Rozdział 1

- Wszyscy wsiadać! Pociąg odjeżdża za minutę!

Głos rozlegający się na peronie wyrwał Albusa z zamyślenia i uświadomił mu, że od dłuższej chwili wpatruje się w widoczny w oddali zarys zamku. Mimo iż wiedział, że wróci tu za niecałe dwa miesiące, to wyjazd wcale nie był łatwiejszy. Wprawdzie cieszył się na spotkanie z rodziną, ale mimo to wiedział, że już za kilka dni zacznie odliczać czas do powrotu. Teraz jednak wziął się w garść, podniósł kufer i wszedł do pociągu, zamykając za sobą drzwi. Już chwilę później rozległ się dźwięk sygnalizujący odjazd, więc Albus zaczął szukać Elfiasa, który jak co roku obiecał zająć mu miejsce, wiedząc, że przyjaciel zawsze potrzebuje chwili samotności przed wyjazdem z Hogwartu.

Gdy znalazł odpowiedni przedział i zajął miejsce obok Elfiasa, ten dopiero po chwili zorientował się, że ktoś obok niego siedzi i momentalnie podniósł głowę znad książki, którą akurat czytał.

- Wybacz, ale to miejsce jest już zaję…. Matko, Albus! Mogłeś się chociaż odezwać!

- Nie miej mi tego za złe, ale odnoszę wrażenie, że nawet byś tego nie usłyszał, tak byłeś wciągnięty w tę książkę.

- Nieprawda - westchnął Elfias, ale widać było, iż sam nie do końca w to wierzy. - Ale spójrz na to - wskazał na ilustrację przedstawiającą mandragorę, obok której znajdował się przepis na jakiś eliksir – Czy naprawdę myślisz, że kiedykolwiek będziemy mogli się przekonać czy ten wywar w ogóle działa? No bo skąd weźmiemy kogoś spetryfikowanego? Przecież bazyliszki wyginęły już dawno temu i …

Albus właśnie w takim momentach uświadamiał sobie, dlaczego właściwie zaprzyjaźnił się z Elfiasem. Był on jedną z nielicznych osób, które tak samo jak on sam, nigdy nie miały dość nauki. Zawsze znajdowało się coś o czym jeszcze nie wiedzieli lub czego nie rozumieli. A kiedy już takie coś znaleźli nie istniało nic, co by ich powstrzymało przed zgłębieniem tematu. Poza tym Elfias był jedną z niewielu osób, która nie czuła się nieswojo w towarzystwie Albusa, ze względu na jego osiągnięcia naukowe. Zazwyczaj ludzie podchodzili do niego albo po to by zapytać jak do tego wszystkiego doszedł, albo żeby najzwyczajniej w świecie dali mu spisać pracę domową.

Elfias jednak, mimo iż był świadom, że nigdy nie dorówna umiejętnościami Albusowi, nigdy nie traktował go jak ósmego cudu świata albo sposobu na zaliczenie egzaminu, tylko po prostu jak przyjaciela z którym chodzi na te same zajęcia i śpi w jednym pokoju przez dziesięć miesięcy w roku. Dopiero jednak, gdy Albus poznał go bliżej, zorientował się, że pomimo pozornego roztrzepania, jest to osoba, którą naprawdę interesuje rozmowa o sposobach wykorzystania smoczej krwi lub skrzeloziela i która nie zaczyna ziewać po pięciu minutach tego typu rozmów. Właśnie wtedy Albus poczuł jak bardzo brakowało mu kogoś takiego i jak obco czuł się wcześniej wśród kolegów. Od tamtej pory spędzali ze sobą każdą wolną chwilę, czy to na rozmowach o tematach dla innych niezrozumiałych, czy to po prostu wspólnie narzekając na pogodę. Zresztą Elfias potrafił tak szybko przeskoczyć z tematu na temat, że Albus już nie raz zastanawiał się jakim cudem jego umysł jest w stanie myśleć na raz o tylu rzeczach.

- … no i właśnie dlatego uważam, że obecnie powinno się jednak znaleźć inne zastosowanie tego eliksiru, gdyż w innym wypadku jest to po prostu marnowanie czasu na uczenie nas tego. A ty jak myślisz?

Albus, mimo iż wcześniej trochę odpłynął myślami, to słuchał co przyjaciel do niego mówi, więc już po chwili wdali się w jedną z tych swoich rozmów, które koledzy często nazywali lekiem na bezsenność. Przerwała im dopiero kobieta z wózkiem, proponująca kupno różnego rodzaju słodyczy, a Elfias jak zwykle nie mógł się powstrzymać przed kupnem stosu czekoladowych żab.

- Albus, w ogóle wiesz, że założyłem się ostatnio z Seanem, że jeszcze przed trzydziestką wylądujesz na jednaj z takich kart – powiedział Elfias wskazując na podobiznę Merlina, znajdującą się na karcie, którą właśnie wyciągnął z opakowania po czekoladowej żabie - więc postaraj się zostać kimś ważnym, albo zrobić coś na tyle ważnego, żeby w miarę szybko cię tu umieścili, bo inaczej stracę pięćdziesiąt galeonów.

- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż większość czarodziejów, którzy są na tych kartach zostali na nich umieszczeni dopiero po śmierci?

- Dlatego informuję cię o tym już teraz, abyś szybko wziął się do roboty. Do trzydziestki masz jeszcze czternaście lat, aby zmienić ten przykry stan, więc się postaraj.

- Dobrze wiedzieć, że twoje wsparcie jest całkowicie bezinteresowne.

- Ależ nigdy w to nie wątp – odrzekł Elfias pozornie oburzonym tonem.

Przez chwilę na siebie patrzyli, po czym niemal w jednym momencie wybuchli śmiechem . Gdy w końcu się uspokoili, Elfias wciąż z głupim uśmiechem na ustach powiedział - Ale to z tym zakładem to tak na serio.

Reszta podróży upłynęła im na rozmowie o wszystkim co im przyszło do głowy, a Albus cieszył się każdą chwilą, wiedząc, że prawdopodobnie przez dłuższy okres czasu nie będzie się z Elfiasem widział. Jego przyjaciel, gdy wracał do domu, to zapominał o bożym świecie, spędzając czas z rodziną i przeprowadzając potajemnie w piwnicy eksperymenty. To była jedna z nielicznych rzeczy, o których Elfias nigdy mu nie mówił. Cały czas twierdził, że powie mu nad czym pracuje, dopiero gdy eksperymenty przyniosą rezultaty. Mimo ciągłych próśb przyjaciel nie ustępował, więc Albus w końcu dał za wygraną, wiedząc, że dowie się wszystkiego, gdy przyjdzie pora.

Niedługo później usłyszeli charakterystyczny dźwięk i poczuli, że pociąg zatrzymuje się. Obaj z ociąganiem zabrali się za wynoszenie swoich kufrów, a gdy już stanęli przed barierką z napisem peron dziewięć i trzy czwarte spojrzeli na siebie, wiedząc, że za chwile będą musieli się rozstać na całe wakacje. Jednak obaj zdawali sobie sprawę, iż jest to nieuniknione, więc w jednym momencie popchnęli swoje wózki, a gdy już mieli uderzyć w ścianę, znaleźli się nagle na dworcu jakże różnym od tego na którym byli przed chwilą.

Zaledwie sekundę później Albus usłyszał wołanie, którego nie dało się pomylić z niczym innym, a na twarzy jego przyjaciela pojawił się ogromny uśmiech.

- Elfias!

Już po chwili przyjaciel znajdował się w niedźwiedzim uścisku, który zafundowała mu jego starsza siostra, Nicole, będaca najbardziej pozytywnie szaloną osobą jaką Albus kiedykolwiek spotkał.

- Jak tam, braciszku, widzę, że jakimś cudem po raz kolejny udało ci się wrócić do domu w jednym kawałku! I nawet nic sobie tym razem nie złamałeś! Sam się tak dobrze pilnowałeś czy może to zasługa Albusa?

- Albus nie jest moją niańką! - odrzekł oburzony Elfias - Potrafię o siebie zadbać! Lepiej martw się o siebie, słyszałem, że znów wyleciałaś z pracy.

- Żadne wyleciałam, sama się zwolniłam. Wyobrażasz sobie, że chcieli mnie posadzić do pracy przy biurku? Niedoczekanie. Tak w ogóle, to cześć, Albus.

- Cześć, Nicole – roześmiał się Albus, który zawsze uwielbiał obserwować kłótnie rodzeństwa.

W tym momencie jednak poczuł jak ktoś delikatnie dotyka jego ramienia i cichym głosem mówi – Witaj, synku.

Albus w jednej chwili się odwrócił i dopiero gdy zobaczył swoją mamę poczuł, jak bardzo za nią tęsknił. Miał na sobie jeden ze swoich ulubionych swetrów, spódniczkę za kolana, a na twarzy ten niewielki uśmiech, który u niej oznaczał pełnię szczęścia. Gdy go przytuliła, co było rzadkością, znów poczuł się jakby miał dziesięć lat, a mama szeptała mu, że już wszystko jest dobrze, mimo, że wcale tak nie było.

Gdy już go puściła, rozejrzała się dookoła i zapytała - A gdzie Aberforth?

Albus momentalnie spochmurniał, wiedząc, że jego młodszy brat prawdopodobnie w ogóle jeszcze nie przeszedł przez barierkę i pewnie włóczy się po peronie ze swoją bandą. Nawet nie próbował mu dzisiaj przemówić do rozumu, bo i tak nic by to nie dało.

- Pewnie zaraz przyjdzie, może na peronie jest dużo ludzi.

- To pożegnaj się z Elfiasem, a ja pójdę się za nim rozejrzeć.

Mama uśmiechnęła się i odeszła, a Albus odwrócił się do przyjaciela wiedząc, że nadeszła chwila nieuchronnego rozstania. Elfias objął go na pożegnanie, a gdy się odsunął miał ten rodzaj wyrazu twarzy, który sugerował, że chce powiedzieć coś naprawdę ważnego.

- Albus, wcześniej tego nie mówiłem, bo myślałem, że to nic nie znaczy, ale teraz jak jechaliśmy do domu to się tylko nasiliło. Mam….. nie wiem jak to ująć…..chyba można to nazwać przeczuciem, że….. nadchodzi jakaś zmiana.

- Zmiana? – powtórzył Albus, czując mimowolnie jak ogarnia go niepokój.

- Tak, mam wrażenie, że niedługo wydarzy się coś, co spowoduje, że w jakiś sposób nasze życie się zmieni. Nie wiem czy na dobre, czy na złe, ale …. czuję, że gdy się spotkamy następnym razem, coś będzie inne niż zwykle.

- Elfias, co ty mówisz? Co miałoby się zmienić? Mieszkam przecież w Dolinie Godryka. Już w mugolskiej wiosce jest bardziej niebezpiecznie niż tam. Nawet gdybym chciał, żeby coś się zmieniło, to niestety, tam takie rzeczy się nie zdarzają. Więc niczym się nie martw, i skup się na tym, aby swoimi eksperymentami nie wysadzić domu w powietrze, jasne?

- Niech ci będzie – Elfias uśmiechnął się, jakby słowa Albusa przynajmniej po części go uspokoiły – Ale gdyby coś się działo pisz od razu.

- I kto to mówi. Będę pisał mimo wszystko, bo inaczej nigdy byś z tej piwnicy nie wyszedł , a tak musisz to zrobić, żeby mi odpowiedzieć mi na wiadomość.

- Chyba masz rację – Elfias się roześmiał, a potem ewidentnie uspokojony jeszcze raz szybko go objął i gdy był już na końcu peronu, odwrócił się i zawołał - Do zobaczenia, Albus!

- Do zobaczenia!

Gdy przyjaciel całkowicie zniknął mu z oczu, Albus odwrócił się i zobaczył mamę z Aberforthem, idących w jego stronę. Brat był ewidentnie niezadowolony, więc mama prawdopodobnie siłą odciągnęła go od kumpli. Albus musiał znosić fochy Aberfortha przez dziesięć ostatnich miesięcy, więc miał czas się do nich przyzwyczaić, ale ich mama z pewnością będzie potrzebowała na to kilku dni. Teraz jednak cała ich trójka wyszła z dworca, a gdy znaleźli się w miejscu, gdzie nie mógł ich zobaczyć żaden mugol, mama wyciągnęła do przodu rękę, a gdy obaj bracia ją złapali, Albus poczuł ten charakterystyczny odruch wymiotny towarzyszący teleportacji.

A sekundę później znajdował się już w miejscu, które było całkowitym przeciwieństwem zatłoczonego dworca i pachnącego spalinami miasta.

Otaczały go przepiękne drzewa i stojące między nimi domki jednorodzinne. Wszędzie wokół latały ptaki, a wiatr przyjemnie owiewał twarz.

Wrócił do Doliny Godryka.

Pomimo tego, iż Albus często narzekał na to miejsce i mówił, że jest ono zapomniane przez Boga, to w rzeczywistości zawsze, gdy tu wracał, miał wrażenie, że jakaś część skomplikowanego mechanizmu wskakuje na właściwe sobie miejsce. To było uczucie, jakby nagle spadł ci z ramion ogromny ciężar, o którego istnieniu nie miałeś pojęcia.

Chwilę później rozległ się cichy głos, którego Albus nie słyszał od miesięcy.

- Ab? Al?

Jednak to Aberfort jako pierwszy zareagował i pędem rzucił się w stronę dziewczynki, która nipewnie wyglądała zza uchylonych drzwi w domu na końcu ulicy.

- Ariana!

Ich siostra widząc biegnącego w jej stronę Aberfortha, wybiegła boso z domu i rzuciła się bratu na szyję. Ten złapał ją w pasie i obrócił kilka razy w powietrzu. Dziewczynka śmiała się i prosiła brata, aby ten postawił ją na ziemi. Gdy ten w końcu to zrobił Ariana wtuliła się w niego, jakby chciała mieć pewność, że brat nie jest wytworem jej wyobraźni.

Dopiera po dłuższej chwili uświadomiła sobie, że nie przywitała się jeszcze z Albusem, więc puściła Aberfortha i podeszła do niego, by po chwili z całej siły się przytulić. Albus odwzajemnił uścisk, a gdy siostra się od niego odsunęła mógł w pełni zobaczyć, jak zmieniła się przez te kilka miesięcy. Głową sięgała mu niemal do ramion, a włosy urosły jej już do pasa. Jednak w oczach, oprócz radości spowodowanej spotkaniem miała ten sam wyraz lęku i niepewności jaki zapamiętał.

- Witaj, siostrzyczko.

Nigdy nie wiedział co innego powinien powiedzieć po tak długiej rozłące, ale na szczęście Aberforth zaczął łajać Arianę za to, że biega boso po ulicy i że pewnie będzie przez to chora. Ich siostra roześmiała się gdy to usłyszała, ale posłusznie zaczęła iść w stronę domu. Wiele można było zarzucić Aberforthowi, ale na pewno nie to, że nie troszczył się o siostrę. Ariana to było jego oczko w głowie i ludzie z okolicy przestali jej dokuczać właśnie ze względu na niego. Wprawdzie odbyło się to kosztem kilku siniaków i rozbitych nosów, ale to były jedne z tych nielicznych momentów, w których Albus czuł, że na Aberfortha zawsze można liczyć.

Gdy cała rodzina weszła do domu, a mama zaczęła przygotowywać obiad, Albus zaczął się zastanawiać co poza czytaniem książek będzie tu robił przez całe dwa miesiące. Od razu przyszła mu na myśl jedna osoba, z którą lubił spędzać czas niemal tak samo mocno, jak z Elfiasem.

- Mamo, czy pani Bathilda jest u siebie w domu, czy gdzieś wyjechała?

Bathilda Bagshot była najsłynniejszą na świecie autorką książek o historii magii. Znała każdą datę, wydarzenie czy postać historyczną, a poza tym potrafiła przedstawić każdą opowieść w taki sposób, że człowiek słuchał jej z zapartym tchem. Albus poznał ją po przeprowadzce do Doliny Godryka, gdy miał dziesięć lat i od tamtej pory wpadał do niej gdy tylko miał wolną chwilę i przebywał akurat w domu.

- Właśnie, dobrze że o to pytasz. Tak, Bathilda jest w domu, ale nie sama. W tym roku przyjechał do niej na wakacje bratanek, który jest w twoim wieku i razem z Bathildą wydaje nam się, że moglibyście zostać dobrymi przyjaciółmi. I Albus, proszę - dodała mama, gdy już chciał zaprotestować - najpierw go poznaj, a potem podejmij decyzję.

Albus westchnął w duchu, dobrze wiedząc, jak się to spotkanie zakończy. Ludzie brali go albo za geniusza albo za dziwaka, w zależności od tego, jak długo go znali i ile im chciał o sobie powiedzieć. Zwykle jednak obce osoby, które nic o nim nie wiedziały, uważały go za osobę mało interesującą, z którą nie porozmawia się o niczym oprócz nauki. Już sobie wyobrażał tę pełną sztucznych uprzejmości pogawędkę, ale widział też, jak mamie na tym zależało, więc nie mógł tak po prostu powiedzieć „nie". Poza tym, skoro to bratanek samej Bathildy Bagshot, to może znajdą jeden czy dwa wspólne tematy i nie będzie tak źle.

- Dobrze, pójdę tam jutro i go poznam.

- Dziękuję, Albusie – odetchnęła z ulgą mama.

Gdy obiad dobiegł końca, Albus zabrał kufer do swojego pokoju, w którym wszystko był dokładnie tak, jak zapamiętał. Już dawno poprosił mamę, aby nie sprzątała jego pokoju, by mieć pewność, że nieumyślnie nie poprzestawia jego rzeczy. Niechętnie uszanował jego prośbę, czego efektem była centymetrowa warstwa kurzu na wszelkich możliwych powierzchniach, ale Albus nie zamierzał na to narzekać, szczególnie, że sam o to prosił.

Ponad godzinę zajęło mu wyczyszczenie pokoju, a kolejną, wyłożenie rzeczy z kufra i ułożenie ich na miejsce. Pomimo, że był dopiero wieczór, Albus wziął szybki prysznic, a potem, nie myśląc o niczym innym położył się do łóżka. Jeszcze przez chwilę miał w głowie niepokojące słowa Elfiasa oraz myśli o jutrzejszym spotkaniu, ale gdy tylko położył głowę na poduszce, wszystko odpłynęło, a Albus nie myślał już o niczym.