- Proszę.- podałam książkę pani za biurkiem. - Do oddania?- spytała ciepło, patrząc zza okularów na okładkę.- Wywiad z Wampirem. Jak ci się podobał? - To najlepsza książka jaka pamiętam!- odparłam z entuzjazmem. - Czytałam ja wieki temu… Wiesz, że wielu sądzi, że Louis, Lestat czy Armand żyją i że dziennikarz naprawdę przeprowadził ten wywiad?- spytała bibliotekarka. - Nie dziwie się. Wszystko jest dobrze opisane.- stwierdziłam po chwili namysłu.- Nie ma luk… prócz historii innych, ale tego Louis nie mógł wiedzieć… - Kiedyś wierzyłam, że istnieją, ale jakaś inna powieść zmieniła moje patrzenie na świat… nie pamiętam jaka. Kobieta odłożyła książkę na górę innych do odłożenia na półki i wstała zza biurka. - No, kochana, będzie trzeba zamykać bibliotekę.- odezwała się, prostując się. - Dobrze…- wymruczałam niezadowolona, że muszę iść. Lubiłam tu przebywać, zawsze panowała miła atmosfera.- To do widzenia!- pożegnałam się i wyszłam z budynku. Otuliłam się szalikiem. Nie było śniegu, nawet mrozu, ale wiatr wiał porządnie. Dokładając do tego fakt, że zachód słońca był jakąś godzinę temu- było ciemno, robiło się zimno. Ruszyłam w stronę znajdującego się pół kilometra dalej domu, przez osiedle bloków. Zrobiłam kilkadziesiąt metrów, a potem… usłyszałam ciche kroki. Spojrzałam za siebie przejęta nagłym niepokojem, ale nikogo nie widziałam. Mimo to przyspieszyłam prawie do biegu tak szybkiego, że po kilku sekundach lawirowania między rogami bloków nie zauważyłam mężczyzny, który stał za zakrętem i zderzyłam się z nim. - Przepraszam.- mruknęłam po odzyskaniu równowagi i oderwałam rękę od ramienia mężczyzny, które pomogło mi ją odzyskać, po czym szybko wyminęłam go, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Ten chwycił mnie za nadgarstek, nie pozwalając odejść. Ogarnął mnie strach, spróbowałam się wyrwać, ale blondyn przycisnął mnie do ściany, więżąc moje ręce o obu stronach głowy. Mój oddech urwał się z powodu gwałtownego ruchu, a po chwili dostosował się do serca walącego w piersi. - Czekałem, aż w końcu przeczytasz to ostatnie zdanie i oddasz książkę, by inni również mogli to przeczytać.- odezwał się spokojnym i chyba nawet ciepłym głosem, utkwiwszy szare oczy w moich. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale to przenikliwe spojrzenie sprawiało, że ciało ogarniał paraliż.- I tak nikt w to nie wierzy, ale niech czytają… - Znam cię…- odezwałam się cicho, prawie opanowując drżenie.- Przysiadłeś się do mnie w autobusie tydzień temu. Śledzisz mnie? - Ma chiere, śledzę wiele osób. Ale masz rację, to byłem ja.- jego głos rozbrzmiewał mi w uszach, gdy urwał.- Czekałem, aż w końcu poznasz całą wersję mojego ukochanego przyjaciela Louisa.- uśmiech, który pojawił się na twarzy blondyna był groźny. - Twojego…- urwałam.- Lestat.- wyszeptałam.- To prawda. Ta historia była prawdziwa.- szeptałam dalej, ale mężczyzna nie odpowiedział. Spróbowałam się wyrwać, ale jęknęłam, gdy moje nadgarstki nie ruszyły się z miejsca.- Dlaczego to mnie chcesz zabić? Jest tyle innych, którzy to przeczytali. Niemożliwe. To nie może być Lestat. Ten mężczyzna musi się ze mnie nabijać, wampiry nie istnieją, Lestat, Louis czy Claudia to tylko wymysł Anne Rice! Niemożliwe, by przede mną stała istota żyjąca od ponad dwustu lat i żywiąca się krwią! - Gabrielo, zabieram cię do siebie.- odezwał się. Zanim zdążyłam zareagować odsłonił kły i zatopił je w mojej szyi. Chciałam krzyknąć, ale puścił mnie i przycisnął z powrotem do ściany, zatykając usta lodowatą dłonią. Szarpnęłam się, ale to tylko spotęgowało okropny ból, który czułam. Po policzkach spłynęły łzy, gdy czułam jak jego dłoń się nagrzewa. Zabiera mnie do siebie? Do świata mroku? Chce mnie zmienić? Nie, niech mnie zabije! Po policzkach spłynęły łzy strachu, a potem zapadła ciemność. *** Otworzyłam oczy. Wszystko mnie bolało, a w szczególności szyja… Lestat. Wampir Lestat, stwórca Louisa mnie ugryzł… ale jeśli tak, to dlaczego jeszcze żyję?! Nie byłam zmieniona, tego akurat byłam pewna. Żyłam i byłam człowiekiem. Nie oddychając przekręciłam głowę w bok i drgnęłam gwałtownie przestraszona, gdy zobaczyłam, że leży obok mnie na plecach. Miał zamknięte oczy, chyba spał. Z przerażeniem zauważyłam także, że palce jego lewej ręki trzymają moją prawą dłoń. Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić krew szumiąca w uszach. Tak, moje serce zdecydowanie za głośno biło. Aż dziwne, że go nie obudziło. Spróbowałam wysunąć dłoń, jednocześnie uważając, by nie ruszać ręką zbyt mocno, ale był to za silny uścisk. Nagle poczułam, że jestem wolna… tyle, że teraz miałam zasłonięte usta i nie mogłam krzyknąć. Wampir westchnął, gdy panicznie próbowałam oderwać jego palce od twarzy, a chwile później przetoczył się tak, że leżał na mnie, dalej blokując mój krzyk. - Słuchaj.- odezwał się cicho, podczas gdy w moich oczach pojawiły się łzy z przerażenia. Z mojego gardła wydobył się stłumiony, błagalny jęk.- Ale zanim zaczniesz słuchać, uspokój się, ma chiere. Dalej zaciskałam palce na jego dłoni, ale przestałam się szarpać. Czułam, jak cała drżę- i bynajmniej nie z powodu zimna wampira. Coś mi jednak mówiło, że gdybym miała nie żyć, to już by mnie zabił. A jeśli jednak zostawił sobie zabicie mnie na później, to mój opór nic nie zmieni, najwyżej pogorszy sytuację. Jeśli zostawił mnie dla tortur, czyli krwi, albo dla zabawy, czyli również dla krwi, to naprawdę, oporem na pewno bym mu nie przeszkadzała, prędzej dawała większy ubaw. W końcu naprawdę był wampirem i nie miałam szans ani na siłę ani na szybkość. - To już jakiś postęp.- stwierdził Lestat.- Z wielką chęcią cię teraz uwolnię, ale nie możesz krzyczeć. Przez chwilę trwałam w bezruchu, a potem, nie umiejąc oderwać przestraszonego wzroku od jego szarych oczu, powoli opuściłam ręce wzdłuż ciała. Wampir odsunął dłoń od moich ust, po czym, ku mojemu przerażeniu, dotknął pacami ran na szyi. Mój oddech urwał się i zamknęłam oczy, nie chcąc widzieć co robi. - Les… tat…- wyszeptałam przerażona zarówno nim samym, jak i jego spokojem.- Wampir Lestat… istnieje… to nie był wymysł autora… a Louis? Armand? Kim w takim razie jest Anne Rice? - Ćśś.- uciszył mnie. Przez chwilę żadne z nas się nie ruszało, a potem położył głowę na moją klatkę piersiową. Jego usta były daleko od szyi, ale i tak straciłam oddech, sparaliżowana strachem. - Oddychaj, oddychaj.- usłyszałam szept. - Co ty… robisz?- spytałam jeszcze ciszej od niego, ledwie dosłyszalnie, dalej mając zamknięte oczy i oczekując ugryzienia. - Jestem zmęczony. Przetoczył się w bok, lądując na poprzednim miejscu. - Po prostu zmęczony.- wyczuwałam w jego głosie ból, czy tylko mi się wydawało? Leżał nieruchomo i dopiero po kilku minutach łoże zaczęło się uginać, gdy zmieniał pozycję. Gdy znów nastała cisza, przerywana moim oddechem, doszłam do wniosku, że prawdopodobnie leży bokiem, obserwując, co robię. - Obróć się i spójrz na mnie. Gwałtownie pokręciłam głową, nie otwierając oczu. - Nie.- udało mi siłę wydusić to jedno słowo. Mimo, że bałam się, co mi zrobi, gdy nie będę wykonywać jego poleceń, byłam pewna, że lepiej będzie nie patrzeć już w te hipnotyzujące oczy. - Nic ci nie zrobię. Nie mam zamiaru cię zabić. Gdybym chciał, zabiłbym cię wcześniej. - A… gryźć?- spytałam prawie wbrew woli- i -również wbrew niej- obróciłam się w jego stronę. Wampir odwzajemnił spojrzenie. To oraz jego milczenie odebrałam jako odpowiedź. Gwałtownie szarpnęłam się do tyłu, prawie spadając z łóżka. Prawie: Lestat złapał mnie i zanim się spostrzegłam leżał na mnie, nadgarstki przyciskając po obu stronach mojej głowy. Wrzasnęłam mimo, że wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy, a wampir, słysząc przenikliwy wrzask, skrzywił się. Skrzyżował nasze spojrzenia, sprawiając, że natychmiast ucichłam. - Będę gryzł, masz rację. Tyle, że dla kogoś, kto wie, co robię i najlepiej gdy się nie rusza, to prawie nie boli. - Prawie.- powtórzyłam drżącym głosem.- A „prawie" robi wielką różnicę. - Bez przesady.- mruknął, znów opadając obok. Z powrotem zamknęłam oczy, tym bardziej, że Lestat chwycił moja dłoń, zbliżając ją do swoich ust. - Nie…- wyszeptałam, czując, jak kły dotykają skóry.- Nie!- szarpnęłam się, ale uścisk był żelazny. W tej samej chwili ugryzł. Pisnęłam z bólu, wyginając ciało w łuk i ponowiłam próby wyrwania ręki.- Lestat, proszę…- jęknęłam, zmuszona do obserwacji wampira. Przyciskał ręką mój nadgarstek do ust, leżąc na plecach. Miał zamknięte oczy. - Przestań…- próbowałam wyrwać rękę, ale poczułam jeszcze mocniejszy ból i zastanowiłam się. „ Nie ruszaj się" powiedziałam sobie w myślach „Uwierz jego słowom, że to mniej boli" Tylko dlaczego chce mnie zostawić przy życiu?!- to pytanie tłukło się w głowie przez cały czas. Spróbowałam się rozluźnić, dalej obserwując wampira. Musiał wyczuć zmianę w moim zachowaniu, bo przestał więzić mój nadgarstek, teraz jedynie dociskał do swoich ust. - Proszę, dość już…- poczułam się słabo i bynajmniej zaniepokoiło mnie to. Lestat drugą ręką sięgną za siebie, a gdy tam spojrzałam, zobaczyłam, że błądzi palcami po szafce nocnej. W końcu złapał stojące tam szkło na wino i podniósł lekko moją rękę. - Nie bój się zasnąć.- odezwał się i ku mojemu przerażeniu podstawił pod ranę kieliszek. - Pij sobie, ale nie z kieliszka!- zawołałam, znów próbując wyrwać rękę. Zbyt mocno kojarzyło mi się to z kobietą, którą kazał zabić Louisowi… kiedyś tam. - Nie?- przekręcił głowę, patrząc na mnie zdziwiony- mimo zachowania aroganckiego wyrazu twarzy. - Nie! - Dobrze. Tak dla twojego uspokojenia, przypomnę ci, że nie mogę doprowadzić do twojej śmierci. A masz bardzo wytrzymałe serce. Nie obawiaj się więc zasnąć. - Ja nie obawiam się tego…- nagle mój głos się załamał i po policzku popłynęła łza. Lestat usiadł, tamując krwawienie mocnym ściskiem ręki i spojrzał na mnie autentycznie zdziwiony- … tylko następnego obudzenia. Mężczyzna przechylił głowę, wlewając sobie do ust zawartość kieliszka. - Przyzwyczaisz się.- odparł po chwili- Każde następne ugryzienie będzie mniej bolało. - Myślisz, że uwierzę. - Będzie mnie bolało, chyba, że będę zły.- podniosłam głowę i spojrzałam na niego, przestraszona jego słowami. Gdy nasze oczy się spotkały, ogarnęło mnie coś na kształt paraliżu. Nie mogłam się poruszyć, patrząc na niego. Jego spojrzenie nie było gniewne, nawet straciło coś ze swojej arogancji. Było rozbawione. Potem powoli podniósł moją rękę, odsłonił rany i z powrotem się przyssał. Syknęłam, trochę zirytowana jego ignorancją… a potem opadłam zmęczona i mimo woli zasnęłam. Nie umiałam przezwyciężyć zmęczenia, które mnie dopadło. Przeklinałam go w myślach, tracąc świadomość.