HISTORIA
Przewróciłam się na drugi bok, otwierając oczy. Przez duże okno wpadały mocne promienie przedpołudniowego słońca, oświetlając łóżko, na którym leżałam z Mattem. Mężczyzna spał na boku. Wpatrywałam się w jego przystojną, spokojną twarz. Wracały do mnie wspomnienia z naszej pierwszej wspólnej nocy. Najpierw oboje byliśmy szybcy i spragnieni wzajemnej bliskości. Nawet się do końca nie rozebraliśmy. Nie rozmawialiśmy. Raz tylko w uniesieniu wykrzyknął moje imię. Tak bardzo potrzebowałam mężczyzny! Minęły lata odkąd byłam z Johnem, ale nadal pamiętałam naszą pierwszą i naszą ostatnią wspólną noc. Były tak różne od siebie.
Poczułam smutek, ale szybko spojrzałam na Matta. Był tak niepodobny do Connora...
Ostatnie dwadzieścia cztery godziny były dla mnie przełomowe. Wyznaczały bowiem początek zmian w moim życiu. Oby zmian, które nie skończą się dla mnie źle.
Znowu spojrzałam na Matta. Nagle dostrzegłam siniak na jego ramieniu. Przysunęłam do niego lewy kciuk; pasował. Podniosłam się i nachyliłam nad mężczyzną. Po drugiej stronie jego ręki były cztery siniaki, które zostawiły moje mechaniczne palce. Muszę być delikatniejsza następnym razem. Bo nie miałam wątpliwości, że będzie następnym raz.
Wstałam i wzięłam prysznic. Cicho wyszłam z jego mieszkania i po drodze do domu zrobiłam zakupy.
- Gdzieś ty była?! – Alex wpadła do kuchni jak burza, akurat kiedy rozkładałam laptopa na stole.
- Tu i tam. – Posłałam jej uśmiech. – Znalazłam Dereka i Johna.
Usiadła. Na jej twarzy pojawiła się ciekawość. Podłączyłam się do komputera.
- No i? Erica, co z tobą?
- Byłam też u Matta.
- U Matta?...
- Całą noc.
Alex zrobiła wielkie oczy.
- Miałaś rację – rzuciłam, przebiegając palcami po klawiaturze.
- O, ranyści! – Nagle wstała. – Zrobiłaś TO z Mattem?
- Żeby raz. – Roześmiałam się.
- A niech mnie. I jak?
- Bosko.
Wróciła na krzesło, uśmiechając się szeroko.
- Wiedziałam. Ranyści! Naprawdę miałam rację. We wszystkim.
- O, tak. Przyznaję.
- A co z Johnem?
- To jeszcze dzieciak. Jakieś siedemnaście lat.
- A Reese?
- Mogę użyć twojej skali?
- Dawaj.
- Nawet na fotelu babci, ty zwariowana nimfomanko!
- Kiedy mnie przedstawisz?!
- Niedługo. Tylko pamiętaj, że Derek zawsze bał się Alex, którą znał w przyszłości.
- Mnie też się zacznie bać, zapewniam cię.
Roześmiałyśmy się.
- Dobra, szeregowa Williams. Ja spadam się uczyć. Jutro kolos.
- Powodzenia. Nie czekaj dziś na mnie.
- Nie zamierzam. A co tam robisz z tym kompem? Będzie mi potrzebny.
- Już kończę. Zrobiłam porządek w Mózgu. Założyłam nowy folder.
- Moje cudowne noce?
- Nie, John Connor A.D. 2008. Na nowe wspomnienia z Connorem w roli głównej.
Dotknęła mojej ręki.
- Oby były lepsze od poprzednich. – Jej głos zabrzmiał bardzo poważnie. Przytaknęłam.
Niecałe półgodziny później byłam przed domem Connorów. Zadzwoniłam do drzwi. Otworzyła mi Cameron. Z rozpędu posłałam jej uśmiech. Byłam w dobrym humorze. Bez słowa przepuściła mnie do środka.
- Naleśniki! – Od razu poczułam ten cudowny zapach i trafiłam bez problemów do kuchni.
Przy kuchence stała Sarah. Spojrzała na mnie chłodno.
- Nie używaj drzwi wejściowych – rzuciła. – Wchodź od tyłu. – Ruchem głowy wskazała drugie drzwi.
- Zapamiętam. – Podeszłam do niej i spojrzałam na naleśnik, który akurat przerzuciła na drugą stronę. – Słynne naleśniki Sary Connor, a niech mnie! Zawsze chciałam je spróbować. Tyle o nich słyszałam.
- Siadaj – mruknęła, ale zauważyłam, że uśmiechnęła się pod nosem.
Po chwili zajadałam się naleśnikami.
- John! – zawołała, wychylając się na korytarz.
- Idę, mamo! – Dobiegło z głębi domu.
- Pyszne. Mogę jeszcze? – zapytałam szybko.
Bez słowa dała mi dwa. Posmarowałam je masłem orzechowym.
- Teraz już nie mam żadnych wątpliwości co do ciebie. – Usłyszałam.
- Cześć, Derek – rzuciłam, kiedy usiadł obok mnie. – To miło z twojej strony.
- Z pewnością. Ja też się załapię?
- John! – Sarah wkładając mu naleśniki, znowu zawołała poirytowana.
- Mówiłem, że idę.
Obejrzałam się. John stanął w progu, rzucając plecak na ziemię. Wtedy mnie dostrzegł. Wstałam i podeszłam do niego, wycierając tłuste ręce w spodnie.
- Wczoraj... Coś mi odbiło, sorki. – Wyciągnęłam w jego stronę otwartą dłoń. – Jestem Erica Williams.
- John Connor. – Uścisnął moją rękę. – Co już dobrze wiesz.
- Nie da się ukryć. – Posłałam mu uśmiech. - Siadaj, bo zjem ci wszystkie naleśniki.
Znowu wróciłam do stołu. Sięgnęłam po łyżkę i zaczęłam wyjadać masło orzechowe.
- No? – Usłyszałam nagle i poczułam, jak Derek kopnął mnie pod stołem. – Usłyszymy coś wreszcie?
- To cholernie długa historia. – Oblizałam usta.
- Mamy czas. – Sarah skrzyżowała ręce na piersiach.
- To zawołaj Cameron. Nie lubię się powtarzać.
- Już tutaj jestem. – Usłyszałam za plecami; drgnęłam.
Cholera, dawno nie miałam do czynienia z terminatorami. Muszę znowu zrobić się bardziej czujna.
***
Kłótnia, podpowiedział mi mój mózg. Miał rację. Z niewielu rzeczy, które do mnie docierały, najbliżej były dwa głosy. Gdyby nie to, pomyślałabym, że nie żyję. Skupiłam na nich całą swoją uwagę.
- Budzi się. – Ten był obcy.
- Erica? – A ten poznałam; należał do Connora.
Chciałam otworzyć oczy, ale nie mogłam. Zbyt się bałam. Poruszyłam lewą ręką.
- Dostała za dużą dawkę. Nie kontaktuje.
- Musiała – syknął drugi głos, męski; miał w sobie złość. – Wiesz, że musiała, prawda, John?
- To ona powinna zdecydować. Nie jesteś Bogiem, Damien.
- Ty też nie jesteś, do cholery! Co zupełnie nie przeszkadza ci tak myśleć!
- Mylisz się.
- Wiesz, że nie. Powiedz jej. Zapytaj ją. Ja już znam odpowiedź.
Usłyszałam kroki, a potem trzaśnięcie drzwi gdzieś w głębi pomieszczenia. Zostałam sama z Johnem.
Podniosłam powiekę. Oślepiło mnie mocne światło; syknęłam z bólu.
- Erica. – Poczułam dotyk na swojej ręce. – Słyszysz mnie?
- Taak...
- Jesteś żołnierzem, dlatego powiem ci wszystko wprost. Amputowaliśmy ci nogi i prawą rękę. Straciłaś też oko. Rozumiesz?
- Ro-rozumiem.
Ale tak naprawdę nie rozumiałam, dlaczego trafiło akurat na mnie. Zacisnęłam jednak zęby.
- Nie będziesz chodzić. Nie będziesz już walczyć.
Popłynęły mi łzy. Nie mogłam ich otrzeć.
- Nadal chcesz żyć?
Chciałam zebrać całą odwagę i skłamać, ale nie potrafiłam.
- Taak – szepnęłam w końcu.
Westchnął.
- Możemy ci pomóc, ale staniesz się półmaszyną. Dostaniesz mechaniczne kończyny. Zgadzasz się?
- Zga-zgadzam się – odparłam bez namysłu przez łzy.
- Nienawidzisz maszyn, a jednak chcesz stać się jedną z nich?
- Nie będę bla-blaszakiem... Resztę będę miała ludzką, prawda?
- Twój mózg nie poradzi sobie z protezami. Będziemy musieli wszczepić ci chip.
- Ale resztę bę-będę miała ludzką, prawda? – powtórzyłam słabo.
- Tak – odpowiedział z rezygnacją w głosie. – Będziesz miała.
- Chcę się zemścić – szepnęłam cicho. – Daj mi szansę.
- Nie mogę ci nic obiecać. To będzie eksperyment.
Kiwnęłam głową, zaciskając mocno wargi i powiekę.
- Jestem gotowa.
