Trzeba było poświęcić dwie trzecie zapasów Starkowego alkoholu, żeby doprowadzić Thora do stanu minimalnego spicia. Ale Thor wyglądał jakby naprawdę tego potrzebował, a przynajmniej taka była najlepsza z wymówek Tony'ego. A fakt, że był najbliższą parą uszu, mogącą wysłuchać paplaniny Thora na temat jego brata był wielkim plusem. Spodziewał się tego, naprawdę, i sugestia, że poświęcenie paru procentów nie było tym zmotywowane byłaby całkiem sporym kłamstwem. Był ciekawy. Zawsze był ciekawy kiedy chodziło o ludzi z prawdziwymi rodzinami – z rodzaju tych, których członkowie ranili się nawzajem. Czasami nawet dowiadywał się o takich, że jego własna wychodziła na funkcjonalną. Ledwo, ale funkcjonalną.

Więc Thor opowiedział mu o zdradzie swojego brata, zaczynając od koronacji. Niepewność w jego głosie zdradzała, że wciąż ciężko było mu uwierzyć w to, że Loki sprowadził Lodowych Olbrzymów do Asgardu. Wciąż pamiętał słowa brata tak dokładnie. Uważam, że masz rację. Co do Laufeya, wszystkiego. Samo wspomnienie tego, że był tak ślepy sprawiało mu ból.

- Pragnąłem wojny. Pragnąłem chwały. Byłem głupcem nie widząc jak starannie mój ojciec dbał o pokój po wojnach z Lodowymi Olbrzymami. Chciał dać im czas na pozbieranie się, żeby tym razem stali się lepsi, tak jak ludzie przez wieki naszej nieobecności. Jesteście nam równi, lub tacy się stajecie dzięki własnej sile i determinacji. Żaden Aesir nie ma prawa patrzeć z góry na jakiegokolwiek człowieka w Midgardzie gdyż świat, który stworzyliście dla siebie jest dla nas nie do zrozumienia. Ludzkość to moc, z którą należy się liczyć i dowiodła tego gdy walczyliście z moim bratem, – potrząsnął głową. – Dawno temu pogodziłem się z tym, że jestem na ziemi uczniem, nie panem. Boli mnie, że mój brat pozostaje tak uparcie ślepy podczas gdy to właśnie on na swój sposób udzielił mi tej lekcji.

Po subtelnych namowach i paru dolewkach nadeszła dalsza część opowieści. Banicja Thora, na pozór przypadkowe zdobycie przez Lokiego tronu i kłamstwa, wypowiedziane przez niego zarówno przed królem lodowych olbrzymów jak i swoim własnym, wygnanym bratem. Niszczyciel, powrót Thora do Asgardu i na koniec zniszczenie Bifrostu. Ostatni temat wymagał największej ilości alkoholu, ale szczegóły zgromadzone dzięki pociągnięciu boga wikingów za język rozbrzmiewały we wciąż podejrzliwej części mózgu Tony'ego Starka, kiedy ten próbował stworzyć mapę motywów Lokiego i podejmowanych przez niego decyzji. Znaj swojego wroga.

Żeby udowodnić, że jestem godnym synem! To ostatnie rozbrzmiewało głośniej, niż miliarder sobie tego życzył – między wierszami czuł jakąś desperacką potrzebę. Nie pragnąłem tronu! Pragnąłem tylko być Ci równym, też wiele mówiło, a jednocześnie było tak odległe od doświadczeń Tony'ego, że mógł podnieść słowa do światła i wpatrywać się w nie z każdej strony i bez zbędnego dyskomfortu.

Tej nocy Thor zasnął na kanapie.

Tony został ze swoimi myślami dotyczącymi najbliższej bazy SHIELD, gdzie Loki siedział w celi z kajdanami na nadgarstkach i kagańcem na ustach, żeby zablokować całą jego moc i powstrzymać go od przywłaszczania tej z otoczenia. Tony został ze swoimi myślami dotyczącymi kłamstw i tego jak bardzo optymistycznie brzmiał ich mały super-złoczyńca przemawiając do ludzi w Niemczech. To było tak cudaczne, tak popisowe – sztuczki i niewłaściwe ich wykorzystanie.

Loki zaczął poważnie wyprowadzać go z równowagi, kiedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę z tego, że myśli psotnika odzwierciedlają jego własne – mianowicie kiedy zorientował się w planach zarekwirowania Stark Tower przez Lokiego na rzecz obrazy, zranienia i czystej pokazówki.

Tony Stark znał się na pokazówce i to całkiem nieźle, a poza tym uważał się za doskonałego kłamcę. Jego zdolności pokerowe były legendą w niektórych kręgach, a w Vegas jest parę miejsc, w których wciąż nie pozwolą mu się zbliżyć do stołów. Poza tym Tony rozpoznawał geniusz kiedy tylko go zobaczył. Thor nie grzeszył geniuszem, ale jego młodszy brat miał go całkiem sporo, zakopanego pod pozornym, zimnym szaleństwem.

Więc po kilku pozbawionych snu godzinach, obojętny na wstający za jego plecami szary świt, Tony zawitał do bazy SHIELD-u i wolnym krokiem ruszył w stronę wysoko chronionych cel, jakby całe to miejsce było jego. Przejście przez ochronę nie należało do najtrudniejszych. Hakował ich systemy od tygodni, więc dopóki wyglądał pewnie i patrzył prosto przed siebie nikt nie zadawał pytań facetowi ze wszystkimi kluczami i kodami. Mimo to Fury zorientowałby się w jakieś piętnaście minut, więc Tony zdecydował się nie guzdrać.

Zastanie niewzruszonego i nieco zirytowanego Nicka Fury'ego czekającego przy drzwiach do celi Lokiego nie należało do miłych niespodzianek.

- Panie Stark, proszę nie kazać mi żałować tego, że wpuściłem Pana do bazy bez przeszukiwania w celu pozbycia się jakichkolwiek podsłuchów z Pańskiej osoby. - Tony rozważył te słowa

- Odzyskałbym po tym mój garnitur?

- Postarałbym się o to, żeby dostał Pan szpitalne wdzianko. Różowe.

Miliarder zmarszczył brwi mimo woli

- Odnotowałem.

Fury wpatrywał się w niego przez dłuższą chwilę, oceniając zmrużonym okiem.

- Nie wyglądasz jakbyś tego ranka był pod wpływem sztuczek któregoś z naszych Asgardzkich przyjaciół, więc nie mam zielonego pojęcia co ci do łba strzeliło. I gdzie jest nasz drugi półbóg? Prawie skończyliśmy pożegnalne oceny i skany Tesseractu i domyślam się, że chętnie wykorzystałby go, żeby wrócić z bratem do domu.

- Wygląda na to, że Thor odsypia na mojej kanapie wciąż nieco pijany. Ucięliśmy sobie długą, miłą pogawędkę, – skrzywił się i niechętnie spoważniał. – Wiesz jakiego typu facetem jestem. Lokiego też rozgryzłeś. Powiedzmy, że rozpoznam kłamcę jak tylko go zobaczę i chciałbym kilka rzeczy z nim omówić, skoro siedzę teraz nieco w temacie. W skrócie, mam kilka pytań.

- Raczej nie jest rozmowny, Panie Stark.

- Wystarczy, że będę obserwował jego twarz i zajmę się gadaniem.

- Masz trzydzieści minut pod warunkiem, że nie wyłączysz naszych oczu i uszu w celi. – zdecydował Fury. Tony znowu się skrzywił i pomachał ręką

- Jasne, jasne.

Fury wstukał nieznany kod i zeskanował swoje sprawne oko. Drzwi otworzyły się, a Tony wkroczył do dobrze oświetlonej, porządnie wzmocnionej celi. Czuł się jakby wszedł do skrytki bankowej, w której przypadkiem znalazło się kilka mebli i super-złoczyńca, zamiast złota i waluty. Drzwi zamknęły się za nim z sykiem.

Loki siedział rozwalony na ciężkiej, stalowej ławce przymocowanej do ściany z plecami wciśniętymi w róg pokoju. Nie był typem stworzenia wyglądającego mniej niebezpiecznie tylko dlatego, że znajdowało się w kącie zakneblowane i skute. Loki uniósł brew – jedyny dowód na to, że obecność Tony'ego Starka była dla niego zaskoczeniem.

- Wydajesz się zachwycony moim widokiem, – zaczął Tony. – I nie dziwię ci się. - Znalazł krzesło, które nie było do niczego przymocowane i przeniósł je tak, żeby usadzić się naprzeciwko boga chaosu. – Masz pojęcie jak ciężko jest spić twojego brata?

Loki zmrużył zielone jak trucizna oczy.

- Jeszcze trudniej jest upić go tak, żeby można było pogadać o tym co działo się z tobą, przed tą całą sprawą z małą, kosmiczną kostką, czy czymś tam jeszcze. – Odchylił się w krześle zakładając ręce na piersi i spokojnie znosząc spojrzenie boga. – Zabawne, że mówił coś o tym, że nie pragniesz tronu. Opierając się na moich własnych przeżyciach z tobą związanych, wydaje się to ździebko dziwaczne.

Drgnięcie gdzieś za tym metalowym kagańcem zakrywającym dolną część twarzy Lokiego pokazało człowiekowi z żelaza, że nadepnął na odcisk, ale gniew zdawał się wyparowywać z miny kłamcy, nawet jeżeli tylko odrobinę. Loki uniósł podbródek, niewiele, cicho zachęcając go do kontynuowania.

Tony poczuł przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz, zmieszany z odrobiną ekscytacji – to uczucie towarzyszyło mu zawsze, kiedy skupiał się na szczególnie fascynującej zagadce.

- Miałem rację, prawda? Nie było cienia szans, żebyś wzniósł się na szczyt tu na ziemi. Nigdy nie zostałbyś tu królem i wiedziałeś o tym. To wcale nie był twój plan.

O to chodziło – linie wokół oczu Lokiego przeszły z podejrzliwych do szalenie rozbawionych. Poza tym w ogóle się nie poruszył – żadnego skinienia, żadnego drgnięcia.

- Co najwyżej mogłeś pozwolić ich armii zniszczyć sporą część naszych miast i rządów, a wtedy obrócić się przeciw nim. Gdyby udało ci się pozbyć Avengersów i SHIELD-u nie zostałby nikt, kto zidentyfikowałby cię jako tego, który rozpoczął ten cały bajzel. Byłbyś bohaterem, a niektórzy mogliby cię nawet za to czcić. Nawet niezła próba, ale całkiem poplątana, nawet jak na standardy super-złoczyńców.

Loki sapnął, co podejrzliwie zabrzmiało jak śmiech. Tony za to wyszczerzył się chłodno.

- Tak sądziłem. Nawet nie chcesz już, żeby ci schlebiali, co nie? Po prostu chcesz wkurzyć ludzi. – Pochylił się, oparł łokcie o kolana i zmrużył oczy. – Ale to jeszcze nie wszystko. Śmiało mogę stwierdzić, że jesteś mściwy, ale nie na tyle, żeby zwabić armię na ziemię tylko pieprzeniem i chichotaniem. Zaproponowali ci umowę, a ty bawiłeś się nimi tak samo jak nami. Zastanawiam się co właściwie ci zaproponowali, skoro nie była to Ziemia. A raczej, zastanawiam się w co nas wkręciłeś, skoro tak naprawdę nie zamierzałeś wygrać.

Bóg intryg wyglądał teraz na całkiem rozbawionego. Spuścił nogi na ziemię i obrócił się, żeby siedzieć z Tonym twarzą w twarz. Metal na jego nadgarstkach wydawał się zdecydowanie zbyt ciężki, ale pomimo tego z gracją oparł przedramiona na nogach, odzwierciedlając pozycję w jakiej siedział Tony. Złączył dłonie jak do modlitwy, po czym otworzył je jak karty książki. Wyraźny, czarny tekst pojawił się w poprzek jego dłoni, jakby ktoś pisał piórem po skórze. Bardzo dobrze, Człowieku z Żelaza.

Widząc to, Tony poczuł przebiegające po plecach ciarki.

- Myślałem, że magiczny kaganiec i łańcuchy zablokowały twoją magię.

Psotnik zamknął dłonie po czym ponownie je otworzył czyszcząc płótna tylko po to, żeby nowe słowa zostały na nich zapisane. Nie mogę wykorzystywać mocy znajdującej się poza moim ciałem, a moja moc nie może go opuścić. Wszystko zostało uwięzione tutaj, pod moją skórą.

- Rozumiem. Niezła luka prawna, ale skoro tak, to możesz odpowiedzieć na moje pytania.

Ponownie dłonie Lokiego zamknęły się i otworzyły. Niby czemu miałbym to zrobić? Uniósł brew w wyrazie rozbawionego niedowierzania.

- Nie mogę zaoferować ci wolności. Pomyśl o czymś czego chciałbyś ode mnie i zobaczę co da się z tym zrobić.

Bóg rozważył to, wyglądając teraz na zaciekawionego. Po kilku długich chwilach skinął wspaniałomyślnie głową i zaproponował, Uczciwa wymiana – moje historie za Twoje. Zacznij od tego urządzenia w Twojej piersi – jakie jest jego zadanie?

- To reaktor łukowy zasilający elektromagnes, który powstrzymuje odłamki bomby przed dostaniem się do mojego serca i zabicia mnie, – odpowiedział Tony zwyczajnie. – Sam go wykonałem.

Odłamki też?

- Niezły jesteś, – wyraz twarzy Tony'ego spochmurniał, a wynalazca potrząsnął głową. – Mogę powiedzieć ci coś więcej, jeżeli powiesz mi jak zakumplowałeś się z tą armią kosmitów.

Uśmieszek – wszystkie drwiny kłamcy widoczne nawet z tym kagańcem po drodze. To była całkiem spora zabawa, naprawdę.

Avenger potrząsnął głową

- Co poza tym?

Oblicze Lokiego zmieniło się w maskę idealnej skrytości. Spadłem z pozostałości tęczowego mostu do przejścia stworzonego przez nagłe i katastroficzne w skutkach zniszczenie przeciążonego Bifrostu. Złożył dłonie kiedy Tony skinął głową, dając mu do zrozumienia, że skończył czytać. Spadałem przez parę z dziewięciu królestw, lecz także miejsca pomiędzy nimi. Znajdują się tam przerażające rzeczy. Uważnie obserwował twarz Tony'ego. Jak sam pewnie pamiętasz.

Tak jak się tego spodziewał, człowiek z żelaza natychmiast przywołał wspomnienia lodowatej pustki po drugiej stronie otwartego przez Lokiego nad Stark Tower portalu. Z technicznego punktu widzenia zarysy każdego kształtu w tym miejscu wydawały się błędne – geometria nieeuklidesowa. Masy skał wisiały w powietrzu, a wszystko przesiąknięte było do granic możliwości uczuciem pustki. Była tam tylko nieskończona ciemność i ta armia potworów przelatująca przez nią jak zjawy, lub strażnicy cmentarza o rozmiarach galaktyki. Nie wpatrywał się w nią przez długi czas, a mimo to dusząca klarowność obrazu była w niego wmuszana, wpalana, jakby miejsce przepełnione było milczącymi krzykami chcącymi, żeby je usłyszał, był ich świadom. Wtedy znowu przeleciał przez portal.

Spadał, ale był ktoś, kto go złapał. Miał wrażenie, że Loki nie był takim szczęściarzem nawet w połowie.

- Miałeś twarde lądowanie, prawda? – spytał Tony niskim głosem. – Pewnie zostawiłeś dziurę głębszą niż ta, którą zrobił dla ciebie Hulk, – podniósł rękę, jakby wyciągając z powietrza nowy temat. – Skoro już o tym mowa, wydawało mi się trochę dziwne, wiesz? Gramolisz się z tej dziury i po prostu siadasz sobie przed nami, – cmoknął głośno. – Potrafisz używać pieprzonej teleportacji. Możesz przenikać przez stałą materię, jak jedna ze swoich iluzji. Widziałem materiały, – znowu się nachylił, zbliżając do Lokiego. – Więc co tu właściwie robisz?

Loki złożył ręce i spuścił wzrok nieomal skromnie. Kiedy znowu je otworzył, słowa pojawiły się szybciej, jakby pisane w pośpiechu. Widziałeś miejsce, w którym wylądowałem tylko pobieżnie. Jako że jesteś śmiertelnikiem, jestem szczerze zaskoczony tym, że twoje zmysły wyszły z tego stosunkowo bez szwanku. Dłonie zamknięte i znowu otwarte. Jestem bogiem, Tony Starku. Jestem jednym z najpotężniejszych stworzeń spośród kiedykolwiek wychowanych w Asgardzie. Prawie zniszczyłem całą planetę i wszystkich jej mieszkańców. Nagle podniósł wzrok, żeby spotkał się ze spojrzeniem Tony'ego – ciemna zieleń, błyszcząca jak polerowany metal. W tym pustym miejscu znajduje się ktoś, kto zniszczył całe galaktyki i nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

Tony poczuł się, jakby krew skrzepła mu w żyłach. Sama myśl o tym, że Loki, który omal nie rozerwał ich na strzępy, a razem z nimi całego świata ucieka przed kimś, lub czymś sprawiła, że Avenger poczuł się nagle bardzo, bardzo mały.

Dłonie zamknięte. Otwarte. Miałem nadzieję, że zdołacie wystarczająco zwrócić na siebie uwagę. W przeciwnym wypadku tylko kwestią czasu byłoby wytropienie przez niego źródła Tesseractu. Zamknięte. Otwarte. Widzisz, Tesseract jest jednym z największych dzieł mojego ojca.

Tony poczuł ścisk w gardle.

- Postanowiłeś, że zaprowadzisz go pod nasze drzwi, a nie swojego tatusia, – wykrzywił usta odsłaniając zęby w wyrazie raczej niepodobnym do uśmiechu. – Jak szlachetnie.

I znowu bóg wyglądał na rozbawionego. Spokojnie, Człowieku z Żelaza. Spójrz jak wiele udało wam się uzyskać w tak krótkim czasie. Dłonie zamknięte, otwarte. Zmobilizowaliście siły zdolne rozszarpać armię o technologii o wiele bardziej zaawansowanej niż wasza i pokonaliście boga. Zamknięte. Otwarte. Jesteście niedocenieni przez pozostałe z dziewięciu królestw. Tak samo zawsze było ze mną. Pomyśl co moglibyście zrobić, gdybyście mieli więcej czasu.

Tony zmrużył oczy.

- Niedocenieni, tak jak ty wciąż jesteś, wydaje mi się.

Po raz kolejny uśmieszek sięgnął oczu Lokiego, ale kiedy zamknął dłonie, pozostały złączone. Uniósł brwi rzucając wynalazcy wyczekujące spojrzenie. Przyszła kolej na opowieść Tony'ego. Iron Man potrząsnął głową, ale usta zaczęły się ruszać bez jego przyzwolenia.

- Moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej. Dawno temu. Wciąż byłem tylko dzieckiem i odziedziczyłem imperium zakładów zbrojeniowych ojca. – Tony żałował, że nie wziął ze sobą drinka, właśnie teraz by mu się przydał. – Projektowałem bronie i byłem w tym cholernie dobry. Zarabiałem na tym niezłe pieniądze, a prasa nadała mi przezwisko "Handlarz Śmiercią", – odchylił się w krześle z założonymi rękami. – Mój ojciec chrzestny, najlepszy przyjaciel mojego ojca, który wychowywał mnie po tym jak rodzice zginęli, zdecydował parę lat temu, że chce mieć całą resztę. Całe imperium i wszystko do czego na jego drodze stałem ja. Więc wysłał mnie na pustynię, żebym zademonstrował moje najnowsze rakiety i zapłacił jakimś terrorystom za pozbycie się mojego konwoju, używając przy tym mojej własnej broni. Jednak rozpoznali mnie i zrozumieli, że nie zapłacono im nawet połowy sumy, za którą zabija się takich jak ja. Nie kiedy mogłem być tak użyteczny.

Loki pozostał w bezruchu, uśmieszek uprzejmie nieobecny kiedy słuchał.

- Więc wsadzili mnie do jaskini i kazali dla nich tworzyć. Mieli tam też innego naukowca, lekarza. Umieścił elektromagnes nad moim sercem i podłączył go do akumulatora samochodowego, – postukał w reaktor. – Niedługo potem wymyśliłem coś nieco staranniejszego. Nikt się nie czepiał, sądzili, że buduję dla nich bomby.

Powoli Loki otworzył dłonie. Przypuszczam, że zamiast tego stworzyłeś zbroję?

Tony skinął głową.

- Zabili mojego przyjaciela zanim zaskoczyła i stała się stosunkowo sprawna. Nie trzymał się planu, – powiedział tylko troszkę zachrypnięty. O dziwo łatwo było pozostać opanowanym, czując na sobie wzrok Lokiego. Może to była adrenalina, a może po prostu łatwiej było być upartym mierząc się z kimś tak aroganckim jak bóg. Może to dlatego, że jego opowieść nie była wybitnie bohaterska – zamienił się w broń i wywalczył sobie drogę na zewnątrz pozbawiony zarówno mściwości jak I dobrych intencji. Wiedział, że wcale nie był takim wielkim bohaterem i nie wierzył w odkupienie win, tylko w poprawę.

- Wróciłem do domu i ogłosiłem światu, że przestanę tworzyć broń, a moja firma nie będzie już produkować, czy sprzedawać czegokolwiek zaprojektowanego do zabijania. Postanowiłem zburzyć moje własne imperium zbrojeniowe i spodziewałem się, że ludzie zaczną mnie za to lubić, – Tony wziął głęboki wdech. – Nie spodziewałem się, że mój bliski przyjaciel Obadiah sparaliżuje mnie i wyrwie reaktor z piersi. Nie spodziewałem się zwłaszcza tego, że powie mi, że zapłacił za moją śmierć na pustyni i po prostu sobie pójdzie, zostawiając mnie na pewną śmierć. – Wpatrywał się w Lokiego bez zmrużenia oka. – Jeżeli cię to interesuje, nie żyje. Lodowe sprawki, mogłoby ci się spodobać.

Loki wyprostował się nieco, złączając stopy. Rozchylił dłonie jakby otwierał niewidzialną książkę i kładł ją na kolanach Czy to miało odnieść się do mojego sumienia, Tony Starku?

Tony zaśmiał się szybko i ponuro.

- Nie. Wcale. Wprost przeciwnie.

Coś zadrżało w spojrzeniu boga, jak coś niebezpiecznego co uderzyło nieco zbyt blisko domu, sądząc po tym jak jego oblicze wygładziło się w maskę spokoju nie do odczytania. Jednak tym razem słabe pęknięcia wokół krawędzi nie były gniewem, czy bólem. To była tylko ciekawość. Odchylił się do tyłu ze zmrużonymi oczami. Pod jego poprzednim pytaniem pokazało się jedno słowo. Interesujące.

Śmiertelny wynalazca uśmiechnął się lekko.

- Na ogół taki jestem. Teraz twoja kolej, o co chodziło z tym planem zniszczenia planety przed twoim upadkiem?

Loki potarł dłonie i ponownie je otworzył. Czy Thor wspominał o tym, że nie jestem jego bratem z krwi?

Po dłuższej chwili Tony potrząsnął głową.

- Tak jakby. Wspominał, że jesteś adoptowany, ale to by było na tyle.

Nie jestem. Odyn wraz z innymi wojennymi łupami zabrał mnie do domu z pól bitewnych Jotunheimu.

- Jotun… planety, którą próbowałeś wysadzić?

Loki skinął głową. Do dnia wygnania Thora byłem nieświadomy swojego pochodzenia. W czasie bitwy pod wpływem uścisku Lodowego Olbrzyma ciało Aesirów czernieje z powodu zimna. Ku mojemu zaskoczeniu, moje nie zostało odmrożone. Gorzkie rozbawienie przemknęło przez jego oblicze. Wtedy wróciliśmy do Asgardu i patrzyłem jak mój drogi brat zostaje wygnany za wywołanie nowej wojny.

- Zatem stwierdziłeś, że położysz temu kres? Zakończysz wojnę?

Bóg chaosu skinął głową. I sprawię, że nie będą grozić nam kolejne.

- Nie przyszło ci do głowy, że może był powód, dla którego twój ojciec nie zniszczył całej planety od razu, skoro wszystko czego do tego potrzebował miał pod ręką?

Dzikie, pełne płomiennej wściekłości spojrzenie jakie posłał mu Loki było całkiem wymowne.

- W porządku, – wzruszył ramionami. – Myślałem, że sprzedawanie broni pozostawi ją w rękach ludzi, którzy użyją jej do ochrony pokoju, – powiedział Tony beznamiętnie. – Myślałem, że w mojej firmie pracowali ludzie, którzy nie sprzedadzą mojej broni terrorystom, – ponownie wzruszył ramionami. – Wszyscy coś spieprzyliśmy. Ja i moja wieloletnia głupota zabiliśmy tylko około miliona ludzi. Ty?

Wściekłość Lokiego pozostała nieostudzona, ale rozluźnił ramiona i Tony wyczuł pod maską ślad speszonej ciekawości.

- Zauważyłem w tobie coś jeszcze. Jesteś świetnym aktorem. Sam jestem cholernie dobrym kłamcą, a wciąż mogę nauczyć się od ciebie paru rzeczy.

Bóg Kłamstwa i Chaosu, przekazał Loki za pomocą dłoni, jego oblicze znów rozbawione.

- Tak przy okazji gratuluję złego postępku. Czytałeś trochę o naszej historii, co nie? Wszyscy ci ludzie klęczący w Niemczech, a ty brzmiałeś jakbyś naprawdę chciał zostać królem. Wykiwałeś nas, wykiwałeś Chitauri i być może wykiwasz ludzi u siebie, zależy jak wiele się o tym nasłuchali.

Loki wywrócił oczami. Dłonie zamknięte i znowu otwarte. Nikt w Asgardzie nie będzie zaskoczony. Jestem w ich oczach cieniem brata i dopatrują się zazdrości w każdym moim czynie.

- Chryste, ciekawe czemu, – odparował Tony sucho. Zastanawiało go gdzie był Fury. Pół godziny już dawno minęło, prawda?

Bóg znowu rzucił mu złowrogie spojrzenie.

- Spędziłeś wieki będąc uważanym za kogoś w jakiś sposób gorszego od nieźle umięśnionego gościa, którego chyba kilka razy mocno zdzielili przez łeb, – stwierdził Tony beznamiętnie. – Ja bym sobie przystawił pistolet do głowy. Thor jest obecnie tolerowanym kumplem, bo po kolei jest trzeźwy, zły i w depresji. Mam wrażenie, że w dobrym humorze byłby jak duży, dobry wiking – głośny, raczej niepełnosprytny, albo w sumie taktowny.

Zaskoczył go autentyczny, niespodziewany i stłumiony chichot boga, który zaraz jęknął kiedy został zatrzymany przez cokolwiek co umieścili z drugiej strony maski.

Tony przypomniał sobie fragment mitu, w którym Lokiemu zaszyli usta i nagle poczuł się trochę niekomfortowo.

- Opowiedziałem ci moją historię, Loki, – powiedział cicho, niecierpliwie. – Wróćmy do ciebie i tego gościa co to niszczy galaktyki.

Loki skinął głową i ponownie jego dłonie się zamknęły, po czym otworzyły. Spadłem. Wylądowałem w miejscu, które co prawda pobieżnie, ale sam widziałeś. Oczywiście byłem na wpół martwy. Zamknięte. Otwarte. Jak najwolniejszy aplauz świata. Nie byłem w położeniu umożliwiającym mi oparcie się pochwyceniu. Nie byłem w położeniu umożliwiającym mi stawianie jakichkolwiek żądań, czy zakładów. Kolejne klaśnięcie. Oczywistym więc jest, że zakładałem się, opierałem, ogólnie byłem zbyt problematyczny, żeby mogli mnie przetrzymywać.

Tony parsknął rozbawiony.

Loki skinął głową, jakby zgadzając się z jego lekkim szyderstwem. Wtedy spotkałem ich przywódcę. Chciał wiedzieć skąd pochodzę i skąd pochodzą moje moce. Zamknięte. Otwarte. Nie pożąda siły. Ma jej więcej niż potrzeba. Pożąda tylko śmierci. Jest zakochany w śmierci.

Tony znowu poczuł dreszcz

- Boisz się go.

Bóg przewrócił oczami. Oczywiście, że tak. Nie jest nawet w połowie takim głupcem jak mój brat. Strach utrzymuje nas przy życiu, czyż nie, Tony Starku? Zamknięte. Otwarte. My, kłamcy i ludzie sukcesu znamy strach najlepiej. Niby z jakiego innego powodu ludzie tacy jak my nieustannie potrzebują masek, sztuczek i nieprzebranych kolekcji sekretów? Zamknięte. Otwarte. Oczy Lokiego były ostre i rozjaśnione czymś, co było prawie prawdziwym uśmiechem. Oczywiście innego niż czysta zabawa.

Avenger czuł jak serce bije mu szybciej, lekki dreszcz przebiega wzdłuż kręgosłupa. Oh, jest niezły, pomyślał.

- Sądzisz więc, że wycieczka do domu będzie "zabawą"?

Bóg odwrócił wzrok, a wyraz jego twarzy znowu ściemniał. Twoje przyjęcia okupione są kacem. Moje okupione są więzieniem i procesem. Zamknięte. Otwarte. Wiem co czeka mnie w Asgardzie.

- Niektóre moja przyjęcia kończą się w ten drugi sposób, ale raczej mniej po drodze mordowania. No i nad nikim nie wisi potencjalny wyrok śmierci, – mruknął Tony w zamyśleniu. – Czemu ten kochanek śmierci oddał cię Chitauri?

Chciał sprawdzić ich przydatność i lojalność, tak samo jak i moją. Zdali test, na swój sposób. Zawahał się, po czym wyjawił, Dopiero okaże się, czy przejrzał moje sztuczki, czy nie. Zamknięte. Otwarte. Nie jest istotą, którą łatwo okłamać i musiałem uciec się do utraty zdrowych zmysłów, aby obronić przed jego umysłem własne sekrety i plany. Do pewnego stopnia.

Tony skinął głową.

- Musiało być nieźle, praca z ludźmi nie mającymi pojęcia o twojej wcześniejszej reputacji.

Bóg wzruszył ramionami, wciąż poważny, a nie zadowolony z siebie, jak można się było spodziewać. To nie wystarczyło. Straciłem sporą część tego kim byłem. Odzyskanie jej może być warte trudu, zakładając, że nie zostanę wkrótce skazany na śmierć.

Wynalazca nie miał pojęcia jak na to odpowiedzieć.

- Nie sądzisz chyba, że uwierzę, że nie miałeś nad sobą władzy.

Nie. Miałem. Oblicze Lokiego znowu stało się martwe i pozbawione wyrazu. Zrobiłem to wszystko bardzo chętnie.

- Wliczając w to śmiech przy dźganiu ludzi?

Bóg prychnął. Nigdy nie myl mnie z prawdziwym człowiekiem, przy zdrowych zmysłach, czy współczującym.

Przez moment Tony zastanawiał się czego trzeba, żeby uczynić kogoś tak martwym i pustym jak Loki w tej chwili. Przez to zaczął myśleć o zimnym, napędzanym mściwością gniewie, który przenikał go do kości kiedy zatrzymało się serce Yinsena. Przez to zaczął myśleć o tym nuklearnym wybuchu, tej armadzie i wwiercającym się w uszy odgłosie wydawanym przez Chitauri, o wszystkim na wspomnienie czego chciał coraz bardziej sięgnąć po drinka.

- Przypuszczam, że masz plan ucieczki.

Przemyślałem już tuzin, albo dwa różnych pomysłów.

Tony skinął głową.

- Jeżeli tu wrócisz, będziemy na ciebie czekali. I będziemy o wiele lepiej przygotowani.

Możesz tak sądzić, ale sam też poznałem was trochę lepiej.

- Dokładnie. – Miliarder wciąż czuł pod skórą dreszcz ekscytacji, pomimo trzeźwiącego chłodu, który przejmował go w miarę trwania konwersacji. Dreszcz był obiecujący. To był rodzaj mrowienia, niespokojna iskra, którą czuł przed uzyskaniem niespodziewanej odpowiedzi, albo tuż przed tym jak do głowy wpadał mu nowy, olśniewając projekt. Zapowiadał też wątpliwe, aczkolwiek błyskotliwe decyzje.

- Jak przyjdzie do nas, przyjdzie też do Asgardu. A jeżeli naprawdę jest koneserem śmierci, zabicie bandy nieśmiertelnych na pewno będzie dla niego nieźle ekscytujące. Dzięki interesującym teoriom Dr Foster wiemy, że jesteśmy z wami silnie połączeni Yggdrasilem.

Sądziłeś, że wracam do domu tylko po to, żeby ponownie zobaczyć matkę? Bóg wydał z siebie rozbawiony pomruk. Wspomnij też, że moje poczynania zapewniły korzyści obydwu naszym królestwom. Mamy teraz czas, aby przygotować siebie i naszych rodaków, jeżeli nam pozwolą.

- Mamy mniej czasu i więcej do stracenia tu, na Ziemi, – odgryzł się Tony.

Ale macie Hulka. Loki przybrał niewinny, a zarazem drwiący wyraz twarzy.

- Cóż… Ty musisz zmierzyć się z Odynem, – odparował Avenger z rozdrażnieniem.

Niepokój przemknął przez oblicze boga – większy niż ten, który pojawił się gdy grom i błyskawica wyrwały go z łap SHIELD-u. Podniósł dłoń w obraźliwym geście, dając do zrozumienia, że nauczył się paru rzeczy o Ziemskiej kulturze podczas swojego pobytu na planecie.

Na ten widok Tony wybuchnął głośnym i szczerym śmiechem. Kiedy się uspokoił, usłyszał dochodzący z interkomu trzeźwiący głos Fury'ego.

- Czas już prawie minął, Panie Stark.

Loki podniósł wzrok na interkom, niespecjalnie będąc pod wrażeniem.

- Trwało to dłużej, niż sądziłem.

Bóg wydał się tym nieco rozbawiony.

- No i nie sądziłem, że będziesz taki rozmowny.

Ich spojrzenia się spotkały, a Loki znowu rozchylił dłonie. Intrygujesz mnie i zaskakujesz bardziej konsekwentnie niż jakikolwiek inny śmiertelnik, którego poznałem. I jestem bardzo znudzony siedzeniem w tej małej klatce.

- Więc mówisz, że jestem dogodną rozrywką.

Widząc Twoją wieżę i zbroję, zastanawiałem się jak wiele z tego było kłamstwem. Zamknięte. Otwarte. Zastanawiałem się, czy ktokolwiek z was przejrzy moje. Loki uniósł nieco podbródek. Prawie mógłbym stwierdzić, że chciałbym, żebyśmy spotkali się w innych okolicznościach, Tony Starku.

Tony przełknął ciężko ślinę, myśląc o niepokojących rzeczach, jak, KochamPepperKochamPepperKochamPepper, i, Na przyprawiającej o ciarki skali, to będzie leżało mniej więcej po środku – między prześladowcą nie do końca i cholernym socjopatą, prawda?, a zwłaszcza, Chyba właśnie dodaliśmy nordyckiego boga super-złoczyńcę do listy rzeczy, które nie powinny nakręcać Tony'ego Starka, a i tak to robią. Fakt, że super-złoczyńca mógł być całkiem zniewalający i wyzywający, z tymi oczami i kośćmi policzkowymi… Był po prostu niesprawiedliwy, poważnie. Powinni tego zabronić, a Tony chciałby zapomnieć o większości tego co zobaczył. Zło nie powinno być pociągające.

- W takim razie żałujesz teraz defenestracji?

Rozbawiony pół-śmiech, trochę więcej niż syk powietrza za maską. Dłonie boga mówiły, Ani trochę.

Tony wstał słysząc ciche kroki zza drzwi, syk powoli przesuwających się razem z pierwszym zestawem zamków bolców.

- Jesteś obłąkany, wiesz?

Bóg skinął głową. Oczywiście.

Wbrew swojemu właściwemu osądowi sytuacji, Tony zgiął się w pasie i wyszeptał do ucha Lokiego.

- Nie zaufam ci, dopóki nie będę w stanie cię wywalić bez zbroi. Tak czy siak… - wsunął za kołnierz boga coś, co zaraz się do niego przyczepiło. Mały kawałek AI, akurat na jeden telefon. Zawsze miał je pod ręką, na wypadek gdyby ktoś potrzebował środków do wezwania jego pomocy, albo JARVIS-a. Jeżeli jego kciuk otarł się o obojczyk Lokiego, to był to czysty przypadek.

- Może dasz znać, jak już wrócisz do miasta. – Wyczuł jak głowa Lokiego obraca się w jego stronę i zadrżał czując w pobliżu szyi mrożący oddech.

Loki bacznie obserwował Tony'ego kiedy ten się odsunął, a jego dłoń zsunęła się z ramienia boga. Dłonie Lokiego otworzyły się, żeby spytać, W jakim celu?

- Dlatego, że mogą to być właśnie te inne okoliczności, – odparł Tony. Jeżeli uważasz, że sobie poradzisz, dodawał uśmieszek.

Bóg uniósł brwi, z pozoru zakłopotany tym, że jego flirtowanie w połowie spotkało się z odpowiedzią, a w połowie zostało unicestwione. I to w jednym geście. Wątpię, żebym kiedykolwiek miał zamiar zostać jednym z Avengersów i nie pragnę odkupienia.

- Zauważyłem. – Drzwi za jego ramieniem właśnie się rozsuwały. – Nie jestem tylko Avengerem, jak pewnie zauważyłeś. Odkupienie to nie moje klimaty. – Jestem cholernym Tonym Starkiem i wygląda na to, że postradałem zmysły. – Poza tym, wciąż wiszę ci drinka, – uśmiechnął się szeroko, obrócił na pięcie i wyszedł czując na sobie spojrzenie boga chaosu, nawet po ponownym zamknięciu drzwi.

Fury zmusił go do odwrócenia wzroku, samą swoją postawą niezadowoloną do tego stopnia, że Tony zaczął rozważać jego obecny stosunek do sprawy. Natasha, która stała u jego boku wyglądała na zaledwie bierną i czujną, no może jeszcze nieco rozbawioną. Wtedy do niego dotarło.

- Nie byliście w stanie zobaczyć słów na jego rękach, prawda? – Fury powoli pokręcił głową

- Nie, nie byliśmy. – Tony zagwizdał przez zęby.

- Mały, chytry sukinsyn z niego. – Dwóch uzbrojonych facetów zatrzymało się tuż za nim. Natasha też zrobiła krok w przód.

- Czas na przesłuchanie, Panie Stark, – powiedziała prosto z mostu najładniejsza skrytobójczyni.

Tony westchnął.

- Dobra, dobra. Chociaż nie mogę obiecać, że zapamiętałem wszystko co do słowa, – odpowiedział śpiewnie i sarkastycznie.

Nie spodziewał się, że każą mu usiąść przed taśmą i zapisać odpowiedzi Lokiego w pustych częściach transkryptu, przy czym pomocne było to, że słowa Tony'ego już w nim były. Z czystej złośliwości, wszystkie kwestie jakie zanotował były tak mętne i nijakie jak tylko się dało. Tyle dobrego, że ich mikrofony nie wyłapały słów wyszeptanych do ucha Lokiego.

To była pierwsza rzecz, do której Fury się doczepił. W swojej wersji transkryptu, Tony zostawił miejsce puste.

- Panie Stark, zaczynam sądzić, że mógł Pan powiedzieć mu coś czego będzie Pan potem żałował.

- Powiedziałem mu co z nim zrobię, jeżeli znowu zbliży się do mojej wieży. Doszedłem do wniosku, że można to pominąć. Wolałem nie mieć tego na papierze na wypadek gdyby Thor miał wpaść i to zauważyć, – Tony skłamał bez zmrużenia oka. – Myślisz, że co mu powiedziałem?

- Co z tą postacią, do której nawiązywał, kto podczepił go do armii? – Fury wyglądał na nieco skonsternowanego.

- To ma sens. Miejsce po drugiej stronie portalu… - Tony nie mógł nic poradzić na dreszcz, który przez niego przebiegł. – Cały czas mi się wydaje, że musiał się do niego dorwać. Wydawało się martwe. – Potrząsnął głową, żeby pozbyć się niechcianych myśli i dorzucił, – Jeżeli boi się odwetu kogoś stamtąd, dałoby się wyjaśnić czemu tak łatwo dał się złapać po tym jak wypełzł z dziury w mojej podłodze. Też bym czmychnął z domu, gdyby właściciel armii miał mnie na swojej czarnej liście.

- Myślisz, że naprawdę zostaną tu zwabieni?

Tony zmarszczył brwi.

- To zależy od tego czy wierzysz, że ktoś zakochany w śmierci będzie nami zainteresowany, bo wybiliśmy cholernie sporą część jego armii. Nie brzmi tak realistycznie jak "Jezu, ktokolwiek stoi na czele resztek tej cywilizacji jest raczej wkurwiony na Lokiego". Z drugiej strony ja latam naokoło w uzbrojonym, podobnym do robota kombinezonie, Loki i Thor są nordyckimi bogami, Natasha zabija ludzi kostkami, i w tej chwili jestem w staławym związku z Pepper. Żadna z tych rzeczy normalnie nie brzmiałaby realistycznie, gdybyśmy nie przeszli przez to wszystko. - Fury znowu zaszczycił go spojrzeniem pod tytułem "za dużo gadasz".

- To by było na tyle, Panie Stark.