Jako, że wczoraj były imieniny Jeremiasza, Mikacz postanowił uczcić swojego ulubionego bohatera ^^
Pomarańcze
Jasny, zalany letnim światłem sad pełen jest zielonych drzew pokrytych plamkami intensywnego pomarańczu. Owoce dojrzewają, a ich zapach przenika wszystko dookoła.
Włosy opadają mu na czoło lekką falą, z tyłu mokre, półdługie kosmyki przylepiają się do karku. Przesiąkł już na dobre słodko-kwaśnym aromatem pomarańczy, który otaczał go niczym delikatna mgiełka, unosząc się tuż nad powierzchnią skóry. Pot spływa mu po plecach cienką strużką, a biała koszula przykleja się do zgarbionych przy pracy pleców. Na chwilę przerywa, prostuje się, ociera czoło wierzchem dłoni i uśmiecha się do swojego królestwa.
W takich chwilach prawie nie pamięta o tym, że jest bardziej maszyną niż człowiekiem. Całą swoją uwagę woli poświęcać owocom, które zrywa z drzew wypracowanym ruchem dłoni, czując pod palcami ich miękką skórkę i napawając się soczystym kolorem i intensywnym zapachem.
Wołali na niego Oranżowy. Złośliwie, pogardliwie, lekceważąco. Wtedy mógł tylko mrużyć bursztynowe oczy, zaciskać zęby i w głębi duszy przysięgać sobie, że kiedyś za to zapłacą.
Nadal pamięta, jak Guilford kpił z niego, radząc mu porzucić karierę wojskowego i, zachowując resztki bezpowrotnie utraconego honoru, odejść szukać szczęścia na plantacjach pomarańczy. To zabawne, jak życie potrafi zaskakiwać.
Dochowywał wierności Brytanii tak długo, jak istniała. Teraz wreszcie mógł być wiernym sobie.
