Za każdym razem sen wyglądał tak samo.

Padał deszcz. Ulica była zupełnie ciemna. Stały tam domy, ale z jakiegoś powodu w żadnym z nich nie paliła się ani jedna świeca. Jedynym źródłem blasku był księżyc, który dumnie ozdabiał swą pełnią nieboskłon.

Przed nim stała postać. Nie widział jej twarzy, ale wiedział, że to kobieta - odziana w czarną suknię i pelerynę z kapturem, którym zasłaniała oblicze. Wyglądała, jakby na niego czekała. Oddychała wolno i głęboko, jej piersi unosiły się przy tym, wraz z naszyjnikiem zdobiącym dekolt.

Stali tak. Obserwował ją, ale po przebudzeniu nigdy nie wiedział, ile to trwało. Godziny, minuty, czy tylko kilka sekund?

Potem nieznajoma wyciągała ku niemu delikatną, małą dłoń. On nigdy nawet nie próbował jej ująć, a wówczas mówiła szeptem:

- Tom...

W chwili, gdy jego imię padało z ust kobiety, jej suknia zalewała się krwią.

Przez resztę trwania nocnej mary, umierała na jego oczach, a on wciąż stał w miejscu. Tuż przed jej ostatnim oddechem, podchodził do niej, by ujrzeć, jak próbuje wypowiedzieć ostatnie słowo przed śmiercią, lecz nie daje rady. Krew jest już wówczas wszędzie. Wsiąka w ziemię, brudzi jego szatę.

Każdy człowiek budziłby się z takiego snu wystraszony, ale nie Tom Riddle. On był zafascynowany.

Riddle wiedział, że sen, który tak często go nawiedza, nie może nie mieć znaczenia. Postanowił dołożyć wszelkich starań, by poznać jego tajemnicę. By dowiedzieć się, czyją śmierć w nim ogląda i dlaczego kobieta zna jego imię.

Był mroźny poranek ostatniego dnia grudnia 1945 roku. Tom obchodził dziewiętnaste urodziny. W świecie mugoli od kilku miesięcy cieszono się zakończeniem wojny.

Świat magii jeszcze nie wiedział, że musi się na wojnę szykować.