Było cicho. Tak cicho, że można było usłyszeć odgłos spadających liści. Świat okrył się ciemnością, pozostawiając na niebie jedynie świecące małe punkty, przewodniczki wędrowców, słuchaczki tęsknych westchnień zakochanych, niemi świadkowie wszystkich wydarzeń – gwiazdy. Cisza i ciemność, połączenie tak zwyczajne, tak oczywiste, a powodujące tak różne odczucia. Od radości, przez spokój, po strach. Każdy odczuwał coś innego, bo każdy miał własne powody, by czuć tak a nie inaczej. Tę niezmąconą ciemność traktowano jak kryjówkę, jak ucieczkę przed światem i przed problemami.

Na szczycie sporego wzniesienia, niczym szykujące się do ataku monstrum, rozlokował się potężny zamek z wieloma basztami i wieżyczkami. Majestatycznie królował nad otaczającą go okolicą, nietknięty zębem czasu. Z niezliczonej ilości okien sączyło się nikłe, migotliwe światło świec i pochodni, rozświetlając okalające zamek tereny i odsłaniając tajemnice. Ile zdarzeń widziały już te mury?

Wokół zamku rozciągały się rozległe błonia, teraz okryte mrokiem i pełne tajemniczych cieni. Potężna wierzba delikatnie poruszała swoimi witkami, choć nie dało się wyczuć najlżejszego podmuchu wiatru. Stary dąb z powykręcanymi konarami i pniem naznaczonym wieloma nacięciami próbował ze wszystkich sił przejrzeć się w gładkiej tafli jeziora. Jeziora tak wielkiego, że nawet w pogodny dzień ciężko było zobaczyć jego drugi brzeg. Mgły delikatnie unoszące się nad wodami w niezmąconej ciszy, obijały blask ognia sączącego się z okien małej drewnianej chatki, przycupniętej niczym sługa na wprost swego pana – zamku.

A dalej… Dalej drobne zarośla przechodziły w coraz bardziej gęste i ponure. Wysokie, dumne drzewa rosły coraz gęściej, tworząc las. Tajemniczy i niezbadany opierał się o jeden z brzegów jeziora i fragment błoń, jednak nikt nie wiedział gdzie się kończył, tak jak nikt nie wiedział, jakie stworzenia go zamieszkują.

Było cicho. W miejscu, gdzie wielkie głazy, niby pozostałości po dawnej bitwie dotykają murów zamkowych, chroniąc przed ciekawskim wzrokiem, ciemność została zmącona. Żar tlącego się papierosa, co jakiś czas rozświetlał twarz osoby, która w mroku nocy znalazła ukrycie. Wprawne ucho dosłyszałoby szum wypuszczanego z ust powietrza zmieszanego z dymem.

- Miałaś nie palić… - Cichy, zachrypnięty głos zmącił wszechobecną ciszę, a płomień zapalniczki rozświetlił na moment twarz przybysza.

- Odezwał się niepalący… - ledwie słyszalna odpowiedź.

Warknięcie mężczyzny i cichy kobiecy chichot, jednak zupełnie pusty, bez emocji.

- Jeszcze nie tak dawno twój śmiech przypominał dźwięk dzwoneczków… - Głos drgający od smutku przerwał po raz kolejny ciszę.

- To było dawno przyjacielu. Wydaje mi się jakby od tego momentu minęło wiele lat, a przecież…

- A przecież to tylko kilka miesięcy – przerwał jej lekko zirytowanym tonem. – Kilka miesięcy, a wszystko się zmieniło – dodał prawie niedosłyszalnie, zaciągając się dymem papierosowym.

Znowu cisza. Chłopak oparł się plecami o jeden z głazów i spojrzał w niebo, cicho wzdychając. W jego głowie kłębiło się milion myśli i wspomnień. Tępy ból rozszedł się po jego ciele wyciskając jedną kryształową łzę, która stoczyła się po policzku i, ostatni raz odbijając światło gwiazd, znikła w trawie.

- Czy gdybyś mógł cofnąć czas, postąpiłbyś inaczej? – Drżący głos wyrwał go z zamyślenia, przypominając o obecności dziewczyny.

- Nie, a ty? Postąpiłabyś inaczej?

- Czasu nie można cofnąć… - Zgasiła papierosa.

- Można… Każde wspomnienie cofa nas w czasie i pozwala przeżyć wszystko jeszcze raz, dostrzec błędy i wyciągnąć wnioski. – Mruknął, gasząc papierosa i opierając się wygodniej o głaz. – Noc jest długa Lily… Mamy dużo czasu by się czegoś nauczyć patrząc na zdarzenia z przeszłości z perspektywy ich skutków.

Głębokie westchnięcie dziewczyny przerwało ciszę.

- Za dużo czasu spędzasz z Sashą…

- Możliwe…

- Ale masz rację… - przerwała mu, opierając się o głaz, tak, że stykali się ramionami. Zadrżała lekko, gdy chłodny wiatr przyniósł wilgoć z nad jeziora. Mimo iż kończył się maj noce nie były jeszcze zbyt ciepłe. – Masz cholerną rację Syriuszu.

- Jak zawsze ostatnimi czasy… - Zaśmiał się cicho, co skwitowała jedynie prychnięciem. – Coraz bardziej upodabniasz się do kota… - mruknął i, mimo iż nie widziała jego twarzy, wyobraziła sobie drwiący uśmiech, którym tak często ją raczył.

- Lepszy kot niż pies… - odcięła się.

Zaśmiali się cicho i zamilkli. Wsłuchując się w swoje oddech zatopili się we wspomnieniach, które w magiczny sposób pozwoliły im po raz kolejny przeżyć te kilka minionych miesięcy. Cofnęli się do początku… do początku ich 7 roku nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.