Roderich leżał na śniegu. Spoglądał w czarne niebo z dala od wszelkiego miasta.
- Jesteśmy sami…
Wiatr ostrożnie zawiewał mu śnieg na włosy i płaszcz. Było zimno, oddech był doskonale widoczny.
- … pośród milionów gwiazd…
Po prostu leżał. Nie ruszał się, całkowicie zapatrzony w błyskotki na niebie.
- Jeśli będziemy razem świecić…
Jego głos łamał wszechobecną ciszę, choć był niewiele głośniejszy od szeptu.
- … możemy oświetlić świat.
Wiatr mocniej zawiał, wywołując w jego oczach łzy, ale nie wzruszyło to artysty.
- Jesteśmy też mali…
Dłonie już traciły powoli czucie, od pleców był cały wychłodzony.
- … lecz widać nas z daleka…
Mgła nachodziła na drogę. Niedaleko była szosa, nie słychać było jednak silników.
- Jeśli będziemy razem świecić…
W swym blasku gwiazdy zdawały się wręcz zmieniać barwy.
- … możemy przejść przez Bramy Światów.
