WYCIECZKA
Była cicha, ciemna noc. To dziwne, bo coraz bardziej zbliżali się do terenów, na których panował Nieprzyjaciel. Doszli już prawie do Gór Mglistych. Podobno ostatnimi czasy grasują tam hordy orków. Ale póki co, radowali się pięknem jesieni, odpoczywając na równinach w pobliżu gór.
- Dobra, ludziska, czas wstawać! – zagrzmiał Gandalf. – Idąc nocą, będziemy bezpieczniejsi. No, rusz dupę, Boromirze.
- Jeszcze pięć minut… - zajęczał Boromir, przewracając się na drugi bok. Natrafił ręką na pierś Aragorna i od razu cofnął ją, zarumieniwszy się. – No dobra, wstaję. Zbudzę hobbitów.
- Ja ich zbudzę – zaoferował się Aragorn, który właśnie podniósł się ze swojego legowiska, przeciągając się. – Albo chodźmy razem.
- Tylko szybko – upomniał ich Gandalf. – Jesteśmy już bardzo blisko.
Nie wiedząc w ogóle o co chodzi temu staremu dziadowi, Aragorn i Boromir podeszli do legowisk czterech hobbitów.
- No, maluszki, wstajemy! – wesoło zawołał kapitan Gondoru.
- Chodźcie, chodźcie, zjemy coś i ruszymy dalej – powiedział Aragorn, podnosząc z ziemi Froda i pomagając wstać Samowi.
Hobbici, przecierając sennie oczka, usiedli w swoich legowiskach.
- Która godzina? – spytał Frodo. – Jestem głoooodny!
Zaczął płakać przeraźliwie. Aragorn przytulił go troskliwie, po czym został odepchnięty brutalnie przez Sama, krzyczącego: „Panie Frodo, panie Frodo, niech pan nie płacze!". Przez ten czas Boromir pospieszył do swojego legowiska po bukłak z wodą, żeby zatkać czymś usta Frodowi. Sam miał na to lepszy sposób, ale nie ośmielił się tak przy wszystkich.
Zza drzew wyłonili się Legolas i Gimli.
- Co jest? Coś nas ominęło? – spytał krasnolud.
- Wyruszamy – oznajmił Gandalf.
- Już? Przecież my w ogóle nie spaliśmy!
- Nie obchodzi mnie to! – wkurzył się czarodziej. – Trzeba było spać, a nie myziać się gdzieś po krzakach!
Krasnolud i elf zaczerwienili się po uszy i zaczęli zbierać swoje manatki.
Po kolejnej godzinie wszyscy byli gotowi do wymarszu. Prawie wszyscy.
- Pospiesz się, Gandalfie! – ponaglał czarodzieja Aragorn.
- Przecież to ty nam kazałeś wstać tak wcześnie! – narzekał Boromir. – Hobbici już mają dosyć tej wycieczki, ale dzielnie idą dalej, a ty?
- Uspokójcie się – powiedział Gandalf rozmarzonym głosem, pykając najspokojniej w świecie fajeczkę. – Nie wiecie, że każdy szanujący się podróżny, przed wyruszeniem w drogę musi zapalić fajkę?
- Ej, czym on się nasztachał? – zapytał Legolas. – Wali to jak orkowe zioło.
- Bo to jest orkowe zioło! – wykrzyknął Gimli, wyrywając Gandalfowi fajkę z ręki. – Marycha!
- Rilaks, zioooom – zaśpiewał czarodziej, biorąc z powrotem fajkę do ust.
Aragorn odwrócił się w stronę hobbitów.
- No, który mu to podmienił? – zagrzmiał, uważnie obserwując każdego z nich. Merry i Pippin nie wytrzymali. Wybuchnęli śmiechem, wyjmując zza pleców prawdziwe fajkowe ziele.
- Don't worry… - bąknął Gandalf.
- Czy macie pojęcie, co zrobiliście? – krzyknął Aragorn. – Kto nas teraz poprowadzi?
- …be happy! – ciągnął Gandalf.
- Aragornie, to tylko dzieci – próbował usprawiedliwić hobbitów Boromir.
- Wcale nie! – zaprzeczył Gimli. – Mają po 50 lat!
- Nie wszyscy! – bronił ich dalej Boromir. – Dajmy im spokój, Aragornie. Aragornie… - Boromir zbliżył się do Strażnika i szepnął mu coś na uszko.
- Don't worry, be happy! – wykrzyknął Gandalf.
- Ale dzisiaj – negocjował Aragorn z Boromirem. – Tej nocy.
- Dobrze – zgodził się kapitan. – A teraz dajmy temu spokój.
Aragorn zabrał Pippinowi ziele fajkowe.
- No dobra. Poczekajmy aż mu przejdzie.
Wszyscy spojrzeli na Gandalfa, który bujał się w rytm śpiewanej przez siebie muzyki i próbował właśnie sklecić sobie z włosów dredy.
- Don't worry, be happy!
