Danny jak zawsze wszedł bez pukania do Steve'a, ale tym razem chyba pomylił budynki i ktoś zaraz miał zadzwonić na policję. Ewidentnie dokonał włamania nie pod ten adres, co zwykle, bo Steve nie rozkładał świec w salonie, a kwiaty na pewno nie ozdabiały licznych stolików, na których leżały pachnące jedzeniem talerze i szampan – o ile dobrze widział z tego miejsca.

Steve w garniturze i pod muszką, pojawił się od strony kuchni i spojrzał na niego tak, jakby chciał go pożreć, czyli jednak coś było w normie. I Danny nawet nie bronił się, kiedy został wciśnięty w ścianę.

- Mieliśmy najpierw zjeść kolację, ale… - wydyszał Steve do jego ucha, a przyjemny dreszcz przeszedł wzdłuż jego ciała.

McGarrett osunął się na podłogę z całkiem oczywistymi zamiarami.

- Kotku – jęknął Danny. – Nasza rocznica jest za miesiąc – poinformował go, dodając dwa do dwóch, ponieważ był świetnym detektywem . – Nie przeszkadzaj sobie – dodał jeszcze, opierając głowę wygodniej o ścianę.