John powiedział kiedyś Sherlockowi, że związek uczuciowy, spełniając się dla innych, dopełniłby go wreszcie jako człowieka. W tamtym czasie i w tamtym miejscu, stwierdzenie to nie miało żadnego znaczenia. W życiu Sherlocka było zaledwie kilka osób, o które naprawdę się troszczył. Żadnej z nich nie darzył jednak żadnymi romantycznymi uczuciami. Miłość i związki traktował jako coś nie tylko zbędnego, ale także niebezpiecznego.
Jednak właśnie teraz, siedząc naprzeciwko niej w swoim fotelu, przypomniał sobie słowa przyjaciela. Miał wrażenie, że jego mózg pracuje na zwolnionych obrotach, całkowicie tracąc zdolność logicznego myślenia. Wpatrywał się w nią, zastanawiając się, czy dla niej byłby w stanie złamać swoją żelazną zasadę. Czy dla niej mógłby przełamać swoje bariery? Zastanawiał się jak nazwać to, co czuł. Czy to miłość? Pojęcie miłości romantycznej było dla niego taką abstrakcją, że nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie. A więc czym jest to pokręcone coś, co czuje, wpatrując się w nią. Fascynacja? Tak. Fascynacja to dobre słowo. Ta kobieta niewątpliwie go fascynowała. Zwłaszcza gdy tak jak teraz, siedziała na fotelu naprzeciw niego, z nogami przewieszonymi przez podłokietnik. Postronny obserwator stwierdziłby, że relaksuje się, czytając książkę. Ale prawda była zupełnie inna. Sherlock widział jak jej dłoń zaciska się na krawędzi książki nieco mocniej niż powinna. Widział też, skupienie na jej twarzy, które nie wynikało jednak z czytania, o czym świadczyły jej nieruchome oczy. Myślała o czymś. Najwyraźniej równie intensywnie co on. Czasem zerkała na niego, wcale się z tym nie kryjąc. Był ciekawy, co krążyło jej po głowie. Przez większość czasu był w stanie dużo z niej wyczytać. Ale w tym momencie jej myśli pozostawały dla niego zagadką. Mógł jedynie się domyślać, a może potajemnie liczyć, że myśli o tym samym co on. Że zadaje sobie pytanie: czym tak naprawdę jest miłość?
