Kiedyś przysięgłam sobie, ze nigdy nie wezmę się za pisanie czegoś dłuższego, ale zbyt mocno ciągnie mnie na ciemną stronę mocy, dlatego zjawiam się tu z moim pierwszym, długim opowiadaniem. Mam nadzieję, że komuś się spodoba.

Wybaczcie, ale nie posiadam bety. Niech Merlin ma w opiece wasze oczy, bo moje błędy potrafią ranić O.O


1.

Węże miały bardzo proste zasady. Jeśli je przestrzegałeś- żyłeś, jeśli wolałeś sam decydować- niechybnie ginąłeś uderzony kijem przez człowieka, bądź wykrwawiałeś się od ran zadawanych przez ptasie pazury.

Ogólnie przetrwanie wcale nie było znowu takie trudne.

Nagini znała te wszystkie recepty na długie życie. Jej matka była bardzo mądrą wężycą i oczywiście wszystkie mądrości przekazała swym dzieciom, dopóki nie porzuciła ich kilka minut po wykluciu z jaj, zostawiając je na pastwę losu. Nagini może nie była najmądrzejsza z całego, liczącego sto osobników miotu, jednak najuważniej słuchała rad rodzicielki, dzięki czemu przeżyła jako jedyna, w przeciwieństwie do swoich okropnych sióstr i braci, żywcem pożartych przez wszelkiej maści krwiożercze bestie. Bo cały sekret polegał na słuchaniu. Więc słuchała. Słuchała wszystko- od szumu wiatru, po burczenie silników; od pluskania strumyka, po szczekania stróżujących psów. Poznała każdy dźwięk tworzony przez naturę i każdy odgłos spowodowany ludzkimi wynalazkami. Potrafiła rozeznać co jest dobre, a co niebezpieczne; na co należało polować, a co powinno się omijać z daleka. Aż pewnego dnia, wśród wszechobecnych szumów usłyszała coś jeszcze, coś kompletnie nieznanego, co przykuło jej uwagę, i tego pięknego dnia poznała obrzydliwą, owłosioną kreaturę...która mówiła jej językiem. I Nagini słuchała już tylko głosu tej ludzkiej istoty, znającej mowę węży. A kiedy jej Pan miał już nową, jednak niezwykle słabą postać, gdy powrócił po latach rozłąki, Nagini zaczęła również widzieć. To co widziała, bardzo nie przypadło jej do gustu.

Jej mądra matka nauczyła ją, że szczury są złe. Jeden szczur, którego można zjeść jest dobry, ale kiedy w twoim legowisku pojawia się ich kilka, wtedy należy spodziewać się rebelii! Bo szczury nie były tylko jedzeniem. Te paskudne gryzonie były również drapieżnikami, a skoro nie bały się podejść blisko węża, oznaczało to, że wąż był już zbyt słaby, by wzbudzać postrach. Nagini nigdy nie chciała zostać słabym wężem. Nic więc dziwnego, że zaczęła się niepokoić, kiedy wylegując się przy kominku posiadłości jej Pana, już drugi raz tego dnia zobaczyła szczura.

Na początku nie wyczuła żadnego podstępu. Spokojnie leżała zwinięta w kłębek przy fotelu swego Pana, gdy usłyszała ciche stukania drobnych pazurków. Dźwięk powoli się nasilał, aż zza starej komody wylazł liniejący paskudnik, który gdy tylko ją dostrzegł, uciekł w popłochu. Nie było żadnych niepokojących oznak, dlatego nic sobie z tego nie robiła. Po posiadłości biegał szczur? Trudno, zapoluje na niego później. Niestety później przyszło wcześniej, niż się spodziewała.

Było późne popołudnie: jej wciąż słaby Pan odpoczywał w swojej sypialni, więc nie licząc jego obecności, była kompletnie sama w ogromnej rezydencji, którą od miesiąca traktowała jako swoje terytorium. Dookoła była tylko przyjemna cisza, pozbawiona brzydkich głosów dwóch małopoludów służących jej Panu. W kominku wciąż palił się ogień, ogrzewający każdą łuskę pokrywającą jej gibkie ciało, więc Nagini była szczęśliwa. Dopóki paskudny szczur nie przemknął kilka cali od jej nosa! Taki brak szacunku ją rozwścieczył. Mimo że była najedzona, ruszyła w pościg po niekończących się korytarzach. Była wybitnym myśliwym, wprawionym w tego typu zabawy, niestety nic nie udało jej się złapać. Zapamiętała, że następnym razem, gdy spotka tego szczura, da mu niezapomnianą lekcję pokory. Jednak gdzieś na krańcu jej umysłu pojawiło się dawno usłyszana przestroga matki i okropna myśl, że jeśli trzeci raz spotka dziś szczura, to nie będzie dobry dzień dla węża.

Oczywiście trzeci raz musiał się wydarzyć. A dokładniej w nocy, tego samego letniego dnia.

Nagini spokojnie pełzła przez wysokie trawy zdziczałego trawnika, gdy z zarośli wyskoczył całkowicie przerażony czymś szczur. Intuicja podpowiedziała jej, że to nie jej widok podziałał tak na gryzonia, że brzydkie stworzenie uciekało przed czymś groźniejszym niż ona sama, ale kto by się tym przejmował, gdy jedzenie samo cisnęło się do paszczy? Wysuniętym językiem, delikatnie głaszczącym powietrze, wyczuła strach szczura- woń zwierzęcia była nim przesiąknięta, a małe serduszko gryzonia biło tak szybko, że przez chwilę myślała, że ma przed sobą zagubione pisklę. Ten wspaniały zapach wyzywająco podrażnił jej drapieżny instynkt. Czemuś takiemu nie mogła się oprzeć!

Nim szczur w ogóle ją zauważył, Nagini już wbijała swe kły w jego ciałko, wpuszczając w nie ogromną ilość zabójczego jadu. Jej zdobycz nie była zbyt pożywna, ale smakowała naprawdę dobrze. Prawie jak człowiek! Posiłek ją usatysfakcjonował, mimo że po kilku sekundach poczuła nieprzyjemne rozdymanie wewnątrz jej żołądka. Cóż, obżarstwo nigdy nie było zdrowe.

Powoli zaczęła sunąć w stronę rezydencji, jednak z minuty na minutę pełzło jej się coraz ciężej. Czuła, że jej masa się zwiększa, aż dotarła do granicy, gdy Nagini z trudem mogła przesunąć się choć o milimetr. Nigdy czegoś takiego nie czuła. Już nie raz przesadzała z jedzeniem, ale jeszcze nigdy nie miała problemów z poruszaniem!

Z jej pamięci ponownie wyłoniło się wspomnienie matki i jej ostrzeżenie.

Po kilku godzinach udało jej się dotrzeć pod drzwi sypialni Pana, który o tej porze musiał już spać, regenerując swoje siły. Normalnie nie odważyłaby się mu przeszkadzać, nawet jeśli jego gniew nigdy bezpośrednio w nią nie uderzył, lecz tym razem miała zbyt złe przeczucie, by czekać do rana na spotkanie z Panem.

Ostatkiem sił naparła na drewnianą przeszkodę, która niechętnie wpuściła ją do środka. Była czwarta w nocy, więc letnie promienie wschodzącego słońca zdążyły wedrzeć się do sypialni Pana, oświetlając pokój pomarańczowym światłem. Niby wszystko było takie samo jak zawsze, ale coś tu się nie zgadzało. Rozejrzała się dookoła, badając otoczenie językiem. Taak, coś tu było bardzo nie w porządku!

Spojrzała na puste łóżko Pana. Przez kilka sekund smakowała bijący od niego zapach, lecz pościel pozbawiona była świeżej woni ciała, jakby jej Pan nie spędził w nim tej nocy...Za to wyczuła coś innego. Ludzki zapach, podobny do zapachu jej Pana, ale również tak kompletnie inny, że Nagini sama już nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć.

Czując ból w każdym fragmencie swego długiego- i okropnie nadętego!- ciała, zbliżyła się do legowiska Pana. Im bliżej była, tym lepiej wyczuwała ciepło bijące zza łóżka oraz spokojne uderzenia serca, rozlewającego krew po ciele jakiegoś śmiertelnika, który miał czelność pachnieć podobnie do jej pięknego Pana!

Po dwudziestej próbie nareszcie udało jej się wgramolić na łóżko i sunąc po śliskiej pościeli, pokonała całą szerokość legowiska. Bardzo ostrożnie wychyliła łeb za krawędź mebla...i przez bardzo długą chwilę nie wiedziała czego właściwie jest świadkiem.

Kilka cali pod nią dojrzała ciemną kępę ludzkiej sierści, nazywanej włosami. Gdzieś tam niżej znajdowała się reszta ciała, która nieznacznie drżała przy każdym dźwięku, wydawanym przez ludzką istotę. Człowiek- niewątpliwie osobnik płci męskiej, co Nagini wyczuła po ilości buzującego w nim testosteronu- siedział oparty o łóżko, ubrany w szatę jej Pana, wciąż lepką od mieszanki, którą karmiony był jej Pan, i w lewej dłoni trzymał cisową różdżkę jej Pana, i kiedy odwrócił się, by spojrzeć na Nagini, miał czerwone oczy jej Pana, i brzydką twarz jej Pana, taką, jaką miał jej Pan, gdy był jeszcze ludzkim szczenięciem i na całe dziesięć miesięcy znikał w Hogwarcie, by tam uczyć się magii, i...na łuskę Bazyliszka, miał nawet fragment mocy jej Pana!

Parszywy złodziej! Chciał ukraść tożsamość jej Pana!

Nagini już chciała wgryźć się w paskudną twarz sobowtóra, kiedy człowiek odezwał się w mowie węży, tak dobrze znanym jej głosem:

-Czy ty widzisz co ten szczur mi zrobił, moja droga? Kiedy go znajdę- a przysięgam, że znajdę- wyrwę mu każdy narząd...-człowiek wysyczał wściekle, a temperatura jego ciała podskoczyła o kilka stopni z zdenerwowania, przez co cała jego sylwetka w oczach węża była czerwieńsza od barwy krwi.- Parszywiec! Sądził, że mnie zabił, ale ja tak łatwo nie dam się zniszczyć!

Człowiek wstał z podłogi, a następnie podszedł do ogromnego okna wychodzącego na zapuszczony ogród, w którym Nagini uwielbiała polować na nieostrożne zwierzęta. Wężyca uważnie mu się przyjrzała: Był wysoki, szczupły, owłosiony, blady...no po prostu był kopią jej Pana sprzed pięćdziesięciu lat!

-Nie martw się, moja droga. Gdy tylko odzyskam swoją potęgę, będziesz miała udział w mojej zemście.

Mężczyzna zwrócił się w jej kierunku, uśmiechając się drapieżnie. Jego iskrzące, czerwone oczy spojrzały prosto na nią, prześlizgując się po jej nabrzmiałym cielsku...i wtedy jego twarz stała się jeszcze bledsza i wykrzywiona w grymasie wściekłości.

-Cholera, Nagini, czy ty zżarłaś Glizdogona?!- krzyknął, patrząc na jej tyłów, komicznie układający się w sylwetkę pożartego animaga, którego truchło powróciło do swojej ludzkiej postaci.- No i jak ja się teraz dowiem co mi podał?!

Wężyca schowała głowę w fałdzie pościeli, kryjąc się przed świdrującym spojrzeniem i wyraźnym niezadowoleniem bijącym z głosu jej Pana.

Jej matka miała rację: jeden szczur był dobry, ale trzy gryzonie zapowiadały pecha.