W salonie grali swinga, podawali whiskey,
Daleko od sceny siedziało dwóch dżentelmenów.
"Bei mir bist du schon, it's hard to explain,
Bei mir bist du schon, means you're grand"
(Bei mir bist du schon, to ciężko wytłumaczyć,
bei mir bist du schon, znaczy, żeś piękny)
Wszystko było cieniste od dymu kubańskich cygar,
Pogoda natomiast była jakby wszystkie boginie były w żałobie.
Szeroka była gama osób, które były tam tej nocy.
"I could say `bella, bella' even `sehr wunderbar'..."
(Mogłabym powiedzieć "bella, bella", nawet "sehr wunderbar")
Przez grę orkiestry nie pamiętało się o deszczu,
Drinki natomiast, potęgowały odurzenie jeszcze bardziej.
Wypili kilka, po czym powstali i wyszli drzwiami,
Szli bez parasola... Podeszła do nich kobieta,
Wydawała się być zagubiona, pytała o drogę.
Pokierowali ją w dobrą stronę, sami odeszli.
Przyszli w końcu do budynku niezwykle monumentalnego,
Samo już wejście było tak pełne przepychu,
Jakby pół złota świata poszło na jego ozdobienie.
Przekręcił jeden z nich klamkę,
Była ona misternie inkrustowaną kamieniami drogocennymi.
Lecz drzwi były jedynie preludium do wnętrza,
Ogromna był hol wejściowy,
Ogromem swoim, przytłaczał każdy inny.
Mimo ciszy w głowie słychać było śpiew anielski,
Zaakompaniowany niebiańską harfą.
Wsiedli do windy;
Puk... Puk... Puk...
Głośny wydawał się dźwięk obcasa w tak surrealnej ciszy.
Kiedy znaleźli się w środku, osuszyli się.
Jedynie nieznaczący płomień świecy dostarczał światła.
Włos miał jeden jak płomień dalekiej gwiazdy,
Drugi morze niespokojne przypominał,
Kolor jego oczu, był taki, że zakochać się można tylko od spojrzenia.
Kiedy ten, o szkarłatnych oczach patrzył na niego,
Wydawało mu się, że śni na jawie.
Upadł w jego ramiona, po czym zaszlochał jedynie raz,
Bowiem mężowi postawa taka nie przystoi.
- Nie płacz głupcu. - Głos jego niski i cichy był jak kontrabas.
Stali tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu puścili się.
Silne mieli obaj charaktery,
Ale ten o włosach ciemnych i głosie zalotnym, opuszczał go.
Wiadome nic nie było o powrocie jego.
Pocałowali się.
Pocałunek był to tak namiętny, jak róża o barwie karmazynowej.
Spojrzeli się na siebie, tęczówki jednego takie były jak płomień pasji,
a drugiego głębię miały niesamowitą.
Nie spali oni tej nocy.
