Crack, semicrack, powiedzmy. Pisany na ostatnią chwilę, bo ktoś na ostatnią chwilę sobie życzył, a i tak za długi, damn, kompozycja siada. Może nawet kiedyś, jeśli uda mi się jakąś... fabułę wytworzyć, to napiszę o panach coś więcej. O panach i Polakach, i poważnych grach wywiadów, i szyfrach, i kontroli brytyjskiego parlamentu (czy raczej jej braku; prawie umarłam ze śmiechu w trakcie seansu), ale do tego potrzebuję fabuły, więc licho wie, jak będzie. Obawiam się, że skończy się crackiem, gdzie nasi będą rozwalali Zachód w perzynę, sprzymierzą się z Bliskim Wschodem i Kaukazem, a potem razem będziemy patrzyć, jak Wielka Brytania płonie... ; - ) Tak. Kompletnie nierealistyczne, ale mówimy o Bondach, a nie o realizmie. To można połączyć z Goldeneye, jeśliby Alex jednak przeżył. ; - ))
Jak zawsze, z nadzieją, że pi razy drzwi się wpiszę w Twoje gusta i się spodoba.
Errata poranna: (fik przesłało się prywatnie, zbyt zmęczonym będąc, by wrzucać akurat w Mikołajki): chibi mi przyszło do głowy. I chyba jakaś seria, o dziwo, bardziej nastawiona na relacje niż fabułę i wybuchy, mi się zaczyna klarować. Chibi jest fajniejsze niż to poniżej, więc wrzucam Ci w następny rozdział.
Może nawet ten paring, o którym CameoAmalthea pisała, z tego wyjdzie (mocno powątpiewa). A, CameoAmalthei serdecznie dziękuję w tym miejscu za inspirację, chociaż uwaga była przypadkowa i nie do mnie skierowana. ; - )
Dla awnalii.
Niebo się wali na głowy maluczkim (wierchuszka je kontrolowanie obniża)
Sherlock był wyraźnie nadąsany:
— Mycroft, to, że los tajnych danych rządu brytyjskiego znajduje się w rękach nudnego, głupiego dzieciaka niewiele mnie obchodzi, ale nie możesz oczekiwać, że będę współpracował z kimś, czyje hasło do komputera zgadłem w mniej niż trzy minuty!
Q aż zachłysnął się oburzeniem.
— To był mój prywatny laptop, nie trzymam na nim żadnych państwowych informacji, czemu miałbym go jakoś specjalnie zabezpieczać? I kto ci pozwolił go w ogóle ruszać?
— Widzisz, Mycroft? Jak dziecko. Oburza się o takie dziecinne rzeczy, jak każdy człowiek, ma takie hasło, jak każdy dziecinny człowiek, który czuje się przedstawicielem jakiejś elity i próbuje udawać, że wcale się nie wywyższa, jest nudny, nudny, nudny, nudny!
— Moje hasło nie jest dziecinne!
— Tytuł pierwszego odcinka Transformersów wraz z datą emisji zapisaną systemem szesnastkowym, oczywiście, bardzo poważne! Jestem znudzony. John, idziemy stąd.
— TY stąd idziesz? — scenicznie zdumiał się Q. — To ja nie zamierzam pozwalać na takie traktowanie siebie. Jestem wyższym pracownikiem MI...
— Wobec czego podlegasz M, a on scedował swoje uprawnienia w tej sprawie na mnie. Czy muszę wysnuwać wniosek, czy najmłodszy Q w historii jest to w stanie zrobić sam? — spytał lodowatym tonem starszy z braci Holmes. — Panie doktorze, niech pan powstrzyma mojego brata. Rozumie pan, mamy jakiś niekontrolowany wyciek dotyczący tożsamości naszych agentów, w tym także tych na Bliskim Wschodzie, ludzie już zaczęli ginąć...
Sherlock odwrócił się, nadal naburmuszony.
— Nie daj się zmanipulować, John. To ich praca, wiedzieli, na co się piszą. Idziemy.
— Jasne, idźcie. Do niczego nie jesteście potrzebni — syknął Q, po czym spojrzał błagalnie na Mycrofta. — Mamy najnowocześniejszy sprzęt, najlepsze systemy namierzające, na bieżąco analizujemy wszystkie dane z portali społecznościowych, kamer w laptopach i komórkach, znajdziemy go w końcu.
— Jasne — prychnął detektyw sarkastycznie. — Zwłaszcza, jeśli jakimś cudem nie ma konta na LinkedIn dla morderców do wynajęcia i wyjechał na Syberię. Albo gdziekolwiek indziej. Dobre ⅔ świata pozostaje poza zasięgiem tej waszej sieci smartfonów. Od prawie roku go znaleźć nie umiecie.
— Dlatego proszę cię o pomoc, Sherlock — zauważył Mycroft.
— To nudna sprawa.
— Raczej za trudna dla ciebie — oznajmiał zjadliwie Q, nagle odzyskując nienaganny spokój i równie nienaganny akcent. — W końcu czego się spodziewać po człowieku, który nie wie, że ziemia kręci się wokół słońca?
Młodszego Holmesa zamurowało.
— Cóż, ja przynajmniej nie pozwoliłbym M pracować na laptopie podłączonym do sieci! — odciął się po sekundzie milczenia. — W byle kancelarii adwokackiej poufne informacje o klientach trzyma się na osobnych dyskach i na czas ich używania odcina się Internet od stanowiska! W byle bazie wojskowej do pokoju z danymi nie można wejść choćby z nowoczesnym aparatem fotograficznym albo konsolką przenośną, by nie stworzyć sieci, a wyście jej dali laptopa połączonego z Internetem? Na co to jej? Sprawdza sobie plotkarskie portale w godzinach pracy? Nie macie od tego sekcji analitycznej?
Q rzeczywiście się zacukał. Watson westchnął ciężko, rzucił Mycroftowi oskarżycielskie spojrzenie, po czym zwrócił się do swojego współlokatora:
— Nie chcesz pokazać naszemu zakochanemu w Transformersach ekspertowi, że tę zagadkę dasz radę rozwiązać w pół godziny?
— Podpuszczasz mnie, prawda? Oczywiście, że mnie podpuszczasz — Sherlock potrząsnął głową, szopa włosów opadła mu na czoło. — Ja ją już rozwiązałem.
Q i doktor zamarli. Dosłownie. Mycroft uśmiechnął się z na wpół czułą, na wpół dumną pobłażliwością.
— Nikt nie jest tak głupi, by trzymać komputer szefa wywiadu podłączony do sieci, nawet wielbiciele zabawek i kreskówek z lat 80. Do tego skutki wybuchu były wyjątkowo szczęśliwie niewielkie, nie? Tylko kilka sekretarek, sprzątaczki, nikt ważny. Znaczy, laptop M nie był normalnie podłączony. Znaczy, cały wybuch w siedzibie był kontrolowany. Znaczy, zrobiliście to dlatego, że nie wierzycie, byście zdołali dopaść tego faceta, który stoi za wykradzeniem danych nowoczesnymi metodami i potrzebujecie go, po pierwsze, podpuścić – bo on pewnie myśli, że ten wybuch mu się faktycznie udał, Boże, co za egocentryczny tuman. Po drugie, potrzebujecie kogoś ze starej gwardii, kogo nie możecie dosięgnąć. Z tej ostatnio zginął tylko komandor Bond – i nie znaleziono jego ciała, tak? Znaczy, sądzicie, że nadal żyje i próbujecie go skusić, gdziekolwiek jest, do powrotu do służby. Mycroft o tym wie, ty, dzieciaku od Transformersów... — Przyjrzał się sceptycznie szefowi działu badawczego. — Nie, ty nie wiedziałeś aż do tej pory. Pewnie się zdziwiłeś, czemu M korzystała z sieci? I nie wpadłeś na to, że właśni ludzie robią cię w konia, wystawiają? Dzieciaku, ty się jeszcze musisz bardzo dużo nauczyć o świecie wywiadu. W każdym razie: mój brat mnie w to wciągnął, bo tego oczekuje opinia publiczna – cały naród ratuje swój wywiad. No i chce mi nabić trochę zleceń, kochany Mycroft — głos ociekał ironią — troszczy się o mój domowy budżet. Czy teraz możemy iść, John?
Tym razem Watson potaknął, z trudem skrywając uśmiech. Skinął głową starszemu z Holmesów, pomachał ręką oszołomionemu Q i wyszedł, pamiętając, by zabrać szalik Sherlocka; inaczej zmarznie socjopatyczne biedactwo.
