Beta: Lobogirl Dostosowałam się. No, prawie...
Winni wena: Fantasmagoria., Aventia, Filip..!

Co złego to nie ja.
S.

EDIT: Jestem zmuszona dodać kilka informacji, ponieważ rozgarnąć to Coś na dole (czyt. dlaczego tak a nie inaczej) potrafią tylko dwie osoby. Ja i Fan. A więc:
- Wykorzystując małą ilość informacji na temat Założycieli podaną w kanonie twierdzę, iż oni wciąż żyją.
- Z założenia jest to Salric (w domyśle) i proszę o tym pamiętać a nie później zadawać pytania na temat Nici.
- TO w środku jest sonetem, który wyszedł spod pióra Morsztyna - zjeżdżać macie tekst a nie, ów "wierszyk, który nawet rytmu nie miał i jest dłuższy od treści właściwej" jak go już zdążono nazwać. Powtarzam - zjeżdżać macie mnie i mój tekst. Od sonetu wara, bo pogryzę.
Hm, coś za dużo tych myślników.
Senkju.


- Może on nie ma tego co jest odpowiedzialne za płacz? - zasugerowała Helga.
- Uczuć? - zadrwił Gryffindor.
Salazar skrzywił się lekko na wspomnienie rozmowy po pogrzebie swojej żony.
Jak mogli sądzić, że nie mam uczuć?!, zastanawiał się nerwowo Slytherin. Przecież... Przecież cierpiał, jak każdy inny.

Jego wzrok ponownie skupił się na wciąż nie zapisanym pergaminie. Zamoczył stalówkę niewielkiego pióra w atramencie; zawiesił jego czubek nad kartką i zasępił się na chwilę, wracając myślami do dzisiejszego ranka, kiedy Gryffindor poinformował go o swym przyłączeniu się do kontrataku na Voldemorta.

Zawsze sądził, że zginie pierwszy, że Godryk... że Godryk nie będzie, aż tak głupi i nie wplącze się w tą całą wyimaginowaną wojnę.
Potrząsnął głową odganiając od siebie wszystkie myśli i po ostrożnym wykaligrafowaniu na górze pergaminu tytułu brzmiącego "Do Trupa", pozwolił swym uczuciom przekształcać się w słowa.

Leżysz zabity i jam też zabity,
Ty - strzałą śmierci, ja - strzałą miłości,
Ty krwie, ja w sobie nie mam rumianości,
Ty jawne świece, ja mam płomień skryty.

Tyś na twarzy suknem żałobnym skryty,
Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,
Ty masz związane ręce, ja wolności,
Zbywszyawyr mam rozum łańcuchem powity.

Ty jednak milczysz a mój język kwili,
Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze,
Tyś jak lód, a jam w piekielnej śreżodze.

Ty się rozsypujesz prochem w małej chwili,
Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem;
Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem.

Odłożył pióro na stolik i z odczuciem dziwnego wypalenia wsunął pergamin do koperty; zalakował ją i odłożył na kraniec masywnego stołu, przy którym pisał, aby nie musieć na nią spoglądać.
Tylko lekkie drganie policzków zdradzało zdenerwowanie pomieszane z oczekiwaniem.
To dzisiaj, myślał, to stanie się dzisiaj!

Kilka minut po północy, ostatnia nić łącząca go z całym Czarodziejskim Światem, a która należała ku jego rozpaczy do Godryka Gryffindora pękła gwałtownie pozostawiając po sobie dziwną pustkę.

Gdyby ktoś przechodzący właśnie obok zapuszczonego domu na obrzeżach Londynu zajrzał do jego wnętrza, przenikając mrok spowodowany zadymionymi szybami dostrzegłby skurczonego przez lata i smutek mężczyznę, zasiadającego nieruchomo niczym posąg za wielkim, dębowym stołem; gdyby był dosyć spostrzegawczy zauważyłby również mokre ślady na jego zasuszonych policzkach udowadniające, iż nie jest on jeszcze rzeźbą o skamieniałym sercu, lecz człowiekiem. Zrozpaczonym człowiekiem, z którego szpony samotności i bólu wycisnęły ostatnie łzy.