Regularne plamy światła i cienia pokrywały kamienne ściany bunkra. Tu, tak głęboko pod ziemią, na terra incognita klanu Donnely jedyne źródło światła stanowiły regularnie rozmieszczone jarzeniówki. Światłocień. Kamień. Zimny metal pancernej śluzy otwieranej i zamykanej zależnie od potrzeb.
Duże pomieszczenie, długości dwudziestu czterech metrów, szerokości osiemnastu. Cichy szum pracujących komputerów. Skrzypienie obrotowych krzeseł. Cichy gwar ludzkich głosów.
Czterej mężczyźni, w biało-zielonych kitlach pracowników technicznych. Między nimi toczyła się ożywiona rozmowa w kantońskim dialekcie chińskiego.
W centrum pomieszczenia stał metalowy sarkofag, wysokości ponad dwóch metrów. Monolityczną strukturę zaburzała jedynie szybka na wysokości twarzy, za którą można było zobaczyć ciemny wąż, znikający gdzieś w głębi. Uważniejszy obserwator zauważyłby też białą maskę tlenową, skrywającą dolną połowę twarzy śpiącego w środku mężczyzny.
Seamus Donnely, taipan firmy Donnely Inc., jednej z największych spółek w Hongkongu, odruchowo poprawił krawat. Nim się odezwał przez kilkanaście sekund wpatrywał się w twarz zahibernowanego mężczyzny.
- Wszystko gotowe?
- Tak, proszę pana - najstarszy z techników schylił głowę - Możemy zaczynać.
- No to już. Chcę z nim jak najszybciej porozmawiać.
Technik skłonił się raz jeszcze po czym rzucił w kierunku pozostałych kilka zdań po kantońsku. Mężczyźni zakrzątnęli się sprawnie. Pomieszczenie wypełniło narastające buczenie aparatury.
Spod maski tlenowej mężczyzny w sarkofagu wzbił się w górę rój białych bąbelków.
W końcu otworzył oczy. Obojętne senne spojrzenie przesunęło się po pomieszczeniu zatrzymując się na chwilę na oczach Seamusa.
Dwaj technicy szybko i sprawnie rozłożyli u stóp sarkofagu pneumatyczny keson. Chwilę później rozległ się cichy bulgot wody spuszczanej z metalowej skrzyni.
Wreszcie sarkofag się otworzył.
Dwaj technicy natychmiast doskoczyli do przebudzonego mężczyzny. Przytrzymali go. Jeden z nich zdjął mu z twarzy maskę tlenową. Drugi wyciągnął z ramion igły służące jako element systemu monitorującego funkcje życiowe. Pomogli mu wyjść. Trzeci z techników natychmiast zaczął wycierać mężczyznę grubym ręcznikiem.
Wskrzeszeniec przez chwilę zdawał się być całkowicie skupiony na oddychaniu. Drżał z zimna.
- Seamus... - głos był cichy i lekko ochrypły - Ile czasu?
- Prawie pół roku. Dokładnie pięć miesięcy, 18 dni, 4 godziny i 11 minut.
- Aha.
- Ubierz się. Dojdź do siebie. Nie musisz się śpieszyć. Jak wrócisz do formy będę czekał w biurze. Trafisz?
-Jasne. Do zobaczenia, bracie.
Tu na górze atmosfera różniła się diametralnie od czeluści bunkra. Jasne, przestronne pomieszczenie biurowe, pełne wygodnych foteli i sof z miękkiego pluszu, w niczym nie przypominało laboratorium. Elegancka biblioteczka tworzyła nastrój refleksji i zadumy nad sprawami wyższego rzędu. W rogu pokoju stała donica z kaktusem. Promienie słońca przesuwały się po sprzętach i bibelotach, oświetlały twarze dwóch mężczyzn siedzących w fotelach naprzeciw siebie.
Biorąc pod uwagę, że ci dwaj byli braćmi, kontrast między nimi był zaskakujący.
Seamus Donnely był tęgim mężczyzną, o muskulaturze starannie wyrzeźbionej na siłowni. Krótko ścięte czarne włosy, wysokie inteligentne czoło, twarde spokojne rysy, mocne dłonie o silnych palcach. Ubrany w przewiewny szary płócienny garnitur, krawat z rypsu, jedwabną białą koszulę, szerokie szare spodnie i wygodne czarne półbuty robił wrażenie eleganckiego człowieka interesu.
Siedzący naprzeciw niego Roy Donnely pomyślał, że to wystarczająco bliskie prawdy.
On sam nosił nijaki paramilitarny strój. Wygodne mokasyny, wojskowe spodnie, koszulę khaki. Szczupły, o smukłych mięśniach, miał harmonijnie zbudowane ciało akrobaty, niemal idealne. Długie, nieporządnie ułożone, czarne włosy, niezgolony czarny zarost, szczupła twarda twarz o ostrych rysach i zuchwałym jasnobłękitnym spojrzeniu dopełniały obrazu.
Rozległo się pukanie, do biura wsunęła się młoda Chinka w eleganckim komplecie koloru burgunda. Na metalowej tacy niosła trzy plastikowe butelki i dwie szklanki.
- Dziękuję, Wendy - Seamus skinął głową - Na razie nie ma mnie dla nikogo.
- Tak, proszę pana.
Po wyjściu sekretarki Seamus otworzył plastikowe naczynia.
- Pij, Roy. Śniadanie mistrzów, glukoza i sok z marchwi.
- A ty?
- Whisky.
- No tak.
Przez kilka chwil obaj mężczyźni raczyli się napojami.
- Jesteś głodny?
- Nie, dzięki. Przed chwilą wróciłem ze świątyni dumania. Wszystko się we mnie rozmroziło. Przez jakiś czas nie będę miał ochoty na jedzenie - posmakował napój - Ten sok jest naprawdę dobry.
- Cieszy mnie to. Czy mogę w związku z tym przejść do interesów?
- Jasne. W końcu musiałeś mieć dobry powód, żeby mnie wybudzić. Gdybym nie był ci potrzebny to byś mnie nie budził. Czy rozumuję prawidłowo?
- Bez zarzutu.
- Mów co jest grane.
Taipan Donnely Inc. uśmiechnął się swoim najlepszym uśmiechem.
- Dwa dni temu - zaczął powoli jakby smakował własne słowa - Dokładnie w sobotę, o 19:17, do mojego biura zadzwonił czcigodny Tsun...
- Tsun? Taipan triady Green Pang? Nasz konkurent na Nowych Terytoriach?
- Tak, on. Podczas rozmowy zaprosił mnie do swego biura na wodzie obiecując porozmawiać o interesie, na którym obie strony niezawodnie zarobią jeśli tylko poświęcę mu trochę czasu...
- I co odpowiedziałeś?
- Zaraz do tego dojdę. A ty nie przerywaj mi z łaski swojej.
- Przepraszam - Roy z uśmiechem rozłożył ręce - Jestem niecierpliwy, mam to po matce, przecież wiesz - łyknął glukozy, gęstej i słodkiej - Mów dalej, proszę.
- Obiecałem mu - uśmiech powrócił na twarz Seamusa - że się spotkamy. Tuż przed terminem wysłałem tam Petera Ng.
- Miało to posłużyć dwóm celom - Seamus kontynuował zadowolony, że jego brat słucha i nie przerywa - Po pierwsze, wykazać Tsunowi, że jesteśmy gotowi go wysłuchać, ale nie tak żarliwie. Po drugie, miało to go trochę wytrącić z równowagi. Miałem nadzieję, że popełni jakiś błąd i w zdenerwowaniu powie Peterowi coś czego nie powiedziałby mnie.
- Jak wiesz, nasza firma i triada Tsuna są zaciętymi konkurentami. My tradycyjnie trzymamy się z triadą czcigodnego Zhanga z Hung Pang. A mimo to Tsun zadzwonił właśnie do mnie. Ciekawe, prawda?
- Wysłałem tam Petera - Seamus kontynuował - Przyniósł mi doprawdy zdumiewające wieści. Otóż, jak nie możesz wiedzieć, gdyż stało się to gdy już byłeś w lodówce, w prowincji Guandong rozpoczęto budowę elektrowni nuklearnej mającej zasilać Singapur. Tsun posiada jedną trzecią udziałów. Pozostałe dwie trzecie mają Jardine&Matheson oraz chińscy komuniści.
- Tego samego dnia, wcześniej, Tsun otrzymał informację, że Jardine&Matheson się wycofują. Wpierw zaproponowali wykup swego udziału jemu przez jedna z podspółek Tsuna. Jednakże, on uznał, że to zbyt duży wydatek i zaproponował wykup nam.
-Zapewne - Roy wtrącił ostrożnie widząc, że brat czeka na jego reakcję - Zapewne chodzi o znaczną sumę.
-Sześć miliardów dolarów. Amerykańskich.
Roy aż się zaksztusił pitym właśnie sokiem.
-To...niewiarygodnie dużo jak na jedno źródło energii!
- To prawda. Ale - Seamus uniósł po mentorsku dłoń - Zyski mogą być niewyobrażalne jeśli uda się tę elektrownię zbudować i puścić w ruch.
Oczy Roya zwęziły się niebezpiecznie.
- Mów dalej.
- Przyszłość Singapuru i większości Chin południowych zależy bezpośrednio od tej elektrowni. Jak dobrze wiesz, Miasto Lwa cierpi na ciągły niedostatek wody, zarówno pitnej jak i wykorzystywanej w przemyśle. Nowe technologie odzysku wody, takie jak New Water, zaspokajają zaledwie kilka procent tego zapotrzebowania. Większość wody Singapurczycy są zmuszeni kupować od Malezyjczyków. Rozumiesz o co chodzi, prawda?
- Taka jednostronna zależność to w interesach nic dobrego.
- Właśnie. Jeśli Singapur nie będzie miał dostępu do wody bez ograniczeń to miasto czeka katastrofa. Ucierpi też na tym reszta Chin. Na szczęście mamy elektrownię. Została ona tak zaprojektowana by zapewnić nam nie tylko elektryczność, ale także tanie odsalanie wody. To pilnie strzeżony sekret.
- Woda morska w pitną!
- Właśnie. Koniec z racjonowaniem wody. Koniec z jej brakiem. Woda przez cały czas.
- A w czym problem?
- Rosjanie. Już dwukrotnie próbowali sabotażu. Są przesłanki, że będą próbować dalej - Seamus poprawił się w fotelu - Jak pewnie wiesz, Roy, Malezyjczycy są ekonomicznie uzależnieni od Rosji. A Sowietom bardzo odpowiada zależność Singapuru od Malezji.
- To wszystko?
- Właściwie tak. Peter obiecał Tsunowi, że skontaktuje się z nim gdy ja podejmę decyzję. To było w sobotę wieczorem.
- W poniedziałek o godzinie 8:37 dostałem wiadomość, że czcigodny Tsun zginął w wypadku.
- Właśnie szedł ze swego biura na giełdę towarową. Był sam, jak zwykle, żadnego asystenta ani ochroniarzy. Wiesz przecież, że nikt nie ośmieliłby się go tam napaść.
- Kto, gdzie i jak.
- Tsun szedł ulicą Potrójnie Błogosławioną gdy wjechała w niego rozpędzona ciężarówka. Przybyła na miejsce policja stwierdziła, że kierowca był kompletnie pijany.
- Jak to wpływa na nasze plany?
- Doszedłem do wniosku, że ten interes jest wart grzechu. Problem w tym, że następca Czcigodnego Tsuna nie jest chętny do sprzedania nam udziału. Rozmawia z Rosjanami w Kowloonie.
- A gdzie tu miejsce dla mnie?
Seamus obrzucił brata uważnym spojrzeniem.
- Jeden z dziennikarzy Xinhua Ribao zwąchał sprawę i zjawił się na miejscu zdarzenia. Dzięki temu udało się nam zdobyć kilka fotografii. Spójrz tutaj.
Obaj mężczyźni pochylili się nad stołem. Kolorowe fotografie przypominały zastygłe w bezruchu barwne motyle.
- Zwróć uwagę na tego osobnika.
Roy przyjrzał się wskazanej fotografii. Palec Seamusa wskazywał stojącego za kordonem policyjnym mężczyznę.
- Przepuściliśmy te fotki przez system komputerowego rozpoznawania twarzy. Sprawdziliśmy rutynowo wszystkich sfotografowanych. I wiesz co nam wyszło? Ten osobnik pojawia się losowo na wielu fotografiach, najwcześniejsze z nich sięgają XIX-go wieku. Nie postarzał się od tego czasu ani o włos.
Roy przełknął szklankę glukozy. Niebieskie oczy płonęły.
- Wampir.
- Wampir - przytaknął Seamus - Przesłałem te zdjęcia i nasze wnioski do niektórych z moich kontaktów. Agent Mitra twierdzi, że ten ssakopij jest blisko związany z Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Z Rosjanami. Podobnie jak ja dobrze wiesz co potrafią wampiry. Nie zdziwiłbym się gdyby ten tu był odpowiedzialny za śmierć Tsuna.
- A jeśli nie? Wampiry kręcą się wszędzie. Mógł się znaleźć na miejscu zupełnie przypadkowo.
- Za dużo tych przypadków, Roy. Ten wampir był na miejscu o właściwym miejscu i czasie i trzyma się agentury Matiuszki Rosji. Rosjanom pasuje śmierć Tsuna. W związku z tym mam dla ciebie zadanie. Znajdziesz tego wampira. Znajdziesz go, zabijesz i udowodnisz jego śmierć. Tak przy okazji, ustaliliśmy, że jego pseudonim operacyjny to Boccob.
- Rozumiem. W takim razie porozmawiajmy o mojej nagrodzie.
Seamus poprawił się w fotelu.
- Czego byś chciał?
- Gdy wykonam zadanie chcę urlopu. Długiego. Co najmniej miesiąc. I pełnej swobody w tym czasie. Po miesiącu wracam do lodówki.
- Nie ma sprawy. Tylko, Roy...
- Tak?
- Nie masz mi chyba za złe tego, że musimy cię zamrozić?
- Skądże. Tak jak ustaliliśmy trzy lata temu, zahibernowany starzeję się bardzo powoli. Jak dobrze pójdzie będę pracował jeszcze dla twoich wnuków.
- No to wszystko załatwione. Zacznij pracować od zaraz. Jak zwykle, wszystko z twojego sejfu, laptop, komórka, broń, karty kredytowe i tak dalej będą ci dostarczone w ciągu kilku minut. Kazałem też przygotować dla ciebie kompletne dossier na temat dokonanych w ciągu ostatniego półrocza zmian społeczno-polityczno-ekonomicznych na świecie i wszystkie informacje o celu. Będziesz potrzebował jeszcze czegoś?
- Trochę czasu. Muszę odnowić kontakty i rozciągnąć sieć na tego Boccoba. Przyda się też komplet dokumentów na fałszywe nazwisko i legenda.
- Dostarczą ci to razem z rzeczami z sejfu. Wszystko jest gotowe. Przy okazji, będziesz się nazywał Brian Donnely. Nazwisko nie jest tak rzadkie żebyś nie mógł go używać.
- Brian? Znowu? - Roy uśmiechnął się melancholijnie - Nasz młodszy brat. Ile to już lat?
- Cztery. Dobrze wiesz.
- Wiem. Ech, chirurdzy plastyczni to cudotwórcy - Roy wstał - W porządku, bracie. Natychmiast biorę się do roboty.
- Powodzenia, bracie.
- I tobie. Obyśmy się niedługo spotkali.
- Oby.
