Łut szczęścia

Notatek z autorki: Tutaj, Guy ma na imię Gwido. Jeszcze coś: polski nie był moim pierwszym językiem, więc bardzo prezepraszam za żadne błędy gramatowe i językowe. Nie umiem tak dobrze opisywać situacji i emocji, i czegoś w tym rodzaju. Napisałam co mogłam, i choć ta opowieść jest krótka i na pewno bzurna-bo nie ma czegoś ważnego i czegoś takiego-ja chciałam poćwiczyć z językiem polskim :) Jeśli istnieją błędy, nie bójcie się mnie poprawić w komentarzach. Ale bądźcie mili i nie piszcie nieuprzejmych komentarzy.

Gwido i Meg są moją najcenniejszą parą (moją wersją OTP). No oczywiście że pisałabym coś o nich.

Miłego czytania!

-Meg? Co ty robisz-Gwido Gisbourne'a rzekł zaszkoczono jak ta kobieta poszła do więzienia i uwolniła go z życia za kratami.

-Nie mogę pozwolić Izabelly żeby Cię zabić. Naprawdę nie mogę-Meg wyjaśniła Gwidu.

-Robiłabyś to dla mnie?-zapytał Gwido z wdzięcznością. Meg pokiwała głową. Prowadzała go na zewnatrz gdy przerwał ją. Popatrzył wdzęcznie na nią i głaszcził ją po policzku. Uśmiechnął się do niej. -Dziękuję, Meg. Nigdy nie wyobrażałem kogoś ratującego mnie, jakiegoś okrutnego więźnia, z tego okropnego więznienia i pewnej śmierci.

Chciał powiedzieć Meg coś więcej, ale brak mu słów. On był pełen wdzięczności że inna kobieta lubiła go. Przynajmniej, ona byłą szczera, i nie bała się otwarcie wypowiedzieć swoje zdanie o inncyh i różnych sprawach. Miała w sobie taki charakter, który Gwido rzadko wiedział w kobietach. Chyba istieje dla niego szansa żeby zacząć nowe i lepsze życie z inną i milszą kobietą. Ale nie chciał zmarnować tego małego czasu z Meg, więć, pocałował ją w policzek za chwilę, ale, według Gwida, to była wspaniała chwila.

Gdy poczuwała jego pocałunek, Meg nie ruszyła się. Współczuła mu, bo miał takie skomplikowane życie, i to był dowód, dla którego żyje koszmarnie. Chciała mu pomóc. Musi być dobro w jego sercu. Ona wierzy, że ma.

Uśmiechnęła się do Gwida i rzekła:

-Nie ma za co. No, chodźmy. Ucieknijmy z tego zamka i, jeśli chcesz, możemy zacząć być ze sobą. Bo zawsze lubiłam cię.

Gwido pokiwał głową z uśmiechem, wziął ją za rękę, i z nią ukradkiem wyszedł z budynku. Na szczęście, nie widzieli ani żołnierza ani Izabelly. Dobrze że ci ludzi byli czymś zajęci.

No, żeby skończyć tą krótką opowieść, Gwido i Meg uciekli z zamka i z miasta beż żadnych problemów i komplikacji. Znaleźli jakąs małą hatkę głęboko w lesie, wzięli ślub ze sobą, mieli czworo dzieci-dwaj chłopcy i dwie dziewczynki-i żyli długo i szczęśliwie. Nareszcie, Gwido znalazł kobietę, którą jest jego szczęściem. I Meg też. Gwido był dla niej szczęściem, bo traktował ją jako królewnę. Byli dla siebie bardzo mili, i szanowali się.

Koniec