Digg, Oliver i Roy siedzieli na środku Foundry i upijali się rosyjskim alkoholem, który przywiózł wraz ze sobą Oliver po ostatniej wyprawie do Anatoliego. Nie bez powodu większa część teamu upijała się. Świętowali urodziny Johna i dlatego właśnie w kryjówce nieustannie wybuchał śmiech.
- To było dobre! - zaśmiał się Diggle. - Macie coś jeszcze?
- Oliver, bawiłeś się może kiedyś swoim modulatorem głosu? - zapytał Roy
- Nie. Dlaczego pytasz?
- Bo to może być niezły ubaw.
Roy wstał na chwiejnych nogach i ruszył do gabloty z przebraniem Arrowa by sięgnąć po wcześniej wspomniany przedmiot. Znalezienie go nie i powrót do miejsca w którym siedział nie zajęły mu długo. Oddał modulator do rąk właściciela i czekał.
Oliver włączył go i przypiął do koszuli. Spojrzał na swoich przyjaciół. Mieli na twarzach głupie uśmiechy i zamglone spojrzenia.
- Co? - zapytał zdezorientowany.
- Zacznij coś mówić
- Ale co?
- Może na początek coś prostego. Na przykład to co mówisz do bandytów – powiedział Digg
- You have failed this city!
- Serio? - zapytał John
- Co? - Oliver był całkowicie zdezorientowany. Nie wiedział o co mu tym razem chodzi.
- Ty serio robisz taką minę?
- Jaką?!
- Jakbyś miał zatwardzenie i przy pierwszej nadarzającej się okazji miał zwiać do łazienki? - zapytał z niedowierzaniem Diggle śmiejąc się w środku.
- Owszem, robi – zaśmiał się Roy – I albo przestępcy są tak posrani, że się tego boją, albo kaptur i maska jednak robią swoje.
- Wcale nie robię takiej miny! - wzburzył się Oliver
- Robisz! - Roy zaśmiał mu się prosto w twarz.
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
- Dobra, dzieci uspokójcie się! - wrzasnął John przekrzykując tych dwóch imbecyli. Nimby dorośli, a zachowują się jak dzieci. - Powiedz coś innego – zwrócił się do Olivera.
Oliver zaczął drapać się po głowie, zastanawiając. Nie miał żadnego pomysłu w głowie. Sięgnął po kieliszek i wypił shota. Alkohol palił go gdy spływał mu w dół gardła. Popatrzył na szkło w ręku. I nagle wpadł na pomysł. Gdyby byli w kreskówce zapaliłaby mu się żaróweczka nad głową. Zwrócił uwagę swoich śmiejących się kompanów machnięciem rąk. Ci spojrzeli na niego i czekali na to co zrobi. Sięgnął za siebie i spod biurka Felicity wyciągnął kilka śrubek po czym wrzucił je do swojego kieliszka. Nachylił do niego usta i dmuchnął. Śruby wydał dźwięk, który przypominał ten wydawany przez krótkofalówki.
- Kszszsz... Houston...Kszsz... Mamy problem.
Wszyscy wybuchli głębokim śmiechem. Jednak śmiech Olivera wywołał jeszcze większy u Diggla i Roy ponieważ brzmiał jak szczekający robot.
- Przez was popłakałem się ze śmiechu! - zaśmiał się John
- Mam jeszcze pomysł! - krzyknął Roy – Zrób Vadera!
Oliver odstawił kieliszek i przytknął rękę do ust. Wciągnął przez nią powietrze co brzmiało jakby ktoś oddychał przez inhalator.
- Luke... - znów dźwięk oddychania - … jestem twoim ojcem! - powiedział patrząc na Roya.
Panowie nie wytrzymali i znowu wybuchli śmiechem
- A zrób jeszcze...
