Wojna przybierała na sile. Każda ze stron ponosiła dotkliwe straty. Voldemort poniósł największą z nich. Wiedział, że zawiódł i w żaden sposób nie mógł sobie tego wybaczyć. Siedząc samotnie w ciemnym salonie dworu Malfoyów, wpatrywał się uporczywie
w dogasający ogień w kominku. Po chwili potężne drzwi zaskrzypiały donośnie za jego plecami.
- Wzywałeś mnie, panie? - zapytał niepewnie mężczyzna, który wszedł do środka pomieszczenia.
- Tak, Lucjuszu - odpowiedział niemalże szeptem Czarny Pan, nie odwracając głowy
w kierunku śmierciożercy. - Jako jedyny wiesz o mojej stracie - zaczął bez zbędnych wstępów. - Nagini była dla mnie bardzo ważna z wielu względów. Ale nie czas, ani miejsce, aby o tym mówić. Chcę, żebyś wyruszył na poszukiwania i zdobył dla mnie niewiarygodnie silną istotę, która zastąpiłaby poległą Nagini.
- Możesz na mnie liczyć, panie - zapewnił Lucjusz. - Wyruszę z samego rana.
- Wyruszysz natychmiast - syknął Voldemort, przeszywając spojrzeniem swojego sługę.
- Oczywiście, jak sobie życzysz. - Malfoy skłonił pokornie głowę i wyszedł pospiesznie z salonu, pozostawiając Czarnego Pana pogrążonego we własnych myślach.
Proces szukania groźnej bestii dla Voldemorta nie był łatwy. Lucjusz potrzebował aż tygodnia, by w końcu zjawić się z powrotem przed obliczem swego mistrza.
- Panie?
- Tak, Lucjuszu?
- Zdobyłem dla ciebie to, o co prosiłeś.
- Zatem? Na co czekasz? - powiedział z błyskiem w oku Voldemort.
Lucjusz pokłonił się i otworzył zaklęciem klatkę stojącą w zaciemnionym kącie pokoju. Czarny Pan wytężył wzrok i z niecierpliwością oczekiwał, aż istota wyjdzie z mroku.
Stało się, za chwilę stworzy kolejnego horkruksa, a potężna bestia posłóży jako bezpieczna kryjówka dla ósmej części duszy Voldemorta.
Stworzenie wydało z siebie groźne warknięcie i w końcu pojawiło się w smudze nikłego światła. Zaskoczony Czarny Pan zmrużył oczy, gdy zobaczył zwierzę w całej okazałości. Ono natomiast przechyliło głowę i pisnęło żałośnie:
- Pika-pika-chu!
