To jedno z naszych pierwszych opowiadań o ,,Hellsingu''. Postanowiliśmy opowiedzieć naszą wersję losów Waltera podczas II Wojny Światowej.

Legenda:

abc = opisy

-abc = dialogi

abc = myśli

abc = retrospekcja

5 listopada, rok 1939

Chmury niemiłosiernie chłostały Londyn ulewnym deszczem. W ulicę upstrzoną bogatymi kamieniczkami, niedaleko Parlamentu, wjechał czarny Aston. Samochód zatrzymał się przed jednym z domów. Wyszedł z niego mężczyzna, wyglądający na jakieś 20 lat. Miał na sobie prosty garnitur, nie będący niczym szczególnym w stolicy Anglii. Blond włosy miał przyczesane do tyłu, wyglądał na wyluzowanego. Trzymając ręce w kieszeniach i pogwizdując coś pod nosem, podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek. Otworzył mu kamerdyner.

-O, sir Arthur Hellsing, pan Winston już pana oczekuje.

-Witaj, Alfredzie.

-Wziąć pańską marynarkę, sir?

-Nie, nie trzeba.

-Może napije się pan herbaty?

-Nie. Jest sprawa nie cierpiąca zwłoki.

Alfredowi wydawało się, że mężczyzna położył wyraźny nacisk na ,,zwłoki''. W dodatku nie chciał herbaty, a już zbliżała się piąta. Nie było się jednak czemu dziwić. Członkowie rodu Hellsing zawsze uchodzili wśród reszty lordów za ekscentrycznych dziwaków. Samego Arthura podejrzewano o to, że posiada sporą bibliotekę na temat okultyzmu. Raz też widziano go ze sporym krucyfiksem zawieszonym na szyi. O ile wzbudzało to dezaprobatę wśród duchownych, sam sir Churchill uważał to za pozytywne cechy. Rozmawiali z Arthurem na najdziwniejsze tematy. Alfred był więc spokojny. W końcu Winston Churchill zawsze wie co robi. Lokaj przeprowadził go przez elegancki salon, w którym Clementine, żona Churchilla czytała właśnie książkę.

-O, witaj Arthurze.

-Dobry wieczór, pani Churchill.

Ukłonił się i pocałował ją w dłoń.

-Mam nadzieję, że masz dla mojego męża dobre wiadomości. Ostatnio jest jakiś znerwicowany.

-Cóż, od 1 września wszyscy jesteśmy trochę podenerwowani.

-Tak. I nie przejmuj się jego stanem. Kazał ci przekazać, że masz wejść do gabinetu, choćby nas bombardowano.

-Skąd mu takie rzeczy przychodzą do głowy?

Gdy Arthur dotarł pod właściwe drzwi, usłyszał niemiecczyznę. Kiedy wszedł do środka, zobaczył otyłego mężczyznę palącego cygaro, opartego o biurko. Churchill słuchał właśnie kolejnego przemówienia Hitlera. Z tego bełkotu Hellsing zrozumiał parę słów.

-…wszystkie próby oporu będą konsekwentnie tłumione i karane. Nie możemy pozwolić, by nas, Trzecią Rzeszę, potomków rasy aryjskiej, znieważała banda nic nie wartych ludzi. Użyjemy wobec nich, oraz każdego naszego wroga, siły, jakiej ten świat jeszcze nie widział!

Przemówienie skończyło się, a w radiu zaczęły brzmieć słowa jakiejś piosenki.

-Denn wir fahren, denn wir fahren. Denn wir fahren gehen Engelleind, Engelleind!

Winston zdenerwowany wyłączył odbiornik.

-Nie cierpię tego utworu. Za każdym razem, gdy to słyszę, rzygać mi się chce. Napijesz się czegoś, Arthurze?

-Nie, będę prowadził.

-Odrobina alkoholu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Ale jak chcesz. To jaką okultystyczną brednię masz mi do przekazania?

-O, czyżby na dobre odezwała się w tobie twa konserwatywna natura?

-Daj spokój. Właśnie tak określają to te hieny z prasy. Ostatnio wspominałeś mi coś o tej całej operacji ,,Weltuntergang''(niem. Apokalipsa). Sile, jakiej jeszcze świat nie widział.

-Otóż drogi Winstonie Trzecia Rzesza zachwala teraz swoją nową broń, Unterwaffe SS. Najmniej znany światu wydział zakonu trupiej czaszki stworzonego przez Himlera. Jak dotąd, oprócz samej nazwy, moim ludziom udało się zdobyć nieco informacji. Siłę swojego największego dotąd osiągnięcia naziści chcą wypróbować na kraju, który pomimo podbicia stawia im skuteczny opór.

-Rozumiem, że masz na myśli Polskę, Arthurze?

-Tak. To właśnie tam mój kapitan, Andrew Welsh zdobył informacje o stworzeniu Unterwaffe i nim samym. Niestety, jak na razie nie zdołał nam przekazać żadnych konkretów. W wyniku zdrady jest zmuszony uciekać.

-Zdrady? Czyżby twoi ludzie nie byli lojalni?

-Nie, ich rzekomy sojusznik okazał się cholernym Volksdeutschem , który łasy na względy nowych władz okupacyjnych wydał ich. Spokojnie, nie jest już problemem. Andrew zdołał mi przekazać, że go sprzątnęli. Zresztą ich zadanie już się skończyło. Problem tkwi już tylko w tym, jak mają dostać się do Anglii. Mam nadzieję, że ich samolot zdąży.

-Jaki samolot?

-Cóż, obecnie znajdują się w stanie ucieczki przed siłami niemieckimi. Oprócz tego sytuacja i tak nie ma się najlepiej. Unterwaffe jest elitarna jednostką, z którą żadna zawodowa i regularna armia jak dotąd nie miała do czynienia, a co dopiero odważny, lecz słabo wyszkolony i uzbrojony ruch oporu. Nieodzownym się stało, że musiałem wysłać tam swojego najlepszego człowieka.

-To kapitan Andrew Welsh nie jest twoim najlepszym człowiekiem, Arthurze? W takim razie kto? Czy ten człowiek jest weteranem wielu wojen partyzanckich i wyszkolonym komandosem?

-Yyyy, nie.

-A zatem posiada specjalistyczne przeszkolenie wojskowe.

-Eeee, też nie.

-Służył w ogóle w wojsku?

-Yyyy, nie.

-Ile w ogóle ma lat?

-12.

Churchill zakrztusił się pitym właśnie whisky.

-Arthurze! Wiesz, że ostatnimi czasy żarty nie są na miejscu!

-Ja nie żartuję. Nie wiedziałem, że aż tak gwałtownie pan zareaguje. Proszę, tu jest jego zdjęcie.

Podał Winstonowi fotografię młodego chłopca.

-Toż to jeszcze dzieciak.

-Za to jaki dzieciak.

-Mogę chociaż wiedzieć, jak się nazywa?

-Walter Cumm Dolloneaz. As Zakonu Rycerskiego Kościoła Anglikańskiego, Organizacji Hellsing.

Pasażerski Junkers sunął z wolna nad morzem chmur. Steward Otto rozpoczął jak zwykle obchód po pokładzie. Pasażerami byli zwykle niemieccy arystokraci, wraz ze swymi przyjaciółmi i żonami, lecący do Głównej Guberni by obejrzeć nową zdobycz Rzeszy. Mężczyzna był zachwycony, że może przebywać w tak wyszukanym towarzystwie. Jednak jego uwagę zwrócił szczególnie jeden pasażer. Był to chłopak, wyglądający na jakieś 12, 13 lat. Siedział rozparty w fotelu, z nogami położonymi na oparciu następnego siedzenia. Miał na sobie czarne spodnie, spod których wystawały proste, czarne buty. Na białą koszulę, przewiązaną pod kołnierzem krawatem, nałożył czarną kamizelkę. Jego twarz była zakryta jakąś gazetą pornograficzną. Otto podszedł do niego wkurzony. Amerykanie…. Gdy zdjął gazetę, zobaczył twarz śpiącego chłopca. Miał czarne, rozwichrzone włosy, a z jego ust wystawał jeszcze tlący się pet. Chłopak otworzył oczy i wyjął papierosa z ust.

-Guten Tag! Czy przekroczyliśmy już granicę Niemiec?

-Granica Niemiec będzie wkrótce sięgać nawet poza to państewko słowiańskiej hołoty.

-Przepraszam, my się chyba nie zrozumieliśmy.-Zaczął mówić powoli, jakby zwracał się do pięciolatka.-Ja się nie pytałem GDZIE jest ta granica, ale CZY JĄ PRZEKROCZYLIŚMY.

-Nie, nie przekroczyliśmy jej młody człowieku. Ale ty widocznie przekroczyłeś granice dobrego wychowania.

Stuknął go zwiniętą gazetą po nogach, wciąż opartych o następny fotel.

-To jest samolot linii Luftwaffe, a nie zgniły, amerykański pub. I weź zrób coś z tą szopą, którą masz na głowie. Łazienka jest w tamtym kierunku.

Wskazał za siebie.

-Odwal się od moich włosów. Do tego obsranego kibla pójdę, jak mi się będzie chciało srać.

Spojrzał mu w oczy zimnym wzrokiem. Mężczyzna aż cofnął się.

-A teraz zabieraj dupę w troki, bo psujesz mi krajobraz.

Otto cofnął się kilka kroków do tyłu, a Walter wstał i skierował się do łazienki. Skręcił jednak w inne drzwi. Otworzył je wytrychem i trafił do luku bagażowego. Podszedł do klapy w podłodze ładowni i odsunął ją.

-Dobra, to gdzie może być ten przełącznik.

Jedną z nici przesunął jakąś wajchę. Blokady przytrzymujące bagaże zwolniły się i wszystkie walizki wyleciały przez otworzony przez niego właz.

-Ups. Zdaje się, że baron Helmut von Bimberstein nie pochwali się Hansowi Frankowi swoją kolekcją bawarskich kufli. Cóż, wojna niesie ze sobą straty.

Wyskoczył i zaczął z dużą prędkością spadać w dół. Widząc szybko zbliżający się grunt, wyciągnął nici. Gdy wleciał między drzewa, zaczepił nimi o gałęzie. Zatrzymał się jakieś dwa metry nad ziemią. Było blisko. Nagle usłyszał jakiś trzask. Spojrzał w górę i zobaczył, że gałąź, na której się zawiesił, pęka. No to pięknie... Wylądował ciężko na ziemi, wznosząc chmurkę opadłych liści. Otrzepał się i poprawił krawat. Muszę nad tym popracować. W Anglii musiałem to robić w chmurach burzowych. Tutaj powietrze jest bardziej przejrzyste, lepiej widać ziemię. Piękny kraj. Wyciągnął z kieszeni kompas i postawił go na ziemi. Powinienem być gdzieś w małej Polsce, czy jak to tam było. Dwadzieścia kilometrów od lotniska. Schował kompas i zaczął biec w odpowiednim kierunku. Przydałoby się spytać o drogę. Nagle usłyszał silniki samochodów. Czyżby jakiś konwój?

Na polanę wjechały dwie ciężarówki. Z pierwszej wysypali się umundurowani SS mani. Z drugiej wywleczono grupę młodych ludzi, pewnie studentów. Zawleczono ich nad wykopany wcześniej dół i kazano nad nim uklęknąć z rękoma na karku. Za nimi stanęli SS mani z pistoletami maszynowymi. Jedna z dziewczyn odezwała się.

-Taka to jesteście zachodnia cywilizacja-wywozicie bezbronnych ludzi w las, strzał w głowę i po krzyku. Już nikt nie będzie mądrzejszy od was.

Została mocno uderzona kolbą w plecy. Jakiś chłopak również zaprotestował.

-Z dziewczynami to łatwiej, co nie?!

Również dostał kolbą. Z boku stanął oficer SS, wyróżniający się swoim płaszczem.

-Zaczynacie denerwować mnie, Schweine Hunde. Jesteście jak wszyscy cholerni Polacy-mocni tylko w gębie. Myślicie, że jak będziecie się organizować w grupki z jednym karabinem i trzema nabojami na dziesięciu ludzi to już jesteście w stanie walczyć z Waffen SS?

-Polacy będą walczyć, choćby mieli was udusić gołymi rękoma.

-Niech wam będzie. Z gołymi rękoma będziecie walczyć, z gołymi rękoma będziecie ginąć.

Skinął na podwładnych, którzy załadowali i odbezpieczyli broń.

-Eins, zwei, dr…

-Przepraszam, wiedzą państwo, jak dojść do…

-Was?

Oficer zdumiony odwrócił się i zobaczył młodego chłopca, ubranego w białą koszulę oraz czarne buty, spodnie i kamizelkę. Pod kołnierzem miał zawiązany krawat.

-Nie, herr kommendant, zwracam się do tej grupy polskiej młodzieży.

Mężczyzna zbliżył się do niego, z rękoma założonymi z tyłu.

-To nie młodzież, a jeńcy, którzy za chwilę zostaną rozstrzelani za działalność przestępczą.

-Acha, czyli zbiorowe egzekucje to przejaw humanitaryzmu niemieckiej armii?

-Stół pysk, dziwolągu! Zastrzelić!

Niemcy zaczęli strzelać w jego kierunku, on zaś zaczął robić uniki, jednocześnie wyrzucając niewidocznie swoje nici. Zarówno studenci jak i naziści patrzyli na to oniemiali. Gdy ostrzał skończył się, Walter pociągnął za nici, rozcinając żołnierzy. Zostawił jedynie oficera, którzy przerażony zaczął się cofać. Wpadł jednak do dołu, przygotowanego dla jego jeńców.

-Proszę! Nie zabijaj mnie!

Chłopak oplótł go nićmi i pociągnął, kończąc jego żywot. Odwrócił się do studentów, którzy byli ochlapani krwią SS manów.

-Przepraszam , że was…

Ci zerwali się jak oparzeni i zaczęli przed nim uciekać.

-Hej! Co z was za ruch oporu?! Ja jestem z wami! Ten dobry!

Pomimo jego wyjaśnień nie zatrzymali się. Zrezygnowany oplótł nicią kostkę jednego z mężczyzn i lekko pociągnął, przewracając go. Podszedł do niego, a reszta zatrzymała się paręnaście metrów dalej. Ten zaczął się już powoli wycofywać.

-N-n-nie z-z-zabijaj mnie! Proszę!

-Nie mam…

-Aaaaaaa!

-Przepraszam.

-Za…

Nie skończył, gdyż został uderzony przez chłopca z liścia.

-Spokój!

Na polanie zapadła głucha cisza.

-No, tak lepiej. Słuchajcie, nie mam zamiaru nikogo z was zabijać. Jestem po waszej stronie i chcę się was tylko o coś zapytać. Którędy można dojść do najbliższego lotniska?

Mężczyzna wskazał palem w określonym kierunku.