących się bryłach ziemi, na których wybudowano miasta, żyli Nadludzie. Osoby, które posiadały Moc. Nie wykorzystywali jej jednak by pomagać, lecz by udowadniać innym klanom swoją wyższość. Nosząc maski chronili się przed atakami. Nikt tak naprawdę nie wiedział jak wyglądają, bo na ziemię schodzili raz do roku- na targ mięsa. Nikt też nie wiedział jak dokonali tego, że połacie ziemi znalazły się nagle w niebie blisko chmur. W książkach ze starymi mapami świata nie było słowa o nad-miastach. Kiedy to się stało i jak są utrzymywane jest dla wszystkim tajemnicą.

Stalowe słupy wznoszące się ku niebu to podpory do miasta ludzi. Kiedy ludzie dokonywali podziału klasowego, nad ziemią zbudowano rozległe platformy, które odgradzają świat brudu od świata czystości. Miasta ze stali, pozbawione wszelkiej zieleni czy zwierząt. Wszystko, co uznano za produkty brudne, zostało poniżej, a słupy, na których się wznoszą konstrukcje służyły także jako windy, którymi transportowano żywność. Mieszkańcy nie posiadali Mocy, a jednak ich sposób bycia oraz możliwości finansowe, pozwalały im doświadczyć ułamka łaskawości istot nad nimi. Ich pojawienie się na ziemi oznaczało tylko jedno – rozpoczęcie nowej wojny. Nikt nigdy nie zakwestionował ich decyzji, dlatego też nikt nie znał powodów konfliktów. Jednak jedno było pewne, były to najbrudniejsze stworzenia żyjące na tej planecie. Potrafili czytać i pisać, co ich odróżniało od reszty pod nimi, co często było ich asem w rękawie przy wizytacjach w obozach.

Na wzgórzach zaś żyją podludzie, posiadający majątek, z umiejętnością czytania. Kręcili się po niższych warstwach, bez szacunku, godności, zgryźliwi, potrafiący się wić po ziemi, by tylko odznaczyć się czymś w oczach wyższych. Byli też hodowcami zwierząt i rolnikami, zapewniającymi pożywienie dla mieszkańców nad nimi. Ich produkty były wysokiej jakości nie tylko w smaku, ale także w wyglądzie. Jednak mimo takich zdolności zostali nazwani brudnymi i niegodnymi zasiadania w wyższych kręgach. Stąd ich zgorzkniałość w stosunku do niższych warstw.

Zwierzęta - żyli w mało przystępnych ziemiach, gdzie hodowanie czegokolwiek się nie opłacało. Trenowali za to swoje ciało stając się doskonałymi mordercami i wojownikami, dlatego też byli zatrudniani jako oficerowie w obozach, mając za zadanie wygrywać i przede wszystkim utrzymywać porządek. Nieliczni otwierali małe branże usługowe, próbując utrzymywać jakiś standard życia. Są nieufni względem innych, a przede wszystkim zbyt przerażeni konsekwencjami złamania prawa, by próbować postępować wbrew regułom.

Śmiecie mieszkali najczęściej w pobliżu obozów, tam świadcząc usługi dla zwierząt. Kobiety sprzedawały swoje ciało, zaś mężczyźni często zgłaszali się do testowania nowych rzeczy, by mieć pieniądze na alkohol i narkotyki. Jednak najczęściej można było ich zobaczyć w stanie upojenia alkoholowego leżących pod barakami, umierających powoli z zimna bądź gorąca. Nieliczni szkolą się w medycynie próbując pomagać niższym rangą.

Wreszcie na samym końcu znajdowali się widma. Nie mieli imion, nie mieli celu życia, byli hodowani jedynie w celach bitewnych. Walczyli w imieniu nadludzi w najróżniejszy sposób. Zamiast imion dzierżyli numery, a na ich ciele można było zobaczyć tatuaż, który był pieczęcią danego klanu nadludzi. Pieczęć ta powodowała, że byli natychmiastowo posłuszni członkom klanu, nie mogąc podnieść nawet na nich ręki. Mimo ogólnego zakazu kopulacji pomiędzy widmami, raz do roku w Święto Płodności, pozwalano im na kopulację między sobą w celu stworzenia nowych widm do walki. Dzieci ich były im odbierane i przenoszone do siedlisk zwierząt, gdzie były od dziecka przystosowywane do życia w obozach. Nakładano na nich pieczęć w dniu piątych urodzin. Zwierzęta nazwali ich mięsem od stwierdzenia, że pole bitewne zawsze jest usłane mięsem armatnim, na którym wznosi się chwała klanu.

.

.

-Sakura... Musisz iść... Psy już idą.- cmoknął ją w czoło, zakładając swoją koszulkę.

-Do zobaczenia za dwa dni!

Wybiegła szybko z baraku, unikając straży. Przez lata nauczyła się być niewidzialną dla wszystkich. Była to cecha potrzebna, by przeżyć w obozie, a raczej by zachować człowieczeństwo w sercu i pomóc innym. Wszechobecna wrogość powodowała, że dużo osób odwracało się od siebie, stając się pupilkami oficerów.

Nie mógł jednak powiedzieć, że nie lubił jej wizyt. Ich rozmowy wydawały się błahe, ale tylko to trzymało go przed postradaniem zmysłów. Dawały wiarę, że kiedyś to wszystko się skończy i słońce znowu rozbłyśnie.

-No proszę.. Mięso numer 012517 odpoczywa. Nie zgłodniałeś przypadkiem? Mam do oddania obgryzione kości.- wysoki blondyn wszedł do pomieszczenia, rechocząc na jego widok.

-Pfff... Dziękuje, najadłem się powietrzem. – uśmiechnął się zgryźliwie, wstając.

-Och.. Taki jesteś miły dla własnego ojca?!- podszedł do niego wymierzając mu cios w policzek.

Zachwiał się, przeskakując z nogi na nogę. Zmrużył oczy, próbując odzyskać wzrok i nie wypluć krwi. Wziął głęboki wdech, prostując się.

-Minato, daj spokój. Ma dziś dzień wolny, należy mu się odpoczynek.- siwowłosy mężczyzna podszedł do nich, machając z niezadowoleniem głową.

-Kakashi, przymknij się, nie widzisz, że tego trzeba nauczyć szacunku?!

-Och, tak, ojcze, błagam o porządną karę, bym nigdy nie zapomniał twoich nauk.- uśmiechnął się sarkastycznie patrząc mu prosto w oczy, nie mogąc uwierzyć, że człowiek przed nim dał mu życie. Poza kolorem włosów i oczu nic ich nie łączyło. Choć nawet i on kiedyś próbował znaleźć w nim dobre strony, to poległ widząc samą krew.

-Widzisz, sam się prosi...- Uśmiechnął się z zadowoleniem ciągnąc go na zewnątrz.

.

.

Ziemia była podzielona na trzy kontynenty. Kontynent Aisukiuriimu nazywany kontynentem Zimowej Pani. Rozległy teren pokryty lodem i zamarzniętą ziemią. Z jednej strony posiadał ocean Wiru, z drugiej zaś znajdowało się morze Śmierci. Nie rosła tam żadna roślinność, można było za to spotkać drapieżniki, które czekały na zbłądzonych ludzi. Na kontynencie znajdowały się obozy, wszystkie należące do klanu Hyuuga. Przez wąski przesmyk łączył się z kontynentem Honua, który był największym z kontynentów, a także najbardziej żywym. Z bujną roślinnością i rodzajem ukształtowania terenów, był idealnym domem dla ludzi i zwierząt. Na północy panowały lekkie mrozy, w środku był klimat umiarkowany, na południu zaś tropikalny, gdzie można było znaleźć miasta pogrążone w wiecznej rozpaczy. Na wschodzie znajdowały się tereny stepowe i skaliste. Nieprzystępne dla większości ludzi były nazywany ziemiami lamentu. Zaś na zachodzie panowały upały. Na kontynencie Honua znajdowało się 6 obozów należących do różnych klanów. Rzeka Lurra oddzielała te ziemie od kolejnego kontynentu pieszczotliwe nazywanego ziemią Smoków. Kontynent Fuego pokrywała piaszczysta pustynia rozciągająca się po wszystkich ziemiach. Słońce prażyło przez 16 godzin dziennie pozbawiając stworzeń złudzenia, co do kolejnego dnia. Znajdowała się tutaj rzadka roślinność potrafiąca przetrwać miesięczne upały, były także zwierzęta oszczędzające wodę w każdej komórce swojego ciała. Najczęściej można było spotkać tu wszelkie gady, ale także inne zwierzęta, choć już w nie takiej ilości. Na tym terenie znajdowało się 8 obozów należących wyłącznie do klanu Uchiha. Był to też jedyny kontynent niepokryty platformami, wystawiony w całości na działanie słońca.

Dwa razy do roku w posiadłości klanu Uchiha odbywa się bal, na który wszyscy są zaproszeni. Nawet ci, z którymi toczą wojnę. Bale są powodem zaostrzenia konfliktów, bądź ich złagodzenia. Nikt jednak nie wie, co jest dokładną przyczyną tych decyzji, także po tych balach następują spotkania polityczne, gdzie formuje się nowe prawo.

Należy jeszcze wspomnieć o targu mięsa, gdzie widma są sprzedawani na usługi ludziom z wyższych sfer. Nieliczni mogą nawet doznać łaski wolności, jednak takie incydenty zdarzają się rzadko, ponieważ największą rozrywką nadludzi jest dręczenie tych, którzy od urodzenia zostali stworzeni jako ich zabawki. Zgodnie z regułami targu widmo może być wystawiane do 21 roku życia. Po przekroczeniu tego wieku może na wzgląd na zasługi zostać śmieciem, jednak w większości wypadków zostaje rozstrzelany jako niezdolny do dalszej walki.

Mało kto też pamiętał czasy, w których świat istniał na innych zasadach, a słońce świeciło w każdym zakątku ziemi. Obecnie był to świat koszmaru, z którego nie było ucieczki.