Prawa noga, lewa noga, prawa noga, lewa noga, pół prawej nogi przy akompaniamencie chwiania się, walka o życie, gleba, szyderczy śmiech jakichś dzieciaków.

Wstałam z chodnika, otrzepałam się z godnością i obrzuciłam niski murek niezbyt przychylnym spojrzeniem. Droga ze szkoły do domu pokonywana na takich murkach nie była może zbyt szybka, oraz czasem bywała bolesna. Pozwalała jednak na długie chwile samotności w tłumie. Poza tym można było nacieszyć się pogodą, wciąż słoneczną i przyjemną, pomimo wrześniowych chłodów.

Uliczki podlondyńskiego osiedla skąpane były w słabym, popołudniowym blasku. Niby wciąż ciepło, ale gdzieś tam czaił się chłodny, blady cień nadciągającej jesieni. Padał na tęskniące za wiosną drzewa i rząd takich samych domków, które właśnie mijałam. Urocze. Pomimo wszystko bardzo lubiłam to miasto, a nawet moje osiedle, pełne jednakowych domostw. Mieszkaliśmy tu dopiero rok, a jego jednostajność nie była dla mnie ani trochę nudna. Szczerze mówiąc cieszyłam się, że rodzice zdecydowali się zamieszkać gdzieś na nieco dłużej. Tak było lepiej – uwicie własnego gniazda gdzieś na przedmieściach Londynu zamiast szaleńczych przeprowadzek i tułania się po świecie, to tu, to tam. Kultywowali to przez dobre dwa lata, odkąd wyprowadziliśmy się z Liverpoolu. Dobrze, że się uspokoili i zmądrzeli.

Jednakże, na pewno byłoby mi tu milej z jakimś przyjacielem, albo przyjaciółką. Grupą przyjaciół też bym nie wzgardziła. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Niektórzy ludzie głodują, niektórzy są alkoholikami, a jeszcze inni nie mają towarzystwa. Tak działa ten świat.

– Późno dziś wróciłaś, Meg. Obiad wciąż się gotuje.

Spojrzałam krótko na mamę, myjąc ręce w kuchennym zlewie. Była raczej zajęta, a czymś, co ją zaabsorbowało, okazały się paznokcie i różowy, dość ostentacyjny lakier. Piękne, długie blond włosy zakryły jej twarz. Westchnęłam na ten widok czymś pomiędzy zachwytem a rozpaczą. Zawsze, ale to zawsze zastanawiałam się, jak można być takim wybrykiem natury. Ojciec – blondyn, matka – blondynka, do tego jeszcze cud, miód, migdały w cukrze. A ja? No właśnie…

– Jak było w szkole? Jak tam sprawdzian z fizyki?

– Dobrze.

Po tym obszernym opisie udałam się do przedpokoju po torbę z podręcznikami. Po obserwowaniu mej pięknej rodzicielki dla kontrastu spojrzałam w lustro, zanim nie chwyciłam torby.

Trochę taki wymoczek. Wymoczek z piegami, które wlazły chyba wszędzie, a szczególnie rozkokosiły się na twarzy. Do tego duże, ciemnozielone oczy (lekko skośne, nieco jak elf). Tę część mojej twarzy akurat lubiłam. Usta jak owal, ułożone zwykle w ten sposób, że z pewnością nie groziły mi zmarszczki ze śmiechu.

No, i te włosy. Źródło tragedii życiowej. Wszelkich kataklizmów i głodu na świecie, a także niedawnego zalania Australii.

Zwykłe loczki, dość pokręcone, tyle że czarno-rude. Jeszcze raz: mama – blondynka, tata – blondyn, ja – czarno-ruda. Jak kot dachowiec. A jakie to cholerstwo uparte! Nawet przefarbować się nie da, bo na drugi dzień farba znika. Jak się można domyślić, w szkole nie dają mi zapomnieć o tym dziwnym ubarwieniu włosów. Nie tylko koledzy, ale i nauczyciele. Nie pomaga wystawianie mi złych ocen ze sprawowania, za posiadanie „wielce niestosownego ubarwienia owłosienia na głowie", a na interwencje matki reagują sformułowaniem: „uleganie fanaberiom". Naprawdę sądzą, że to farba, a w zasadzie dwie, i że tak naprawdę moje włosy są pewnie inne. No bo kto normalny urodziłby się z kłakami jak kilka uncji marchewki wrzucone do wiadra z węglem?

Westchnęłam i spojrzałam sobie samej w oczy. To ja, Mary Ann Brown, czternastolatka spod Londynu.


Witaj, Czytelniku :)

Powyższy prolog to dopiero początek bardzo długiej opowieści, którą piszę od dawna (i jeszcze nie skończyłam). Nie jest to kolejna opowieść o cudownej, wielbionej przez wszystkich bohaterce, ale o nieco osamotnionej dziewczynie, której życie ułożyło się dość nietypowo, nie zawsze tak, by ją uszczęśliwić.

Pierwsze rozdziały nieco odstają od późniejszych ze względu na to, że pisałam je bardzo dawno i byłam znacznie młodsza, postaram się je wrzucać tu jak najczęściej. Zawsze chętnie przeczytam komentarze zarówno te, które pomogą mi w udoskonaleniu opowieści, jak i wszelką aprobatę.

Miłej lektury ;)