Witam :-)

To opowiadanie jest luźnym tłumaczeniem angielskiej wersji, która była moją pierwszą próbą literacką :-) Może to dziwnie zabrzmi, ale łatwiej mi było zacząć w j. anigielskim niż moim ojczystym.

W związku z dużym zainteresowaniem postanowiłam napisać ją w j. polskim. Myślę, że ta wersja jest bardziej bogata i być może ciekawsza.

Zapraszam do czytania :-)

~Ala

Oświadczenie: Wszelkie prawa autorskie związane z serią "Zmierzch" oraz jej bohaterami należą wyłącznie do p. Stepheni Meyer.


"UTRACONE SŁOWA"

Rozdział 1


Bella

Było piękne wiosenne popołudnie. Postanowiłam wykorzystać tę rzadką w tej części Stanów Zjednoczonych pogodę i udałam się na spacer do jednego z pobliskich parków w Seattle. Miło było dla odmiany docenić łono natury wdychając zapachy budzącej się po zimie przyrody, oraz zrelaksować się po całym dniu pracy. To zadziwiające, że po ukończeniu studiów na wydziale językowym Uniwersytetu w Waszyngtonie, jedyną pracę, jaką mogłam znaleźć było stanowisko edytora w dobrze znanym wydawnictwie.

Moim odwiecznym marzeniem było opublikowanie własnych opowiadań i wierszy, niestety nie były one na tyle dobre, aby ktokolwiek je przeczytał, nie mówiąc już o opublikowaniu. Nie były wystarczająco dobre, więc nikomu ich nie pokazałam i tak już zostało.

Nie przestałam ich jednak pisać, jednak były one skrywane w moim podręcznym notatniku, który miałam zawsze przy sobie. Nawet teraz nie mogłam się z nim rozstać i spoczywał bezpiecznie w mojej torbie. Był dla mnie zbyt cenny, żeby zostawić go ot tak w moim mieszkaniu. Poza tym noszenie go zawsze przy sobie dawało mi dodatkową możliwość sięgania po niego w każdej chwili, kiedy tylko pojawiała się moja wena twórcza. Dzięki temu mogłam przelać swoje myśli i odczucia bezpośrednio na karty tego niezastąpionego przyjaciela. Cóż, wiem, żałosne nazywać zeszyt przyjacielem, ale nie należałam do najbardziej otwartych osób na świecie a moje relacje z innymi ograniczały się do spraw zawodowych.

Moja praca jako edytor nie dokońca spełniała moje marzenia, ale była dość dobrze płatna więc nie miałam na co narzekać. Prawdę mówiąc, poprawianie błędów innych autorów czasami wydawało się nurzące, jednak, kiedy po pierwszym roku pracy stałam się czołowym pracownikiem a moja szefowa Rosalie Hale zaproponowała mi awans, przestałam narzekać na nudę. Wszyscy byli zaskoczeni, że osoba tak młoda jak ja zyskała uznanie surowej i znanej z wysokich wymagań szefowej. Po kilku tygodniach wsztystko jednak wróciło do normy a mój awans przestał być czołowym tematem plotek wśród współpracowników.

Moje rozmyślania zostały nagle przerwane przez chłopaka, który uderzył we nie z taką siłą, że straciłam równowagę i upadłam do chodnik. Zanik zdałam sobie sprawę z tego, co się dzieje, chłopak był już daleko a w ręku ściskał moją torbę. Patrząc na to, jak szybko się oddalał wiedziałam, że nie mam najmniejszych szans na dogonienie go, a tym bardziej na zwrócenie uwagi innych, których w pobliżu po prostu nie było. Cóż, taki już mój los.

Szybko podniosłam się z ziemi i przeanalizowałam w myślach zawartość utraconej torby. Dzięki Bogu portfel i wszystkie dokumenty zostawiłam w domu, a klucze miałam w kieszeni płaszcza. Jedyną rzeczą, która była w torkie był mój notatnik z całym moim dorobkiem literackim. Przygryzłam dolną wargę, aby zahamować łzy, które cisnęły mi się do oczu. Wzięłam głęboki oddech i wyjąkałam: "O, cholera."


Co sądzicie? Warto pisać dalej? Czekam na komentarze.

Dzięki,

~Ala