Romantyczne uniesienia

Autor: Zilidya

Dla mojego październikowego Ulubieńca Miesiąca Nyanko

Cz.1.

— Musicie gdzieś się ukryć!

— Ale dlaczego? — Harry nie bardzo rozumiał, co chciał im przekazać dyrektor.

Samo to, że wezwał go przez Zgredka do swojego gabinetu i to w samym środku nocy było niespotykane. A na dodatek tuż obok niego siedział Snape.

— Ministerstwo dowiedziało się o waszym związku...

— Jakim...? — Severus już chciał się odezwać, ale Dumbledore spojrzał tylko na niego znad tych swoich upośledzonych okularów i zamilkł.

— Osobiście nie mam nic przeciwko, ale to jest szkoła i obowiązują pewne reguły. Zwłaszcza nauczycieli, Severusie. Harry będzie pełnoletni dopiero za trzy miesiące i do tego czasu musicie się ukryć, inaczej wiesz jak to się skończy.

Mistrz eliksirów kiwnął głową.

— Jak? — dopytywał się nieświadomy zagrożenia Gryfon.

— Azkaban, Potter. A jeśli wina zostanie udowodniona to nawet Pocałunek.

Harry zerwał się z fotela.

— Nie chcę byś poszedł do więzienia, Severusie! A już na pewno nie pozwolę aby jakieś lodowate szkaradzieństwo cię całowało.

Dumbledore cicho chrząknął, choć nie wiadomo było czy chciał ukryć śmiech, czy zwrócić na siebie uwagę.

— Skoro już sobie to wyjaśniliśmy, to proponuję do czasu osiągnięcia przez ciebie szesnastu lat abyście obaj zniknęli z oczu czarodziejskiego świata.

— Teraz? Jest druga w nocy! — zauważył Snape.

— Dlatego was obudziłem. O szóstej rano ma przybyć do ciebie ktoś z ministerstwa w towarzystwie aurorów. Gdyby chcieli tylko rozmawiać nie brali by służb prawnych. Macie cztery godziny by się spakować. Już przygotowuję wam odpowiedni dom. Pośpieszcie się. Jak będziecie gotowi daj mi znać przez kominek.

Harry siedział cicho. Czuł, że teraz lepiej się nie wtrącać. Naprawdę nie chciał by coś stało się Severusowi. Jego Severusowi. Zgodzi się na wszystko byle ten był bezpieczny.

Trzy godziny później byli spakowani. Powiedzmy, że Harry był, a Severus nadal próbował. Gryfon bezczelnie wykorzystał Zgredka, by przyniósł wszystkie jego rzeczy do salonu Snape'a. Sam drzemał teraz na jednym z foteli. Gdy chciał pomóc Severusowi, ten odmówił, tłumacząc cytuję: „Nie pozwoli takiemu nieodpowiedzialnemu bachorowi na dotykanie jakichkolwiek jego cennych rzeczy."

Harry oczywiście musiał się wykazać.

— Jedną mi pozwalasz, a przecież jest dla ciebie bardzo, ale to bardzo cenna.

— Potter! — warknął wtedy na niego, przyciągając go do siebie. — Uważaj, bo pokażę ci jak bardzo jest cenna i gdzie należy ją ukryć.

W ten sposób zmarnowali czterdzieści minut, co spowodowało teraz rozdrażnienie mistrza eliksirów. Równo z wybiciem piątej Severus potrząsnął lekko Harrym, budząc go. Przed kominkiem stał już Dumbledore.

— Gotowi?

— Nie, ale nie mamy czasu, prawda? — rzucił Snape.

— Nie. Nie macie. Gdybyście czegoś potrzebowali, to wiesz jak się ze mną skontaktować. Dom jest w mugolskiej części Londynu, więc starajcie się za bardzo nie afiszować, zwłaszcza ty Severusie, bo Harry nie będzie miał problemów z przystosowaniem.

Ich kufry zostały zmniejszone. To znaczy jeden Harry'ego i siedem Severusa. Chłopak szybko ukrył swój uśmiech, przypominając sobie wyjazd sąsiadki, która podobnie pakowała się na dwutygodniowy wyjazd. Nie udało mu się tak do końca.

— Co cię tak śmieszy, Potter?

— Nic, Severusie. Zupełnie nic. — Wziął od dyrektora swój pomniejszony do rozmiarów książki kufer i stanął koło płonącego kominka.

— Gdy tylko przejdziecie połączenie będzie zablokowane w obie strony, tak na wszelki wypadek. Idźcie! I powodzenia.

Poklepani po ramieniu zostali wysłani w nieznane.

Harry wylądował na kolanach na małym dywaniku przed kominkiem ich nowego lokum. Severus z mroczną gracją przekroczył go i położył swoje rzeczy na podłodze, natychmiast przywracając im naturalne rozmiary.

Salon był spory. Harry'emu od razu skojarzył się z domem Syriusza. Wyglądało tu bardzo podobnie, tyle że czyściej. Widział korytarz i kuchnię po drugiej stronie. Nie czekając na pozwolenie, zaczął zwiedzać. Obok schodów na piętro znalazł małą komórkę i wejście do piwnicy. Na piętrze znajdowały się cztery sypialnie i dwie łazienki, jak na mały domek to mieli nawet sporo miejsca.

Harry wybrał pierwszą z brzegu sypialnię i wszedł do niej, odkładając swój bagaż. Teraz miał ochotę tylko spać.

Gdy się obudził w domu panowała cisza. Bardzo niepokojąca cisza. Usiadł powoli, szukając jednocześnie różdżki pod poduszką, gdzie zawsze ją chował. Ujął ją mocno i podszedł do drzwi. Po przeciwnej stronie zobaczył otwarte drzwi i śpiącego na łóżku Severusa. Nagle zrozumiał, co go tak zaniepokoiło. Cały dom przesiąknięty był magią Snape'a. Gdy on smacznie sobie spał, mężczyzna musiał nałożyć na budynek zaklęcia ochronne.

Nie zamierzał przeszkadzać w odpoczynku zmęczonemu pewnie Severusowi. Wpadł na inny świetny, według niego, pomysł. Ugotuje mu obiad. W sam raz powinien zdążyć zanim ten się obudzi.

Wszedł do kuchni i zamarł. Wcześniej nie rozejrzał się dokładniej i dopiero teraz spostrzegł, że kuchnia urządzona była podobnie jak w Norze. Harry zaczął przyglądać się dokładniej piecowi i odetchnął z ulgą, gdy okazało się, że jest jednak na gaz, nie ogień. Nigdy w życiu nie palił w piecu. Tu zaczynały się kolejne schody. Był przyzwyczajony do w pełni zautomatyzowanej kuchni ciotki Petunii, gdzie większość czynności wykonywały roboty kuchenne. Po części to ich wina, że tak trudno szły mu eliksiry. Tak naprawdę nigdy sam nie przygotowywał składników.

Oczywiście Potter był przecież Gryfonem i nic go nie powstrzyma przed dążeniem do celu.

Severusa obudził zapach. Dziwny wręcz aromat. A dokładniej smród, żeby nie mijać się z prawdą. Zerwał się z łóżka i zbiegł na parter, skąd domyślał się po zwiększającej się sile było epicentrum. Zdążył złapać tylko różdżkę i teraz w samych bokserkach stanął w drzwiach do kuchni. Gęsty dym ulatywał oknem, ale nie wiele to pomagało, gdyż kolejne kłęby dymu wydobywały się z otwartego piekarnika i kilku garnków, stojących na piecu. Harry, cały umorusany nie wiadomo czym, machał ścierką wyganiając opary w stronę okna.

— Mogę, do cholery, dowiedzieć się, co ty wyprawiasz? — warknął, usuwając jednym ruchem różdżki dym, a drugim to, co go powodowało.

Harry skulił się, ale tylko na chwilę, zerkając do pustych już garnków.

— To miał być nasz obiad.

— Od kiedy, zwęglone coś, nie chcę nawet wiedzieć co, nadaje się na posiłek? Poza tym nie tknąłbym niczego, co ty byś zrobił, znając twoje umiejętności z eliksirów.

Potter zmarszczył brwi, a to jak wiedział z doświadczenia Severus oznaczało wkrótce wybuch.

— To, że nie radzę sobie z eliksirami nie oznacza, że nie potrafię gotować! Mógłbyś czasem wykazać się odrobiną romantyzmu i chociaż raz pochwalić mnie za cokolwiek! I to nie moja wina, że ta kuchnia widziała czasy kamienia łupanego! Nie ma tu nic, co upraszcza pracę w kuchni. Jeśli mam tu z tobą zostać przez najbliższe miesiące, to chce mieć jakiś normalny sprzęt kuchenny! Podkreślam, normalny, czyli elektryczny! Od tostera zaczynając, przez ekspres do kawy, a na zmywarce kończąc!

I wyszedł, trzaskając drzwiami. Severus czekał, bo to nie był jeszcze koniec. I miał rację. Drzwi otworzyły się z hukiem i Harry dodał jeszcze:

— A tak na marginesie, to cię nienawidzę!

I znów trzasnął drzwiami.

— Wredny bachor — mruknął i ruszył do sypialni, żeby się ubrać.

Do tego typu „wyznań" obaj już się przyzwyczaili. Harry zawsze w chwilach złości go nienawidził, a on czekał aż mu to przejdzie. W drugą stronę odbywało się to w podobny sposób, tyle że Harry dłużej się do niego nie odzywał. Jak na razie żaden z nich nigdy nie przeprosił. Wszystko odbywało się ustalonym torem zapomnienia. Tak jakby nigdy nic sobie złego nie powiedzieli. Tyle, że dotychczas nie byli zamknięci sam na sam. Harry nie mógł wyładować się na boisku, a on na innych uczniach.

Chyba tym razem to on będzie musiał wyciągnąć rękę na zgodę.

On ma przepraszać? Do czego ten Dumbledore go zmusza?