Clint ostrożnie przekręcił klucz w zamku i nacisnął klamkę.

- Nat? Jesteś? – zawołał, pchnąwszy drzwi.

Z głębi mieszkania nie doszedł go żaden dźwięk, chociaż wcale nie spodziewał się, że ktokolwiek, a zwłaszcza Natasha, mu odpowie.

- Najwyraźniej cię nie ma – mruknął pod nosem i wszedł do środka.

Nigdy nie był w paryskim mieszkaniu Natashy. Nawet nie wiedział wcześniej, że kobieta ma swoje lokum w Mieście Świateł, ale kiedy ta dowiedziała się, że Łucznik ma pewną misję w stolicy Francji, zaproponowała, żeby zamiast płacić za noc w hotelu, po prostu zatrzymał się u niej.

- Będziesz miał całe dwa pokoje z kuchnią i łazienką dla siebie – zapewniła go z uśmiechem.

Od tamtego momentu zastanawiał się, jak jego partnerka urządziła się w Europie. Teraz ściągnął plecak z ramienia i położył go na podłodze w niewielkim korytarzyku. Przez chwilę czujnie nasłuchiwał, po czym zmrużył lekko oczy, wypatrując w ciemnościach włącznika światła. Po kilku sekundach i cichym pstryknięciu pomieszczenie rozjaśniło się; Clint zerknął na mleczną żarówkę zaraz pod sufitem, po czym rozejrzał się dookoła. Korytarzyk był kwadratowy; w jednym z kątów stał wysoki, prosty wazon, w który włożono niedbale dwie mocno sfatygowane parasolki i niedyskretnie wciśniętego między nie shotguna. Obok drzwi znajdował się drewniany wieszak na ubrania, którego jedyną ozdobą był szary kobiecy płaszczyk. Mężczyzna ostrożnie dotknął śliskiego materiału, podświadomie znajdując kieszenie i sprawdzając ich zawartość. W jednej z nich był niewielki, podłużny przedmiot.

Nabój do karabinu?

Nie, pomadka do ust. Czarno-złota Chanel bez zatyczki. Clint rozejrzał się na boki, jakby oto robił coś niemoralnego i wysunął szminkę. Te okazała się krwiście czerwona, a jakże by inaczej. Zbliżył ją do nosa. Znał ten zapach. Przymknął powieki i oczami wyobraźni zobaczył rubinowe wargi Natashy. Te rozchyliły się lekko, ale nie od wypowiedzenia jakiegoś słowa; tak rozchyliłyby się jej pełne usta dla jego języka, kiedy wreszcie zdobyłby się na odwagę, żeby ją pocałować.

Odłożył pomadkę z powrotem do kieszeni płaszcza i wszedł do pomieszczenia po lewej stronie korytarzyka. Z łatwością znalazł włącznik światła i rozejrzał się po niewielkiej, przytulnej kuchni. Na stole pod oknem stała biała, wysoka donica pełna ziół; te wyglądały świeżo, a ich woń unosiła się w powietrzu. Clint wziął między palce zielone listki bazylii i roztarł je delikatnie.

Sprawdził szafki, kredens i otworzył lodówkę. Zastanawiając się, co mógłby zjeść, a co byłoby w miarę proste do przygotowania i byłoby pewną odmianą od zbyt często zamawianej chińszczyzny, znowu poświęcił swoją uwagę szafkom. Znalazł plastykowe pudełko z ryżem i sos do spaghetti.

- Nie jest źle – mruknął pod nosem.

Próbując sobie przypomnieć, ile trzeba gotować ryż, aby ten zmiękł wystarczająco, otworzył wąską szafeczkę obok lodówki i znalazł w niej dwie butelki wina. Czerwonego wina. Uniósł brew. Jedna była napoczęta. Po tę sięgnął najpierw. Spomiędzy łyżeczek w szufladzie ze sztućcami wyłuskał korkociąg i wcisnął w już przebity wcześniej korek. Ten wyskoczył z głośnym plumknięciem. Clint powąchał butelkę; trunek pachniał słodko i nieco mdląco. Nie lubił wina, alkoholu dla kobiet, ale kiedy na szkle szyjki zobaczył rozmazane odciski palców, a nieco wyżej niewyraźny ślad czerwonej pomadki, nie zawahał się i pociągnął potężny łyk.

Nastawił wodę na ryż i z winem w ręku ruszył na dalsze zwiedzanie mieszkania. Najpierw zajrzał do łazienki, na którą składała się wanna, mała umywalka i muszla klozetowa. Znowu napił się wina i przesunął wzrokiem po kosmetykach Nat. Szampon, żel pod prysznic, mleczko do twarzy, odżywka do włosów, zmywacz do paznokci. Pociągnął łyk, dostrzegając kosz na brudną bieliznę. Ten wydawał się pusty, ale kiedy uchylił wieko, na samym dnie dojrzał czarny stanik i ciemnofioletowe majtki. Zastanawiając się, kiedy ostatnio Natasha była w tym ze swoich mieszkań, znowu upił łyk wina.

- Skończę w piekle – szepnął, wyciągając zawartość kosza. Stanik okazał się przezroczysty, o nieco przetartych, cieniutkich ramiączkach; majtki wyglądały na nowe, ale z pewnością były używane, skoro nie leżały na dnie jakieś szuflady. Swoje znalezisko wsunął nieco bezmyślnie do tylnej kieszeni dżinsów.

Z łazienki wszedł do salonu-biblioteczki, zerkając przelotnie na uporządkowane biurko i rzędy książek w kilku językach stojące równo na regałach. Przesunął palcami po grzbietach eleganckiego wydania „Wojny i pokoju" i przysiadł na brzegu skórzanego fotela. Po chwili jednak rozsiadł się w nim wygodniej i włączył lampkę nocną na stoliku obok.

- Tutaj czytasz, co? – Wziął do ręki leżącą na podłodze książkę. Jej tytuł wytłoczony był cyrylicą, a skórzana okładka bynajmniej nie zdradzała, o czym była powieść. Bo to musiała być jakaś powieść. Przekartkował ją szybko i odłożył na miejsce. Upił wina i wstał. Wiedział, co jest następnym punktem jego wycieczki.

Sypialnia.

Łóżko było duże, o złotawych ramach i starannie zasłane niebieskawą pościelą. Clint gwizdnął przeciągle i obszedł mebel. Jedyny, który składał się na sypialnię Nat. Dopił wino i odstawił pustą butelkę na podłogę obok wezgłowia. Bez zastanowienia po prostu rzucił się na materac. Ten był przyjemnie twardy. Mężczyzn uśmiechnął się do siebie, leżąc na brzuchu i przyciągnął pod głowę poduszkę. Wino przyjemnie rozgrzało go od środka, promieniując od jego żołądka wyżej. I niżej. Przewrócił się na plecy i uniósł do góry biodra, wyciągając z kieszeni swoje „zdobyczne". Przesunął majtkami Natashy między palcami. Potrzebował więcej wina, tak.

Będąc w kuchni, osolił gotującą się wodę i wsypał do niej ryż. Otworzył drugą butelkę i wrócił do sypialni. Zostawiona na łóżku bielizna odcinała się kolorystycznie od błękitu narzuty. Po kilku łykach znowu usiadł na posłaniu. Nie patrząc, sięgnął ręka za siebie. Pod palcami poczuł koronkę. To były jej majtki. Wziął głębszy oddech i popijając trunek, spojrzał na bieliznę. Zamknął oczy i przysunął materiał do twarzy. Zapach był nieziemsko seksowny, właściwie nie potrafił go opisać. Intymny, słodki i gorzkawy jednocześnie, obezwładniająco podniecający.

Clint położył się na łóżku, czując znajomy ciężar w podbrzuszu. Jego spodnie zrobiły się jakby ciaśniejsze. Chyba nigdy nie widział Natashy nago. Raz, kiedy przebierała się przy nim podczas akcji w Budapeszcie, dostrzegł na ułamek sekundy jej różowy sutek. To go podnieciło, a przecież nie był już nastolatkiem. Tamtej nocy świętowali udaną misję i o mało nie skończyli w łóżku. O mało.

Znowu wciągnął w nozdrza jej kuszącą woń. Feromony, tak, coś musiało w tym być. Oddychał jej zapachem, esencją jej kobiecości, aromatem najsłodszych tajemnic jej pięknego ciała.

Uniósł się na łokciu i sięgnął po wino. Zakręciło mu się w głowie; uczucie było cudowne. Poprawił sobie poduszkę pod głową i sięgnął dłonią w dół. Pogłaskał się po kroczu, czując w dżinsach znajomą twardość. Rozpiął guzik spodni, patrząc na leżący obok biustonosz. Potrafił go sobie wyobrazić na jej krągłych piersiach. Sterczące sutki napierające na prześwitujący materiał, jego palce pod nim, pieszczące jej miękkie ciało… Wsunął dłoń we własną bieliznę, wyciągając z bokserek nabrzmiałą męskość. Jego dłoń zacisnęła się na twardym członku i nieśpiesznie przesunęła przez całą długość. Raz, później drugi i kolejny. Po kilku sekundach ruchy jego ręki przyśpieszyły. Masturbował się, myśląc o Natashy, jedynej kobiecie, która onieśmielała go na tyle, że nie wylądował z nią jeszcze w łóżku. Jeszcze…

Jeszcze.

Doszedł z jej imieniem na ustach i fantazją o tym, jak ją pieprzy, w głowie. Zacisnął mocno palce drugiej ręki na narzucie, marszcząc materiał. Oddychając szybko, niemal dysząc, usiadł z niejasnym poczuciem winy. Spojrzał na swoją dłoń, w ciemnościach pokoju lekko lśniącą od nasienia.

Nagle usłyszał brzdęk kluczy na klatce schodowej. Sąsiedzi?...

Skrzypnęły drzwi wejściowe. Zamarł.

- Clint?

Oto była ona. Natasha Romanoff.

C.D.N.