To opowiadanie właściwie powstało samo, po przejściu 3x Dragon Age2 nie musiałam się nawet zbytnio wysilać by to napisać, właściwie zaczęłam bez żadnego pomysłu. Tylko rozdział Revenge był planowany;)

Rozdział I będzie się wam bardzo kojarzył z wydarzeniami z gry, II jest dość mroczny ale od III mam nadzieję że uśmiech będzie się już pojawiał na waszych twarzach, jeśli tak skrobnijcie coś do mnie. Bo to właśnie chciałam osiągnąć i będzie to oznaczało że jednak warto było je napisać :).

To moje pierwsze publikowane opo więc wszelka konstruktywna krytyka mile widziana:)

PS. Sorki za błędy, sprawdzałam ale zawsze coś się jeszcze znajdzie.

Kirkwall

Słońce zachodziło. Cienie pełzały coraz dalej ogarniając doki niepokojącym półmrokiem.

W ciągu dnia było tu gwarno od pracujących rybaków i pracowników magazynów. Jednak nie nocą. Bandy Koterii, i przemykające w cieniu sylwetki wystarczyłyby odstraszyć każdego, kto nie potrafił posługiwać się mieczem. A tych, którzy mieli zbyt wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach czekał krótki i bolesny los.

Avannath stała przy brzegu, obserwując jak światło zamienia się w mrok, bezpieczeństwo w zagrożenie, a jej postać z niewyróżniającej się dziewczyny w poszukiwaczkę przygód, której nie obce są cienie tego miasta.

Chciała być sama. Doki może nie były odpowiednim miejscem do snucia refleksji, ale były najpiękniejszą częścią Kirkwall. Przynajmniej jej zdaniem. Po drugiej stronie zatoki wznosiła się oświetlona teraz blaskiem księżyca twierdza. Katownia była miejscem gdzie więzieni byli magowie. Ludzie, którzy od Stwórcy oprócz daru życia otrzymali coś jeszcze. Twierdza miała chronić ich przed negatywnymi skutkami własnej magii, podatnością na kuszenie demonów oraz strzec, przed zwróceniem się do mrocznych praktyk magii krwi. Tak było przynajmniej w teorii. Każdy ukrywający się mag- apostata wiedział, że twierdza odbierała nie tylko wolność. Obierała wszystko. Od uśmiechu z prostych rzeczy, po sens i cel życia. Tak, by w końcu pozbawiona najmniejszej nadziei i dręczona jednostka mogła zwrócić się tylko w jednym kierunku. Tym, przed którym miała chronić. Zawsze były dwie drogi. Wcześniejsza bądź późniejsza śmierć z rąk pilnujących ich templariuszy lub magia krwi i demony Pustki. Wybór był prosty. Zbyt prosty.

Tym była twierdza wznosząca się po drugiej stronie zatoki. Blade światło nadawało budowli grozy i potęgi. Zastanawiała się, co by się stało gdyby ją złapali. Czy potrafiłaby uciec? Poddałaby się? A może zalazłaby tam coś więcej niż tylko grupkę przestraszonych magów.

Wciąż jednak tu była. Minął rok odkąd statek przybył do brzegu, a ona jak i wielu uchodźców z Lothering poznało Kirkwall z najciemniejszej strony.

Teraz jednak była silniejsza. Znała to miasto. Wiedziała, że daleko mu do ideału. Więcej w nim było mroku niż światła. Ale to nie było ważne. Nie była już nikim, a wznosząca się po drugiej stronie warownia wyznaczała miarę jej siły. Pomimo że była magiem, apostatą wciąż była wolna.

Westchnęła. Lubiła to miejsce, ale robiło się późno i nie chciała ryzykować. Nie, gdy była zupełnie sama. Uśmiechnęła się przebiegle po raz ostatnio rzucając spojrzenie twierdzy.

Jesteś tak, blisko ale ja umiem poruszać się w twoim cieniu.- mówiło jej spojrzenie- A kiedy wyjdę w blask dnia- strzeżcie się!

Ruszyła powoli zapuszczoną uliczką. Wyprawa na Głębokie Ścieżki w poszukiwaniu fortuny była coraz bardziej realna. Na początku nie spodziewała się, że krasnolud mówił prawdę. Okazał się jednak nie tylko uczciwym wspólnikiem, ale też lojalnym przyjacielem. Varric i strażniczka Avelina. Tylko na nich mogła liczyć. Z bratem nigdy się nie zgadzała, i choć wiedziała, że stanąłby za nią murem, Carver nie rozumiał jej.

Zatrzymała się zirytowana, gdy zaczepiła ją niewielka grupka. Płomień powędrował po jej ręce i zmaterializował się w płonącą kulę w jej dłoni. Nie cofnęła się, gdy przywódca bandy zaczął jej grozić. Nagle jednak zająknął się, gdy ogień oświetlił jej twarz.

- Hawk…- powiedział- Nie poznałem cię w tych ciemnościach. To się już więcej nie powtórzy.- rzucił niezadowolony- Idziemy.

Poczekała aż odejdą. Sama nie wiedziała czy poczuła ulgę czy rozczarowanie. Porządne lanie dobrze by jej zrobiło. A teraz szła tylko jeszcze bardziej zamyślona.

Wślizgnęła się cicho do domu wuja i nie ściągając z siebie ubrań rzuciła się na łóżko. Wciąż widziała twierdzę wznoszącą się po drugiej stronie. Symbol potęgi, ale też zniewolenia. Zasnęła z lekkim uśmiechem na ustach.

- Znów się spóźnię.- pomyślała idąc w jej mniemaniu szybkim krokiem do Wisielca. Była to najgorsza speluna w mieście. Lubiła ją. Żadnych ograniczeń. A ona nienawidziła ograniczeń. Pchnęła ciężkie drzwi i od razu uderzył ją charakterystyczny zapach. Zawsze podejrzewała, że to zupa dnia i wolała nie dawać pola wyobraźni, czym naprawdę była ta woń.

- Hawk, miałaś tu być godzinę temu!- powiedział z wyrzutem Varric.

Krasnolud nie tylko uznawał Wisielca za kopalnie informacji, ale też był dumnym posiadaczem mieszkania na piętrze, które nie zamieniłby nawet na luksusową rezydencje w Górnym Mieście. Większość czasu spędzał w swoim biurze opisując ich, mocno ubarwione przez siebie przygody.

- Gorzej jak bym to ja musiała na ciebie czekać.- mruknęła cicho, ale tak by usłyszał i usiadła obok.

- Następnym razem masz na to moje słowo.- odpowiedział- Znalazłem namiary na Szarego Strażnika.

- Możesz mi przypomnieć, dlaczego go potrzebujemy?- zapytała ziewając przeciągle.

- Nie jego, tylko map, które ma.- wydawało się, że Varric ma dziś anielską cierpliwość. Podejrzewała, że to przez jego odkrycie. Dzięki Strażnikowi ich ekspedycja będzie tylko kwestią funduszy.

- Czego się dowiedziałeś?

- Ma Klinikę w Mrokowisku.

- Klinikę? Myślałam, że jedyne, co tam można znaleźć to szczury i biedotę.- odparła.

- Z tego właśnie powodu tam jest. Leczy najbiedniejszych.

- Jak szlachetnie.- powiedziała znudzona- To miasto potrzebuje honorowych…

- Daruj sobie Hawk. Dobrze wiem, że nie obchodzi cię dobro miasta i jego mieszkańców.

- A co twoim zdaniem mnie obchodzi?

- Twierdza.

Avannath spoważniała.

- Kiedy się zdradziłam?

- Może, gdy ostatnio wpakowałaś w kłopoty tego biednego templariusza.

Roześmiała się.

- Na pewno nie biednego. Każdy z nich ma coś na sumieniu.

- Oni to samo sądzą o magach.

- Teraz przynajmniej nie będą to puste słowa.- powiedziała zamawiając skinieniem ręki piwo.

- Avannath nie rób głupstw. Wiem że ich nie lubisz, wiem że to niesprawiedliwe, ale sama tego nie zmienisz.

- Jeszcze zobaczymy Varricu.

- Ech szkoda moich słów…- rzucił krasnolud widząc jej poważne spojrzenie.

- To tutaj?- zapytała, gdy stanęli pod drewnianymi drzwiami Kliniki w Mrokowisku.

Czuła to. Wokół unosił się oddech magii. Ledwie wyczuwalny, lecz był tak żywy, jak i mag który ją stworzył.

- Może powinniśmy wziąć Avelinę…- zastanowił się krasnolud.

- To tylko jeden mag- mruknęła- znachor, co w nim może być groźnego.- i pchnęła drewniane drzwi.

Wokół unosiła się jeszcze mocniejsza woń magii, a przy stole operacyjnym pochylał się jakiś mężczyzna. Zatrzymała się. Trzymał ręce nad chłopcem i przez chwilę widziała jak jego twarzy maluje się idealne skupienie. Nie wiedział nawet, że weszli. Zielona mgła delikatnie spływała z jego dłoni. Dziecko wyprężyło się w łuk i opadło.

- Nic mu nie będzie.- zwrócił się do rodziców- Możecie go zabrać.

Widziała jak zasłania ręką twarz próbując opanować osłabienie i odwrócił się. Usunęła się przepuszczając pacjentów jednocześnie nie spuszczając z niego wzroku.

- Myślałam…- zaczęła cicho zwracając się do krasnoluda. Nie spodziewała się kogoś takiego.

Mag odwrócił się nagle, a w jego oczach nie było już śladu zmęczenia. Za to w dłoni rozjarzył się groźnie białym światłem kostur.

- To miejsce uzdrawiania.- powiedział ostrzegawczo- Dlaczego mu zagrażacie!- zapytał.

Zobaczyła w jego oczach cień strachu. Bał się jak każdy mag. Była tam jednak coś więcej. Gniew, jaki często też gościł w jej oczach.

- Przyszłam tylko porozmawiać.- powiedziała spokojnie jak by to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Nie spuszczała jednak wciąż z niego oczu.

- Szukamy Szarego Strażnika i przysłano nas tutaj.- powiedział Varric.

- Odszedłem już dawno z Szarej Straży.- odparł uzdrowiciel. Jego kostur nieco zbladł.

- Słyszeliśmy, że masz…

- Jesteś magiem.- powiedział nagle patrząc na nią.

Avennath uśmiechnęła się. Była ciekawa, kiedy zauważy.

- Jak i ty.- odpowiedziała i usiadała na najbliższym stole.- Wydawałoby się, że Kirkwall to ostatnie miejsce dla apostatów, a jednak wciąż tu jesteśmy.

Mężczyzna uśmiechnął się odkładając już całkowicie kostur.

- I zawsze będziemy.- powiedział- a kiedyś pokażemy tym…

- Nie tylko nie to!- wyrzucił nagle z siebie Varric- Wystarczy mi jeden mag z awersją do templariuszy!

- Jestem Avannath.- powiedziała uśmiechając się do uzdrowiciela.

- Anders.- odwzajemnił uśmiech.

Varric przewrócił oczami.

- Planujemy wyprawę na Głębokie Ścieżki, potrzebujemy twoich map. Jeśli wciąż je masz.

- Mam je. Ale nie mogę wam ich dać. Wielu zapuściło się tam i nigdy nie wrócili.

- Wierz mi poradzę sobie, cokolwiek bym tam nie było.

- Może.- powiedział, choć jego mina wyraźnie mówiła, że w to wątpi.

- Nie niedoceniaj mnie.- powiedziała poważnie, a w jej oczach pojawiło się nieznany błysk.

- Może sobie poradzisz może nie. Nie zamierzam jednak brać na siebie odpowiedzialności.

Spojrzała na Varrica nie bardzo wiedząc, co robić. Nie chciała grozić komuś, kto wydawało się, myślał podobnie jak ona.

- Chyba, że… wy pomożecie mi najpierw.- zaproponował uzdrowiciel.

- Zgoda.

Anders zaśmiał się.

- Nie zapytałaś nawet czego chce, a jeśli to głowa komtur zatknięta na palu?- powiedział mając na myśli dowódcę templariuszy sprawującą kontrole nad twierdzą w Katowni.

- Brzmi interesująco.- rzuciła niewinnie.

Mag uśmiechnął się nieco z pobłażaniem. Zaczynał się zastanawiać czy tych dwoje w ogóle jest w stanie mu pomóc.

- Nie niedoceniaj nas.- powtórzyła patrząc na swoje paznokcie.

- Dobrze. Ale to delikatna sprawa. Mój przyjaciel jest więziony w twierdzy. Musicie mi pomóc go wyprowadzić. Umówiłem się z nim dziś wieczorem w Zakonie. Wolałbym jednak tam nie iść sam w razie jak by coś poszło nie tak.

- Zakon to dobre miejsce.- powiedziała- Będziemy tam.

Gdy wyszli uzdrowiciel zamknął Klinikę. Nie było dziś już więcej pacjentów. Choć oni zwykle i tak nie przejmowali się, czy drzwi są zamknięte. Wiedzieli, że nie odprawi nikogo. Zastanawiał się nad nieznajomymi. Kobieta była apostatką, jak i on. Szczerze wątpił by potrafiła coś więcej niż rzucenie paru błyskawic, ale mimo wszystko… Był to kolejny mag nie zamknięty w kręgu. Kolejny dowód na to, że się nie poddadzą, i to mu wystarczało.

Noc była cicha. Tym razem u ich boku kroczyła rudowłosa strazniczka, pracująca w straży miejskiej. Nie prosiła ją często o pomoc, bo ich sprawy nie zawsze były zgodne z prawem, a nie chciała by miała przez nich kłopoty.

- Jesteś pewny, że ma te mapy?- zapytała Avelina.

- Tak mówili moi informatorzy, on to potwierdził.- powiedział krasnolud- Jeśli je zdobędziemy Bantrand- wymienił swojego brata- będzie musiał cię zaakceptować, jako wspólnika w wyprawie do Głębokich Ścieżek. Sam nigdy nie odnajdzie wejść.

- I to wszystko dzięki twoim kontaktom.- rzuciła magiczka.

- Zginęłabyś beze mnie.- odpowiedział szczerząc zęby.

Wyczuła go wcześniej niż zobaczyła. Magia.

- Dobrze, że templariusze nigdy nie posiądą tej umiejętności.- pomyślała.

- Gotowy?- zapytała, gdy podeszli.

- Tak. Stańcie z boku, Karl myśli że przyjdę sam. Nie chce go wystraszyć.- powiedział uzdrowiciel rozglądając się niespokojnie.

Skinęła głową.

Przeszli przez wąski korytarz, po czym mag skinął na nich głową. Zatrzymali się. Już z daleka widziała samotną sylwetkę. Rzuciła prosty czar na wyostrzenie słuchu i czekała.

- Nie zdążyliśmy.- powiedziała nagle cicho i ruszyła w stronę dwóch magów.

- Zawiodłem cię.- rozpaczał Anders.

- Przykro mi.- powiedziała podchodząc.

Na czole Karla widniało czerwone słońce. Znak wyciszenia. Było ono najgorszą karą dla osoby obdarzonej magią. Pozbawiało nie tylko umiejętności magicznych, ale też snów, marzeń i własnej osobowości. Mag nie był już tą samą osobą i nigdy nie będzie Drgnęła na dźwięk kroków i Karl powiedział spokojnie wskazując na Andersa.

- To ten apostata, o którym wam mówiłem.

Nie musiała się odwracać by wiedzieć, kto stoi za nią. Ognista kula zajaśniała w jej dłoni.

Rzuciła nią w przeciwników nim którykolwiek z templariuszy wyciągnął miecz.

- Jest ich więcej. – usłyszała i przyzwała lód, ale wtedy stało się coś, czego nikt z nich się nie spodziewał.

Uzdrowiciel krzyknął coś o zemście i jego moc nagle wzrosła. Hawk zaklęła cicho czując obecność Pustki, domenę demonów. Zamroziła templariusza, który biegł w jej stronę.

- Uciekajcie!- krzyknęła, ale było już za późno. Fala energii niemal rzuciła nią o ścianę.

Gdy odzyskała oddech przetarła oczy i poszukała dłonią kostura.

- Co to było?- spytał Varric nieufnie patrząc na leżących na ziemi martwych templariuszy.

Skrzywiła się, nie zamierzała ich zabijać. Nie zamierzała też współpracować z demonami.

Spojrzała na Andersa, w którego oczach wciąż płonął gniew i wtedy rozległ się cichy głos.

- Zabij mnie.

- Karl!- uzdrowiciel podbiegł do przyjaciela.

- Wyciszyli mnie, nie mogłem… Nie byłem w stanie ich powstrzymać. Jeśli kiedykolwiek coś dla ciebie znaczyłem zrób to…

- Karl powstrzymamy to… nie wiem, jak ale…- mówił nieporadnie.

Parzyła na niego czując zupełną pustkę w sercu. Wyciszenie było drogą w jedną stronę. Nic można było już zrobić. Widziała jak oczy wyciszonego maga znów zachodzą mgłą. Obecności Pustki na chwilę przywołała dawną osobowość Karla. Ale to już mijało.

- Nie, znajdę sposób…- mówił Anders bardziej już do siebie niż do niego.

Jej złość na maga gdzieś zniknęła.

- Zrób to.- powiedziała cicho- Spełnij jego ostatnia prośbę.

- Ja… on….- zaczął, ale położyła mu dłoń na ramieniu.

- Wiem. Postaw się na jego miejscu. Nic nie można zrobić i on to wiedział.

Widziała w jego oczach rezygnację i odwróciła się by nie zobaczył ognia w jej oczach. Zacisnęła dłonie i już nie żałowała, że ci templariusze zginęli. Usłyszała czar, małą eksplozję a potem była już tylko cisza.

- Idziemy. – powiedziała patrząc na pozostałych.- Anders.

Spojrzał na nią i bez słowa ruszył posłusznie za nimi.

- Porozmawiam z nim.- powiedziała patrząc za idącym z tyłu magiem- Myślę, że na dziś wystarczy nam rozrywki.

- Co zamierzasz zrobić?- spytała Avelina- To nie jest zwykły mag.

- Ale to nie była też magia krwi.- dodał Varric.

- Wiem co to było.- powiedziała, choć nie mogła mieć pewności- Spotkamy się jutro pod Wisielcem.

- Uważaj na siebie Hawk.- rzucił Varric odchodząc.

W klinice było cicho. Zatrzymała się, by jej wzrok przywykł do ciemności. Naigrywanie się z templariuszy, kpienie z ich siły to była tylko zabawa. To, co się stało w Zakonie aż nazbyt przypomniało jej, jaka jest rzeczywistość. Uzdrowiciel stał plecami do niej oparty o jeden ze stołów. Podeszła, jednak nie za blisko i usiadła na jednym z nich. Nie powiedziała nic. Nie chciała zakłócić tej ciszy.

- Znałem go tak długo- dobiegł ją po chwili cichy głos- Razem trafiliśmy do kręgu w Fereldenie. Razem podtrzymywaliśmy się na duchu by nie dać się złamać. Nie udałoby mi się gdyby nie on.

- Musiał być wspaniałym człowiekiem.- powiedziała.

- Były chwile gdy myślałem, że już dłużej nie wytrzymam. Ale on zawsze dawał mi nadzieję.

- To się kiedyś skończy Anders.- powiedziała.

- Wierzysz w to?- zapytał odwracając się do niej.

- Tak.- odpowiedziała w jej oczach nie było nawet cienia wątpliwości.

- Oddam ci mapy.

- Nie przyszłam tu po nie.- powiedziała po chwili- Nikt nie powinien być w takiej sytuacji sam.

- Dziękuje. Dopiero cię poznałem a czuje, że się tak dobrze rozumiemy.

- W większości przypadków.- mruknęła.

- Wiem…-zaczął- muszę ci powiedzieć, co się wtedy stało. Jestem ci to winny.

- Twój przyjaciel się nie wkurzy?- zapytała mając na myśli demona, którego magii użył- Możemy odłożyć to na później, jeśli twój przyjaciel zechce zamanifestować swoją obecność wysyłając kolejną zabójcza falę.

- Ach… Nie to tak nie działa.- zaprzeczył- Wtedy… nie panowałem nad tym. Przepraszam. Mam nadzieję, że nic ci nie zrobiłem.

- Nie. Nie przejmuj się tym.

- Nawet wielu apostatów na twoim miejscy uznałoby mnie za zagrożenie, a ty po prostu przyszłaś mnie pocieszyć.- powiedział patrząc ciepło na nią.

Uśmiechnęła się.

- A może po prostu cię pilnuje? By wkroczyć do akcji, gdy cos mi się nie spodoba.

- Justice... bo tak nazywa się ten duch, nie dałby się tak łatwo poskromić.

- Może.- odpowiedziała- ale ty nadal nie znasz moich możliwości. Ostatnio nie dałeś mi się zbytnio wykazać.

- Justice nienawidzi templariuszy.- powiedział.

- No to mamy coś, co nas łączy.

Uśmiechnął się.

- Wszystko obracasz w żart?

Popatrzyła na niego a jej wzrok stał się już poważny.

- Tylko sytuacje, w których nie do końca jestem pewna jak postąpić.

Westchnął.

- Wiem jak to wygląda. Jak można być tak głupim by przyjąć w siebie ducha? Ale…on był taki jak ja. Był samotny. Rozmawiałam z nim wiele razy by mieć pewność, że nie jest to demon… Rozmawialiśmy i okazało się, że myślimy tak samo, czujemy tak samo. Zginąłbym

gdybym go nie przyjął. Jestem dzięki niemu silniejszy. Tylko czasem… jak dziś wymyka się spod kontroli.

- Kiedy to ci się zdarzyło po raz ostatni?- zapytała niewinnie ewidentnie zainteresowana wygładzaniem swojej szaty, choć oboje wiedzieli, że to pytanie ma duże znaczenie.

- W Fereldenie wraz z nadejściem plagi. Krąg runął i templariusze zabijali wszystkich. Wtedy Justice mnie uratował.

- Ktoś jeszcze o tym wie?

- Nie jesteś pierwsza osobą, której o tym mówię.

- Dziękuje.- powiedziała- Za zaufanie.

- Co do map, przyjdź po nie jutro. Mam jednak jeszcze jeden warunek… Idę z wami. Nie che mieć was na sumieniu.

- Wierz mi damy się radę- powiedziała- Ale uzdrowiciel jak najbardziej nam się przyda.

Nie pomyliła się, co do Andersa. Tamtej nocy dała mu duży kredyt zaufania. Od tej pory zdążyli się zaprzyjaźnić i nigdy nie żałowała tej decyzji. Był inny niż osoby opętane, nie rozumiała tego, ale nie przeszkadzało jej to pracować z nim i szanować go. Anders był ciepły, opiekuńczy i obsesyjnie ogarnięty pragnieniem oswobodzenia wszystkich magów. Tak przynajmniej myślała na początku. Teraz jednak wiedziała, że, pomimo iż wydawał się nieszkodliwy był rewolucjonistą, którego idee były groźniejsze niż jego lodowy podmuch, który kruszył wrogów. A to podobało jej się jeszcze bardziej. Lubiła indywidualistów. Zwłaszcza tych, którzy potrafili walczyć o swoje przekonania.

Uzdrowiciel szybko stał się jej najlepszym przyjacielem. Mieli te same poglądy i nadzieję na przyszłość. Często pomagał jej w misjach, a ona sama przychodziła w wolnych chwilach do Mrokowiska i pomagała leczyć innych. Tylko Justice był cieniem, którego w głębi serca się bała

Panował już półmrok, gdy znaleźli w Dolnym Mieście szukając pośrednika, który miał im podać szczegóły dotyczące dzisiejszego zadania. Krasnolud Anso podskoczył na sam ich widok.

- Ale mnie przestraszyliście, chyba powinienem jednak zmienić profesję…- powiedział patrząc niepewnie na ogarnięte cieniem zakamarki.

- Daj spokój, kochasz to jak i my. Nigdzie nie zagrzałbyś dłużej miejsca.- powiedziała magiczka uśmiechając się.

- Może, załatwmy to szybko.

- Co dla nas masz?

- To prosta misja. W Dolnym Mieście pod tym adresem jest skrzynia. Macie przejąć jej zawartość.

- Aż takie proste?- powiedziała ironicznie, jednak na jej twarzy nie było cienia uśmiechu.

- Możecie spodziewać się niewielkiej obstawy, to wszystko. Zleceniodawca zapłaci ci po wykonaniu zadania.

- O co chodzi Hawk? Przecież to zwykle robimy, nie?- żachnął się Varric widząc jej niezdecydowaną minę.

- W porządku.- postanowiła- Zajmiemy się tym.

- Węszysz niebezpieczeństwo?- zapytał Anders gdy odeszli.

- Nie wiem. Mam złe przeczucia to wszystko.

Nie lubiła prostych misji, bo nigdy takie nie były.

Doki były ciche. Pod wskazanym adresem też nie znaleźli nikogo. Wewnątrz ku jej uldze siedziało kilku strażników, których obezwładnili nim ci jeszcze zdali sobie sprawę z ich obecności.

- No no Hawk, w uderzeniu umysłu jesteś coraz lepsza.- pochwalił Andres.

- To prawda, ale choć bym ćwiczyła przez rok nigdy nie dorównam ci w magii uzdrawiającej.

- No cóż, jestem jedyny w swoim rodzaju.- powiedział skromnie, co wywołało na jej twarzy uśmiech.

- To musi być ta skrzynia.- powiedziała i podeszła do pakunku.

Gdy ją otworzyła nastała cisza.

Westchnęła.

- Wiedziałam, że coś tu będzie nie tak.

- Pusta.- skomentował Anders.

- Musimy powiedzieć o tym Anso.- zdecydował Varric.

- Nie podoba mi się to. Idziemy.- ruszyła, ale gdy tylko wyszli na zewnątrz otoczyła ich grupka ludzi.

- To nie jest elf.- usłyszała zdumiony głos.

- Nie ważne. Mieliśmy wykończyć tych, co będą szukać skrzyni.- rzucił jeden z napastników.

- Anders do tyłu.- poleciła wyciągając kostur.

Było ich dużo, a w oddali zobaczyła jeszcze łuczników. Powinna jednak wziąć Avelinę.

Rzuciła kulę mrozu na najbliższych przeciwników, odśpiewując w duchu pieść zwycięstwa, gdy uzdrowiciel widocznie przejrzał jej myśli i przyzwał na nich burze śnieżną.

Ścięła z nóg napastnika, który próbował ją zaatakować i rzuciła na niego magiczny pocisk. Varric wykorzystywał grad strzał, ale wciąż to był mało. Zaczęli ich otaczać.

- Anders przydałbyś mi się.- rzuciła, gdy z jej dłoni wystrzeliły płomienie powalając dwóch mężczyzn.

- Już kończę.- usłyszała jego wyważony głos.

Zakończył zaklęcie błyskawicy i stanął obok niej od razu wyrzucając w powietrze kilku wrogów.

- Zajmę się ich magiem.- powiedziała i przemknęła pomiędzy przeciwnikami. Nim jeszcze wrogi czarodziej zdążył dokończyć zaklęciem obdzieliła go zdrowo kosturem po głowie. Wyszczerzyła zęby, gdy spojrzał na nią zdziwiony. Magia nie przebiłaby się przez jego zaklęcie, ale siła fizyczna zwyciężała tam gdzie moc była ograniczana.

Korzystając z jego chwilowego szoku, rzuciła na niego najsilniejsze zaklęcie zamrażające.

- Varric Miażdżące Uderzenie!- krzyknęła i już po chwili zamrożona sylwetka roztrzaskała się na kawałki. Uskoczyła przed kolejnym atakiem. Napastnik z mieczem nie był najszczęśliwszym przeciwnikiem dla maga. Nie przetrwała by jednak w Kirkwall gdyby cofała się przy pierwszej przeszkodzie. Po jej dłoniach popłynęły płomienie na chwilę go oślepiając. Odbiegła by znaleźć się poza zasięgiem ostrza i wezwała kulę ognia. Dzięki wielu ćwiczeniom wiedziała, że obejmie już cały plac i wykończy pozostałych przeciwników. Jej sprzymierzeńcy cofnęli się czując podmuch gorąca.

Po chwili na placu nie pozostało już nic oprócz zwęglonych zwłok.

- Znowu się popisujesz.- powiedział Anders próbując oczyścić swoją osmolona szatę.

- Znasz mnie. Nigdy nie przepuszczę okazji. – powiedziała, choć czuła, że po tym zaklęciu przez chwilę nie będzie w stanie rzucić nawet paru iskier.

Tym bardziej jej mina spoważniała, gdy zobaczyła kolejną postać schodzącą po schodach.

- Nie wiem, kim jesteście, ale srodze pożałujecie, że dziś weszliście mi w drogę!- zagroził uzbrojony łowca niewolników- Poruczniku, chce ich wszystkich wiedzieć w lochach, już!

Zza budynku wyszedł mężczyzna i Hawk złapała mocniej kostur, ale nagle zdała sobie sprawę, że coś jest nie tak. Mężczyzna zatoczył się i upadł już po kilku krokach. Jego ubranie było całe we krwi.

- Twoi ludzie są martwi. – usłyszała obcy głos i w ślad za mężczyzna pojawił się białowłosy elf- Tobie tez radze odejść póki jeszcze jesteś w stanie.- powiedział i przeszedł obok łowcy, który w pierwszej chwili stracił oddech.

- Jak śmiesz! Pójdziesz ze mną niewolniku!- powiedział i złapał nową postać za ramię.

Elf zatrzymał się. Jego ciało zalśniło od błękitnego blasku. Nim mrugnęła zobaczyła bijące serce w jego dłoni.

- Nie jestem niewolnikiem.- powiedział elf groźnie, gdy ciało łowcy niewolników upadło z dziurą w piersi.

Odwrócił się, jak by przypominając sobie o ich obecności.

- Moje przeprosiny.- zaczął- Jestem Fenris, gdy prosiłem Anso by wynajął kogoś do odwrócenia uwagi nie wiedziałem, że wrogowie będą tak… liczni.

- Kilku łowców i niedouczony mag to za mało żeby nas pokonać.- rzuciła przypatrując się mu.

- Imponujące.

- To przez ciebie tu jesteśmy. – zaczęła, nadal trzymając pewnie kostur w dłoni.

- Tak. Ci ludzie byli łowcami niewolników. Przybyli tu by odzyskać utraconą własność jednego z Tevinterskich magów. Czyli mnie. Jeśli mogę zapytać- dodał- co było w skrzyni?

- Była pusta. – odparła.

Wyglądał na rozczarowanego, ale szybko to ukrył. Następnie spojrzał na nią.

- Możecie już odłożyć broń.- powiedział patrząc niepewnie na ich wyposażenie- Tylko oni byli dziś waszymi przeciwnikami.

Varric spojrzał na nią z niepokojem. Dobrze wiedział, że nie lubiła, gdy się ją oszukuje.

- To zależy.- powiedziała- Czy za rogiem nie czai się więcej takich jak ty? Jestem dość przywiązana do moich wnętrzności.

Wydawało się, że na jego twarzy pojawił się uśmiech, a może tylko jego usta drgnęły nieznacznie, trudno jej było zdecydować.

- Zapewniam cię, że jestem sam.- powiedział patrząc jej w oczy.

Przyjrzała się mu. Nosił dobrą zbroje, a jego ciało pokrywały dziwne białe znaki. Musiał mówić prawdę oceniła. Odłożyła kostur, a pozostali zrobili to samo.

- Co takiego zrobiłeś?- zapytała- Nie wysyła się takiej bandy za pierwszym lepszym uciekinierem.

- To wszystko przez te znaki. To lyrium. Mój były właściciel- Danarius je stworzył, i chce je z powrotem. Nawet, jeśli będzie musiał zerwać mi je nawet z skórą.- powiedział a w jego głosie zabrzmiała nienawiść.

- Widzę, że najrozmaitsze tortury to twój ulubiony temat.- powiedziała.

- Sama zapytałaś.

- Więc odwróciliśmy od ciebie uwagę. Nasza misja jest skończona.

- Jeszcze nie.- powiedział- Danarius ukrywa się w jednej z rezydencji. Sam nie zdołam stawić mu czoła.

- Oszukałeś mnie.- powiedziała a krasnolud drgnął, wiedział, że do tego dojdzie, a nie chciał stawać do walki z tym dziwnym elfem.

- Hawk….- zaczął.

- Jeśli chodziło o łowców nie musiałeś kłamać by zdobyć moją pomoc.- powiedziała- Teraz jednak, chyba nie spodziewasz się, że ci zaufam i narażę moich towarzyszy, na kto wie, jakie niebezpieczeństwo?

- Wiele jest osób, po prostu odwraca głowę, gdy widzi problem. Gdybym wiedział, że jesteś inna, powiedziałbym prawdę.- mówił elf- Wtedy mogłem jedynie polegać na Anso i jego strachu. Mówię ci prawdę teraz. Pomóż mi pokonać mojego Pana, a znajdę sposób by ci się odwdzięczyć.

Ugryzła się w język by nie rzucić jakiegoś złośliwego komentarza. W końcu był niewolnikiem i potrzebował ich pomocy. Spojrzała na Varrica który wzruszył ramionami.

- Twój wybór, Hawk.- powiedział.

- I tak już za późno do Wisielca.- mruknął Anders zgadzając się.

Uśmiechną się do niego. Spotykali się tam wieczorem i każdy z nich w mniejszym bądź większym stanie upojenia alkoholowego wracał do domu.

Spojrzała z powrotem na elfa, który stał obserwując ich. Widziała w jego oczach, że ma to dla niego duże znaczenie.

- Powiedz mi coś więcej o twoim Panu.- powiedziała zgadzając się.

Do Górnego Miasta dotarli bez przeszkód. Nic dziwnego, byli dobrze uzbrojona grupką. I większość liczących się przestępców wiedziało już, że Hawk pracuje z apostatą i słynnym krasnoludem, i woleli schodzić tej trójce z drogi.

- Jest zbyt cicho.- powiedział sam do siebie elf, gdy stanęli pod rezydencja.

Widząc jego poważną minę nie mogła się już powstrzymać.

- Mogłabym im wrzucić kulę ognia przez okno, jeśli to cię usatysfakcjonuje.

Elf spojrzał na nią i teraz nie miała już pojęcia, co myśli.

- Nie. Myślę, że wejście po cichu przyniesie nam lepszy efekt.- odparł po chwili.

- Jak chcesz.- odpowiedziała i ruszyła przodem.

Rezydencja była opuszczona. Tak przynajmniej myślała dopóki nie pojawiło się przed nimi kilka cieni. Rzuciła kulę ognia na najbliższe i nie mogła się powstrzymać by nie spojrzeć, w jaki sposób walczy ich nowy kompan. Musiała przyznać, że miał talent. Nie chciałaby stanąć z nim do walki. Nie powstrzymałby go głupi lodowy pocisk. Nawet cienie zdawały się unikać białowłosego efla walczącego ogromnym mieczem tak jak by to była zapałka. Przechodzili w głąb rezydencji napotykając kolejne cienie i kilka zjawy. Nic nadzwyczajnego. Ktokolwiek je wezwał, dawno już opuścił to miejsce.

- Nie ma go.- powiedział elf, gdy oczyścili posiadłość, a w jego głosie nie dało się nie słyszeć zawodu- Myślałem… Nie, to już nie ważne. Potrzebuje powietrza.- powiedział i ruszył do wyjścia.

Patrzyła z nim, gdy wyszedł.

- Walczy jak demon.- Varric odgadł jej myśli- Przydałby się nam ktoś taki.

- Nic o nim nie wiemy.- zgłosił sprzeciw Anders.

- Myślę, że jak na jedne dzień wystarczy.- powiedziała- Idziemy.

Jak podejrzewała czekał na nich przed opuszczoną rezydencją.

- Uciekłem z krainy czarnej magii- powiedział mając na myśli Tevinter gdzie magowie krwi byli klasą rządzącą- tylko po to by znaleźć się w towarzystwie innego maga.- powiedział i spojrzał na nią badawczo- Widziałem jak rzucasz zaklęcia. Powiedz mi, czego szukasz?- zapytał.

W jej mniemaniu było to głupie pytanie, bo tak naprawdę nigdy niczego nie szukała. Dawała się ponieść fali, jaką było życie i tylko, gdy było to konieczne stając jej na drodze. W umyśle zobaczyła jednak twierdze wznosząca się po drugiej stronie zatoki.

- Nie wiem.- odpowiedziała jednak- Jak myślisz, czego szukam?

- Widziałem wiele zła dokonywanego przez magów. Tylko w imię wolności, chęci władzy bądź zemsty.

- Nie wszyscy jesteśmy tacy sami.- wtrącił się Anders, a w jego głosie usłyszała już cień gniewu.

- Przepraszam.- powiedział Fenris- Nie chciałem okazać się niewdzięczny, ale też nie zabrnąłem daleko od prawdy.

Uśmiechnęła się lekko. To było sprytne posunięcie. To były przeprosiny, ale jednocześnie nie cofnął żadnego ze swoich słów.

- Czy twój pan będzie cię nadal szukał?- zapytała.

- On nie zrezygnuje. Pozostaje mi jedynie czekać na jego kolejny ruch.

- Nie mógłbyś sam go odnaleźć?

- Nie opuści swojej twierdzy w Tevinter, a tam nikt nie jest w stanie go dosięgnąć i on dobrze o tym wie. Proszę oto pieniądze, jakie obiecał wam Anso.

Chciała odmówić, ale elf to przewidział.

- Weź je. Bez was nie dałbym rady.

- W porządku.- powiedziała- Jeśli miałabyś jeszcze jakieś problemy z łowcami nie idź już do Anso. Znajdziesz nas pod Wisielcem i… nie przejmuj się pieniędzmi.

- Ja… doceniam to.- powiedział- Jeśli…- zaczął- potrzebowałabyś pomocy będę szczęśliwy móc walcząc z tobą.

- Przed chwilą nie wydawałeś się zbyt zachwycony moim towarzystwem.- powiedziała ukrywając zaskoczenie.

- Nie jesteś Danariusem. Jeśli będziesz taka jak on odejdę.- powiedział.

Jest taki strasznie poważny- pomyślała. Zastanawiała się nad jego propozycją. Inną sprawą była pomoc zbiegłemu niewolnikowi, a zupełnie inną przyjęcie do drużyny kogoś, kto miał zupełnie inne poglądy od nich.

- Planujemy wyprawę na Głębokie Ścieżki. Mógłbyś nam się przydać.- powiedziała po chwili, słysząc za sobą jęk zawodu Andersa.

- Nie byłem tam jeszcze, ale jeśli tam prowadzi twoja droga będę ci towarzyszył.- zgodził się Fenris.

- W porządku więc.- powiedziała patrząc na niego po raz ostatni i ruszając do domu. Nie weszli nawet za róg, gdy usłyszała głos Andersa.

- „Widziałem wiele zła dokonywanego przez magów."- zacytował- Jak by to było tylko naszą domeną. Hawk naprawdę chcemy kogoś takiego w drużynie?- spytał z niedowierzaniem.

- Walczy jak demon. – mruknął Varric.

- Umiejętności to nie wszystko. Jesteśmy tacy dobrzy, dlatego że się rozumiemy.

- Jesteśmy dobrzy, bo sobie ufamy i darzymy się szacunkiem.- powiedziała- Niczego więcej nie trzeba. Poza tym przyda nam się taki wojownik. Widziałeś, że dziś było ciężko, a nie mogę brać Aveliny na każdą misje. Ma własne patrole i też musi odpocząć.

- Wiec znajdźmy kogoś innego…

- Anders- zatrzymała się patrząc mu w oczy- Jeśli się z nim nie dogadamy odejdzie.

- Nie możemy mu tez pozwalać nas obrażać. Widział jednego maga, który zniszczył mu życie i już patrzy przez jego pryzmat na wszystkich.

- Jesteśmy niebezpieczni.- powiedziała.

- Ale nie jesteśmy zagrożeniem a tak właśnie to ujął.

- Był niewolnikiem… nadal jest- dodała wiedzieć, że wciąż ucieka- Daj mu szansę. A ja postaram się żeby nie strzępił sobie języka na nas.

- Niech będzie.- odpowiedział niepocieszony.

- Jedna wielka szczęśliwa rodzinka.- powiedział Varric bardziej do siebie niż do nich.

Nigdy by nie przypuszczała, że znajdzie w tym mieście przyjaciół. Każdy z nich był inny i zazwyczaj wyróżniał się nawet wśród swojej rasy. Fenris został. Pomimo awersji do magów musiała przyznać, że wspólna praca była po portu bardziej efektywna. O ile pamiętało się by nie brać go na misją wraz z Andersem. Ci dwoje po prostu się nie znosili. Varric miał rację. Elf był tego, czego potrzebowali. Kiedy ściągał na siebie uwagę oni mogli spokojnie rzucać zaklęcia. Tydzień później pojawiła się Izabela, piratka z Rivain. Na początku nawet Hawk była zdegustowana jej rozwiązłym sposobem bycia, ale potem przywykła. Była osoba, na która nie można było się długo gniewać. Zwykle większość czasu przesiadywała w Wisielcu i wieczorem nie nadawała się już na żadną misję, zakrapiając każdy wieczór suto alkoholem. Najbardziej jednak niepokoiła ja Merrill. Niepozorna drobna dalijka, która przyłączyła się do nich podczas jednego zadania w Alienage. Parała się nie tylko magią krwi, ale też nie jednokrotnie szukała rozwiązań swoich problemów pytając demonów. Dlatego odeszła z dalijskiego obozowiska gdzie miała zostać przyszłą Opiekunką jej ludu.

Nie była przekonana do jej towarzystwa, ale ku własnemu zdziwieniu wraz z biegiem czasu znalazła w niej bratnia dusze. Jej również los magów leżał na sercu, a metody, do jakich się zwracała wskazywało jedynie jej stopień poświęcenia danej sprawie. Dopóki jej zainteresowania nie przeszkadzały w ich pracy Avannath nie kwestionowała jej decyzji.

Wyprawa na Głębokie ścieżki zakończyła się sukcesem tak dużym, że mieszkała teraz w rezydencji w Górnym Mieście i nie musiała martwić się pieniędzmi. Straciła tam jednak brata, który zakażony podczas jednego ze starć przez mroczne pomioty, musiał- by ocalić swe życie- dołączyć do Szarych Strażników. Jej życie nie zmieniło się jednak tak bardzo. Mieszkając w dzielnicy elity z przyjemnością spędzała wolny czas w najgorszej karczmie w mieście z grupką swoich oryginalnych przyjaciół i wykonując razem różne zdania, dla każdego, kto potrzebował nie tylko zgodnej z prawem przysługi. W końcu zwrócił się do niej sam wicehrabia. I tylko dzięki jej pomocy udało mu się powstrzymać bunt qunari zagrażający Kirkwall. Pokonała ich przywódcę i stała się bohaterka miasta. Tym samym sprawiła, że nie była już ukrywającym się magiem. Zdobyła szacunek i uznanie tak, że mogła bez wahania pokazywać się w Katowni i musiała tolerować to nawet komtur. Twierdza nie mogła jej już zagrażać, jej oni apostatom, których miała w drużynie.