Tłumaczenie oryginału angielskiego.
Słowo od tłumaczy (Mag i Marta): To opowiadanie wzbudziło tyle naszego zainteresowania, że postanowiłyśmy je przetłumaczyć, nawet z angielskiego. Zgodę autorki uzyskałyśmy. A ponieważ słowo od autorki oryginalnej tworzy z nim pewnego rodzaju całość- przetłumaczyłyśmy je także. Obiecałyśmy jej także, że przetłumaczymy Wasze komentarze- więc prosimy o coś do tłumaczenia Chyba, że ktoś woli napisać je po angielsku...
A my z niecierpliwością czekamy na komentarze co do samego tłumaczenia
W tłumaczeniu podzieliłyśmy pierwszą część na dwa rozdziały- teraz więc pierwszy.
Disclaimer: Mag- nic do mnie nie należy poza moją połową kota. A Marta ma teraz sesję. Gdyby coś z JAGa było jej, to chyba oczywiste, że nie miałaby sesji...
Mag- I own nothing except my half of the cat. And Marta is poor student with winter term exams going on right now...
Tytuł oryginalny opowiadania : He's Baaack!
Autor oryginalny : Shipless
Słowo od autora:
Spoilery: To –pewnego rodzaju- wyprzedzające uderzenie wobec tego, co może się stać w nadchodzącym odcinku świątecznym "4 Solution". Jeśli nie śledzisz spoilerów i nie wszedłeś w burzę spekulacji o tym co stanie się w tym odcinku i chcesz cieszyć się czystymi wrażeniami z JAG, nie czytaj dalej i Wesołych Świąt.
Jeśli czytasz dalej, to wiesz jakie spekulacje, pogłoski i nadzieje wiąże się z tym biednym samotnym odcinkiem. Wiecie, ze Mac będzie radzić sobie z jej doświadczeniami z terapii, wiecie, że to będzie opowiedziane w retrospekcji, wiecie, że pojawi się Alicia, wiecie, że większość tego odcinka spoczęła w pudle jeszcze przed początkiem sezonu i do Bożego Narodzenia dokręcono tylko trochę na początek i koniec. Mam tyle pytań o pierwotne umieszczenie i cel tego odcinka, że nie wydaje mi się, że obejrzenie go odpowie na którekolwiek z nich. Myślę, że ten odcinek przeszedł wiele przeobrażeń ze swojego oryginalnego pomysłu (prawdopodobnie PRZYNAJMNIJE dwie albo trzy wersje), a potem jeszcze bardzo rygorystyczną edycję. Wiedząc to, myślę, że spoilery, które widzieliśmy na początku roku nie mogą być koniecznie uwzględnione. A po zwiastunie z poprzedniego wieczoru... trzymam moją nadzieje w ryzach. Jedyną rzeczą, która naprawdę chce wiedzieć- a to się okaże po obejrzeniu- to co DPB chce zrobić z tym serialem. To ostatni sezon czy on próbuje coś z niego jeszcze wydoić i potem wyrzucić? Już zamienił Harma i Mac w głupków- ale w końcu są jego i może się nimi bawić- my możemy ich tylko pożyczać do fanficków i nie mamy z tego zysku- przynajmniej finansowego.
Niemniej jednak to opowiadanie to fick w przyszłość od tego, co według mnie, stanie się na końcu 4 Solution. Wydaje mi się, że DPB i TPTB znów nie pozwolą Mac i Harmowi na żaden postęp i znów zostawią nas z niczym. To będzie shipperowski show, coś jak Lifeline i What If... ale na końcu nie dostaniemy nic konkretnego, czego możnaby się uczepić . Ja się o tym przekonałam. Jestem na tyle przekonana do tego niczego, które dostaniemy, że napisałam to, jako moją odpowiedz. Zorientujecie się lepiej gdzie zmierzam i jeśli chcecie, możecie teraz odpuścić sobie resztę „uwag od autora"
Jeszcze jedno... choć nie mówimy otwarcie o seksie; to jest to raczej kwestia dla dorosłych- sytuacje dla dorosłych i język dla dorosłych. Jeśli nie chcecie tego wiedzieć, jeśli jesteście za starzy albo za młodzi... jest tu mnóstwo słodkich shipperowskich historyjek- niektóre z nich DOBRE- więc zapraszam do nich.
No więc do dzieła
Tytuł: On wróóóócił ! (He's Baaack! (albo Czy nadal masz jaja...?))
Napisane przez Shipless (albo The Anti-Shipper, The Ex-shipper, Shipper-No-More, The Late Shipper, Bereft of Shipperness, Devoid Of Shipperhood, Ship-aground, Shipped Off)
Więcej od autora:
Może się wam to opowiadanie w przyszłość nie podobać i jestem gotowa z tym żyć.
Możecie chcieć mnie spalić na stosie i też jestem na to gotowa- a właściwie wyzywam Was do przeczytania tego i nie spalenia mnie bo jestem pewna, że to będzie COŚ, czego, będąc reprezentantami Harma, albo wojownikami Mac czy beznadziejnymi/ pełnymi nadziei shipperowcami, nie polubicie.
Możecie myśleć, że opowiadanie, które koncentruje się na „pójściu dalej" Harma (albo przynajmniej na próbach tego) jest anty- shipperowskie i nie warte Waszego czasu, i także jestem gotowa z tym żyć, ale i tak uważam, że warto się temu opowiadaniu przyjrzeć.
To czego zdecydowanie mam już dość to osłabianie Harma, Cudu Bez Jaj.
To powiadanie, o tym jak Harm odzyskuje swoje jaja. Będzie tylko jeden rozdział, wiec pokochajcie to, polubcie, bądźcie lekko rozbawieni- albo nie- nie będziecie musieli długo z tym żyć. Cóż, możecie zrezygnować teraz, ... ale czy nie jesteście coś trochę ciekawi?
No dalej... przeczytajcie i spalcie... ZRÓBCIE TO!. Przecież wiecie, że chcecie.
Mieszkanie MacKenzie
Dzień po Bożym Narodzeniu
Harm przywiózł Mac do domu ze szpitala po wypadku. Został z nią także podczas całego kryzysu. W przeciwieństwie do innych mężczyzn, którzy przemykali przez jej życie, Harm będzie z nią zawsze- ale do jakiego stopnia? W jakim stopniu ona mu na to pozwoli i jaki stopień on zaakceptuje? Ostatnie załamanie mogło ich wreszcie połączyć- albo przynajmniej dać im wspólny punkt wyjścia, ale ponownie ona trzymała go na dystans. Tym razem, jako wymówki, użyła swojej terapii i potrzeby odnalezienia siebie. Połączyła to z faktem, że nie che zniszczyć tej zawodowego poziomu współpracy, którą właśnie odzyskali. To były powody, dla których „nie padła w jego ramiona" kiedy powiedział jej, że ją kocha w tą Wigilię. On nie oczekiwał, że nagle się roztopi i ulegnie wszystkim jego życzeniom- tak jak to robiła dla wszystkich innych mężczyzn w jej życiu- ale miał nadzieję, że to spowoduje jakąś różnicę. Ale nie spowodowało.
Nadszedł czas, żeby Harm dokonał zmiany. I zrobił to- a raczej wrócił do punktu wyjścia.
- Czy mogę coś dla Ciebie zrobić... podać Ci coś- zapytał, kiedy ułożyła się na kanapie, ciągle jeszcze cierpiąc mocno, i fizycznie i emocjonalnie.
- I tak zrobiłeś już za dużo- powiedziała z delikatnością- platoniczną, skromną, nie- zasługuję – na- to delikatnością, której ostatnio używała.
Harm nienawidziła tego tonu. Był dla niego gorszy niż dźwięk paznokci skrobiących po gładkiej tablicy. Wdzięczność była ostatnią rzeczą, której od niej chciał.
– Cotes zrobiła Ci zakupy- kontynuował- nie powinności niczego zabraknąć. A Twój samochód będzie gotowy za parę dni
- Nie wiem jak Ci dziekować
- Mac... już mi dziękowałaś... i to nawet za bardzo- stał przy drzwiach zastanawiając się czy powiedzieć to, o czym myślał czy jednak lepiej tego nie artykułować.
- Cóż, dziękuję- powiedziała znowu.
Westchnął powoli. Musiał powiedzieć to, co chodziło mu po głowie. On musiał to powiedzieć a Mac musiała to usłyszeć- żeby nie było więcej nieporozumień.
- Mac, jeśli chodzi o to, o czym rozmawialiśmy... w szpitalu
W szpitalu lekarz powiedział im, że wszystko jest z nią w porządku i wyglądała na zdrową. Wydawało się też, że nie dzieje się nic złego z jej systemem rozrodczym. Harmowi ulżyło tak bardzo, że powiedział jej, jak bardzo jest szczęśliwy i że ją kocha. To była jasna deklaracja, coś, co oboje już wiedzieli, ale co właściwie nie zostało wypowiedziane w wielu słowach. Potem miała nastąpić propozycja małżeństwa albo przynajmniej propozycja, żeby popracowali nad takim zakończeniem, ale mądrze poczekał, żeby oddała mu proste odczucie- ja tez Cię kocham. Mac zrobiła to, ale nie całkiem tak, jak się tego spodziewał. Odpowiednio to sformułowała. Zabezpieczyła się. Powiedziała „ALE"
- Ja też Cię kocham, Harm- jęknęła- ale w tej chwili nie jestem w stanie zacząć związku z kimkolwiek... czasami zastanawiam się czy kiedykolwiek będę
To były warunki, które postawiła tym razem- aczkolwiek nie były ściśle określone. To nie było stwierdzenie „nigdy", tylko „nie wiem kiedy- czy kiedykolwiek". Niektórzy stwierdziliby, że to postęp przejść od „nigdy" do „kiedykolwiek" w ciągu 18 miesięcy. Ale Harm do tych niektórych nie należał.
To, co naprawdę do niego dotarło, to fakt, że posunęła się dalej i przyznała, że to nie było w stosunku do niego w porządku: on był w stosunku do niej taki dobry, życzliwy i hojny. Ale Harm nie chciał, żeby kochała go bo był dobry i życzliwy. Nie chciał, żeby wybrała go, bo teraz nadszedł jego czas, jego kolej. Ani z powodu żadnego konkretnego powodu, jak jego szczodrość. Zasługiwał na więcej. Zasłużył na więcej niż tylko to.
Tym razem wzięła winę na siebie i zbeształa się za wiele złych decyzji, które podjęła. To tez był postęp- ale co najmniej dzień za późno i kilka spraw za daleko. Dokończyła z prośbą, żeby na nią nie czekał. Nie mogła i nie oczekiwała od niego, żeby nadal odkładał swoje życie. To znów postęp. Przyznała, że odkładał swoje życie. To było zbyt nachalne, pokazowe i samokrytyczne niż Harm mógł znieść. Nie zamierzał znosić tego już więcej.
W końcu 2 dni po jej ostatnim odrzuceniu , Harm znalazł odpowiedź:
- Mac, jeśli chodzi o to, o czym rozmawialiśmy... w szpitalu
- Harm, przykro mi- wiedziała, że go zraniła- ponownie- widziała to w jego oczach. Miała tylko nadzieję, że nie będzie starał się jej naciskać
Harm przerwał jej- Nie, nie, proszę... nie musisz przepraszać. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że jesteś dla mnie bardzo ważna i zawsze będę przy Tobie kiedykolwiek będziesz mnie potrzebowała
Mac zamilkła przestraszona. On zwyczajnie tego nie rozumiał. Nie mogła być dla niego tym, kim chciał, żeby była.
- I myślę, że masz rację- podkreślił jasno- jest nam przeznaczone bycie przyjaciółmi... wyjątkowymi przyjaciółmi... ale tylko przyjaciółmi.
Mac zgubiła się w tym zupełnie- nie miała pojęcia co zrobić z tym, co powiedział. Może jednak zrozumiał. Może zamierzał się wycofać. Może nie będzie dłużej na nią czekał- i to z jej polecenia.
- I chcę, żebyś wiedziała, ze kiedy pójdziemy dalej- kontynuował- moja ... opieka... moja troska... moje zainteresowanie Tobą i nasza przyjaźń będą dla mnie nadal ważne.
- Tak, jak dla mnie- wychrypiała, ciągle nie do końca wierząc co się właśnie dzieje. Harm się wycofywał- naprawdę się wycofywał. Nie robił kroku w tył, żeby poczekać ale naprawdę się wycofywał. A może to była jakaś nowa taktyka, żeby za nim podążyła? Czas pokaże.
- Dobrze- przytaknął i uśmiechnął się lekko- Zadzwoń jeśli będziesz czegoś potrzebowała, a ja wpadnę do Ciebie w ciągu kilku najbliższych dni.
- Nie musisz tego robić- wymknęło się jej zanim zdążyła zorientować się co mówi. Ostateczny policzek...nie akceptowała jego przyjaźni.
- Cóż, jeśli będziesz czegoś potrzebowała...- zgasił uśmiech i wyszedł z mieszkania.
Mac siedziała na kanapie niepewna co się właściwie stało, ale z uczuciem dojmującej straty. Jakaś część jej nie mogła otrząsnąć się z wrażenia, że właśnie straciła coś, czego nigdy nie będzie w stanie odzyskać i nie można za to winić nikogo poza nią samą. Inna część czuła, że to była tylko gra słowna i nic między nimi tak naprawdę się nie zmieniło. Znowu- czas pokaże.
Opuszczając budynek Harm tez czul, że coś stracił, ale z tym także przygniatający go ogromny ciężar. Tak długo starał się do tego dopasować, że już zapomniał kim jest, co jest dla niego ważne w życiu i jak zamierzał to uzyskać. Szedł w tą zimną grudniową noc zrzucając krepujące go więzy, czując się tak, jakby właśnie wypuszczono go z więzienia. Poczuł się wolny. Wolny, żeby być sobą. Świat był pełen możliwości. Miał wybór, mógł wybrać kim che być i robić cokolwiek, na co miał ochotę. Był odpowiedzialny tylko i wyłącznie przed sobą. Po raz pierwszy od miesięcy-nie, LAT- poczuł powiew wiosny idąc ulicą. Miał ochotę polatać.
Mieszkanie Rabba
Późny grudzień (5 dni po Bożym Narodzeniu)
W drzwiach Harma stała Lana Carlton. Była bardzo atrakcyjną prawniczka- koleżanką, której nie widział od lat. Spotkali się przy okazji śledztwa, ale w żaden sposób nie był w stanie sobie przypomnieć kiedy. Wpadli na siebie na Kapitolu poprzedniego dnia i szybko zatopili się w miłej rozmowie. Łatwo było z nią przebywać i była dowcipna. Rozśmieszała go. Sprawiała, ze czuł się atrakcyjnym i reagowała świetnie na jego uśmiech i zainteresowanie. Upłynęło już dużo czasu odkąd Harm zauważał, że kobiety jego zauważają: do diabła! Minęło wiele czasu od kiedy Harm w ogóle zauważał kobiety.
Zaprosił ją do siebie na kolację.
To wydawało się najnaturalniejszą rzeczą pod słońcem- ugotować dla kobiety kolację.
Zapomniał już, jak bardzo to lubił.
- Wejdź proszę, Lano- cofnął się trochę, żeby pozwolić jej wejść- pozwól, że wezmę Twój płaszcz.
Podała mu butelkę wina, która przyniosła i wyplątała się z płaszcza.
Harm był pod wrażeniem dokonanego przez nią wyboru, ale już wcześniej otworzył bardzo dobra butelkę, żeby uwolnić aromat. Mimo wszystko pokiwał głową z uznaniem- czy mogę Ci nalać kieliszek wina?
- Tak, proszę- z łatwością uśmiechnęła się z nim- Świetne mieszkanie... rozumiem, że zrobiłeś to sam.
Pociągał Lanę natychmiast, od pierwszego spotkania i żałowała, że jest z kimś związany, albo przynajmniej wydaje się być poza zasięgiem. Kiedy spotkali się poprzedniego dnia zauważyła, jak bardzo się zmienił. Nie tylko fizycznie- dojrzał także emocjonalnie. Jego zaproszenie na kolację było pewne i szczere, bez ukrytych zamiarów- młodszy Harm bardziej otwarcie demonstrowałby swoje intencje i ostateczny cel wieczoru. Jeśli jego starsza wersja miła cele, intencje, ukryte motywy, to nauczył się je lepiej ukrywać. Podobał się je ten nowy Harm. Podobał się jej właściwie bardziej niż ją pociągał.
Zatrzymali się nad kieliszkiem wina i przystawek. Miło było porozmawiać z kimś, kto nie był w JAG i w wojsku. Lana była lekko lewicowa, ale nie aż tak bardzo, żeby nie potrafiła docenić prawicowego spojrzenia. Harm, służąc w administracji, nie przyjmował zewnętrznego stanowiska co do oceny świata, innego niż stwierdzenie, że sprawy są bardzo skomplikowane i bardzo poważne. Lana oskarżyła go o ukrywanie jego zdolności politycznych. Przyjął to za komplement.
Z punktu widzenia Harma, wieczór przebiegał dobrze. Nie był na randce- takiej prawdziwej- od lat. Czuł się dobrze, choć lekko zdenerwowany. Nie był pewny jaki stopień zainteresowania powinien okazać i trochę wyszedł z wprawy w ocenie stopnia jej zainteresowania. Ale to przecież tylko kolacja i miła rozmowa. Jeśli skończy się dobrze, można będzie to uznać za udany wieczór.
Nagle przerwało im pukanie do drzwi. Przyszła Mac porozmawiać o sprawie. Właściwie to była jego sprawa, ale kiedy wróciła do biura po wypadku, Generał przekazał ją jej. Mac nie miała pojęcia, że trafi na środek kolacji. Ile razy Mac musiała znaleźć się w takiej sytuacji, żeby wreszcie zrozumiała, że powinna najpierw zadzwonić. W jakiejś części Harm czuł się lekko zażenowany jej nagłym pojawieniem się- za nią, za siebie , za Lanę. Ale w większej część był przekonany, że ona musi zaakceptować fakt, ze nie będzie więcej dostępny dla niej (24 godziny, 7 dni w tygodniu). Ich związek przechodził zmiany.
Mac wycofała się dość szybko.
Lana była bardzo zaintrygowana wzajemnym oddziaływanie ich dwojga.
Jak długo byliście związani- spytała bezpośrednio, kiedy Harm dokończył sałatkę.
- Nie byliśmy- pomyślał, że należy się jej bardzie szczegółowa odpowiedź- nie dokładnie. Były chwile, kiedy myślałem, ze moglibyśmy być więcej niż przyjaciółmi, ale się myliłem. Jesteśmy przyjaciółmi i współpracownikami i przeszliśmy razem przez kilka całkiem trudnych wydarzeń.
- Rozumiem
Odwrócił się do niej i oparł o blat. Nie miał już ochoty na gierki. Bawił się już w przeszłości i bawiono się nim- w końcu przegrał.
- Co rozumiesz- zapytał znacząco.
- Spodziewałeś się, że przyjdzie dzisiaj- jej ton nie był oskarżycielski, raczej prosty i bezpośredni
- Nie
- Często to robi... tak wpada bez telefonu?
- Pracujemy razem.
- Zauważyłam- Przygryzła wargi. Też nie miała ochoty na gierki i nie zamierzała posłużyć jako narzędzie do wywołania zazdrości innej kobiety- Jesteś zadowolony, że to zrobiła i przekonała się , że poszedłeś dalej?
Harm przyglądał się jej przez dłuższą chwilę zastanawiając się czy ten wieczór był już skończony czy może jednak można go jeszcze uratować. Wybrał to drugie.
- Lana... nie znamy się tak dobrze... i miałem nadzieję to zmienić... ale powinnaś coś wiedzieć
- Tak
- Dostajesz to, co widzisz. Nie zamierzam Cię okłamywać i zmylać
- Co oczekiwałeś, że stanie się tutaj dzisiaj?
- Oczekiwałem, że będziemy się dobrze bawić przy świetnej kolacji- powiedział szczerze
- Poza tym- rzuciła wyzywająco
- Poza tym nie miałem oczekiwań
Spojrzał uważnie, kiedy wypowiadała te słowa. Uśmiechnęła się miło
- Cóż, jak dotąd rozmowa była miła, wiec przekonajmy się czy kolacja spełni oczekiwania co do reszty wieczoru- nabrała ogórka z sałatki.
Przez głowę Harm przebiegła krótka myśl: dobra odpowiedź. Wiec będziemy kontynuować wieczór. Lubił Lanę: niczego nie udawała. Lubił być wobec niej bezpośredni i lubił, kiedy on była bezpośrednia wobec niego.
Wrócili do tego, co robili, zanim im przerwano
Podczas jedzenie Lana odprężyła się i poczuła na tyle swobodnie, że wyjawiła kilka rzeczy o sobie. Największą był fakt, ze nie miała ochoty na związek: nie chciała męża, chłopaka albo towarzystwa na ważniejsze święta. Było pewnie z tuzin mężczyzn, z którymi się spotykała i pewna mniejsza grupa tych, których prosiła o towarzyszenie jej na oficjalnych imprezach (ci, z którymi mogła być widziana publicznie) i tylko jeden czy dwóch, których znała bardziej intymnie. Była zorientowana na karierę i odkryła lata temu, że publiczne związki w Waszyngtonie powinny ograniczać się do aliansów politycznych, a prywatne powinny być ograniczone czasowo. Wiedza jest siłą.
Harm czuł się podniesiony na duchu jej wyznaniem o związkach. On też nie miał na żaden ochoty, właściwie to czuł się tak, jakby właśnie wyzwolił się z jednego bardzo niesatysfakcjonującego. Co do reszty jej wyznań, zasmuciło go jak była znudzona środowiskiem, które wybrała na pracę. Kolejny raz był wdzięczny Marynarce za jej zasady i reguły. Oczywiście w Marynarce też byli politycy, i często trudno było ich znieść, ale przez większość czasu chodziło jednak o honor i prawość.
Po kolacji, kiedy już wszytki naczynia zostały umyte, usiedli w salonie. Rozmowa przybrała ton zabawnego flirtu . Do kolacji wypili butelkę wina, a teraz sączyli koniak i kawę przy deserze. Oboje byli prawdopodobnie trochę rozluźnieni. Nakłoniła go do opowiadania o lataniu i tym, co w nim tak kochał. Opowiedział to, co mógł i podzielił się swoimi najlepszymi „wojennymi historiami". Zaproponował, że zabierze ją ze sobą w górę w weekend. Pomyślała oczywiście, że to będzie w F14 albo F/A 18, ale musiał zanegować ten pomysł
Lana obserwowała jego oczy, kiedy opowiadał o lataniu. Przypomniał się jej ten młodszy człowiek, którego spotkała. Pocałowała go, najpierw lekko, ale potem z większą intensywnością. Harm musiał przyznać, że bardzo go pociągała; to był bardzo miły wieczór. Kiedy zapraszał ją na kolacje nie zamierzał zabrać jej do łóżka- no przynajmniej nie na pierwszej randce. Pocałunek był jej pomysłem i na początku był temu przeciwny. Dopiero kiedy zapewniła go, że nie ma w tym żadnych zobowiązań, zdecydował wyjść na przeciw jej propozycji.
To było zmysłowe i satysfakcjonujące doświadczenie. Nie gorączkowe i namiętne. Może to była kwestia wieku albo tego, ze tak naprawdę nie znali się zbyt dobrze i zachowywali lekką rezerwę. Albo może dlatego, że to był pierwszy raz od długiego czasu dla obojga. Dłuższego w wypadku Harma.
Kiedy Harm leżał rano z Lana przytuloną do niego, musiał skupić się naprawdę mocno, żeby przypomnieć sobie kiedy był z kimś ostatnio. Od jego zerwania z Renee minęło prawie trzy i pół roku. Trzy i pół roku spania w pustym łóżku i rozmyślania o kobiecie, która go nie chciała. To był czas samotności. Harm odsunął wszystkie swoje męskie uczucia daleko i głęboko. Wstrzymywał je z nadzieją na zapłatę- zapłatę, która nigdy nie nadeszła. To była jego ofiara, ale teraz był zdecydowany wszystko odzyskać.
Kochanie się z kobietą było- jak to się mówi- jak jazda na rowerze- ale czuło się zdecydowanie lepiej. Harm zapomniał już jak to jest dawać i otrzymywać ten rodzaj fizycznej przyjemności. Czuł się wyższy, silniejszy, bardziej ożywiony, bardziej w zgodzie ze swoimi chęciami i pragnieniami niż był przez cale lata.
Głaskał plecy Lany, rozkoszując się delikatnością jej skóry i krzywiznami jej ciała. Jakże naturalną była jej obecność tutaj- obecność kobiety w jego łóżku. Jego delikatne głaskanie zamieniło się w pieszczotę; Lana odpowiedziała na jego dotyk. Krew przyspieszyła i ponownie Harm czuł potrzebę dawania i brania- coś, czego odmawiał sobie tak długo.
Biuro JAG
Pierwszy dzień po Nowym Roku
Harm był w niepodważalnie dobrym humorze. Śmiał się i żartował z personelem, flirtował z każdym z nich- mężczyznami i kobietami. Tak jakby wrócił stary Harm. Uśmiech na jego twarzy rozświetlał pokój. Harm i Mac nie rozmawiali podczas przerwy świątecznej. Właściwie to wcale się nie widzieli od kiedy Mac wpadła do niego- raczej od Bożego Narodzenia. Raz rozmawiali przez telefon o sprawie, w kwestii której Mac rzekomo wpadła do niego, ale na tym się skończyło. Mówiąc szczerze, Mac bardziej unikała jego, niż on jej.
Creswell przydzielił Mac i Harma do sprawy, która zmusiła ich do wyjazdu do Norfolk. Harm już miał się odezwać i zaproponować, żeby Bud albo Sturges pojechali zamiast niej, bo Mac właściwie nadal dochodziła od siebie po wypadku w Wigilię, ale zdecydował, ze pozwoli jej wyartykułować swoje obawy, czego, oczywiście, nie zrobiła.
Postępował z nią lekko i łagodnie i rozmawiał o sprawie podczas podróży. Mac była lekko wytrącona z równowagi. Nie wiedziała czy powinna zapytać o Lanę, przeprosić, że przeszkodziła, zapytać o to, jak spędził święta, zagadać o ich zmieniającym się związku, skomentować jego nastrój czy po prostu zignorować to wszystko. Udała, ze to ignoruje i skupiła się na bieżącym zadaniu.
Gdy Mac pogrążyła się w myślach, przekonała samą siebie, że Harm nie spał z Laną. Na zewnątrz wszystko na to wskazywało, ale odmówiła uwierzenia, że przespałby się z kobietą w mniej niż pięć dni po tym, jak powiedział Mac, ze ją kocha. (rozmowa, którą odbyli u niej w mieszkaniu nie stanowiła składowej jej teorii). Nie wydawało jej się też, że rozpocząłby związek z kobietą, którą ledwo znał. Sytuacja była całkiem niewinna, to była tylko kolacja, no i może jeszcze zabrał ja gdzieś na Sylwestra. Niezależnie od tego, że kobieta taka, jak Lana musiała mieć plany na tę noc co najmniej 4 tygodnie wcześniej. Nie, Harm był w Nowy Rok sam w domu, tak jak i Mac. Przekonała samą siebie. I dzięki temu przekonaniu nie czuła potrzeby naciskania go o Lanę albo przepraszania za niezapowiedziane przyjście. Cicho zdecydowała nie robić tego więcej.
Nawet z tym postanowieniem, nadal czuła się niepewnie, jeśli chodziło o nią i Harma. Nie była pewna czy zakwalifikować to, co czuła jako zazdrość czy tylko niepewność, która towarzyszy zmianie w ich związku. Było jasne, że energia, którą Harm poświęcał jej przez ponad trzy lata (właściwie to pięć lub sześć) znikła. Nie był podły czy niemiły, złośliwy czy uszczypliwy. Nie próbował wydobyć z niej komentarza czy chełpić się tym, że poszedł dalej. Był po prostu Harmem, tylko bardziej dojrzałym niż go kiedykolwiek znała i wydawał się szczęśliwszy niż był dłuższy czas ostatnio. Był dla niej miły- i to całkowicie zbiło ją z tropu. Próbowała cieszyć się jego szczęściem i miała nadzieję znaleźć kiedyś takie szczęście dla siebie.
Co do Harma- był szczęśliwy. On i Lana zjedli kolację raz jeszcze- nie w Sylwestra- ale tym razem nie skończyli w łóżku. Naprawdę się lubili, ale nie mieli stać się stałymi kochankami ani rozpocząć związku, którego żadne z nich nie chciało. Co do Mac, cóż- Harm prawdopodobnie odbijał sobie to trochę. Świadomie starał się nie być złośliwym czy uszczypliwym albo małostkowym. Naprawdę nie czuł nic takiego (pogłaskanie jego ego, które wykonała Lana pomogło w tym przypadku). Zmusił się, żeby nie traktować czasu, który czekał na Mac jako jej winy. To była ich wina. Przyznał się do swojej porcji błędów i pozwolił sobie nie zajmować się resztą. Nie było im pisane być razem. Z czasem wymyśli jak zatrzymać w pamięci to, co dobre i zapomnieć to, co złe. Do tego czasu będzie zachowywał się jak teraz.
Norfolk BOQ
Zaczęli późno, wiec musieli rozstać na noc. Harm poszedł pobiegać. Mac była ciągle w okresie rekonwalescencji, więc nie mogła do niego dołączyć. Kiedy wrócił zaprosił ją na kolację, ale ona grzecznie odmówiła. Ciągle jeszcze miała opory przed przyjęciem czegokolwiek od Harma, bojąc się, że odbierze to w zły sposób. Godzinę później była zbyt głodna, żeby zasnąć. Wyruszył na poszukiwanie jedzenia i wpadła na Harma z bardzo ładną panią komandor wychodzących z messy.
Harm dokonał prezentacji. Okazało się, że kobieta była pilotem, którą poznał na Patricku Henrym. Właśnie została przeniesiona z powrotem do stanów i czekała na transport do San Diego. Właśnie wychodzili z bazy do baru pograć w rzutki i trochę pofantazjować. Wyglądało to przyjacielsko- wystarczająco platonicznie. Mac została zaproszona, ale znów odrzuciła zaproszenie.
Kiedy patrzyła na Harma odchodzącego z przyjaciółką pod ramię, uderzyło ją jak bardzo był atrakcyjny. Miał w oczach jakiś błysk, a lekkość jego zachowania była ponętna, kusząca, uderzająca. Nie był tym poważnym, zamyślonym, usychającym z miłości mężczyzną, do którego przyzwyczaiła się przez kilka lat- tym, przed którym musiała się ciągle bronić; nie był też tym gorzkim, złośliwym i małostkowym kolegą, którego unikała. Nie patrzył już na nią wyczekująco i nie chwytał się jej każdego słowa z nadzieją na to, czego nie mogła dać. Był bardziej tym Harmem, którego poznała prawie dekadę wcześniej. Wyglądał nawet tak, jakby zrzucił parę kilo i poruszał się lepiej. Tęskniła za tym Harmem przez lata. Zobaczyć go ponownie było słodko- gorzko- wiedząc, że wrócił, ale już nie dla niej.
Kiedy zadzwoniono po nią o 3 w nocy, żeby wyciągnęła go z aresztu, jakoś nie była zdziwiona. Sprzeczka w barze, która zamieniła się w bójkę, nie była jego winą. Po prostu był w złym miejscu w złym czasie i musiał bronić honoru swojej towarzyszki- która, swoją droga, potrafiła bronić się całkiem nieźle sama i tez wymagała wykupienia. Kiedy go odebrała, obnosił swoje podbite oko i liczne rozcięcia i zadrapania jak oznaki honoru. Cięgle miał to coś w sobie. Kiedy pocałował swoją śliczną przyjaciółkę- pilota na pożegnanie, Mac miała nieodparte wrażenie, że spotkają się jeszcze. Nie żeby liczyła, ale to była druga- druga, o której wiedziała- w ciągu półtorej tygodnia. Już nie była pewna czy podobała się jej ta nowa wersja Harma.
Biuro JAG
Wczesny styczeń (tydzień później)
Mac odzyskiwała swoją pewność siebie- znów znajdowała się w centrum wydarzeń. Objawienie (jeśli tak można było to nazwać), które było rezultatem jej wypadku, wywarło na nią naprawdę głęboki wpływ, przynajmniej zawodowo. Ona i Creswell stworzyli bardzo dobry kontakt zawodowy, najprawdopodobniej dlatego, że oboje chodzili do pracy ubrani na zielono, ale ostatecznie zrodził się on z rosnącego szacunku jaki do siebie żywili. Mac była świetna w swojej pracy- jeszcze lepsza teraz, kiedy Harm przestał skupiać na niej swoją energię. Naprawdę stała się wyższym rangą prawnikiem i szefem personelu- nie tym, którego po prostu zostawił po sobie Chedwiggen.
Mac przyszła do biura Harma porozmawiać o jej rozmowie z dowódcą bosmana, który został zamordowany w Norfolk. Harm miał teorie, z którą Mac się nie zgadzała, lokującą śmierć bosmana na miejscu innej zbrodni, która rozegrała się tej samej nocy. Obie sprawy były rozwiązywane niezależnie, ale Harm nie chciał odpuścić- nawet kiedy Creswell rozkazał mu to. Harm czuł, że może to udowodnić w sadzie.
Kiedy weszła, rozmawiał przez telefon; czekała w wejściu- wsłuchując się w jego rozmowę. Był w swoim całkowitym flirciarskim nastroju.
- Tak… nie…przepraszam, nie pamiętam… co zrobiłem?... w sądzie... jeszcze raz, jaka to była sprawa?... przepraszam nie przypominam sobie... Zniszczyłem Twoje zeznanie- roześmiał się śmiechem, który roztapiał kobiece serca- Jestem przekonany, że wykonałaś dobra robotę, zwłaszcza jeśli nie mogłem Cię złamać w sądzie... Zazwyczaj znajduję jakąś dziurę w logice, przynajmniej na tyle, żeby zasiać wątpliwość w myślach przysięgłych... cóż, to i tak było paskudne z mojej strony- znów roześmiał się z łatwością- naprawdę czegoś od ciebie potrzebuje...Oh, wiec muszę Ci to jakoś wynagrodzić?... żeby bronić mojego klienta?... może kolacja?... dziś wieczór będzie świetnie... powiedz tylko gdzie... Wow, naprawdę poczułaś się urażona... nie, nie, może być, 19.00?... Przyjadę po Ciebie... poczekaj chwilę, wezmę długopis... ok., dyktuj... mam... punktualnie 19, bez mundurów... mogę się kilka minut spóźnić... dobrze, do zobaczenia i przefaksujesz mi raport?... im wcześniej tym lepiej... super, jesteś wspaniała.- tym razem jego śmiech był niezaprzeczalnie seksowny. Musiała jakoś skomentować jego zdolność do znalezienie dokładnie tego, w czym była NAJLEPSZA – Spotkamy się wieczorem.
Harm rozłączył się. Włożył kawałek kartki na której zapisał adres do kieszeni płaszcza. Nawet widok stojącej w drzwiach Mac nie zgasił uśmiechu na jego twarzy.
- To była komandor Lilly Carrol, patolog? ... Przefaksuje zaraz raport z sekcji
- Po co- Mac nie była pewna, jak się czuje. Patrzenie na niego, kiedy flirtuje, umawia się z innymi kobietami, świetnie się bawi... niepokoiło ją. Była zazdrosna czy zwyczajnie mu zazdrościła? A może była zła, bo nie zrezygnował ze swojej teorii? A może była zirytowana, że potrafi włączać i wyłączać swój urok na zawołanie? Dokładnie tak, jak zrobił to teraz z nią.
- Idę przedstawić to do Creswella- powiedział ze swoim pewnym uśmiechem
- A on odpowie Ci wysyłając Cię na Biegun Północny.
Wzruszył ramionami. Miał rację i zamierzał to udowodnić. I niech Bóg ma go w swojej opiece, jeśli się myli i powie Creswellowi, że nie porzucił tej teorii.
- Czego dowiedziałaś się od Kapitana Morissona?
Mac powiedziała mu wszystko i zamierzała poradzić sobie z nim, kiedy dopasowywał te nowe wiadomości do swojej teorii. Harm potrafił czasami być wyjątkowo denerwujący, ale stopniowo zaczął ją przekonywać.
Kilka dnie później śledztwo było skończone i zarzuty postawione. Harm miął rację. Te dwa wypadki były ze sobą połączone. Kiedy przedstawiał tą teorię Creswellowi. Mac stała po jego stronie broniąc jego zachowania i potwierdzając jego teorie. Ciesząc się, ze sprawiedliwość zwyciężyła, Creswell jednocześnie nie mógł znieść , że Rabb sprzeciwił się jego rozkazowi. Oskarżanie zostało przekazane Mac, Harm został odsunięty, żeby zająć się innymi sprawami- sprawami na bardzo NISKIM poziomie. Jeżeli nawet Harma ruszyło, że zabrano mu sprawę, nie okazał tego. I tak wygrał swoją teorię. Jego dowódca będzie musiał nauczyć się, że instynktów Harma nie można lekceważyć.
Środek stycznia
Mac poszła do szpitala odwiedzić Harriet. Dzieci się urodziły i musiały pozostać w szpitalu trochę dłużej niż planowano. Harriet i Bud byli, co zrozumiałe, zmartwieni i potrzebowali wsparcia przyjaciół
Mac trzymała śpiącego Johna Michaela. Matthiew Lee spał w kołysce obok, również śpiącej, Harriet. Dziecko w jej rękach było takie malutkie, a jednocześnie było tak ogromnym cudem. Mac była przytłoczona swoim uczuciami- miłością do swoich przyjaciół, tym nowym życiem, które pojawiło się na świecie i jej niepewną przyszłością, zwłaszcza jeśli chodziło o dzieci. Rozluźniła się zupełnie i koncentrowała na nowym życiu, które trzymała na rękach. Nie słyszała, kiedy do pokoju wszedł Harm.
- Nie wiem czy kiedykolwiek widziałem, żebyś wyglądała piękniej niż teraz- powiedział cicho.
Obejrzała się, nie miała pojęcia, jak długo tam stał. Choć miała mokre oczy, nie zamierzała się rozpłakać. Uśmiechnęła się nieśmiale.
Pochylił się i pocałował ją w policzek
- Ciebie tez to kiedyś spotka, Saro. Musisz w to wierzyć.
Jej uśmiech zgasł. Mac i Harm dzielili razem tyle w kwestii jej stanu zdrowia i rozmawiali o dzieciach. Rozmawiali o ich wspólnym dziecku. Zaoferował wypełnienie ich umowy- ALE Mac odmówiła. Ciężko jej było wyobrazić sobie kiedy i jak dziecko wkracza w jej świat i posmutniała.
Mac podała mu dziecko, a on próbował ukołysać je w swoich wielkich ramionach. Po raz pierwszy naprawdę zobaczyła , że Harm wgląda nie na miejscu z dzieckiem. Wyglądało na to, że nie czuje się dobrze i nie bardzo wie, co ma robić.
Zaśmiała się- Nauczysz się.
Spojrzał na nią- Bardziej je lubię, kiedy juz oddam je rodzicom- odpowiedział, wyraźnie myśląc o czymś innym.
Chciał, żeby wiedziała, że stracił chęć na bycie ojcem. Stracił nie było właściwie dobrym określeniem- zdał sobie sprawę, że nie chciał robić rzeczy, które trzeba było robić, żeby być dobrym ojcem i był święcie przekonany, że nie chce być złym.
Ta świadomość była dla niego nowa, ale ostatnio spędzał wiele czasu z Budem i chłopcami, a połączenie tego z jego doświadczeniami z Mattie i „zerwanie" z Mac, dopełniły reszty. Był skórą zdartą z ojca- bardzo do niego podobny. To było coś w co zmuszał się, żeby uwierzyć, ale kiedy spróbował-okazało się że pasuje. Harm nie był typem taty z komitetu rodzicielskiego, sprawdzającego odrobione lekcje.
Całe jego życie dorastał myśląc, że jeśli będzie ojcem, nigdy nie porzuci swojego dziecka. Jego praca, kariera, obowiązki i honor nigdy nie mogłyby oddalić go od jego dziecka. Ale jako mężczyzna- mężczyzna, który wreszcie wiedział kim jest, musiał przyznać, że jeśli byłby w sytuacji swojego ojca, robiłby dokładnie to samo. Gdyby miał dziecko i pojawiłaby się misja- Harm wyjechałby- mając pełną świadomość, ze może nie wrócić I jego dziecko dorastałoby- tak jak Harm- bez ojca. To właśnie wtedy zdał sobie sprawę, ze raczej wolałby nie stawiać ani dziecka, ani siebie w takiej sytuacji. Lepiej było jeśli pozostanie bezdzietny.
Oddał dziecko Mac i wspomniał, że wróci później. Mac pokiwała głową i popatrzyła jak odchodzi. . Poczuła, jak by straciła coś jeszcze; świat wokół niej się zmieniał, a ona patrzyła na to z boku.
Biuro JAG- początek lutego
Mijały tygodnie. Harm i Mac nie wchodzili sobie w drogę- przypadkowe szybkie pogaduszki w kuchni przy kawie, nic nie znaczące słowa wokół spotkań zespołu, krótkie uwagi w odniesieniu do czegoś zasłyszanego w biegu. Większość czasu, albo ona albo on byli w sądzie. On cały czas w dobrym nastroju, który wpływał na całe biuro. Mac nie była zupełnie nie na miejscu w tej atmosferze, ale pozostawała zwyczajnie poważną sobą.. Każdego dnia, kiedy patrzyła na śmiejących się podczas pracy kolegów, czuła się jak outsider patrzący z zewnętrz (często dyskutowała o tym z komandor McCool.) Harm zaproponował jej kilka razy kolacje, lunch czy wspólne bieganie, ale jej nie udało się być ( zazwyczaj z uzasadnionych powodów), no i oczywiście Harm nie miał już tyle wolnego czasu, co kiedyś. Mac nie miała mu tego za złe. Bycie z nim, kiedy miał swój DOBRY humor, sprawiało, że jej POCHMURNOŚĆ była bardziej nie na miejscu. Poza tym naprawdę nie chciała słuchać o tym, jak spędzał swój wolny czas.
Pewnego ranka rozprawa została odwołana i wpadli na siebie w kuchni
- Piękna nieznajoma... długo Cię nie widziałem- powiedział ze szczerym uśmiechem
- Cześć- była naprawdę zadowolona, że go widzi.
- Jak tam sprawa?
- Dobrze. Sturges bardzo się stara, ale jego klient jest winny
- I ty to udowodnisz- sięgnął po serwetki z półki, a żeby to zrobić musiał położyć rękę na jej ramieniu
To był krótkie zwykłe dotknięcie, po którym przeszedł ja dreszcz, którego się nie spodziewała. Czuła zapach jego wody kolońskiej, czuła ciepło jego ciała, a to przywróciło stare wspomnienia i trochę nowych uczuć
- Słyszałeś o Mike'u Robertsie- zapytał
- Tak. Naprawdę poturbował go łoś?
- Tak słyszałem
- Gdzie on był? Na Alasce?
- Nie jestem pewien. Myślałem, ze w Londynie, ale nie wiem na pewno. Bud był mocno zmartwiony, kiedy o tym mówił.
- Wyobrażam sobie. To straszne- ciągle jeszcze była zaszokowana ta wiadomością
- Tak, Bud ciężko to przechodzi
- Tak.
Zamilkli na chwilę
- Wiec co u Ciebie słychać- chciała zając go chwilę dłużej
- Świetnie, mam dużo pracy. Creswell może mnie nie lubić, ale z pewnością nie pozwoli mi się nudzić.- przyznał. W sobotę byłem u Mattie popracować nad samolotem.
- Co u Mattie?
- Świetnie. Pytała o Ciebie i zadzwoni po końcu semestru.
- Nie mogę się doczekać- Mac chciała, żeby mówił dalej, ale nie bardzo wiedziała jak to zrobić.- masz czas na lunch?
- Lunch? Brzmi nieźle, ale niestety nie dzisiaj- rzucił jej uśmiech- może kiedy wrócę.
- Wrócisz?
- Jadę tymczasowo do San Diego. Ich dowódca odchodzi na emeryturę i potrzebują na trochę pomocy.
- Na jak długo wyjeżdżasz- jej serce zamarło.
- Tydzień, dwa- może trzy… Kate potrzebuje pomocy w dużej sprawie nad którą pracuje.
- Katę? Kate Pike- jej żołądek zawiązał się w większy supełek
- Tak, ona jest w San Diego już od kilku lat
- Ach tak- próbowała ugryźć się w język, ale się jej nie udało- Co u niej- jego odpowiedź pokaże czy się porozumiewali
- Wszytko dobrze… wiesz…. stara dobra Kate- mrugnął porozumiewawczo, jakby Mac uczestniczyła w tym dowcipie.
Mac załapała dowcip, ale wcale nie uważała go za zabawny.
- Wiec lunch- ciągnął- Kiedy wrócę?
- Pewnie
- Świetnie. Muszę iść
Mac patrzyła, jak odchodzi- Mogę podlewać Twoje kwiatki- wyszeptała cicho do pustego pokoju- Nie, oczywiście, ze nie, przecież nie masz żadnych kwiatków.
Poszła za nim i zobaczyła jak rozmawia z Jeniffer Cotes. Umawiali się na coś. Zobaczyła, jak daje Cotes swój klucz. Hmmm... może jednak Harm na jakieś kwiatki, którymi trzeba się zająć, a nie bardzo chciał ją o to prosić. – Jak bardzo się od siebie oddaliliśmy- pomyślała.
Biuro JAG
Środek marca- południe
W czasie 7 tygodni, gdy nie było Harma, Mac naprawdę stała się zastępca Creswella. Dawał jej coraz więcej odpowiedzialności. Była odpowiedzialna za rozdział obowiązków i zarządzała większością przyziemnych zadań. Dostała nawet asystenta, bosmata Larrego Lundgrena. Jej akta bardzo się poprawiły. Bez Harma , który rozpraszałby ja i doprowadzał do szału, w pobliżu , mogła się skupić. Wymienili między sobą kilka maili, ale nic poza tym.
Harm został zwolniony z oddelegowania z San Diego i wezwany z powrotem do Waszyngtonu. Przegiął o jeden raz za dużo. Kiedy Creswell musiał ściągnąć go z powrotem, wiedział, ze nie pragnie tego z całego serca. Jedyną rzeczą, która ocaliła Harma od odpowiedzialności za niesubordynację był fakt, ze miał rację- i to na 110.
Creswella cieszyło, ze Harm nie ugiął się pod naciskami wyższych rangą oficerów- a szczególnie oficerów Marynarki. To czyniło wprawdzie prace Creswella trudniejszą- ale podobnie jak Chegwidden postanowił przejść nad tym do porządku dziennego. Harm nigdy nie zostanie admirałem, a właściwie można było wątpić czy zostanie pełnym komandorem i czy kiedykolwiek dostanie jakieś stanowisko dowódcze, wiec nie trzeba było uważać, żeby jego akta nie zawierały żadnych wpadek. W każdym raporcie, który trafiał do akt Harma był zawsze jakiś komentarz co do taktyki, która przyniosła takie efekty. Był on bardzo subtelny, ale Harm go widział. Creswell uwielbiał kiedy ci wszyscy ważniacy z Marynarki dzwonili do niego (wielkiego złego Marine), żeby poskromił swojego Navy Dog". Creswell bardzo uważał, żeby nie pokazać Harmowi tej strony swojej osobowości.
Harm wrócił z San Diego zaledwie trzy dni przed wyjazdem Mac na śledztwo na Patricka Henry'ego. Ona przydzieliła asystowanie Harmowi, ale ciągle był w odstawce. Zadanie wziął Sturges. Oczywiście znaleźli czas na lunch przed jej wyjazdem, ale akurat kiedy omówili sprawy zawodowe i swoich przyjaciół i mieli przejść do tematów osobistych, musieli zakończyć.
Podczas pobytu na Henrym coś w niej zaskoczyło. Zobaczenie go ponownie I pobyt na lotniskowcu przyniósł wspomnienia i nowe uczucia. Może to zapach paliwa lotniczego, ciągle starty i lądowania samolotów albo pobyt wśród tych wszystkich pilotów. Niezależnie od tego, co to właściwie było, Mac poczuła, że chce porozmawiać z Harmem o wielu różnych rzeczach- i to nie związanych z pracą. Podczas drogi powrotnej była podekscytowana i podenerwowana. Naprawdę za nim tęskniła chciała mu to powiedzieć- i trochę więcej. Chciała mu opowiedzieć o swoim pozytywnym nastawieniu do pracy i przyszłości i jak bardzo chce, żeby był częścią tej przyszłości. Miała nadzieję, że spędzą razem trochę czasu prywatnie. Może wreszcie odbyliby tą rozmowę. Była gotowa. Nie przyszło jej do głowy, ze może się trochę spóźniła biorąc pod uwagę kilka ostatnich miesięcy.
Mac weszła do JAG i poszła prosto do biura Harma. Rano był w sądzie, ale wiedziała, ze podczas lunchu będzie się przygotowywał do mowy końcowej. Weszła do jego biura bez pukania zobaczyła jak Harm rozmawia z piękną kobietą. Była mniej więcej w wieku Harma i zdecydowanie w jego typie- opływowa blondynka, seksowna i bystra.
Harm wstał natychmiast po wejściu Mac, bardziej z siły przyzwyczajenia niż z szacunku dla niej.
- Pułkownik Sara Mckenzie, to Maya Nelson- to nie wystarczyło, musiał powiedzieć więcej- Mac, Maya jest córką Admirała Boone'a.
Mac zachowała opanowanie i nawet udało się jej wymienić z Mayą uprzejmości, ale nie mogła oprzeć się wrażeniu, że obecność May'i zrujnowała jej plany „tej rozmowy". Harm i Maya wyglądali razem naprawdę dobrze. Pierwsza myśl Mac to jak wyglądałyby ich dzieci. Byli dla siebie aż za idealni- oczywiście fizycznie. Zdecydowanie po sposobie w jaki ze sobą rozmawiali widać było, że to nie jest ich pierwsze spotkanie. Znali się dobrze. Choć nie pokazała tego na zewnątrz, serce jej zamarło. Jakże byłoby idealnie, gdyby Harm ożenił się z córką najlepszego przyjaciela swojego ojca.
Mac wytłumaczyła swoje odwiedziny sprawami zawodowymi i powiedziała, że porozmawia z nim później. Kiedy znalazła się u siebie przeklinała los i czas, któremu pozwoliła przeminąć. Kilka krótkich miesięcy temu, Harm był dla niej, ale teraz... teraz był poza zasięgiem.
Biuro JAG
Pierwszy tydzień kwietnia- wczesny ranek
Harm był cięgle bardzo zajęty przez pracę, randki i Mattie (z która spotykał się 2 razy w miesiącu, przyleciał nawet dwa razy z San Diego). Cieszył się swoim kredytem na życie i jeśli powiedzieć szczerze, cieszył się towarzystwem kobiet- wszystkich kobiet. Spotykał je wszędzie, zapomniał już jak łatwo jest spotykać kobiety- nie TĘ kobietę, nie kobietę dla której zmieniłby swoje życie, ale kobietę z którą przyjemnie było rozmawiać, jeść kolację, robić cokolwiek. Był jedna, którą spotkał na sali sportowej kilka tygodni temu. Czekał, żeby powrzucać kilka koszy Turnerowi, a ona rzuciła mu wyzwanie. Potem okazało się, ze była kiedyś zawodową zawodniczką i skopała mu tyłek na boisku. Harm zniósł to dobrze i spotkali się jeszcze kilka razy, na , jak to nazwał Harm, lekcjach. Umawiał się często- prawie trzy razy w tygodniu. Te randki nie zawsze zawierały gotowanie czy jakikolwiek posiłek. Nie sypiał z nimi wszystkimi- ale z kilkoma- wystarczająco, żeby przypomnieć sobie co tak bardzo lubił w kobietach i co kochał w byciu mężczyzną. Nie interesowało go znalezienie żony ani nawet dziewczyny. Czuł się młodo i nie martwił myślą, że w wieku 40 lat powinien być żonaty i dzieciaty. Harm zaakceptował fakt, że było mu przeznaczone zostać kawalerem. To odpowiadało mu bardziej niż to, do czego próbował zmusić się z Mattie i- w pewnym stopniu- z Mac.
Tego kwietniowego poranka Harm przyszedł do pracy wcześnie. Mac już tam była. Od czasu, kiedy zwyczajnie usiedli i porozmawiali minęło już sporo czasu. Harm zobaczył jak pracuje i uderzyło go, jak bardzo za nią tęsknił. Uczucie, które żywił do Mac- jego miłość do niej- nie odeszły. Naprawdę ja kochał, troszczył się o nią, nawet ją lubił i szanował. Ale jego postrzeganie znaczenia miłości i tego co powinno się z nią robić zmieniło się drastycznie od Bożego Narodzenia. Potrafił ją lubić, kochać i akceptować każdą niedoskonałość łatwiej, kiedy odpuścił sobie błędne przekonanie, że muszą dzielić z nią coś więcej niż przyjaźń. Było kilka rzeczy, których żałował i wiedział, że Mac również. Ale starał się podejść do tego filozoficznie- jeśli TO MIAŁO się stać, toby się stało. Fakt, ze się nie stało, a mimo tego dalej im na sobie zależało było tego świadectwem i wybrał poszanowanie go, zamiast opłakiwanie straty. To był postęp
-Jesteś wcześnie- zawołał do Mac zatopionej w aktach.
Spojrzała w górę. Jej radość z ujrzenia go była jednak dość powściągliwa. Nie zamierzała się temu poddać.
- Wychodzę dziś wcześniej- zachował dla siebie komentarz o „ wielkich planach na weekend"- ale i tak musze przepracować cały dzień- wszedł i usiadł- A jaki Ty masz powód?
- Mowa wstępna w poniedziałek- miał nie mówić więcej, ale postanowiła wysondować grunt- mam plany na weekend i nie będę w stanie nic zrobić.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Nawet jeśli był ciekaw jej planów- nie okazał tego.
- W weekendy powinno się mieć plany, a nie pracować, ale skoro jesteś prawą ręką Creswella, jestem pewien, że nie masz dużo wolnego.
- Nie, niewiele- to nie działało. Chciała, żeby obchodziło go, ze nie zajmuje się tylko pracą. Naprawdę miała plany na ten weekend i to włączając w to mężczyznę- miała zaplanowaną wymianę podłogi w kuchni.
- Idę po kawę, chcesz dolewkę- wstał i podszedł do drzwi.
- Nie, jeszcze mam- powiedziała delikatnie, żałując, ze wychodzi.
Zrozumiał i odwrócił się do drzwi.
- Harm- zawołała cicho
Odwróci się.
- Dobrze Cię widzieć.
- Jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu- Powinniśmy iść na lunch albo kolację... wkrótce... nadrobić to
Powiedział to z taka łatwością, ze nie wiedziała czy naprawdę tak myślał, czy było to tylko coś na ułatwienie wyjścia.
- Oczywiście
Powinniśmy się umówić- wrócił. Był dobry w umawianiu się- możesz mnie umieścić w twoim napiętym kalendarzu?
- Mój kalendarz nie jest tak zajęty...- zamierzała powiedzieć" jak Twój", ale się powstrzymała- może w przyszłym tygodniu?
- Wtorek?
Pokiwała głową.
-Kolacja? Ta nowa japońska restauracja?
- Brzmi nieźle
Uśmiechnął się- OK., zabiorę Cię stąd o 18.
Zgodziła się i wyszedł
Mac czuła się rozdarta przez swoje uczucia co do tej randki. To nie była taka „randka" randka. To zwyczajne „nadrobienie" dwóch przyjaciół- kolegów. Gdyby to była „randka" randka zabrałby ją z jej mieszkania. Jedna rzecz była tylko ciut inna, pokazywał wobec niej pewność siebie, której nie pamiętała, żeby okazał kiedykolwiek. W stosunku do niej, Harm był zawsze niezobowiązujący. Ich obiady, lunche i czas prywatny były zawsze spontaniczne- oportunistyczne. Prawie nic nie było zaplanowane. To wyjście na kolację było inne.
Próbowała to zbagatelizować, ale coś do niej dotarło. Harm umawiał się na randki: często się umawiał. Wiedziała to. Dla Harma nie było niczym niezwykłym poznanie kogoś podczas śledztwa albo w kolejce do pralni i umówić się na kolację, latanie czy bieganie w parku. Czy potraktował ją tak samo, jak jedną z kobiet, z którymi się umawiał? Czy była tylko jeszcze jedną przedstawicielka rodzaje żeńskiego, która miała spędzić z nim trochę czasu i pogłaskać jego napuszone ego? Czy nie powinna zajmować wyższego miejsca na jego skali ważności- po wszystkim co razem przeszli?
Mac dusiła się z tym przez następnych kilka dni i kiedy nadszedł wtorkowy ranek, odwołała kolację. Jeśli Harm był tym rozczarowany, nie okazał tego. Uśmiechnął się tylko i powiedział, ze umówią się na następny raz.
Harm był rozczarowany: wiedział, że jej naciągana wymówka o pracy nie była powodem odwołania kolacji. Mac nadal trzymała go na dystans, a nie miała już przecież powodu. Nic od niej nie chciał. Nie mógł oprzeć się wrażenie, ze była na niego zła. Nie wiedział dlaczego. Odchodził od swojego postanowieni, żeby być dla niej wspaniałomyślnym i prawdziwym- szczerym, nawet otwartym. To był jeszcze jeden powód, na długiej liście dlaczego Harm i Mac nie mogliby być ze sobą. Zawsze podejrzewali siebie o najgorsze- a przynajmniej w wypadkach, w których chodziło o ich motywacje względem siebie.
Biuro JAG, koniec maja
Harm i Mac zostali wezwani do biura Creswella. Powiedział im, ze oczekuje ich obecności na przyjęciu wydawanym nowemu Sekretarzowi Marynarki następnego wieczoru. To była bardziej specjalna prośba niż rozkaz. Okazanie wsparcia poprzez pokazanie się na przyjęciu miało szczególne znaczenie. Creswell nie mógł sam w tym uczestniczyć. Musiał wyjechać z miasta.
Później w kuchni, Mac Brala swój lunch, a Harm przyszedł dolać sobie kawy.
Przez ostatnie kilka tygodni byli względem siebie bardzo przyjacielscy. Kilka razy zjedli razem lunch, ale nigdy nie udało im się iść na tą kolację. Podczas lunchu o sprawach prywatnych rozmawiali bardzo mało. To było bardzo sztuczne i przyjacielskie, profesjonalne i bezpieczne. Harm starał się zachowywać wobec niej konsekwentnie i pozwolić jej wykonywać kolejny ruch. Nie chodziło o to, żeby jej unikać albo pozwolić jej na prowadzenie, ale zwyczajnie nie chciał deptać jej po palcach. Ostatnio prowadzili razem kilka śledztw i dobrze im się razem pracowało. Lubił tę część.
-Wiec zabierasz jakieś towarzystwo- zapytała mając nadzieje, ze w jej głosie nie słychać odczuwanej złośliwości
- Nie, nie wydaje mi się , ze to będzie zabawne- spojrzał na nią- A Ty?
- Nie, nie zrobiłabym tego nikomu- uśmiechnęła się. Zgadzali się przynajmniej w tym, ze żadne z nich nie cieszy się z tego oficjalnego wystąpienia
- Ciszę się, że idziesz. Twoje towarzystwo będzie jedyną rzeczą, która uczyni to znośnym- odwrócił się całkowicie w jej stronę- rozważysz pozwolenie mi na zawiezienie Cię- zapytał.
- Tobie- spojrzała mu w oczy i zobaczyła szczerą prośbę. Serce jej stopniało.
- To będzie dla mnie zaszczyt, Saro- powiedział oficjalnie
- Dziękuję- Jak długo czekała, żeby gdzieś ją zaprosił- zaprosił wtedy, kiedy była gotowa powiedzieć „tak"?
Uśmiechnął się tym specjalnym uśmiechem , który trzymał tylko dla niej:
- A może zrobimy tak? Pójdziemy razem, pokażemy się ,pościskamy ręce z wszystkimi, z którymi powinniśmy , potańczymy trochę, a potem zabiorę Cię na późną kolację.
- Nie musisz tego robić
- Ale chcę- nie uśmiechnął się w żaden szczególny sposób, był poważny i szczery.
Zastanawiała się przez chwilę. Nie obchodziło jej, jeśli traktował ją jak każda inną kobitę na swojej drodze. Miło, ze jej to zaproponował i miło było, że chce się z nią umówić:
- Dziękuję, będzie mi bardzo miło.
- Dobrze
Ustalili ostatnie szczegóły. Herm nie traktował tego, jako randki. Mac tak.
Następnego wieczoru
Przez następne półtorej dnia Mac była jakby nieobecna. Planowała, co założy. Nigdy nie przyszło jej do głowy, żeby założyć mundur. Harm będzie w swoim letnim mundurze galowym (Dress Wites), więc natychmiast pomyślała o głębokim marynarskim błękicie, ale przemyślała to ponownie. Nie wyglądała w tym niebieskim tak dobrze, jak w innych kolorach. Wtedy przypomniała sobie o złotej (a raczej bardziej w kolorze szampana) sukni bez ramiączek, którą pierwotnie miała założyć na przyjęcie pożegnalne Admirał Chegwiddena (dopóki nie zorientowała się, że 1) nie miała z kim pójść 2) to był dzień jej laparoskopii 3) wymagane były mundury galowe) w każdym bądź razie złota suknia będzie wspaniałym uzupełnieniem medali Harma. Górna część bez ramiączek budziła pewną troskę ( schudła sporo, od czasu, kiedy ją kupiła), ale miała idealną bieliznę i cieszyła się, że chodziła do solarium przez kilka ostatnich miesięcy (to był pomysł McCool- terapia światłem). Rano wpadła do fryzjera i nauczono ją jak upiąć włosy na wieczór- do góry i luźno z kosmykami podkreślającymi jej szyję i łagodzącymi kontury twarzy. Brakowało jej tylko butów- udała spotkanie z klientem i wyszła na długi lunch, żeby znaleźć idealną parę- wysokie szpilki.
Harm wyszedł wcześniej. Powiedział, ze ma spotkanie z kimś w Bethesdzie i powiedział jej, że się nie spóźni. Była w dobrym humorze i zażartowała, ze biorąc pod uwagę jego chroniczne spóźnialstwo, nie oczekuje tego wieczoru niczego innego. Nawet nie przyszło jej do głowy zapytać z kim ma się spotkać w Bethesdzie.
Z lekkością roześmiał się razem z nią i odpowiedział- Zdziwiłaby się Pani, pułkowniku, jak bardzo ludzie mogą się zmienić.
Mac nie odebrała tego, jako ostrzeżenia- a przynajmniej jako ostrzeżenia, które powinna. Raczej jako obietnicę tych dobrych rzeczy, które miały się stać tego wieczoru.
Mieszkanie Mackenzie
Ten wieczór
Harm był rzeczywiście punktualnie i ubrany nienagranie w swój mundur galowy- wszystkie guziki, medale i skrzydła wypolerowane do połysku. Zaskoczył go widok Mac w tej sukience- to była sukienka na randkę. Taka sukienkę powinno się zachować dla kochanka, a nie współpracownika/ przyjaciela. Była oszałamiająca, trochę za szczupła, ale absolutnie, aż po opad szczeki, zachwycająca. Harm musiał przypomnieć sobie, że są współpracownikami i przyjaciółmi- przyjaciółmi, którzy ciągle jeszcze nie czuli się razem całkiem na luzie. Ciężko było tak czuć z nią ubraną w ten sposób.
- Wow, Marine, zdecydowanie zrobiłaś ze sobą porządek- próbował być nonszalancki i przyjacielski, ale to co odczuwał było dalekie od uczuć przyjacielskich- a raczej to było ZBYT przyjacielskie.
Mac odebrała to jak pochwałę i rzuciła mu bardzo delikatny seksowny uśmiech.
- Wygląda na to, że odpuściłaś sobie tez hamburgery- dorzucił zabawnie.
- Kobieta musi dbać o dziewczęcą sylwetkę- obróciła się wolno, żeby mógł obejrzeć ją z każdej strony.
- Znam kogoś, kto z radością patrzyłby na tą sylwetkę- ale nikt nie nazwałby jej dziewczęcą- nie, Mac była zdecydowanie kobietą i naprawdę ją podziwiał, zawsze ją „podziwiał".
Mac była zadowolona z reakcji jaką otrzymała i wyszła na ostatnie poprawki. To były perfumy, na które wydała zdecydowanie za dużo pieniędzy, ale kiedy przechodziła przez perfumerię ze swoimi złotymi wysokimi szpilkami w ręku, nie mogła się im oprzeć.
Harm głęboko odetchnął, kiedy wyszła z pokoju. To będzie długi wieczór. Oto ona, w całej swojej seksownej okazałości ( tą jej stronę widział pewnie kilka razy w ciągu kilku lat) i będzie jego towarzyszką na ten wieczór. „Pamiętaj Rabb- powiedział sobie- na ten wieczór- i nie na cały wieczór. Zachowuj się". Dobra rada.
Kiedy wróciła i zakomunikowała, ze jest gotowa, znów pomyślał, że jest zbyt szczupła. Harm lubił kobiety, na których można było zawiesić oko. Mac zawsze była w nienagannej kondycji, wystarczająco okrągła, ale akurat tyle, żeby zatrzymać spojrzenie (żałował, ze nigdy nie udało mu się udowodnić tej teorii)- ale teraz wyglądała szczupło. Nienormalnie chudo. Zanotował w pamięci, żeby przyjrzeć się co je tego wieczoru i zbeształ się za niezauważenie jak bardzo dotąd schudła. Może była chora albo przemęczona, może to miało coś wspólnego z endometriozą, albo może miała tendencję do anoreksji. Musi się jej dokładnej przyjrzeć. Ktoś powinien zwrócić uwagę na Mac- zasługiwała na to.
Od początku roku Harm sam skoncentrował się na swoje kondycji fizycznej. Sporo przytył po Paragwaju. Tyle, że zaczął czuć się źle w swojej skórze. Teraz, kiedy umawiał się na randki i był seksualnie aktywny bardziej obchodziła go masa, z którą się poruszał. Ćwiczył dużo, biegał dużo i pilnował diety i właśnie wracał do swojej „wagi bojowej". Właściwie to tego wieczoru założył mundur sprzed kilku lat, bo najnowszy był za luźny. Zaimponował tym sobie samemu.
Ale wróćmy do Mac. Była szczupła, ale na twarzy miała uśmiech, którego Harm nie wiedział odkąd pamiętał. Zdał sobie sprawę, że nie otrzymuje tego rodzaju uwagi, na którą zasługiwała piękna kobieta. Była kobietą i starszym oficerem w środowisku zdominowanym przez mężczyzn i 99 czasu nosiła mundur- mundur, który ukrywał, albo przynajmniej zasłaniał jej naturalne piękno, a dębowe liście na jej kołnierzyku wołały o szacunek- a nie propozycję kolacji. Nie wiedział na pewno, ale podejrzewał, że nie była na randce od czasu Webba, a ciężko było ocenić jej związek z Webbem jako dodający pewności siebie.
Gdzie miała poznać faceta? Jemu nie sprawiało kłopotu poznawanie kobiet, ale Harm był trochę bardziej ufny, otwarty i mniej dyskryminujący. Randka z kolacją była dla niego tylko kilkoma godzinami jedzenia i rozmowy. Dla Mac, jak przypuszczał, to było coś więcej- dla większość kobiet to było coś więcej. Kobiety musiały się pilnować. Kobiety miały siłę powiedzenia NIE, ale niektórzy mężczyźni nadal uważali, że mogą naciskać. Tak, mężczyźnie było łatwiej. Nie był seksistowski- akceptował tylko ogólnie podzielane zdanie.
Cóż, tego wieczoru będzie jej z nim łatwiej i bezpieczniej. Nie będzie musiała mówić NIE, ale będzie mogła czerpać wszelkie korzyści z bycia pod opieka mężczyzny. Tego wieczoru będzie ja traktował jak damę. Będzie opiekuńczy i zainteresowany, jak przystało na oficera i gentlemana, którym był. Żeby się nie pogubić- to nie będzie dla niego trudne, i nie musi też specjalnie starać się dla Mac. Tak właściwie to już nie mógł się tego doczekać. Spodziewał się, że to będzie kolejny powściągliwy wieczór, kiedy każde z nich uważało, żeby nie powiedzieć za dużo, ale wyczekiwało wszystkiego, co mogłoby uzyskać. Nie pozwoli na to. To była randka, ich pierwsza randka. Nigdy wcześniej nie mieli szans na prawdziwą randkę- za bardzo to skomplikowane, za dużo konsekwencji, za dużo do zaryzykowania. Teraz, kiedy uzgodnili, że nie ma przyszłości, mógł być z nią tym, kim chciał być. Bez potrzeby obawiania się czy dążenia do nieistniejącej przyszłości.
Podał jej ramię- Saro, powóz czeka.
Przyjęła jego uścisk, zostawiła szal i pozwoliła mu na poprowadzenie się. Rzeczywiście czuła, że ktoś się nią opiekuje.
Przyjęcie dla Sekretarza Marynarki
Harm i Mac weszli modnie spóźnieni. Większość gości już przyjechał i napoje były rozdawane. Harm zamierzał utrzymać swoją błyskotliwość przynajmniej tak długo, jak długo tu byli, wiec wybrał wodę, tak samo jak Mac. Mac odciągnął stary przyjaciel Creswell'a, zaraz przed tym, jak Harma znalazł nowy congressman z Michigan (następca Bobbi Latam). Harm patrzył na Mac poprzez zatłoczoną salę. Mógł stwierdzić, że czuje się piękna, po sposobie w jaki się prezentowała. Od mężczyzn otrzymywała sporo uwagi. Zauważył także, że szuka go w tłumie- szeroki uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, kiedy zauważyła, że na nią patrzy był warty pozostania przez chwilę zbyt daleko, żeby słyszeć rozmowy. Cieszyła się, ze ją obserwuje, czuła, że nawet dla niego specjalnie gra. Nie potrafiłaby powiedzieć co mówiła czy z kim rozmawiała, bo jej myśli ciągle skupiały się na obserwującym ją mężczyźnie. Kilka razy próbował do niej wrócić, ale zawsze jedno lub drugie były gdzieś odciągane. To ciekawe, że pracowali razem przez prawie 10 lat i mieli zupełnie innych znajomych i właściwie żadnych wspólnych.
Grała muzyka i Mac został poproszona do tańca przez kilku mężczyzn. Wyświadczyła im tą przysługę. Harm nie był w nastroju do tańca, no byłby, gdyby to miało być z Mac, wiec stał z boku sali, trzymając na niej wzrok i upewniając się, ze przesuw się odpowiednio po sali. Wiadomość, że na pewno tu byli musiała wrócić do Creswell'a.
W pewnej chwili Harm został wplątany w dyskusję wojskowej przewagi F/A 18 nad F-14 i go to trochę rozproszyło. Zgubił Mac w tłumie. Kiedy znów ją odnalazł, rozmawiała z mężczyzną który zdecydowanie za dużo wypił. Bardzo grzecznie próbowała się go pozbyć i wyglądało na to, że trwa to już jakiś czas. Harm przeprosił towarzystwo i niezwłocznie pospieszył na ratunek.
- Saro, szukałem Cię- powiedział ze szczerym uśmiechem, ale nieufnym spojrzeniem na faceta- Obiecałaś zatańczyć ze mną dziś wieczór.
- Obiecałam- była wdzięczna za ratunek
Wyciągnął do niej rękę, przez faceta, zmuszając go do odsunięcia się. Mac przyjęła ją, przeprosiła i pozwoliła Harmowi poprowadzić się na parkiet. Objął ją opiekuńczo i przeprowadził na druga stronę. Nie odezwał się dopóki nie byli wystarczająco daleko od tego mężczyzny.
- Kto to był- spojrzał na nią
- nie jestem pewna. Myślę, ze mówił coś o dostawcy zewnętrznym. Twierdził, że zna generała Creswell'a.
- Przepraszam- powiedział z lekkim uśmiechem. Chciał wytłumaczyć się, ze widział, że sprawia jej przyjemność zainteresowanie innych mężczyzn i nie chciał robić tłoku, ale w tej chwili, cieszył się, że jest tu z nim.
- Za co?... uratowałeś mnie- też się uśmiechnęła. Podobało się jej, ze ciągle jeszcze ja ratował, nawet jeśli chodziło o drobnostki.
- Nie powinienem był pozwolić Ci tak daleko odejść
- Nigdy nie powinniśmy byli oddalić się tak daleko od siebie- w jej słowach było ukryte znaczenie
Nie zaskoczyło to Harma, ale nie był przygotowany na odgrzewanie staroci między nimi tego wieczoru. Po co to odgrzewać, żeby znowu pochować? Sara będzie zawsze dla niego kimś specjalnym- ta która odeszła, wielką nieodwzajemnioną miłością, która będzie go prześladować. Będzie kobietą, za którą tęsknił i którą będzie opłakiwał na stare lata, ale nie było żadnego powodu, żeby teraz się nad tym roztkliwiać. Zmarnowali szanse, które mieli. Powinni cieszyć się, ze udało się im zachować przyjaźń i bardzo zdrowe stosunki zawodowe. Choć uczucia, które do niej żywił nie zniknęły- zdecydował się teraz nie zagłębiać w nie. No przynajmniej próbował.
Przetańczyli jedną, dwie, trzy piosenki, bez słowa. Czuła się dobrze w jego ramionach. Ciągle jeszcze zbyt szczupła, ale pasowali do siebie idealnie. Obcasy podniosły ją w górę kilka cali: jej ucho blisko jego nosa pozawalało poczuć w pełni zapach jej „perfum za milion dolarów" Jej odpowiedz na jego uścisk była inna niż w przeszłości. Tym razem wtopiła się w niego, przytuliła się tak, ze czuł bicie jej serca. W pewnej chwili zagubił się w jej oczach. Muzyka, fizyczne uczucie dotyku ich ciał i intensywna bliskość, z jaka patrzyli sobie w oczy była odurzająca- bardziej niż jakikolwiek narkotyk. Harm czuł jak narasta nim pożądanie. Pożądanie Mac przekroczyło już poziom powolnego wzrostu- było bliżej wrzenia.
Tańce skoczyły się w momencie, kiedy nowy sekretarz Marynarki zaczął przemawiać. Stali z tyłu, bardzo blisko siebie. Żadne z nich nie chciało przerwa tego fizycznego kontaktu. Przemówienie był ich sygnałem do wyjścia. Wymknęli się przez boczne drzwi w majową noc. Mac zadrżała lekko w chłodnym nocnym powietrzu i Harm zrobił coś, co mężczyźni robią i będą robić przez wieki. Zdjął swoja marynarkę i założył jej na ramiona (choć w ten sposób sam był w niepełnym mundurze). Marynarka była ciepła ciepłem jego ciała i ciągle można było wyczuć w niej jego zapach- efekt przyprawił Mac o zawrót głowy i była wdzięczna, że mogła wesprzeć się na jego ramieniu. W ciszy czekali na jego samochód. Otworzył przed nią drzwi i pomógł jej wsiąść.
- Kolacja- zapytał
Mac nie była właściwie głodna, ale nie chciała, żeby wieczór się skończył- Tak.
Kolacja była świetna. Harm zmienił plany, kiedy zobaczył jak jest ubrana i zabrał ją do małej romantycznej knajpki pod Waszyngtonem. Zadzwonił wcześniej, żeby zrobić rezerwację. Jedzenie było dobre i Mac zjadła sporo. Przynajmniej wiedział, ze nie jest chora. Rozmowa nie dotyczyła pracy, ale została na bezpiecznym poziomie osobistym. Rozmawiali o młodości, marzeniach i prostych rozważaniach. Ciężko było stwierdzić czy to uzgodnili czy zwyczajnie nie mieli ochoty kłócić się na żaden temat.
Mieszkanie Mac
Podróż upłynęła w przewidującej ciszy. Gdyby była jedną z kobiet, z którymi Harm się umawiał, i gdyby ta randka pociągała go tak, jak Mac (cóż, nikt jeszcze nie doszedł do tego poziomu, ale były kobiety, które go pociągały) zapytałby czy może wejść na kawę albo drinka, pocałował by ją i pozwolił zdecydować co będzie dalej. Gdyby odesłała go do domu, zadzwoniłby następnego dnia, żeby umówić się kolejny raz. Gdyby pozwoliła mu zostać, następnego ranka zrobiłby jej wspaniałe śniadanie i poprosił o następne spotkanie przy soku i Malinowych Naleśnikach Rabba. Nie wszytkie kobiety tyły tak traktowane, ale nie każdy wieczór pobudzał go tak, jak ten.
Niemniej jednak to nie była zwykła kobieta. To nie była randka. To była Mac...Sara Mackenzie, jego przyjaciel, jego współpracowniczka, jego szczególna miłość, kobieta, której nigdy nie będzie miał, związek, który nie mógłby się udać. Całowanie jej, proszenie o następną randkę, pójście z nią do łóżka- choć było to coś, o czym myślał już od dawna- nie było najlepszym sposobem postępowania. Nie było powodu, żeby wzbudzać nadzieję żadnego z nich. Nie było przed nimi przyszłości- ich przeszłość była tego świadectwem. Ta noc była fuksem. Oboje zachowywali się najlepiej, jak mogli. To nie było prawdziwe. Próba pchnięcia tego do takiego poziomu zrujnowałaby tylko ich niepewny związek.
Z drugiej strony bliskość zrodzona z fizycznego wyrażenia miłości i szacunku mogłaby pogłębić ich przyjaźń. To oznaczałoby, ze ta drażliwa kwestia miedzy nimi zostałaby ostatecznie odłożona na półkę. Mogliby pójść dalej bez tego niezaspokojonego napięcia seksualnego, które nękało ich od początku. To zbliżyłoby ich. Uczyniło ich związek mniej gorzkim i bardziej słodkim.
Harm nie mógł jednak przekonać samego siebie, ze to byłoby takie proste.
Odprowadził ja do drzwi. Zaprosiła go na herbatę, ale odmówił. Podziękowała mu za wieczór. Odpowiedział dziękując jej i pochylił się, żeby pocałować ja w policzek. Mac dotknęła ręką jego twarzy. Przytrzymała go i pocałowała prosto w usta. Na początku niepewnie i bezpiecznie, ale nadal go nie puściła. Wydobyła z niego głębszy pocałunek, głębszy niż wydawało mu się, ze powinna, ale nie tak głęboki jakiego chciało jego pożądanie- pożądanie, z którym zmagał się przez cały wieczór i w pewnym sensie przez kilka lat.
Nie był w stanie dłużej podejmować rozsądnych decyzji. Nie spodziewał się, że będzie chciał posunąć się dalej, ale coś w nim działało samo z siebie. Wykonał kolejny ruch. Spokojnie wprowadził ją do mieszkania, przyciągnął całkiem do siebie i pocałował. Jej odpowiedzią- w dodatku do pocałunku- była zamknięcie drzwi. Mac jasno pokazała, jak chce, żeby rozwinął się ten wieczór.
Harm zaczął… nie protestować.. ale chciał być pewien, że ona wie co robi. Że wie, co to oznacza i czego to nie znaczy. Harm miał tego pełną jasność, ale w tym momencie jego pożądanie zaćmiło jego myślenie.
- Saro..
- Cii... nie mów nic- wyszeptała- mówimy za dużo... myślimy za dużo- pocałowała go, a on nie mógł zrobić nic, jak tylko odpowiedzieć. Musiał zaufać, że podjęła słuszną dla nich obojga decyzje.
Potem także powiedziano bardzo niewiele, przynajmniej w kwestii wyjaśniania opinii każdego z nich. Dla obojga było to kulminacja prawie 10 lat pożądania i słowa mogłyby tyko stanąć im na drodze. Ich kochanie się było chwilami namiętne i szalone, a chwilami powolne, zmysłowe i z uwielbieniem. Żadne z nich nie doświadczyło nigdy niczego takiego i nie myśleli (jeśli w ogóle myśleli), że jeszcze kiedyś doświadczą, nawet ze sobą. Na czas tych kilku godzin planety ustawiły się w szeregu.
Prawie o świcie, gdy leżeli w swoich ramionach sekundy przed zaśnięciem, Mac wyszeptała:
- Kocham Cię, zawsze kochałam i zawsze będę.
Niebiosa poruszyły się znowu i planety, które wcześniej ustawiły się w szeregu, rozłączyły się wraz z biegiem czasu. Właśnie się rozłączyły.
Harma przebiegł zimny dreszcz. Ona nie leżała z nim w tym samym łóżku. Noc nie znaczyła dla niej tego samego, co dla niego. Dla niego to było zakończenie- kulminacja lat przeciwstawiania się uczuciom, dla niej to był początek- początek czegoś, czego on nie wiedział
Miał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Co miał powiedzieć nagiej kobiecie w jego ramionach, z którą właśnie się kochał (kochał się, a nie uprawiał sex na pierwszej randce), która właśnie wyznała mu swoją nieśmiertelną miłość do niego?
Powinien powiedzieć „dziękuję?"
Czy miał zacząć rozmowę od wymieniania listy powodów z których nigdy nie udałoby się w dłuższym związku. Bycie razem było nierealne, nieodpowiedzialne i prowadziło do zawodowego samobójstwa. Wszystkie te same powody, które wstrzymywały ich poprzednio. No i oczywiście te ciągle nie rozwiązane kwestie w ich związku: walka, sprzeczki i to, ze byli po prostu zbyt różni.
Mac chciała domu i rodziny, bezpieczeństwa i gwarancji- wszystkiego tego, czego nigdy nie miała jako dziecko. Harm nie był w stanie jej tego zapewnić. Musiałby poświecić za dużo z siebie, żeby być Ozzim dla jej Harriet. Teraz już to o sobie wiedział. Docierało to do niego ciągle i ciągle z Diane, Annie, Jardan, Renee i nawet z Mattie. Wydawało mu się, że mógłby to zrobić. Nawet próbował przez rok z Mattie, ale wzięcie Mattie było z jego strony samolubne. Próby bycia ojcem dla Mattie były złe. Nie zamierzał zrezygnować z tego, kim był, żeby stać się bezinteresownym rodzicem. To była trudna lekcja, ale zaakceptował to w sobie. To miał powiedzieć Mac? Że jest za bardzo samolubny, żeby dać jej to, o co prosi?
A właściwie o co prosiła? Powiedziała mu, że go kocha- wiedział to, kochał ją. Powiedziała mu, że zawsze go kochała- cóż, on też. Powiedziała mu, że zawsze będzie go kochała- no Harm będzie także zawsze ją kochał - w jakiś sposób. Może jednak była z nim w tym samym łóżku. Może to był jej sposób na pogodzenie się z przeszłością, docenienie chwilowej czułości i zaakceptowanie, ze nie maja przyszłości. Może... ale Harm tak nie myślał. Protest nie był zakończeniem, raczej punktem zwrotnym w pierwszym akcie...
Musiał namyślać się trochę za długo, bo poczuł jak jej oddech się pogłębia. Zasnęła. To dało mu czas na pomyślenie co ma powiedzieć.
Kilka godzin później...CDN
