TEN FF NIE JEST MOJEGO AUTORSTWA. JEGO AUTORKĄ JEST lgmrkm.

POSIADAM ZGODĘ NA TŁUMACZENIE.

Oryginał: fanfiction(kropka)net/s/5367389/1/Online_Offline

Profil autorki: fanfiction(kropka)net/u/1957430/lgmrkm

Mimo że Bella Swan otoczona jest przyjaciółmi, czuje się samotna. Nie ma prawdziwych przyjaciół, a nikt z otaczających ją ludzi nie zna jej naprawdę. Jej jedynym prawdziwym przyjacielem jest chłopak online - chłopak, którego nie spotkała w realnym życiu - osoba o nieznanym imieniu, której zwierza się ze wszystkich marzeń i tajemnic. Po przeprowadzce ze słonecznego San Francisco do małego miasteczka Forks, stwierdza że, jej stosunki z nowym sąsiadem, Edwardem Cullenem, nie należą do najlepszych. Kiedy konflikt z sąsiadem trwa, dziewczyna szuka pocieszenia u przyjaciela online. W tym momencie, jej dwa światy, online i offline, niespodziewanie zaczynają się ze sobą zderzać.


ONLINE OFFLINE

Rozdział 1: KRZYWA PIŁKA

BPOV

Pięć minut, trzydzieści dwie sekundy do końca. Pięć minut, trzydzieści jeden sekund… Pięć minut, trzydzieści sekund...

- Bello, co rozumiemy poprzez ograniczoną odpowiedzialność? - pan Segal, nauczyciel biznesu, zapytał mnie jednocześnie odwracając moją uwagę od tykającego zegara, wiszącego za moimi plecami. Westchnęłam cicho i odpowiedziałam:

- Korporacje, spółki komandowe oraz innego rodzaju organizacje biznesowe chronią swoich właścicieli przed niepowodzeniem w działalności gospodarczej, przez biznes w ramach odrębnego podmiotu prawnego z niektórymi zabezpieczeniami prawnymi – jednym tchem recytowałam z pamięci słowa i chcąc już iść do domu. Doskonale znałam ten zakres materiału, więc nauczyciel rzadko zwracał na mnie uwagę. Zazwyczaj cały dzień marzyłam lub byłam oszołomiona, nigdy nie zostając na tym przyłapaną.

- Bardzo dobrze, Bello. Teraz Joshua, co to oznacza dla... - w tym momencie powróciłam wzrokiem do irytującego mnie zegara. Cztery minuty, czterdzieści pięć sekund i dzień w szkole się skończy. Z niecierpliwością tupałam nogą pod ławką. Rozejrzałam się po klasie. Spojrzenia niektórych osób były puste, natomiast inne zdezorientowane, jak na przykład moje. W momencie, gdy na korytarzu rozległo się echo szkolnego dzwonka, zaczęłam stukać piórem o swój segregator. Całą klasę wypełnił nieprzyjemny odgłos wydawany przez szuranie krzeseł o podłogę. Był piątek i wszyscy, łącznie ze mną, umierali z tęsknoty za rozpoczęciem weekendu.

- W przyszłym tygodniu nie zapomnijcie przynieść prezentacji. Moja rada dla osób zwlekających z pracą na ostatnią chwilę jest taka, aby już teraz wzięli się do roboty - Pan Segal krzyczał do nastolatków znikających za drzwiami. W mojej głowie pojawiły się obrazy gazeli uciekających przed drapieżnikami. Myśl ta sprawiła, że cichy chichot opuścił moje usta. Miałam już wyjść na zatłoczony korytarz, kiedy usłyszałam swoje nazwisko. Przeklęłam w myślach. Byłam tak blisko wolności...

- Bello, czy mógłbym z tobą porozmawiać? - pan Segal zapytał mnie grzecznie. Ton jego głosu nie wskazywał, że był zły. Intensywnie analizowałam swoje zachowanie. Czy zrobiłam coś złego? Nie mogłam sobie przypomnieć nic nietaktownego. Byłam stereotypową uczennicą, kujonem. Powoli odwróciłam się i podeszłam do biurka. Nauczyciel siedział spokojnie w fotelu i przeglądał kilka prac, a ja... czekałam.

- Czy to coś złego? - zapytałam. Pan Segal popatrzył na mnie i uśmiechnął się. Gest ten sprawił, że trochę się uspokoiłam.

- Oczywiście że nie, wręcz przeciwnie. Chciałem tylko porozmawiać o twojej pracy domowej - patrzyłam na niego z zaciekawieniem, gdy chwycił duży stos dokumentów złączonych razem. Podał mi je w ciszy, a ja zerknęłam na pierwszą stronę.

- Wow, dziewięćdziesiąt siedem procent. Dziękuję – powiedziałam zaskoczona i z ciekawością rozpoczęłam przeglądanie pracy. Wiedziałam, że rodzice będą zadowoleni. Co najważniejsze, ja sama byłam zadowolona, chociaż nigdy nie pałałam szczególnym entuzjazmem do biznesu. Dobre oceny nigdy nie równały się z pasji, a jednak pozwalały wierzyć innym w moją mądrość. Grałam więc dalej i pozwalałam innym oszukiwać się.

- Nie dziękuj mnie, tylko sobie. Bądź co bądź, to w końcu twoja praca - oznajmił uprzejmie wciąż na mnie patrząc. Zaczęłam czuć się trochę nieswojo. Nigdy nie lubiłam być w centrum zainteresowania.

- Ummm, proszę nie rozumieć mnie źle, ale... Bardzo się cieszę, ale dlaczego pan daje mi to teraz, a nie przy reszcie klasy? - byłam zmieszana. Nie rozumiałam jego zachowania. Dlaczego chciał porozmawiać ze mną na osobności, w dodatku wręczając mi dobrą ocenę? Może jednak było coś nie tak? Może pisząc pracę popełniłam plagiat nawet o tym nie wiedząc? Pochylił się trochę do przodu, zanim zabrał ponownie głos.

- Chcę porozmawiać o twojej przyszłości. Bello, bez wątpienia jesteś najlepszą uczennicą w klasie. Nie mówię tu tylko o pracach pisemnych. Twoje prezentacje, pomysły i wypowiedzi podczas różnych dyskusji są doskonałe. Masz talent do biznesu, jesteś w tym naturalna - oparłam się pokusie, by przewrócić oczami. Bycie naturalnym nie miało z tym nic wspólnego. Tkwiłam po uszy w świecie biznesu, można by rzec, że od kołyski. To był klasyczny przypadek natury kontra rozwijania się, który zagrał dominującą rolę w moich doświadczeniach z biznesem.

- Skontaktowałem się już z niektórymi moimi przyjaciółmi, którzy są zainteresowani zaproponowaniem ci letniego stażu po zdaniu tego roku. Czy byłabyś zainteresowana? - usiadł na krawędzi biurka, przyglądając mi się. Przez moment brakowało mi słów. W końcu otrząsnęłam się i przemówiłam, czując słaby rumieniec na policzkach.

- To bardzo miło z pana strony, ale najprawdopodobniej tego lata będę pracować w firmie moich rodziców - to była prawda. W przyszłości miałam przejąć rodzinną firmę, więc będę tam pracować tego lata. W tej kwestii nie miałam wyboru.

- Podejrzewałem nawet to wyjście, ale niektóre z tych firm mogą zagwarantować ci szerszy zakres nauki. Nie chcę na ciebie naciskać, oczywiście jest to twoja decyzja, ale chciałbym abyś to rozważyła. To może być jedyna taka szansa w życiu - uśmiechnął się uprzejmie i skinął głową. Zszedł z biurka, podszedł do swojej torby i wyciągnął z niej kawałek papieru. - Jeśli zmienisz zdanie, tutaj znajdziesz ich dane kontaktowe – wzięłam od niego kartkę i schowałam do tylnej kieszeni.

- Obiecuję rozważyć tę możliwość, dziękuję – kłamałam, a on oczywiście to kupił. Zawsze byłam doskonałą kłamczuchą, gdyż miałam w tym dużo praktyki. Pan Segal zajął swoje miejsce za biurkiem i zaczął się pakować. Szybko się pożegnałam i wybiegłam z klasy. Kiedy upewniłam się, że znajdowałam się poza zasięgiem jego wzroku, wyciągnęłam kartkę, zgniotłam ją i wyrzuciłam do kosza na śmieci. Czułam się trochę źle bo zadał sobie trud, aby to wszystko załatwić, a ja tego nie przyjęłam. Szybko jednak odrzuciłam tę myśl.

Sale były już puste. Ruszyłam pospiesznie do mojej szafki, aby wziąć z niej rzeczy oraz psychiczną mobilizację, której potrzebowałam na weekend. Właśnie kończyłam pakowanie, gdy moja przyjaciółka Jessie podeszła i oparła się o następną szafkę. Nie byłam tutaj z nikim za bardzo związana, ale Jessie starała się, aby to się zmieniło. Miała proste do ramion włosy, których kolor był bardziej czarny niż ciemnobrązowy. Była niższa ode mnie, miała tylko metr pięćdziesiąt pięć, ale nikt nie zdawał sobie z tego sprawy. Cechowała ją pewność siebie, dlatego ludzie często wychodzili z założenia, że ma ponad metr osiemdziesiąt.

- Cześć Bella! Sarah, Linda, Kelly i ja idziemy dziś wieczorem do kina, chcesz iść z nami? - spytała od niechcenia. Była bardzo miłą osobą i zawsze dokładała wszelkich starań, aby ludzie się z nią zaprzyjaźnili. Nawet ja - Bella Swan, wyrzutek społeczny. Zazwyczaj nigdy nie wychodziłam gdzieś z ludźmi w moim wieku. Uśmiechnęłam się uprzejmie.

- Przykro mi Jess, ale dziś nie mogę. Ja i moi rodzice mamy plany. Co powiesz na przyszły tydzień? - normalnie nawet nie pomyślałabym o tym, aby odrzucić zaproszenie, choćby ze względu na to, że inne dziewczyny były bardzo sympatyczne, ale moi rodzice powiedzieli, że chcieliby ze mną coś przedyskutować dziś wieczorem. Nie powiedzieli o co chodzi, ale sprawa wydawała się być naprawdę poważna, więc cały dzień niecierpliwiłam się. Nigdy nie ukrywali niczego przede mną, dlatego nie powiem, trochę się denerwowałam. Ciągle obstawałam przy założeniu, że jedno z rodziców jest chore. Nie… Zapewne nie czekaliby, aby powiedzieć mi coś takiego. Przestałam myśleć o różnych hipotezach i spojrzałam na Jessie. Zmarszczyła się nieznacznie, ale kiwnęła głową dając znak, że zrozumiała.

- W porządku. Przyszły tydzień mi pasuje. Jestem przekonana, że reszta dziewczyn nie będzie mieć nic przeciwko. Mam nadzieję, że zobaczymy się w poniedziałek. Miłej zabawy.

- Tobie również - Jassie zaczęła iść w stronę wyjścia, zostawiając mnie samą. Zamknęłam drzwiczki od szafki i ruszyłam jej śladem, mijając po drodze korkowe tablice, pozapełniane różnymi kolorowymi ogłoszeniami. Pchnęłam jedno z podwójnych i ciężkich drzwi, kiedy błyszczące słońce napotkało moje oczy. Wyciągnąwszy okulary przeciwsłoneczne i kluczyki od samochodu z bocznej kieszeni plecaka, udałam się na parking.

Mój czerwony Volkswagen Passat z 2007 roku był jednym z nielicznych samochodów. Szybko nacisnęłam mały czerwony guzik na kluczykach, otwierając samochód. Ten miłe i proste autko był prezentem od moich rodziców na szesnaste urodziny. Tata próbował opowiedzieć mi o jego możliwościach, ale i tak nic z tego nie zrozumiałam. Kiedy otworzyłam drzwiczki i rzuciłam torbę na siedzenie pasażera, nie wahając się ani chwili dłużej, odpaliłam silnik.

Śpiewając straszne piosenki z radia, podziwiałam mijane ulice San Francisco. To był piękny dzień. Chodniki przepełnione były poruszającymi się turystami oraz mieszkańcami, którzy korzystali z kawiarni i miejscowych atrakcji. Do mojego domu dotarłam o dziesięć minut później niż zwykle. Gdy moim oczom ukazał się znajomy budynek uśmiechnęłam się z ulgą, gotowa, aby w pełni rozpocząć weekend. Wkrótce wjechałam na podziemny parking i zaparkowałam na jednym z naszych dwóch miejsc parkingowych. Drugie było puste, ponieważ rodzice nadal przebywali w pracy.

Wysiadłam z windy na szóstym piętrze i szłam wzdłuż korytarza w stronę naszego condo1, ulokowanego na końcu korytarza. Szybko otworzyłam drzwi i udałam się do swojego pokoju, aby zostawić rzeczy. Świetna pogoda zapowiadająca się na ten weekend i mała ilość pracy domowej sprawiły, że postawiłam pójść do parku wodnego, aby pobyć trochę na plaży. Zmieniłam obcisłe spodnie, na spodnie Capri i ubrałam moje buty do biegania. Zeszyt - swoją osobistą biblię, odnalazłam w plecaku, a ręcznik plażowy wyciągnęłam z szafki. Przed zamknięciem za sobą drzwi, napisałam do rodziców krótką notatkę, gdyby wrócili wcześniej.

Po dwudziestu minutach spacerowania znanymi chodnikami, zobaczyłam w oddali błękitne morze. Przed pokonaniem całej drogi na plażę, zatrzymałam się przy Ghirardelli, aby kupić butelkę wody. Gdy dotarłam do celu mojej podróży, znalazłam przyjemne, a co najważniejsze, ustronne miejsce. Nie zwlekając ani chwili dłużej, rozłożyłam swój ręcznik na piasku. Usiadłam i rozejrzałam się. Sama nie wiedząc dlaczego, kochałam to miejsce, jak i organizowane tutaj wycieczki. Moja skóra była blada i kontrastowała się z karnacją innych ludzi, ale mnie to nie przeszkadzało. Plaża na której się znajdowałam, umieszczona była w zatoce. W tym miejscu woda oceanu była bardziej spokojniejsza, a po piasku chodziło się łatwiej. W porównaniu do atrakcji turystycznej, takiej jak Bakers Beach, zaletą tego miejsca było to, że nie było one bardzo zatłoczone. Trudno byłoby się zrelaksować w miejscu, gdzie obok biegaliby ludzie lub gdy co chwile słyszy się prośbę o zrobienie zdjęcia. To nie tak, że nienawidzę pomagać ludziom. Chodzi o to, że po pewnym czasie stało się to dość irytujące. Te elementy oraz niedaleka odległość od mojego domu sprawiły, że miejsce to stało się jednym z moich ulubionych, które odwiedzałam. Kilka łodzi było w wodzie. Widziałam również małe grupy ludzi spacerujących wzdłuż wybrzeża, którzy patrzących z tęsknotą w stronę wody. Naprawdę, wyglądało to niczym idealny obrazek, ale nie zamierzałam marnować całego dnia.

Podniosłam swój zeszyt i spojrzałam na okładkę, równocześnie podziwiając znajdujący się na niej czarno-biały motyw. Pomimo, że nie czułam się dobrze w biznesie, doskonale wiedziałam, że w przyszłości pójdę w ślady rodziców. Od zawsze, moją prawdziwą pasją było pisanie. Szczególnie wierszy. Ten oraz parę innych zeszytów, zawierał liczne wiersze, które sama napisałam, a także kilka autorstwa moich ulubionych poetów. Czarno - biały notes nosiłam zawsze przy sobie; czy to w przypadku, kiedy miałam nowy pomysł, czy też gdy byłam zaskoczona przez nagły przypływ weny, którą koniecznie musiałam uchwycić. Pisząc, czułam się jak gdybym była w innym, swoim świecie. Dodatkowo pisanie pomagało mi się wyzwolić. Ani moi rodzice, ani nikt ze szkoły o tym nie wiedział. To było dla nich to bezowocne spędzanie czasu i niemożliwe do zaakceptowania.

Westchnęłam i otworzyłam notes na pierwszej stronie. Tak jak zawsze, przeczytałam cytat autorstwa Garry'ego Geddes'a. Wiersze są wytworem aktywnej wyobraźni, które zwalczają nieprzyjaciół i nieustannie zmieniają rzeczywistość. Akurat dziś, z nieznanego powodu fragment tego wiersza wydawał się być bardziej prawdziwy niż kiedykolwiek. Nie mogłam wymyślić dlaczego było tak, a nie inaczej. Pogładziłam palcami niewielkie wgniecenie papieru, spowodowane przez pióro. Pospiesznie przeglądając strony, znalazłam pustą kartkę.

Jak zawsze, gdy tworzyłam, moja świadomość odleciała. Ręka raz po raz poruszała się wzdłuż strony. Czasami moje oczy, przysłaniały mi rzeczywistość, ukazując pojawiającą się w myślach scenerię pisanych słów. Niekiedy nieświadoma tego co pisałam, byłam mile zaskoczona, czytając ten sam tekst ponownie. Dzisiaj moją inspiracją, stały się pary i przyjaciele. Natchnienia szukałam w morzu. Słyszałam odgłosy mew latających nade mną, czułam zapach świeżego powietrza, wiatr rozwiewał moje włosy, łaskocząc mnie po twarzy.

Szybko skończyłam i zamykając oczy oraz popadłam w zadowolenie. Rozkoszowałam się chwilą wytchnienia. Kiedy otworzyłam oczy i spojrzałam w dół, na zapisaną stronę i uśmiechnęłam się.

Pora poznać swoje najnowsze dzieło - pomyślałam.

Ludzie wzdłuż piasku

Wszyscy po kolei patrzą na drogę.

Powrócili z powrotem na ziemię.

Patrzą na morze przez cały dzień.

Tak długo, jak trzeba przejść

Statek unosi swój kadłub;

Wilgotne jak szkło

Odzwierciedlając to, stoi w miejscu

Ziemia może się różnić;

Ale przecież prawda wszędzie być może -

Woda zalewa ląd,

A ludzie patrzą na morze

Nie mogąc zobaczyć za daleko.

Nie mogą popatrzeć głęboko.

Ale czy kiedykolwiek to było możliwe

Kiedy nie patrzył nikt?

Isabella Swan

Przeczytałam go kilkanaście razy, zanim ostatecznie zdecydowałam się na tytuł. „Neither Out Far Nor In Deep"2, szybko podpisałam na górze strony, a pod wierszem podpisałam się. To nie był mój najlepszy wiersz. Kiedyś napisałam dłuższy, ale mimo to, bardzo mi się podobał. Może z pozoru prosty, ale odzwierciedlał, uspokajał i opisywał jak się obecnie czułam. Poza tym, nigdy go nie opublikuję... Poprawiłam włosy i zamykając oczy, położyłam się z powrotem.

Gdy ponownie spojrzałam na zegarek byłam ogromnie zaskoczona, gdyż wskazywał za kwadrans piątą. Wydawało mi się, że czas wymknął się spod jakiejkolwiek kontroli. Chwyciłam notes, poskładałam ręcznik i włożyłam go pod pachę. Do domu szłam nieco szybciej, ponieważ nie wiedziałam jak się zachować, oraz czego mam oczekiwać podczas rozmowy z rodzicami. Gdy dostrzegłam już swój dom, wyciągnęłam klucze. Przystanęłam na chwilkę przy skrzynce pocztowej, sprawdzając czy coś w niej było. Bil, broszury Jenny Criag3, znowu Bil, kupony na pizzę i rachunki. Jak zwykle. Schowałam je do zeszytu i skierowałam się do windy.

- Czekaj! - zawołałam i przyspieszyłam kroku, gdy zauważyłam, że drzwi od windy lada moment się zamkną. Mała i pomarszczona ręka przytrzymała je dla mnie. Resztę, a raczej końcówkę drogi przebiegłam. Stojąc w windzie, wcisnęłam przycisk z dużą i wyraźną szóstką. Spojrzałam na kobietę, która stała po mojej prawej stronie i uśmiechnęłam się. - Dziękuję pani McCabe – powiedziałam uprzejmie. Pani McCabe była osiemdziesięcioośmioletnią wdową, mieszkającą w apartamencie tuż pod nami. Mimo swojego wieku, wciąż lubiła organizować spotkania towarzyskie, głównie w wakacje podczas letnich miesięcy. Dodatkowo była również wspaniałą kucharką. Mogłabym codziennie jeść jej domowe krówki, tak samo jak te Marthy Stewart4.

- Nie ma problemu kochanie – odpowiedziała cichym głosem. Nim się zorientowałam byłyśmy już na piątym piętrze. Pani McCabe wyszła z windy i uśmiechnęła się do mnie, zanim na dobre straciłam ją sprzed oczu. Gdy weszłam do mieszkania rodziców jeszcze nie było. Normanie, o tej porze rozpoczynałam gotowanie obiadu bo rodzice wracali zazwyczaj między 18:30 a 19.00, ale był piątek, więc to oni mieli przynieść coś do domu. Nie zastanawiając się dłużej, udałam się prosto do swojego pokoju. Ściany były pomalowane na jasny brąz z czekoladowym akcentem przy oknach. Narzuta na łóżku nie wyróżniała się niczym i składała się z kilku średnich kwadratów, o czterech kolorach: baby blue, czekoladowy brąz, jasny brąz i beż. Dostosowanie pokoju do moich potrzeb i gustu zajęło mi cztery lata. Bardzo zależało mi na tym, aby był ciepły i bardzo przytulny. W rogu znajdował się mały regał z książkami, na którym leżało parę podręczników do szkoły, ale przede wszystkim moje ulubione powieści, w tym wszystkie dzieła Jane Austen. Byłam wielką fanką literatury klasycznej, czytałam ją bardzo często, z czym moi rodzice aż za bardzo się oswoili.

Mój laptop leżał na biurku. Szybko usiadłam w fotelu i włączyłam go. Kątem oka spojrzałam na budzik, który wskazywał godzinę 16:58, przez co zrobiłam się podekscytowana. Wiedząc, że całkowite uruchomienie się systemu zajmie chwilkę, poszłam do kuchni po jabłko. Miało ono zabić mój głód do czasu kolacji. Siadając z powrotem przed komputerem, ugryzłam kawałek. Widząc, że wszystko jest w pełni załadowane, od razu zalogowałam się na mój komunikator i szybko przejrzałam bardzo krótką listę użytkowników. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się duży uśmiech, gdy przeczytałam kto czekał na rozmowę ze mną.

Jedyną osobą znającą całą prawdę o mnie (o pisarce, poetce, zagorzałej czytelniczce) był chłopak, którego nigdy nie spotkałam. Nawet nie znałam jego imienia, a on tak dużo o mnie wiedział. Już na samym początku zadecydowaliśmy, że to będzie taki nasz mały sekret. W końcu nigdy nie wiadomo ile szaleńców żyje na świecie. Wiedziałam o nim tylko, że mieszkał w miasteczku, w którym nie było dobrej pogody oraz, że miał starszego brata. Jego imienia także nie znałam. Mój internetowy znajomy miał jednego przyjaciela, którego często nazywał psychiatrą, a jego ojciec był lekarzem.

Przypadkiem, jakiś rok temu spotkaliśmy się na jednym z czatów i od razu zaczęliśmy ze sobą pisać. Może to nieprawdopodobne, ale dużo nas łączyło. Oboje w przyszłości zostaniemy zmuszeni do wykonywania zawodów wybranych przez naszych rodziców. W dodatku, on tak jak ja, był artystą. Podczas, gdy ja tworzyłam sztukę za pomocą słów, on robił to poprzez muzykę. To właśnie on był jedyną osobą, której udostępniałam swoje wiersze, a on stale wysyłał mi muzyczne kompozycje. Mój iPod posiadał cały folder z jego muzyką, ale nigdy nie zebrałam się na odwagę, aby mu o tym powiedzieć. Mogliśmy rozmawiać całą noc o minionych dniach, dzielić się marzeniami i lękami. Nigdy nie rozumiałam, jak to możliwe, że zaufałam mu na tyle, aby podzielić się z nim rzeczami, których nikomu bym nie powiedziała.

On był moim najlepszym przyjacielem. Wiedzieliśmy nawzajem o swoich najbardziej intymnych sekretach. Czasami zastanawiałam się jak wyglądał lub jak miał na imię. Naszej internetowej rozmowy nie zamieniłabym za nic w świecie. Z nim nie musiałam udawać. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że on był tylko człowiekiem z internetowej wtyczki. Właśnie dlatego on oraz mój notes, nie zastąpili mi ludzkiego towarzystwa.

Na ekranie komputera pojawiła się wiadomości od niego. Kątem oka spostrzegłam, że na zegarze wybiła już 17:00. Jak zawsze na czas - pomyślałam z ciekawością odczytując wiadomość.

ECmusic:Hej!

Bclassics: Witaj z powrotem.

ECmusic: Co tam u mojej ulubionej dziewczyny? Jak Ci minął dzień? Zdarzyło się coś ciekawego?

Zawsze uśmiechałam się, gdy pisał do mnie. Czytając jego słowa mogłam stwierdzić, że był czarujący i powodował, że zawsze się śmiałam. Tak naprawdę to nie wiedziałam kim jest w rzeczywistości. Mógł być przecież przerażającym starcem, siedzącym nago w fotelu i zachłannie jedzącym Cheetosy. Jednak coś skłoniło mnie, aby uwierzyć mu, kiedy napisał, że ma siedemnaście lat. Potrząsnęłam głową i odpowiedziałam na zadane przez niego pytania.

Bclassics: U mnie wszystko dobrze. W szkole, jak zwykle, nudno. Mój nauczyciel od biznesu odciągnął mnie na bok, aby porozmawiać o mojej przyszłości w tej dziedzinie, o ironio! Kiedy już wyrwałam się ze szkoły, wybrałam się na spacer po plaży bo był bardzo ładny dzień :) Udało mi się napisać kolejny wiersz. To nic niesamowitego, ale podoba mi się. Co u Ciebie?

ECmusic: Jestem pewien, że jesteś zadowolona z tej rozmowy :P Cóż, Twój dzień był bardziej ekscytujący niż mój. Szkoła, oczywiście. Musiałem zacząć pisać esej na angielski. Niestety, to nie jest najlepszy dzień bo znowu pada. :( Poza tym czuję się dobrze.

Bclassics: Awwww, to było do bani. Przykro to słyszeć, ale taka jest prawda.

ECmusic:Haha, dzięki. Jestem do tego przyzwyczajony. Och, wiesz...

Bclassics: Co?

ECmusic: Sprzedali dom sąsiadów.

Dawni sąsiedzi EC, to starsze małżeństwo na emeryturze, które postanowiło przenieść się gdzieś indziej, gdzie będzie cieplej. Mimo doskonałej budowy ich dom cierpiał na brak zainteresowania ze strony potencjalnych klientów.

Bclassics: Naprawdę? To chyba właściwa pora. W końcu na sprzedaż został wystawiony siedem miesięcy temu, prawda?

ECmusic:Osiem miesięcy. Tak. Wróciłem ze szkoły i zobaczyłem przed ich domem znak informujący o sprzedaniu. Myślałem, że nikt nie będzie chciał kupić domu w tej okolicy.

Bclassics: Doskonale wiedziałam, że ostatecznie znajdą kupca, który z Tobą wytrzyma. Muszę mu wysłać życzenia na szczęście. :P Wiesz kiedy ma się zjawić?

ECmusic: Bardzo śmieszne B., wiesz dobrze, że nikt nie jest w stanie mi się oprzeć ;) Gdyby tylko wiedział ile ma racji. Byłam praktycznie uzależniona od niego i naszych rozmów. Nie mam pojęcia. To prawdopodobnie jedni z tych pyszałkowatych i bogatych ludzi, jakich wiele tutaj mamy. Przeprowadzka pewnie będzie ich próbą poszukiwania spokoju z dala od wielkich miast. Daję im sześć tygodni, a potem zostaną zjedzeni przez niedźwiedzia :P

Bclassics: LOL! Nie teraz! Nie osądzaj ich jeszcze. Być może twoja jedyna przybędzie i będziesz żył długo i szczęśliwie. LOL.

ECmusic: Nie pisz głupot. Dobrze wiesz, że ty jesteś tą jedyną B ;) Więc, mogę przeczytać twój najnowszy wiersz?

Bclassics: Nie ma szans.

ECmusics: Dlaczego nie?

Bclassics: Wciąż jesteś winien mi piosenkę, pamiętasz? Piosenka, nie wiersz :P

ECmusics: Daj spokój! Sama wiesz jak długo może trwać samo komponowanie, a mam coraz mniej czasu. Dodatkowo, pracuję nad czymś specjalnym i wyślę Ci to, gdy będzie doskonałe.

Bclassics: Jestem nieugięta, ale ciekawa twojego szczególnego projektu. Dlaczego jest wyjątkowy?

ECmusics: Hmmm, nie wiem. Chcę ci napisać, ale dopiero wtedy, gdy wyślesz swój wiersz. Jeśli mi go wyślesz, dam Ci małą wskazówkę ;)

Bclassics: Szantażujesz mnie!

ECmusics: Może. Więc wyślesz?

Przez chwilę się zastanawiając, wpatrywałam się w ekran. EC nie grał czysto i normalnie tego wiersza bym mu nie wysłała, ale byłam strasznie ciekawa nad czym pracuje. Głośno westchnęłam i zaczęłam narzekać. Moje palce uderzały o klawiaturę, ciut mocniej niż powinny.

Bclassics:DOBRA! Ugh. Daj mi chwilkę, muszę go przepisać.

Ecmusics: Nie spiesz się, mogę czekać.

- On jest czasem taki irytujący – powiedziałam ze złością, ale czułam, że uśmiech wpełza na moją twarz. Złapałam notatnik i przewracałam nerwowo kartkami, aż wreszcie znalazłam się na ostatniej stronie. Otworzyłam Microsoft i zaczęłam szybko przepisywać. Po paru minutach wiersz był gotowy i zapisany. Otworzyłam skrzynkę pocztową, do wiadomości dołączyłam plik tekstowy i nacisnęłam przycisk wyślij. Odczekałam chwilkę przed powrotem do naszej rozmowy, aby mieć pewność, że wiadomość została dostarczona.

Bclassics: Sprawdź pocztę, wiersz już powinien być. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy.

ECmusics: Szalenie :P

Bclassics: Więc teraz zdradź mi nad czym pracujesz.

Ecmusisc: Jednak zmieniłem zdanie.

Bclassics: CO?

ECmusic: Uspokój się, tylko żartowałem. Okej. Moja ostatnia kompozycja oparta jest na jednym z Twoich wyjątkowych wierszy, które mi przesłałaś.

Nic nie mogłam poradzić na to, że zrobiło mi się bardzo miło. Myśląc, uśmiechnęłam się. Co by nie mówić, moja praca dała mu natchnienie. Zaraz jednak zorientowałam się, że w tym wszystkim był jeden problem.

Bclassics: Wysłałam Ci całe setki wierszy! To nie daje mi żadnej podpowiedzi. O którym mówisz?

ECmusic: Nie powiem. To cała podpowiedź jaką Ci daję. Powiedziałem, że dam wskazówkę i tak zrobiłem. Teraz musisz uzbroić się w cierpliwość i czekać na gotowy projekt.

Bclassics: Wiesz o tym, że nie grasz czysto?

ECmusic: Tak, ale jako jedyny wiem o tym wierszu :P 2:0 dla mnie.

Miałam już właśnie odpisać na jego komentarz, kiedy usłyszałam rodziców wchodzących do domu.

- Bella, jesteśmy w domu! - moja mama krzyknęła. Była dopiero 17:26, wrócili o godzinę za wcześnie. Nagle przypomniałam sobie, że chcieli ze mną porozmawiać, więc to musiał być ten powód, który sprowadził ich wcześniej do domu. Stając się na powrót zdenerwowana odwróciłam się w stronę ekranu, aby się pożegnać.

Bclassics: Przepraszam G2G 5. Moi rodzice wcześniej wrócili do domu, a dodatkowo jestem głodna. Postaram się wrócić później. Do zobaczenia!

ECmusic: *wzdycha* Dobrze, TTYL6. Pa B.

Przed wyjściem z pokoju, wylogowałam się i zamknęłam laptopa. Rodzice byli w kuchni i właśnie rozkładali jedzenie. Dziś akurat przyszła kolej na chińszczyznę. Renee i Charlie zawsze wracali do domu o tej samej porze, ponieważ razem prowadzili firmę. Byli właścicielami dużej sieci sklepów, które zajmowały się sprzedawaniem sprzętów ogrodowych oraz artykułów rekreacyjnych. Moja mama, Renee, była prezesem firmy. Odziedziczyła ją po moim dziadku, gdy zmarł zanim się urodziłam. Miała tylko dwadzieścia jeden lat, ale już wtedy zrobiła bardzo wiele dobrych rzeczy. Niedługo potem, zakochała się z wzajemnością w moim ojcu, który dopiero co zaczął tam pracować. Obecnie pełnił funkcję wiceprezesa. Pomimo, że Charlie był na niższym szczeblu niż Renee, zawsze umieli się porozumieć i zgodnie podejmowali słuszne decyzje dotyczące firmy.

Nałożyłam sobie kilka sajgonek.

- Wcześnie dziś wróciliście – powiedziałam, nawiązując rozmowę. Zauważyłam, jak rodzice co chwila wymieniali spojrzenia lecz sami nie starali się być w tym dyskretni. Co się dzieje?

- Tak. Postanowiliśmy dziś wcześniej wrócić, ponieważ jest taki ładny piątek, a my nie chcieliśmy go do końca zmarnować. Słońce, jak ci minął dzień? - spytała mnie mama biorąc talerz i udając się z nim do jadalni. Mignął mi tylko jej cień. Mój ojciec podążał za mną.

- Wszystko okej. Po szkole spędziłam trochę czasu na plaży – wzruszyłam ramionami. Usiadłam naprzeciwko mamy, natomiast tato zajął miejsce obok niej. Nie wspominałam o rozmowie z EC ponieważ, nie mieli o nim pojęcia, zresztą tak samo jak o moich wierszach i zeszycie. Rozmowy z chłopakiem stanowiły mój mały sekret. W moim życiu istniało kilka rzeczy, które chciałam zachować tylko dla siebie. Dodatkowo byłam pewna, że mojej mamie ta sytuacja nie przypadłaby do gustu. Jakby tego było mało, istniało ryzyko, że udzieliłaby mi długiego wykładu na temat internetu i zagrożeń z nim związanych. Nie dziękuję, wolałam zatrzymać to dla siebie. Nie zamierzałam ryzykować. Nie zniosłabym możliwości nierozmawiania nigdy z EC.

- Bardzo dobrze. Cieszę się, że korzystasz ze słońca. W końcu to solidne źródło witaminy D – tato powiedział to bardzo lekko, choć czułam że jego słowa mają ukryty sens. Zaczęliśmy jeść chińszczyznę w milczeniu. Kilka minut później, odchrząknął. - Bello, chcieliśmy z tobą o czymś porozmawiać.

- Okej – powiedziałam z wielką ostrożnością i zdenerwowana faktem, że właśnie rozpoczynamy poważną rozmowę. Patrząc na nich ze zniecierpliwieniem, żułam kawałek kurczaka. Zastanawiałam się w duchu, o co może chodzić. Moja mama popatrzyła na mnie szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami, tak jak wtedy, gdy będąc młodsza w przeciwieństwie do swoich rówieśników zachowywałam się nad wyraz poważnie. Moje włosy były takiego samego koloru jak jej, jednak kręciły się po Charlie'm. To również po nim odziedziczyłam czekoladowe oczy, odzwierciedlające jego współczucie oraz mądrość. Tato spoglądał raz na mnie, a raz na mamę.

- Firma jest w trakcie otwierania nowego sklepu na północy stanu Waszyngton. To bardzo małe miasteczko, gdzie trudno znaleźć kogoś chętnego do pracy na tamtym obszarze. Dlatego zdecydowaliśmy, że zadbamy o to osobiście, ale to oznacza przeprowadzkę – mówił szybko, nerwowo i chaotycznie.

Zadławiłam się kurczakiem. Instynktownie zaczęłam klepać się po klatce piersiowej. Patrzyłam na nich szeroko otwartymi oczami.

- Przeprowadzka! Nie możecie mówić poważnie! Szkoła dopiero się zaczęła, a w dodatku jestem w ostatniej klasie! Nie rozumiem dlaczego nie możecie w pełni uruchomić sklepu będąc tutaj, w San Francisco – z każdym zdaniem mój głos robił się coraz bardziej głośny. W sumie, na końcu już krzyczałam. Choć tutaj moje życie nie było stabilne i wygodne, nie mogłam uwierzyć w to co słyszę.

- Kochanie, przeprowadzamy się dopiero pod koniec września. Z łatwością wszystko nadrobisz, jesteś przecież taką mądrą i utalentowaną dziewczyną. Zdecydowaliśmy, że musimy coś zmienić, że musimy oderwać się od tego zgiełku miasta i znaleźć bardziej spokojne miejsce do życia. To taka doskonała okazja! Zobaczysz, wyjdzie to nam wszystkim na dobre – mama mówiła delikatnie, z wyraźnym podekscytowaniem.

- Bardzo w to wątpię – mruknęłam cicho pod nosem. - Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześniej? Do jakiej miejscowości mamy się przeprowadzić? - spytałam uświadamiając sobie, że decyzja została już podjęta, czy to mi się podobało czy nie. To nie fair! Zasługiwałam przecież, aby powiedzieć coś w tej sprawie!

- Nie chcieliśmy ci nic mówić, dopóki nie załatwiliśmy spraw urzędowych. Miasto nazywa się Forks. Myślę, że tam ci się spodoba. Dom, który kupiliśmy jest po prostu uroczy! Mamy całkiem spory budżet przeznaczony na cel przeprowadzki, więc urządzanie go będzie świetną zabawą! - mówiła entuzjastycznie, starając się mnie pocieszyć.

- Jedziemy do miejsca, o nazwie takiej samej jak jeden z elementów zastawy stołowej?7 Kim jesteście i co zrobiliście z moimi rodzicami? - spytałam sceptycznie. Rodzice zaczęli się śmiać, co było dziwne, bo sama w tej rozmowie nie znalazłam nic śmiesznego. Wróciliśmy do jedzenia, ale przez te wszystkie wiadomości, straciłam apetyt.

- Kiedy wyjeżdżamy? - spytałam po kilku minutach. Wszystko działo się zbyt szybko. Czułam okropne zawroty głowy.

- W ciągu najbliższych dwóch tygodni. Wiem, że to bardzo krótki czas, ale musimy się tam wkrótce zjawić. Zapisaliśmy cię już do miejscowego liceum. Mają tam bardzo podobną ofertę co tu, dzięki czemu twój nowy plan będzie podobny do aktualnego – ojciec uśmiechnął się. Próbowałam odwzajemnić uśmiech, ale wyszedł z niego grymas. Świetnie, będę nowym dzieciakiem w małym miasteczku. Pewnie już szykowali polowanie na mnie. Tak, to już oficjalne.

Resztę wieczora spędziliśmy na oglądaniu filmów. Raz na jakiś czas przerywaliśmy ciszę, aby między sobą wymienić kilka zdań. Po pewnym czasie doszłam do wniosku, że mam już dość. Wstałam z kanapy i udałam się w stronę korytarza. - Mam zamiar iść już spać – oznajmiłam cicho.

- Kochanie, nic ci nie jest? Może źle się czujesz? - mama spytała z troską i ze zmartwieniem. Przez krótką chwilę, zastanawiałam się nad powiedzeniem jej co o tym wszystkim sądzę, że jestem nieszczęśliwa. Zrezygnowałam, nie chcąc sprawiać im przykrości.

- Czuję się dobrze, ale jestem trochę zmęczona. To był długi dzień. Do zobaczenia jutro – odpowiedziałam.

- W porządku. Dobranoc dzieciaku – tato odpowiedział wesoło.

- Branoc.

Szybko szłam korytarzem. Chciałam jak najprędzej znaleźć się w swoim, niedługo już byłym, pokoju. Natychmiast włączyłam laptopa, który był w stanie wstrzymania. Zaczęłam pisać. EC był niedostępny, co spowodowało, że poczułam się jeszcze bardziej samotna. W tym momencie naprawdę bardzo go potrzebowałam. Wyłączyłam komputer i zdesperowana pragnęłam pozbyć się niektórych myśli, lęków i pytań. Wzięłam swój zeszyt i zaczęłam pisać. Choć wiedziałam, że chłopak nie zobaczy żadnej z moich myśli, czułam się dobrze przelewając je na papier. Niechętnie zamknęłam notes i przebrałam się w spodnie dresowe i ulubioną starą koszulkę. Wdrapałam się na łóżko i próbując zasnąć, miałam nadzieję, że to tylko zły sen.

W ciągu dwóch tygodni moje życie miało się zmienić. Pogrążona w myślach, zapadłam w niespokojny, lecz głęboki sen.


WYJAŚNIENIA:

1 - condo – własnościowy apartament w budynku mieszkaniowym. Znajduje się na najwyższym piętrze budynku, często również posiada balkon.

2 - Neither Out Far Nor In Deep – w rzeczywistości wiersz napisany przez Roberta Frosta. Jak to z wierszami bywa, mogą wystąpić liczne błędy i niedogodności, ponieważ z braku dostępnego w internecie tłumaczenia, wykonałam je sama.

3 - Jenna Craig – założycielka firmy żywieniowej – w skrócie.

4 - Martha Stewart – córka polskich emigrantów. Żona, matka, modelka, prowadziła firmę kateringową by później stać się maklerem i właścicielką ogromnej medialnej fortuny. W 1982 napisała książkę kulinarną pt. „Przyjęcia" z przepisami na te okazje.

5 - G2G - Got to go - muszę iść/kończyć.

6 - TTYL Talk To You Late – porozmawiam z tobą później.

7 - przypomnienie: Forks – widelce :P

Bclassics = Bella Classics (Edward sądzi, że b znaczy książki - books)

Ecmusic = Edward Cullen music (Bella sądzi, że EC oznacza przyjazną, prostą muzykę - easy)