ŚRODEK NOCY
Myślisz, że dotrzesz do celu i wszystko nagle stanie się łatwe. Myślisz, że znajdziesz miłość i zachowasz ją już na zawsze. Myślisz, że tak będzie wiecznie, wiecznie, wiecznie... A potem budzisz się w środku nocy słysząc ten głos. „Rose Tyler..."
Doktor siedział na skraju łóżka, skulony, z pochylonymi ramionami. Obraz lęku i samotności. Och, jak bardzo drażniły ją te jego nastroje. Jak bardzo martwiła ją jego bezsenność. Odsunęła kołdrę i usiadła obok niego.
- Co się dzieje?
Doktor spojrzał na nią nieprzytomnie.
- Nic, nic, wszystko w porządku, śpij – odpowiedział.
- Nie mogę spać, kiedy ty nie śpisz – oznajmiła Rose.
- Obudziłem cię?
- Nie. Ale nie mogę spać, kiedy ty... Och, Doktorze, wiesz, o co mi chodzi! Siedzisz tu i zamartwiasz się czymś i nie chcesz mi powiedzieć czym; jak mogę spać, kiedy ty się zamartwiasz? Czy coś się stało? Źle się czujesz? Jakieś komplikacje biologicznej metakryzy?
Odetchnął głęboko i odwrócił wzrok.
- Nie, wszystko jest w porządku.
- Och! – Z trudem powstrzymała się, żeby nie łupnąć go w ramię. – Pewnie!
- Rose, proszę...
- Mam ci wymienić rzeczy, które nie są w porządku? – wykrzyknęła. – Żebyśmy mogli o nich porozmawiać?
- Rose...
- Po pierwsze – TARDIS. Bez TARDIS nie możesz podróżować, utkwiłeś na Ziemi i pewnie nigdy się z niej nie wydostaniesz. Po drugie – człowiek. Te wszystkie małe niedogodności, jak jedzenie o regularnych porach, potrzeba snu, wsłuchiwanie się w rytm jednego serca i oczekiwanie chwili, kiedy ucichnie. Po trzecie – Donna...
- Nie – wyszeptał Doktor. – Rose, proszę...
- ... za którą tęsknisz i zastanawiasz się jakie przygody ma właśnie w tej chwili z Doktorem numer jeden, z twoim...
Zauważyła, że wargi Doktora drgnęły leciutko. Ledwie dostrzegalnie, ale Rose potrafiła czytać w jego twarzy jak w książce.
- Donna – powtórzyła. – Chodzi o Donnę?
- Zastanawiałem się nad tym – powiedział cicho. – Jakkolwiek bym do tego nie podchodził, wciąż dochodzę do jednego wniosku, do jednego rozwiązania... – Urwał i potrząsnął głową.
- Do jakiego wniosku?
- Że ją zabiłem – wyszeptał.
- Co? – Rose drgnęła gwałtownie. – Co takiego?
- Zabiłem Donnę Noble – wykrztusił Doktor. - Tak mi przykro, tak bardzo mi przykro, ale ona nie mogła tego przeżyć. Natychmiastowa biologiczna metakryza; organizm ludzki po prostu nie jest dość silny, by to przetrzymać. A więc zabiłem Donnę Noble.
- Och... – Tym razem to Rose zabrakło słów.
Przez chwilę siedzieli obok siebie na skraju łóżka, patrząc w ciemność.
- Ile razy zamykam oczy, słyszę jak płacze, widzę jak płonie – powiedział wreszcie Doktor. – Czuję jak jej umysł rozpada się na tysiące fragmentów. Kładę się spać w tym wygodnym łóżku, w ciepłej pościeli, obok kobiety, którą kocham, ze świadomością, że Donna zapłaciła za to najwyższą cenę. Pytasz mnie, czemu nie mogę zasnąć?
- Och, Doktorze – wyszeptała Rose.
Popatrzył na nią wielkimi, ciemnymi oczyma.
- Wyjadę jutro – powiedział cicho, ale stanowczo. – Przepraszam. Nie mogę tu zostać.
Rose chciała krzyczeć na niego, protestować, przekonywać. Nie wypowiedziała nawet jednego słowa. Tym razem to jej wargi zadrżały. Ona także zabiła Donnę Noble. Kazała jej biec, kazała jej zmienić linię czasu, pchęła ją pod nadjeżdżającą ciężarówkę, pochylała się nad nią, gdy rudowłosa kobieta umierała, i szeptała, szeptała słowa przeznaczone dla Doktora. Zabiła Donnę Noble. Zabili ją obydwoje.
Kiedy wydaje ci się, że masz już wszystko, że dotarłeś do celu, że nic nie może zmącić twojego szczęścia, myślisz o tych, których poświęciłeś, aby się tutaj znaleźć. I nie możesz przez to zasnąć.
