Z początku była nadzieja.

Nadzieja kazała wysłać ciche, ukradkowe spojrzenie.

Spojrzenie zetknęło się z tym drugim.

Nadzieja przekształciła się w pewność.

Pewność sprawiła, że zbielałe ze strachu usta wyszeptały pierwsze, czułe słowo.

Słowa nawarstwiały się i powstał krzyk.

Gdy w płucach zabrakło tchu, krzyk się urwał.

Wtedy pozostała już tylko pustka.

Nicość, którą trzeba było zapełnić.

Wtedy powstała nadzieja na powrót.

Kolejne ukradkowe spojrzenie.

Które ponownie zetknęło się z tym drugim.

Po raz kolejny nadzieja przekształciła się w pewność.

Lecz zbielałe usta nie potrafiły już wydobyć szeptu, a tym bardziej krzyku.

Tym razem obrały inną drogę-

Pocałunek.