Autor: MissSnowFox
Link do oryginału:
Love's First Kiss
Zgoda na tłumaczenie:
JEST i to bardzo entuzjastyczna ;)

Tłumacz: sandwich
Początek akcji:
serial BBC "Przygody Merlina" sezon 2 epizod 10 - "Słodkich snów"
Beta: akken (pasja) :*
Opis:
Co by się zdarzyło, gdyby Gwen nie była tą osobą, która może zdjąć urok z Artura. Kto jeszcze mógłby to zrobić?


KSIĘGA I – MERLIN

Rozdział 1. Nadal zaczarowany

Merlin schował się w fałdach płótna namiotu, w którym książę Camelotu przygotowywał się do pojedynku. Miał nadzieję, że jego przyjaciółka przybędzie złamać czar, zanim będzie za późno. Wreszcie ujrzał, jak ktoś odepchnął materiał wejścia i do środka wpadła zadyszana Gwen. Artur podniósł obojętny wzrok.

— Och... — zdziwił się. — W końcu przyszłaś życzyć mi szczęścia? Naprawdę nie sądzę, bym tego jeszcze potrzebował.

Zamknij się, Arturze, ty arogancki palancie, inaczej ona nigdy cię nie pocałuje.Pomyślał Merlin, będący świadkiem słów swojego przyjaciela.

— Nie, Arturze. Nie przybyłam, aby życzyć ci powodzenia — odpowiedziała, wzdychając. Książę spojrzał na nią nieco zdezorientowany.

— No cóż... Szczerze mówiąc, to było raczej niegrzeczne — oznajmił.

Obserwujący ich czarodziej, przewrócił oczami.

— W takim razie pozwól, że ci to wynagrodzę — zaproponowała Gwen i podeszła do księcia aby przycisnąć swoje usta do jego. Na początku młody Pendragon wyglądał na zaskoczonego, ale po chwili zamknął oczy i pochylił dziewczynę, pogłębiając pocałunek.

Merlin westchnął z ulgą.Życie Artura nie było już w niebezpieczeństwie. Ale obserwując tych dwoje jak się całują, poczuł coś w dole swego żołądka. Gniew — bardzo znajome mu uczucie. Wycofał się z namiotu i zaciągnął za sobą materiał, zasłaniając całującą się parę — był dobrej myśli.

Młody czarodziej ze swojego miejsca obserwował nerwowo, jak Artur ponownie staje do walki. Wyglądał niczym władca świata gotowy do kolejnego podboju. Merlin zauważył zalotne spojrzenie rzucone w stronę trybun i mrugnięcie, jednak przegapił adresata.

Pojedynek rozpocząłsię. Książę szybko zamierzył się na Króla Olafa, lecz ten uniknął cięcia i sam zaatakował. Arturowi udało się zablokować cios swoją tarczą i po krótkiej chwili osaczył przeciwnika, jednak coś go rozproszyło. Znów spojrzał na trybuny i uśmiechnął się, wpatrując z podziwem w obiekt swojej adoracji. Merlin podążył za jego wzrokiem i ujrzawszy tę osobę, wziął gwałtowny wdech — to była Lady Vivian.

— Och, nie — szepnął do siebie. Musiał przerwać turniej, ale jak ma to zrobić? Mógł tylko odwołać się do magii. Westchnąwszy, zirytowany przecisnął się między ludźmi siedzącymi w jego rzędzie i pobiegł ku wyjściu z areny, gdzie mógł stać niezauważony. Spojrzał na pole walki i zobaczył leżącego Księcia i stojącego nad nim Króla Olafa; musiał działać szybko. — Afeallan aderian — wyszeptał.

Ojciec Vivian upadł płasko na plecy, zanim zdążył zadać Arturowi śmiertelny cios. Zaklęcie zadziałało dużo lepiej niż Merlin przewidział — mężczyzna na skutek "nagłego upadku" wydawał się być zamroczony. Tłum wzniósł wiwaty na cześć księcia Camelotu.

Pierwszy problem został rozwiązany. Teraz musiał znaleźć sposób, by odroczyć turniej do rana i spróbować poszukać metody na zdjęcie uroku z Artura. Spojrzał na Króla Uthera — on nigdy by się nie zgodził na odłożenie pojedynku, ponieważ walka była regulaminowo "na śmierć".W takich właśnie okolicznościach, Merlin cieszył się z faktu, iż jest czarodziejem. Wprawdzie Gajusz uczył go zawsze, by nie używał czarów do manipulowania umysłem, jednak wyjątki bywają w każdej sytuacji.Młody czarodziej zacisnął powieki i wymamrotał pod nosem:

Geefnan ic becweban.— Koncentrując się tak mocno, jak tylko mógł, starał się rozkazać umysłowi Króla Uthera, by wstrzymał turniej. W chwilę później usłyszał, że władca Camelotu wstaje i ogłasza:

— Z powodu nagłej niedyspozycji Króla Olafa, turniej zostaje odłożony do jutrzejszego poranka. Nasz nadworny lekarz musi oszacować, czy będzie mógł być kontynuowany.

Merlin odetchnął szczęśliwy, nie zwracając uwagi na westchnienia i jęki ze strony publiczności. Odwrócił się, chcąc odejść i poczuł nagłe, ostre uderzenie w twarz. Gdy wzrok mu się wyostrzył po wstrząsie, zobaczył stojącą przed nim Gwen. Jej oczy były czerwone i podpuchnięte, ale, co ważniejsze, pełne wściekłości i smutku. Chłopak spojrzał na nią ze współczuciem.
— Gwen, ja... — starał się wytłumaczyć, ale dziewczyna już odbiegła. Westchnął głęboko, czując się odpowiedzialny za złamane serce dziewczyny. Przypuszczał, że Artur odrzucił ją po tym, jak wyszedł z namiotu. To wyjaśniałoby, dlaczego wciąż wydawał się być zakochanym w Vivian. Odczaruje Artura i naprawi relacje z przyjaciółką, ale najpierw uda się z bardzo ważną wizytą... do smoka.


2. Kolejna wizyta

Merlin, niosąc pochodnię, zbiegł do podziemi. On i smok muszą poważne porozmawiać — gad oczywiście podpowiedział mu złe lekarstwo na „chorobę" Artura.
Po usłyszeniu głośnego nawoływania, smok zanurkował w dół ze szczytu jaskini i usiadł przed chłopakiem.
— Zaskoczyłeś mnie swoja wizytą, młody czarodzieju — powiedział uroczyście, jak zawsze.
— Myliłeś się! — krzyknął Merlin.
— Interesujące — odparł smok.
— Obiecałeś mi, że to zadziała, a Artur jest nadal zakochany w Lady Vivian.
— Być może nie dopilnowałeś, by proces łamania zaklęcia przebiegł poprawnie.
— Co insynuujesz? Widziałem ich pocałunek na własne oczy. Powinien przełamać czar, ale tak się nie stało. A to oznacza, że dałeś mi złe antidotum.
— Młody czarodzieju, czy kiedykolwiek się pomyliłem? — zapytał smok, sprawiając, że Merlin przewrócił oczami we frustracji. Mądrala nigdy nie mógł po prostu przejść do sedna sprawy. — Pamiętasz, co ci mówiłem o jedynym sposobie, który sprawi, że czar pryśnie?
— Oczywiście, że pamiętam, nie jestem aż takim idiotą!
— Jeśli młody Pendragon wciąż jest pod urokiem Lady Vivian, to może być tylko jedna tego przyczyna.
— To znaczy? Merlin domagał się odpowiedzi, z sekundy na sekundę coraz bardziej poirytowany.
— Jeszcze nie otrzymał pocałunku od osoby, którą najbardziej kocha.
Merlin znów przewrócił oczami.
— Nie słuchałeś? Mówiłem już, Artur pocałował Gwen!
— Jeśli młody Pendragon wciąż jest zakochany w Lady Vivian, to dowód na to, że jeszcze nie pocałowała go osoba, którą on kocha najbardziej — powtórzył smok.
— Ależ tak! Pocałował Gwen! To ją kocha najmocniej! Bóg mi świadkiem, że nie robił sekretu ze swoich uczuć do niej, przynajmniej nie przede mną. Wiem, jak bardzo ją kocha.
Kocha ją? — zdziwił się smok, wywołując tym zakłopotanie na twarzy chłopaka.
— Oczywiście, że kocha! Mówi tak przez cały czas...
Robi to? — przerwał mu smok. Czy on kiedykolwiek faktycznie powiedział, że ją kocha?
— No cóż, ja... — zaczął młodzieniec. Jego pierwszym odruchem była odpowiedź twierdząca "tak, oczywiście, że powiedział". Ale im więcej myślał o tych momentach, kiedy książę mówił o Gwen, tym okazywało się, iż "miłość" nigdy nie była słowem, jakiego użył. Nawet wtedy, gdy prowokował młodego Pendragona do przyznania się, co czuje do Gwen — podczas akcji ratunkowej po jej porwaniu — nigdy tak naprawdę nie wyznał, że ją kocha. — Nie — przyznał w końcu Merlin, wbrew sobie.
Smok skinął głową w cichym porozumieniu.
— Czy nie widzisz, młody czarodzieju, że ta dziewczyna była dla niego jedynie przykrywką, aby oddalić podejrzenia o jego uczuciach do kogoś innego — osoby jeszcze bardziej zakazanej niż służka?
Chłopak oniemiał. Na pewno on, najbliższy sługa Artura i najlepszy przyjaciel, wiedziałby przede wszystkim, czy jest ktoś inny, kogo książę kochał. Nie było w nim uczuć ani myśli, których by Merlin nie poznał jako pierwszy.
— Więc, kto to jest? — zapytał. Smok zachichotał łagodnie. — Proszę, powiedz mi, Mam czas tylko do rana, by znaleźć tę osobę.
— Nie potrzebujesz mojej odpowiedzi, młody czarodzieju. — odparł. — Już to wiesz. — Młodzieniec coraz bardziej się denerwował.
Kogo pokochał książę?
— To ktoś, kto zawsze jest obok niego. Kto służy mu lojalniej niż ktokolwiek inny. Ktoś, do kogo miłość jest bardziej zakazana dla następcy tronu — i odwrotnie — niż cokolwiek innego.

Merlin godzinami łamał sobie głowę nad tym, co usłyszał. Smok mógłby powiedzieć wprost, a nie upierać się przy masie metafor i zagadek, od których wirowało mu w głowie. Przypuszczał, że dla gada było to metodą na nudę spowodowaną zamknięciem w zdziwiłby się, gdyby siedział całymi dniami, wymyślając nawet najbardziej irytujące zagadki tylkopo to, by go dręczyć. Jakby potrzebował w swoim życiu jeszcze jakiejś komplikacji.

Służy mu lojalnie, pomyślał Merlin. Wtedy go olśniło! Był tylko jeden człowiek, który tak wiernie służył Arturowi. Kto znosił wszystkie jego zachcianki i był zawsze z nim, i obok niego. Młodzieniec spojrzał w górę na smoka, obawiając się powiedzieć to, co powstało w jego umyśle.
— Mnie — powiedział jedynie drżącym głosem. Smok skinął powoli łbem.
— W rzeczy samej — zgodził się.
Merlin roześmiał się i potrząsnął głową w zaprzeczeniu.
— Mylisz się...
— Młody czarodzieju...
— ...Artur nie jest we mnie zakochany! — przerwał mu chłopak, krzycząc głośniej niż kiedykolwiek. Musiał odepchnąć od siebie ten absurd tak daleko, jak to tylko możliwe. — On jest Księciem Camelotu, a ja tylko sługą. Nie może być we mnie zakochany!
— Chyba nie jesteś aż tak niemądry, Merlinie, by sądzić, że młody Pendragon patrzy na ciebie jak na zwykłego sługę? — zapytał smok. — Chyba nie myślisz, że pozwoliłby któremukolwiek z innych służących mówić do siebie i prowokować się w sposób, jaki ty to robisz?
— Ale on nie może mnie kochać!
— Nie zauważyłeś, jak wiele dla ciebie czyni, Merlinie?
— Na przykład, co? Jeśli mówisz o tym, że przybył do Ealdor, by je ocalić, to nie uczynił tego tylko dla mnie. Zrobił to dla całej wioski.
— Zamierzałem odnieść się do zdarzenia, które miało miejsce dawno temu — poprawił go smok. — Chyba nie zapomniałeś, jak zostałeś otruty przez czarownicę Nimueh? — Merlin nic nie odpowiedział. Wiedział, że gad miał rację. — Książę nie tylko wyjechał samotnie, aby zdobyć antidotum, ale też przeciwstawił się swojemu ojcu. Poza tym, omal nie zginął podczas wyprawy, zdesperowany, by ratować twoje życie.
— Jest honorowym człowiekiem — zaprzeczył chłopak. — Nie mógłby spokojnie patrzeć na śmierć jakiejkolwiek niewinnej osoby.
— A kiedy pił z kielicha, wierząc, że pije truciznę, to też nie robił tego dla ciebie?
— Próbował chronić Camelot — zaprotestował Merlin.
— Co czyni całą sytuację niezwykle interesującą... Dzielisz z nim te same skryte uczucia.
— Nie! Nie! Jesteś w błędzie. Jak mógłbym być zakochany w Arturze? — Kogo, u diabła, próbuje przekonać. Nie był nawet pewien czy sam wie cokolwiek więcej...
Smok tylko pokręcił głową.
— Możesz tam stać i zaprzeczać wszystkiemu, jeśli tego właśnie chcesz, młody czarodzieju — powiedział — ale będziesz tylko przeczył samemu sobie, a nic się nie zmieni. Życie Artura jest nadal w twoich rękach. — Młodzieniec miał ochotę krzyczeć i płakać. Nigdy w swoim życiu nie czuł się taki zagubiony. — Nie zapomnij: jeden pocałunek od osoby, którą kocha młody Pendragon i urok zostanie złamany. — Z tymi słowy smok rozpostarł swoje ogromne skrzydła i wzleciał ku sklepieniu jaskini, daleko od chłopaka.
Pozostawiony samemu u podnóża jaskini, Merlin zdał sobie sprawę, jak samotny był w tej chwili.
Więc były dwa problemy do rozwiązania, a teraz stanął przed trzecim — musi osobiście złamać czar ciążący na Arturze.


3. Bardziej niż kiedykolwiek stresująca sytuacja

Merlin krążył po komnatach Artura, czekając aż wróci z turnieju. Na pewno będzie chciał się wykąpać po walce. Na miłość boską, jak ma pomagać Arturowi w kąpieli po tym, co właśnie usłyszał od smoka? Poczuł, że policzki oblewają się purpurą na samą myśl, że książę rzeczywiście go kocha. Ale w takim wypadku, co z Gwen? Jeśli (hipotetycznie) przyznałby się do uczucia, jakim darzy Artura, byłaby jeszcze bardziej zrozpaczona niż w chwili, gdy okazało się, że pocałunek nie zadziałał. Dziewczyna bez wątpienia siedzi teraz w komnatach Morgany, wypłakując oczy. Merlin nie był temu winny, jednak... kiedy smok kazał mu znaleźć osobę, którą Artur najbardziej kocha, założył, że to z pewnością musi być Gwen. Jak mógł się tak pomylić? Jeżeli tak bardzo zdenerwowało ją odrzucenie Artura, to jaka byłaby jej reakcja, gdyby się dowiedziała, że młody Pendragon jest zakochany w osobie, która pchnęła ją w ramiona księcia? Wzdrygnął się, wyobrażając sobie ripostę, którą by od niej otrzymał.
Rozważał pójść do przyjaciółki, aby sprawdzić, jak się czuje, jednakże wejście Artura dzwoniącego zbroją, zniweczyło jego zamiar. Głośne pojawienie się księcia tak wystraszyło maga, że ten o mało nie wyskoczył ze skóry.
— Cóż, u diabła, się z tobą dzieje, Merlinie? Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha! — zdziwił się młody Pendragon, po czym usiadł, wzdychając z wyczerpania.
Chłopak był blady jak duch, ale na pewno tego nie poczuł. W całym swoim życiu nie doświadczył takiego gorąca.
— Czuję się świetnie, panie — odpowiedział nerwowo. — Chciałbyś się wykąpać? — dodał. Książę kiwnął głową i uniósł ramiona, by Merlin pomógł mu zdjąć kolczugę. Czarodziej podszedł niepewnie do swojego pana. Jeśli go nie kochał, to dlaczego nagle było mu tak trudno być blisko niego, kiedy ten się rozbierał? Artur, nagi do pasa, wszedł za parawan, a Merlin udał się po balię. Jak tylko wrócił, wymamrotał szybko zaklęcie podgrzewające wodę, upewniając się od razu, czy nie jest za gorąca — za nic nie chciał być ponownie oblany dzbanem zimnej wody. Chłopak zauważył wahanie na twarzy przyszłego Króla, kiedy ten podszedł do balii, zanurzając jeden palec u nogi w wodzie i odprężając się, gdy tylko poczuł, że jest ciepła. — Nigdy mi już nie zaufasz w kwestii temperatury wody, prawda? — zapytał Artura. Książę wszedł do kadzi i usunął ręcznik owinięty wokół bioder.
— Winisz mnie? — zapytał, śmiejąc się. — Wciąż mam bliznę na stopie od poprzedniej kąpieli.
Merlin wzruszył ramionami i zaczął składać ubranie, które młody Pendragon zarzucił na parawan.
— Jak się czujesz przed jutrem, panie? — zagaił, próbując myśleć o czymś innym niż pocałunek.
— Czuję się jak w niebie, Merlinie! Dziwisz się? Walczyć o tak olśniewająco piękną damę! — Chłopak poczuł znajome uczucie wracające do jego żołądka. Czuł dokładnie to samo, kiedy patrzył na Gwen całującą Artura. To nie był gniew... tylko zazdrość. Co? Możliwe, że mógłby być zazdrosny o przyjaciółkę lub Lady Vivian? Rozważania na ich temat znów przywiodły jego myśli do sprawy z urokiem. — Nigdy nie zgadniesz, co mi się dzisiaj przydarzyło, Merlinie — zagadnął Książę.
— Jestem pewien, że nie, panie.
— Po południu, zanim rozpoczął się turniej, weszła do mojego namiotu służka Gwen i... pocałowała mnie! — Ton jego głosu był pełen szczerego zdumienia.
— Może niepokoiła się, że straci w walce swojego Księcia, panie — zasugerował Merlin.
— Tak. Myślę, że masz rację — przytaknął Artur. — Tym razem — wymamrotał po chwili pod nosem. Merlin sapnął i uśmiechnął się, zbyt zdezorientowany, by udzielić dowcipnej odpowiedzi na docinek przyjaciela.
— Jeśli nie jestem już potrzebny, panie, czy mógłbym się oddalić? — zapytał.
Młody Pendragon tylko kiwnął głową, pozwalając słudze opuścić komnatę i udać się do własnej kwatery.

Czarodziej westchnął, wchodząc do mieszkania swojego opiekuna. Starszy mężczyzna siedział przy stole, jedząc coś, co wydawało się być owsianką.
— Gdzie byłeś, Merlinie? — zapytał mimochodem. — Nie widziałem cię od czasu pojedynku, przegapiłeś kolację.
Chłopak wzruszył obojętnie ramionami.
— Przepraszam, Gajusie. Artur chciał się wykąpać.
— Wyglądasz markotnie, Merlinie. Co się dzieje?
— Nic, jestem po prostu zmęczony. To był długi dzień. Będę szczęśliwy, kiedy ten turniej dobiegnie końca.
— A właśnie, zamierzałem o tym z tobą porozmawiać. — Kiedy chłopak usiadł, Gajus posłał mu przenikliwe spojrzenie i uniósł brew. Merlin wiedział, co nastąpi, ale starał się zachować zwykły i niewinny wyraz twarzy. — Król Olaf został przywieziony do mnie po tym, jak Uther odwołał walkę między nim a Arturem, ponieważ Olaf w tajemniczy sposób się potknął i upadł, tracąc przytomność.

Młody czarodziej udawał zaskoczonego.
— Nie było mnie tam wtedy. Naprawiałem zbroję Artura. Nie miałem pojęcia, że pojedynek został odłożony. — Gajus rzucił mu kolejne świdrujące spojrzenie. — Co jeszcze?

Merlin starał się jak tylko mógł nie wyglądać jakby miał z tym cokolwiek wspólnego.
— Nie powiedziałem, że został odłożony, tylko, że został odwołany. — Szlag, pomyślał chłopak, wzdychając. — Czy jest coś, o czym chciałbyś mi powiedzieć, Merlinie?

Młodzieniec wziął głęboki wdech.
— Widzisz... wszystko, co zrobiłem, było po to, by wygospodarować trochę więcej czasu na znalezienie lekarstwa dla Artura. — Próbował się bronić.
— Merlinie, coś uczynił?
Chłopak zawahał się chwilę, zanim odpowiedział:
— Rzuciłem proste zaklęcie kontrolujące umysł na Uthera, więc zrobił to, co chciałem ... a chciałem wstrzymać pojedynek. Artur właśnie miał zostać zabity.

Gajus odetchnął głośno we frustracji.
— Czy ty kiedykolwiek zamierzasz się czegoś nauczyć, Merlinie? — zapytał. Młody czarodziej schylił głowę zawstydzony.
— Starałem się tylko pomóc — powiedział niskim, poważnym głosem — ale wygląda na to, że cokolwiek zrobię, nie jest to wystarczająco dobre.

Gajus ulitował się nad swoim podopiecznym i położył rękę na ramieniu w pocieszającym geście.
— To nie tak, że nie ufam twoim motywom, Merlinie... to dlatego, że... nie wiem, co bym zrobił, jeśli coś by ci się stało. Gdyby Uther kiedykolwiek dowiedział się, co zrobiłeś... — urwał nagle.
— Przepraszam — powiedział chłopak.
— Tak więc, miejmy nadzieję, że znajdziesz sposób na złamanie zaklęcia zanim nastanie ranek.
Merlin kiwnął głową i przytulił opiekuna.
— Dobrej nocy, Gajusie — rzekł, zanim zniknął w drzwiach swojego pokoju.

Młody czarownik nie miał najmniejszego zamiaru iść spać. Spojrzał na gigantyczną stertę ksiąg ułożonych w stos przy łóżku i jęknął. Przypomniał sobie swoją poprzednią bezsenną noc, kiedy to przeszukiwał archiwum Gajusa w poszukiwaniu zaklęcia, które złamałoby miłosny urok rzucony na Artura. Optymizm Merlina mówił mu,że przegapił coś tamtej nocy i pchał go do działania. Chłopak usiadł i znów zaczął szukać, choć wiedział, że porywa się z motyką na słońce. Nawet gdyby nie znalazł zaklęcia, księgi mogą go uśpić, a w obecnym stanie swego umysłu Merlin był zdecydowany, aby nie zasnąć. Jego myśli były przy księciu. Wszystkie fakty, o których wspomniał smok zagnieździły się niechciane w jego umyśle. Myślał o Ealdor i czasie, kiedy umierał otruty przez Nimueh. Myślał, o zdarzeniu, kiedy Artur wypił napój usypiający, sądząc, że to trucizna, po tym, jak zabił jednorożca, ściągając przekleństwo na Camelot.
Przypominał sobie teraz nawet najdrobniejsze wydarzenia – każdy raz, gdy był lekkomyślny i głupi, a młody Pendragon stawał w jego obronie. Zanim się zorientował, wszystkie te myśli o przyjacielu wysłały go w głęboki sen, a wkrótce... we śnie zaczęły się pojawiać dziwne sceny...


4. Sen

Merlin rzucał się i wiercił niespokojnie w swoim łóżku. Sen doprowadzał go do obłędu.
Książę Camelotu pochylił się nad rzeką, by przemyć twarz.
— Więc jagody zadziałały — zauważył. Jego sługa popatrzył na niego zdumiony i zapytał wstrząśnięty:
— Nie wiedziałeś czy podziałają?

Młody Pendragon potrząsnął głową.
— Nie byłem do końca pewien — przyznał, pozornie niewzruszony nieporuszony faktem, że mógł ich obu zabić.
— Arturze,
mogliśmy zginąć — zakrzyknął Merlin. Książę zachichotał krótko.
— Przepraszam, nie powinienem narażać twojego życia w ten sposób... ale wiesz, że nigdy bym nie pozwolił, by stała ci się jakakolwiek krzywda, prawda?

Czarodziej spojrzał na niego podejrzliwie.
— Dlaczego nie? — zapytał. Artur, zbliżając się do niego, wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany.
— Widzisz, Merlinie — zaczął — ja... — nim zdążył cokolwiek dodać, jego twarz wykrzywił dziwny grymas, a całe ciało zdawało się zwiotczeć. Zanim Merlin zdał sobie sprawę z tego, co się dzieje, jego pan upadł na ziemię, uderzając w nią głucho ciałem obciążonym zbroją. Merlin krzyczał, padając na kolana i biorąc Artura w swoje ramiona.
— Artur! — zawołał, lecz ciało Księcia było bezwładne i zimne. W jego oczach nie było nawet krzty życia, a twarz przypominała maskę.
Co, na Boga, się stało? Co go zaatakowało? Płacząc w ramię przyjaciela, zauważył nagle sylwetkę kobiety zmierzającej ku nim przesieką między drzewami. Gdy podeszła do Merlina, ostre promienie światła rozbłysły za jej plecami. Wtedy ją rozpoznał. Nigdy nie mógłby pomylić tej bladej twarzy, ciemnych włosów i oczu naznaczonych złem. — Nimueh — szepnął gniewnie. Uśmiechnęła się do niego porozumiewawczo, nic nie mówiąc. Wyciągnęła prawe ramię, ukazując złoty kielich mszalny. Merlin potrząsnął gwałtownie głową. — Nie. Nie znów — błagał. — Ponownie mnie oszukasz.

Złośliwy uśmieszek wykrzywił usta czarownicy.
— Twój książę nie żyje — przypomniała mu. Pojedyncza łza spłynęła po policzku Merlina i spadła na dłoń Artura. Wyciągnął rękę i wziął naczynie od Nimueh. Uśmiechnęła się po raz kolejny. — Naprawdę musisz go uwielbiać, skoro jesteś skłonny umrzeć za niego tyle razy — rzekła. Chłopak spojrzał na nią, zdumiony.
— Co powiedziałaś? — zapytał, ale czarownica już nie odpowiedziała. Szepnęła "Cwincan" i rozpłynęła się w powietrzu, zostawiając młodzieńców samych.
Może rzeczywiście jego uczucia do Artura były więcej niż tylko platoniczne. Może Nimueh miała rację? Niewiele myśląc, Merlin pochylił się ponownie i wlał zawartość kielicha do ust przyjaciela, upewniając się, że wszystko połknął.

Obudził się z krzykiem w swoim łóżku, z twarzą ociekającą potem

. To był tylko sen, pomyślał.Dzięki Bogu!

Spojrzał w okno i stwierdził, że niedługo wzejdzie słońce. Wkrótce książę zechce swój poranny posiłek. Może pochwali go za punktualność, choć ten jeden raz. Powoli wstał z łóżka i zjadł śniadanie, a potem udał się do komnaty swojego pana. W drodze nieoczekiwanie zatrzymała go Morgana, która szturchnąwszy go w ramię, zaprosiła do swojej izby.
— Co się dzieje, moja pani? – zapytał, skonsternowany nagłą jej potrzebą rozmowy z nim.
— Muszę ci coś powiedzieć, Merlinie. O Arturze. — Teraz był jeszcze bardziej zdezorientowany niż kiedykolwiek.
— Co takiego? — zapytał.
— Wczoraj wieczorem oświadczył się Gwen — oznajmiła. Merlin poczuł, jak każdy centymetr jego ciała napina się ze złości i zazdrości
. Naprawdę się jej oświadczył? Jak śmiał? Jak mógł mu to zrobić? Starał się z całych sił przybrać obojętny wyraz twarzy.
— Czemu sądzisz, że mnie to interesuje?
Morgana uśmiechnęła się z fałszywą skromnością, oczywiście nie dając się nabrać.
— Wiedziałam! — zakrzyknęła, niebywale zadowolona z siebie. — Wiedziałam, że jesteś w nim zakochany. Wystarczy spojrzeć na twoją twarz! Czysta zazdrość. — zaśmiała się.
— Dlaczego uważasz to za zabawne?
— Boś głupi! On też jest w tobie zakochany!
— Jeszcze ty, Morgano! — jęknął. Pierwszy był smok, potem Nimueh w jego śnie i teraz to. — Tak czy siak, właśnie powiedziałaś, że poślubia Gwen.
— Tylko dlatego, żeby wyciągnąć od ciebie prawdę — przyznała się. Jej spojrzenie stało się psotne i przebiegłe. Merlin nie był pewien czy mu się to podoba. — Miałam o tobie dwa sny, wiesz?
— Mój Boże, pomyślał chłopak. — Chcesz wiedzieć, o czym były? — zapytała, zachwycona nerwowym efektem, jaki w nim wywołała.
— Nie, dziękuję, moja pani — powiedział, wycofując się powoli z komnaty. Na jego twarz występowały coraz większe rumieńce.
— Myślę, że chciałbyś je poznać, Merlinie. W swoich snach mogę widzieć przyszłość, pamiętasz? Mogę powiedzieć, co czeka ciebie i Artura. — Merlin potrząsnął gwałtownie głową. — Co byś powiedział, jeśli bym ci oznajmiła, że zobaczyłam, jak ty i Arthur wchodzicie do jego komnaty i nie wychodzicie z niej przez całą noc? — Merlin mógłby przysiąc, że przestał oddychać. — Co powiedziałbyś, gdybym zobaczyła, co dokładnie tam robiłeś?
— Moja pani, książę oczekuje na swoje śniadanie, muszę iść — nalegał, czując się jakby miał zaraz zemdleć. Morgana uśmiechnęła się przewrotnie, wychodząc za nim i wołając:
— Idź, Merlinie! Służyć swemu panu, dobrze służyć!

Merlin nareszcie obudził się ze swojego snu z głośnym, gwałtownym wdechem. Co to, u diabła, było?W głowie wirowało mu od myśli. Spoglądając w dół, uświadomił sobie, że ubiegłej nocy zasnął w ubraniu, a księga, którą przeglądał, wciąż leżała na jego kolanach. Całe ciało miał obolałe od spania w tak niewygodnej pozycji. Wtedy sobie przypomniał. Turniej! Zerwał się z łóżka, przewracając stos książek. Nawet nie kłopotał się zmianą odzienia czy jedzeniem śniadania. Tylko jedna sprawa zaprzątała teraz jego umysł — Artur. Powędrował myślami do poprzedniego dnia i tego, co powiedział smok.

"Możesz tam stać i zaprzeczać wszystkiemu, jeśli chcesz, młody czarodzieju, ale będziesz tylko przeczył samemu sobie, a nic nie ulegnie zmianie."

Ten jeden raz w swoim życiu, Merlin musiał się zgodzić z tym cholernym gadem! Kogo on próbuje nabrać? Był zakochany po uszy w Arturze Pendragonie. Ale czy książę odwzajemnia jego uczucia, jak każdy mu to sugeruje? Jest jeden sposób, by się tego dowiedzieć i miał zamiar uzyskać odpowiedź jak najszybciej. Wpadł niczym burza do komnaty młodego Pendragona i zatrzymał się raptownie, widząc, że ten już się ubrał i stoi przy oknie — ostatnio często tak robił. Dobra, Merlinie, powiedział do siebie, teraz albo nigdy.


5. Mokry pocałunek

Artur odwrócił się twarzą do Merlina. Boże, jak on mógł nie zauważyć do tej pory, jak piękny był książę? Jego idealne usta uniosły się w oślepiającym uśmiechu, kiedy witał swojego sługę.
— Dzień dobry, Merlinie! — powiedział radośnie. — Doskonały poranek na pojedynek o moją ukochaną.
Czarodziej tylko skinął głową na znak zgody, czując, że pocą mu się dłonie. Musiał pocałować Księcia. Nie miał innego wyjścia. Najgorsze było to, że chciał go pocałować. Ale w następnej chwili uświadomił sobie, że bez względu na ciche uczucie, które dzielili ze sobą, nigdy nie będą mogli być razem. Ich miłość nie będzie mogła być zrealizowana czy pokazana światu. Zrujnowałoby to Artura i zniszczyło królestwo. Camelot potrzebowało następcy tronu, a jego nigdy nie będzie mógł Arturowi dać. Wiedział także, że Król ściąłby im obu głowy, gdyby kiedykolwiek dowiedział się o ich wzajemnej miłości.
Merlin niemal się roześmiał z tego, jak egoistyczne było myślenie, że mógł po prostu pocałować Artura i być z nim szczęśliwym. Nic, nigdy nie było tak proste i nie mogło się skończyć tak dobrze. Oczy Merlina zaczęły wypełniać się łzami na myśl o tym, co właśnie miał zrobić. Podszedł do przyjaciela stojącego nadal przy oknie.
— Um... Arturze? — zagaił, próbując z całych sił się nie rozpłakać.
— O co chodzi, Merlinie? — spytał książę, patrząc na dziedziniec.
— Mógłbyś się odwrócić, proszę? — jego głos był jedynie szeptem. Artur zrobił to i spojrzał Merlinowi prosto w oczy.

Zbierając całą odwagę, jaką w sobie miał, chłopak pochylił się do przodu, likwidując do końca dzielącą ich odległość. Całą miłość, która podświadomie budowała się w nim miesiącami, włożył w ten piękny moment czułej namiętności. Pojedyncza łza spłynęła po jego policzku, gdy poczuł miękkość warg Artura na swoich ustach. Był w niebie. Nic na świecie nie mogło smakować tak dobrze. Niestety musiał zejść na ziemię, zanim przerwał pocałunek. Zajrzał Arturowi w oczy. Z całą swoją mocą miał nadzieję, że książę nie będzie pamiętał łamania zaklęcia i samego uroku. Młodego Pendragona przeszedł dreszcz, a przez twarz przebiegł grymas. Kilka sekund później popatrzył na twarz sługi, jakby właśnie się obudził.
— Merlinie... — powiedział leniwie.
— Co sądzisz o Lady Vivian, panie? — zapytał go czarodziej. Artur rzucił mu zaskoczone spojrzenie.
— Już ci powiedziałem... jest niegrzeczna, wstrętna i nie lubię jej ani trochę. — Jest dobrze, pomyślał Merlin, zaklęcie nareszcie złamane. — Ale, ty... ty mnie pocałowałeś? — zapytał Artur. O nie, jęknął w myślach Merlin. Wygląda na to, że książę nadal pamięta minione dwa dni. Naprawdę chciał uniknąć robienia tego — to złamie mu serce. Ale jego uczucia się nie liczyły, nie mógł myśleć teraz o sobie. Artur był ważny. Królestwo było ważne i nie mógł pozwolić, aby było zagrożone z powodu jego uczuć. Zamknął oczy i zapłakał cicho, ignorując zakłopotanie przyjaciela — za chwilę nie będzie tego pamiętał...
— Żegnaj, Arturze — powiedział przez łzy — kocham cię — wyznał jeszcze, po czym wymamrotał pod nosem „Ofergitan". Otworzył oczy, zaczerwienione i mokre. Wyraz twarzy Artura zmienił się, a następnie wrócił do normalnego. Merlin wziął głęboki i ciężki oddech. Stało się. Pocałunek nigdy się nie zdarzył. Książę nie pamięta ostatnich dwóch dni. — Co myślisz o Lady Vivian, panie? — zapytał ponownie, by się upewnić.
— Powiedziałem ci już wczoraj... jest niegrzeczna, wstrętna i nie lubię jej ani trochę. Dlaczego płaczesz, Merlinie? — spytał, widząc czerwone oczy swojego sługi.
— Nie płaczę, pomagałem w kuchni przy śniadaniu i siekałem cebulę. — Wytłumaczenie zdawało się zadowolić księcia, który odwrócił się ze śmiechem.
— Pomagałeś w kuchni? — zdumiał się. — Nigdy nie przestajesz mnie zaskakiwać, Merlinie.
— Arturze, posłuchaj... Walczysz dzisiaj w pojedynku "na śmierć".
— Co? — wykrzyknął.
— Król Olaf wyzwał cię, ponieważ flirtowałeś z jego córką. Niestety przegrywasz — poinformował go. Artur wyglądał na zdezorientowanego.
— Nic sobie z tego, co mówisz, Merlinie, nie przypominam!
— To było wczorajszego wieczoru, byłeś pijany — wymyślił na poczekaniu. — Była tam i zacząłeś się do niej umizgiwać. Olaf to zobaczył, wściekł się i rzucił ci rękawicę, którą podniosłeś.
— Musiałem być pijany w sztok, by flirtować z Vivian!
— Wydaje się, że tak. Wybacz, panie, muszę iść i przygotować wszystko do turnieju. — Ukłonił się lekko i wyszedł z komnaty. Nie miał żadnego zamiaru iść na pojedynek. Wszystko, co chciał zrobić, to zwinąć się w kłębek i umrzeć.

Myśląc o tym, co uczynił, wymazując Arturowi pamięć, zdał sobie sprawę, że upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu — drugą była Gwen. Złamał urok, ale serce jego przyjaciółki nie było jeszcze całkowicie złamane. Jakoś temu zadośćuczyni, ale nie dzisiaj. Jej serce można naprawić, lecz jego na pewno nie. Musiał codziennie wykonywać obowiązki i patrzeć Arturowi w oczy, wiedząc, że dzielił z nim najdoskonalszy moment swojego życia. Jednak Artur nigdy się o tym nie dowie. Tak było najlepiej. W ten sposób każdy wygrywa — z wyjątkiem Merlina, oczywiście. Może pewne rzeczy po prostu nie mogą się zdarzyć. Przeznaczeniem Merlina jest chronić Księcia, a nie go kochać. Młody Pendragon znajdzie miłość — może poślubi Gwen — ale Merlin już nie pokocha ponownie. Wydawało się okrutnym, że w tym samym dniu, w którym w końcu odkrył swoje uczucia do Artura, zostały mu one odebrane tak gwałtownie. Być może, niektórym nie była przeznaczona miłość — tak jak Merlinowi.
Pokonawszy najdłuższą drogę swego życia, dotarł do komnat Gajusa. Poczuł ulgę, gdy zobaczył, że opiekuna nie ma w środku. Wszedł wolnym krokiem do swojego pokoju i zamknąwszy drzwi na klucz, pogrążył się w oceanie łez i rozpaczy.


6. Rozterka Artura

Minął tydzień, odkąd Merlin zdobył się na odwagę, by pocałować młodego Pendragona i, co ważniejsze, odkąd wymazał jego pamięć. Nikt nie wiedział o tym, co się zdarzyło w komnacie księcia — nawet smok. Merlin nie myślał, że to będzie tak trudne — widzieć Artura codziennie ze świadomością tego, co mu zrobił.Kochał mocniej niż kiedykolwiek, ale to nie była normalna miłość. Ta miłość bolała. Ta miłość, którą darzył księcia, spalała rdzeńjego istoty za każdym razem, gdy patrzył na niego i usta, których smak pamiętał tak dobrze. Nieważne jak długo by żył, nigdy nie zapomni tej ostatniej odrobiny szczęścia, jakiego kiedykolwiek będzie doświadczał.

Ale Artur nie do końca był taki jak zwykle. Obchodził się z nim od jakiegoś czasu życzliwie i nie wykorzystywał, nawet w miejscach publicznych (co było dość nietypowe). A to bolało Merlina bardziej niż gdyby było odwrotnie. Chciał, żeby go traktował źle, krzyczał i upokarzał. Może wtedy mógłby siebie przekonać, że miłość do takiego sadystycznego drania jest niemożliwa. Jednakże ostatnie zachowanie księcia tylko umacniało czarodzieja w powodach, by go kochać. Wiedział, że w obliczu wszystkich aroganckich i ostrych słów prawdziwy Artur — ten który objawiał się Merlinowi każdej nocy, gdy zamykał drzwi swojej sypialni — był jednym wartym kochania...
Próbował przekonać siebie samego, że życie na pewno potoczy się dalej, jak zazwyczaj, i że nie będzie miał żadnych problemów ze służeniem Arturowi. Ale to było niemożliwe — beznadziejny przypadek. Złamał obietnicę w sekundę po tym, jak ją podjął.

Naturalnie Gajus zdawał sobie sprawę, że od kilku dni coś było z Merlinem nie tak, lecz wiedział, że lepiej nie zadawać mu pytań teraz, kiedy był w takim stanie. W czasie, gdy nie musiał usługiwać młodemu Pendragonowi, chłopak spędzał wiele godzin w swoim pokoju, krzycząc do poduszki. Jednak pewnej nocy, postanowił udać się do pokoju podopiecznego i porozmawiać z nim. To było niepodobne do Merlina. Martwiło go ogromnie, że optymistyczny i pogodny nastolatek wydawał się znikać na jego oczach.
Gdy otworzył drzwi do komnaty chłopaka, ujrzał go w skotłowanej pościeli pogrążonego w głębokim śnie. Jego serce zmiękło na widok przybranego syna. Podszedł do łóżka i usiadł na brzegu, starając się być tak cicho, jak to tylko możliwe. Usłyszał stłumione dźwięki uchodzące z ust Merlina. Wydawał się płakać w swoim śnie, jednak z jego oczu nie płynęły łzy.
— Arturze... — zawołał niewyraźnie. Gajus patrzył na chłopca, wstrząśnięty kolejnymi słowami. — Arturze... kocham cię. — Mężczyzna sapnął cicho i wstał powoli z łóżka, po czym wycofał się z pokoju.

Następnego dnia Merlin obudził się wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca.
Wchodziło mu w nawyk wstawanie niewyspanym z powodu snów o Arturze, potem ubieranie się, zjadanie śniadania, nim obudzi się Gajus i wędrowanie do izby młodego Pendragona, aby rozpocząć obowiązki. Książę, mając sługę przychodzącego codziennie punktualnie, był w absolutnej błogości.
Jednak dziś, gdy pokonał sennie drogę w dół schodów do komnaty opiekuna, zaskoczony ujrzał, że ten już nie śpi i siedzi odziany przy stole. Domyślał się, że to oznacza, iż chce z nim o czymś porozmawiać. Szczerze mówiąc, Merlin nie miał ochoty na rozmowę — nie miał na nic ochoty tylko jakoś przetrwać dzień, jak zwykle ostatnio.
— Dzień dobry, Gajusie — przywitał się bez entuzjazmu, sięgając po miskę, by przygotować sobie owsiankę.
— Wyglądasz na zmęczonego, Merlinie. Powiesz mi, co robisz na dole o tej porze?
— Nie mogłem spać — odpowiedział, co zasadniczo było prawdą.
— Zły sen? — drążył dalej mężczyzna. Ton jego głosu nie brzmiał podejrzliwie, ale chłopak przeczuwał, że coś było na rzeczy.
— Dlaczego pytasz? — przyjrzał się opiekunowi.
— No cóż... po prostu wcześniej nigdy nie miałeś problemów ze spaniem, wręcz przeciwnie. To ja zawsze miałem problem, by wyciągnąć cię rano z łóżka. Stąd moje przypuszczenie, że może śniłeś koszmary. Tak się czasami zdarza, gdy przeżyło się jakieś straszne doświadczenie. — Merlin westchnął głęboko. Naprawdę nie chciał rozmawiać o swoich snach. To tylko wzmogłoby ból w jego piersi. — Chcesz, żebym ci przygotował napar nasenny, Merlinie? — spytał z troską Gajus.
— Nie, naprawdę, mam się dobrze. — To była ostatnia rzecz, jakiej chciał. Jego sny, mimo że zakłócały odpoczynek, były jedynym miejscem, do którego mógł uciec. Tam on i Artur mogli się szczerze kochać. Tam mógł być szczęśliwy ze swoim Księciem. One były jedynym dowodem na to, że kiedykolwiek istniała między nimi miłość.
— Jesteś pewien?
— Gajusie, naprawdę muszę już iść, Artur zacznie się denerwować.
Starzec kiwnął głową i pozwolił podopiecznemu wyjść do pracy, jednak miał zamiar — prędzej czy później — wydobyć z niego prawdę.

Po krótkiej wizycie w kuchni, aby zabrać śniadanie dla Artura, Merlin zszedł w dół długich korytarzy zamku pod pokój swojego pana. Nie mógł się doczekać, żeby zobaczyć młodego Pendragona, nawet gdyby go to miało zabić na miejscu. Zapukał w drzwi komnaty Księcia, a nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi przypuścił, że Artur wciąż śpi. Wszedł do izby i na skutek tego, co zobaczył, omal nie upuścił tacy z posiłkiem.

Artur leżał na łóżku na brzuchu. Jego piękne ciało było całkowicie odsłonięte, a ramieniem obejmował nagie plecy jakiejś kobiety. Merlin nie widział jej twarzy, jednak nie spodziewał się, by to mógł być ktoś, kogo znał. Wbił paznokcie w drewnianą tacę, aby zapobiec wypłynięciu łez z oczu. Był taki wściekły — jak Artur mógł mu to zrobić?
Po chwili westchnął, zdając sobie sprawę z tego, że nie było w tym niczyjej winy tylko jego własna. Musiał kontynuować swoje obowiązki w pokoju Księcia, podczas gdy w łóżku, z jego Arturem, leżała obca kobieta.
Po odsłonięciu zasłon, spostrzegł, że słońce już prawie wstało. Przez okno wpłynęło ostre światło i usłyszał poranny jęk Artura. Książę przetarł oczy i przeciągnął się, po czym odwrócił przodem do sługi.
— Widzę, że znów jesteś o czasie, Merlinie — zauważył, nadal zaspany. — To staje się na tyle częste, iż mógłbym się przyzwyczaić. — Uśmiechnął się tak, że pod Merlinem ugięły się kolana. W tym momencie przypomniała o sobie kobieta, która budząc się i wyciągając, pocałowała ramię Księcia, a potem jego tors... Młody Pendragon nie zaprotestował, co sprawiło, że Merlin gryzł swój język w gniewie i zazdrości.
— Panie... — zaczął, szukając wymówki, by opuścić pokój, zanim jego gniew weźmie nad nim górę i zrobi coś, czego później będzie żałował.
— Tak, Merlinie? — odpowiedział Książę, nie patrząc na niego.
— Czy chciałbyś bym przyniósł dodatkowe nakrycie dla twojej... — z całych sil powstrzymywał się przed nazwaniem jej dziwką — ...pani? — dokończył.
— To nie będzie konieczne, Merlinie. Małgorzata właśnie wychodziła — oznajmił Artur, dając dziewce znak, by wstała i szatę, by zasłoniła swoje szczupłe ciało. Nie wyglądała na speszoną zachowaniem Księcia, jedynie uśmiechnęła się i pomachała frywolnie, wychodząc z komnaty.

Merlin w końcu odprężył się trochę, po raz pierwszy odkąd wszedł do pokoju następcy tronu. Jednak jeszcze bolało. Nie z powodu Artura — wiedział, że to nie było jego winą. Bolało przez jakąś paskudną niesprawiedliwą moc, której zadaniem było trzymanie ich z daleka od siebie. Poczuł łzę wymykającą się z oka, która nie uszła uwadze Księcia.
— Dlaczego płaczesz, Merlinie? — zapytał.
— Nie płaczę.
— Ależ tak.
— Nie płaczę, naprawdę. Odrobina kurzu właśnie wpadła mi do oka, to wszystko. — Artur nie wyglądał na przekonanego.
— Podejdź tutaj, niech zobaczę — polecił. Merlin usłuchał niechętnie. Pochylił się tak, by Książę mógł zajrzeć w jego oczy. — Nie, bez wątpienia wygląda mi to na płacz. Chcesz mi powiedzieć, co się dzieje? — zapytał.
Boże, dlaczego on musi być dla mnie taki miły?
— Nic się nie dzieje, panie.
— Teraz, to jest okropne kłamstwo, a wiesz, że to źle okłamywać swojego Księcia. — Czarodziej tylko westchnął. — Czy to kłopoty sercowe, Merlinie? — kontynuował. Chłopak zaśmiał się lekko. Artur nie miał pojęcia, jak blisko był prawdy.
— Jestem tylko trochę zmęczony, panie, to wszystko. Źle sypiam przez koszmary. — To usprawiedliwienie było żałosne, wiedział o tym, ale co innego mógł powiedzieć?
— Może powinieneś wziąć wolny dzień i odpocząć trochę. Mogę ci rozkazać. — Wyglądał na autentycznie zaniepokojonego. Merlin nigdy nie widział go takim czułym i zatroskanym od czasu, kiedy został otruty przez Nimueh.
— Nie potrzebuję wolnego dnia, najjaśniejszy panie. Praca sprawia, że nie myślę o głupotach.
— Jesteś pewien, że nie chcesz o tym porozmawiać? Mógłbym ci pomóc. — Merlin spojrzał na niego zaskoczony.
— Ty, panie? — Artur skinął głową. — Także miewasz koszmary? Może powinienem powiedzieć Gajusowi, by ci coś przygotował?
— Nie, to nie będzie konieczne. Tak naprawdę, to nie są nawet sny, są bardziej jak... wspomnienia, powiedziałbym.
— Wspomnienia?
— Tak. Zaczęły się w noc uczty pożegnalnej dla pięciu Króli, na początku tygodnia. Najpierw były tylko głosy w mojej głowie, ale w miarę upływu czasu, mogłem zobaczyć ludzi i rzeczy wyraźniej. Jednak wciąż są bardzo mgliste. Ta dziewczyna... Vivian była w jednym z nich, kilka dni temu. Usłyszałem jej głos, a potem ją zobaczyłem. My... całowaliśmy się! — Merlin przełknął ślinę.
— Całowaliście się? — zapytał, teraz zaciekawiony i zmartwiony jednocześnie.
— Tak. Ale jestem pewny, że to nic nie znaczyło. Te wizje wydawały się bardzo realne, lecz, co ciekawe, nie przypominam sobie, bym cokolwiek z nich robił naprawdę. — Artur wyglądał na całkowicie zakłopotanego, ale otrząsnął się. — W każdym razie, rozkazuję ci wziąć wolny dzień, Merlinie — uśmiechnął się. Czarodziej wzruszył ramionami w porażce i opuścił komnatę.

Być może był to dobry moment na odpoczynek od pracy. Coś było nie w porządku, a on musiał dowiedzieć się, coi to jak najszybciej.


7. Bezinteresowne czyny

Jak na gust Merlina, odwiedziny u smoka były zbyt częste — nic nie złościło go bardziej niż metaforyczny i dwuznaczny sposób mówienia gada. Jednak tym razem robił to dla Artura. Działo się coś dziwnego i musiał się go poradzić.

Zazwyczaj smok przylatywał na spotkanie chłopaka i siedział w ciszy, czekając aż ten zacznie mówić. Ale dzisiaj to gad był tym, który odezwał się pierwszy.
— Masz problem, młody czarodzieju — stwierdził.
— Wiem, przecież jestem tutaj.
— To nie to, co miałem na myśli, Merlinie. Widzę to w twoich oczach i mowie ciała. Coś się stało młodemu Pendragonowi? Zwykle to on jest źródłem twoich rozterek. Znęca się nad tobą?
— No właśnie — powiedział chłopak. — Jest nadzwyczajnie miły dla mnie. To niepodobne do niego niepokoić się o moje uczucia czy dobro.
— Może to jest normalne tylko tego nie zauważałeś, a teraz, kiedy odkryłeś swoje uczucia do Księcia...
— Kto powiedział, że je mam? — przerwał mu młodzieniec.
— Przypuszczam, iż młody Pendragon już nie jest zaczarowany? — Merlin westchnął. Nie wyprze się tego.
— Nie, nie jest — przyznał się. — Pocałowałem go.
— Mimo wszystko rozpaczasz zauważył smok.
— Moje uczucia są bez znaczenia — poinformował go czarodziej. — Jedynie Artur się liczy, a właśnie teraz dzieje się z nim coś złego.
— Zaciekawiłeś mnie — rzekł smok ze swoim zwykłym sarkazmem. — Opowiesz?
Merlin westchnął ponownie. Naprawdę nie chciał omawiać tej sprawy, bo wszelkie myśli o dniu, w którym wymazał pamięć Księcia bez wątpienia doprowadzą go do łez. Niestety, bez wyjaśnień nie znajdą rozwiązania. Biorąc głęboki i ciężki wdech, zaczął:
— Dzień, w którym... pocałowałem Artura... sprawiając, iż czar prysł... — mówienie o tym było znacznie trudniejsze niż się spodziewał. Pierwszy raz, komuś o tym opowiadał. — Nie mogłem pozwolić, by Artur pamiętał, co się zdarzyło. To by zniszczyło Camelot. Jeśli jego uczucia do mnie byłyby takie, jak sugerowałeś chciałby byśmy byli razem, a ja byłbym zbyt słaby, aby mu odmówić. Nie mogłem pozwolić, aby porzucił swoje królestwo dla mnie — wyjaśnił Merlin — więc wymazałem z jego pamięci poprzednie dwa dni do momentu pocałunku.
Oblicze smoka było pozbawione wyrazu.
— I jesteś niezadowolony z dokonanego wyboru? — zapytał. — Chcesz odwrócić zaklęcie?
— Nie! Oczywiście, że nie. Ne ma znaczenia czy jestem zmartwiony, czy nie. — Poczuł, że jego oczy nieznacznie zwilgotniały. Nie chciał teraz płakać. — Ale właśnie przed chwilą, kiedy byłem z Arturem w jego komnatach i wspomniałem mu, że mam ostatnio problemy ze spaniem, on zasugerował, iż mógłby mi pomóc, skoro też miewa koszmary.
— Nie widzę niczego nienormalnego w złych snach. Czyż czarownicę Morganę nie dręczą nocne mary? A może obawiasz się, że Artur jest czarnoksiężnikiem? — ton jego głosu był prawie żartobliwy.
— Co? Nie. — Merlin potrząsnął głową. — Martwi mnie istota tych snów. Tak naprawdę nie opisał ich jako sny... mówił, że są bardziej jak wspomnienia.
— Och...?
— Dokładnie. Powiedział, że w jednym z ostatnich snów Lady Vivian całowała go w jego sypialni. Ale przecież czyszcząc pamięć Artura, usunąłem to zdarzenie, więc jak mógłby je pamiętać? Poza tym, według niego te wizje stają się coraz wyraźniejsze. Zaczęły się jako głosy, ale teraz może już widzieć obrazy i ludzi. Mówi, że nadal są zamazane, lecz jeśli stają się coraz bardziej przejrzyste, to oznacza, że...
— ...obawiasz się, iż Książę przypomni sobie w swoich snach pocałunek, którym go obdarzyłeś? — domyślił się smok. Merlin skinął głową.
— Jednak nie rozumiem, jak mógł zapamiętać wszystkie te rzeczy i jakim cudem stają się one klarowniejsze. Tak, jakby wszystko wracało do jego pamięci!
Smok milczał przez chwilę, po czym przemówił:
— Kiedy się te... wizje zaczęły? Wiesz? — Merlin zamyślił się na krótko.
— Tak... Artur powiedział, że zaczęły się w noc uczty pożegnalnej dla pięciu Króli. Ma to jakieś znaczenie?
— Nie przypominasz sobie niczego, co zrobiłeś albo powiedziałeś tej nocy, młody czarodzieju?
— Nie jestem pewien... Pamiętam, że Artur się upił... Tak, zgadza się. Był bardzo pijany. Nie najlepiej koordynował swoje ruchy i przypadkowo przewrócił jednego ze służących niosącego wazę. Wszystka zupa wylądowała na Utherze. Król był wściekły. — Merlin zaśmiał się na to wspomnienie. — Pamiętam, że Uther zapytał, kto potrącił sługę, ponieważ nikt nie widział, że to był Artur. Książę wyglądał tak bezbronnie i delikatnie, że zlitowałem się nad nim i wziąłem odpowiedzialność na siebie. Rankiem zostałem zakuty w dyby na cały dzień. — Przewrócił oczami. — Dureń ze mnie — mruknął.
— I wtedy właśnie zaczęły się jego sny. Ale mówiłeś, że najpierw były jedynie głosy, a potem obrazy i stawały się coraz wyraźniejsze od tamtego czasu. Pamiętasz, czy coś jeszcze zrobiłeś dla młodego Pendragona w tym tygodniu? — Merlin wyglądał na zakłopotanego.
— Cóż... Gdy uwolnili mnie z dyb, poszedłem do komnat Artura, a on zwierzył mi się, że zapomniał o audiencji u ojca w sprawie traktatu. Powiedział, że nie czuł się zbyt dobrze po winie, które pił na uczcie. Co więcej, znów się nad nim ulitowałem i wziąłem na siebie odpowiedzialność, nie informując go o tym. Zaowocowało to oczywiście kolejnym dniem w dybach. Jakby się zastanowić... to spędziłem połowę tygodnia uwięziony tylko z powoduArtura!
— Pamiętasz, co ci mówiłem, młody czarowniku, gdy przyszedłeś do mnie zaledwie parę dni temu dowiedzieć się, jak złamać urok rzucony na Księcia? — Merlin kiwnął głową z irytacją.
— Powiedziałeś, że nie ma żadnego zaklęcia na odczynienie czaru i że pokona go tylko najpotężniejsza siła ze wszystkich — miłość.
— Słuchałeś. Jestem pod wrażeniem.
— Dziękuję za komplement, ale co to ma wspólnego z wizjami Artura? — zaczynał się wkurzać.
— Sądzę, że czar, który rzuciłeś na młodego Pendragona, jest odwracany przez miłość, ponieważ powstał z miłości. Chciałeś chronić Księcia przed swoim uczuciem i, poprzez całkowicie altruistyczny akt, wymazałeś mu pamięć. Teraz, z każdym kolejnym bezinteresownym czynem, który robisz dla Artura, jego pamięć powraca. To jest jedyne wytłumaczenie, jakie mi przychodzi do głowy. I wyjaśniałoby, dlaczego jego wizje stają się wyraźniejsze i silniejsze — czynisz to wszystko dla niego z miłości. — Merlin popatrzył zdumiony na smoka. Naprawdę możliwym było tak prosto odwrócić zaklęcie bez użycia czarów? Gad zdawał się czytać w jego myślach i zachichotał łagodnie. — Mówiłem ci, młody czarowniku, że nie ma silniejszej magii na tym świecie niż miłość... Chociaż, muszę się przyznać, nigdy wcześniej nie słyszałem o zastosowaniu tej teorii w praktyce. Hipoteza odwrócenia czaru miłością nigdy przedtem niezostała potwierdzona. Jest napisane, że tylko miłość, która jest naprawdę silna i bezinteresowna może osiągnąć ten cud.
— Ale... — Merlin potrząsnął głową — Artur nawet nie wie, że go kocham! Tego ranka zastałem w jego łóżku jedną z dworskich dziewek.
— To nie ma żadnego znaczenia, Merlinie — powiedział mu smok. — W swojej podświadomości on wciąż jest zakochany w tobie. To dlatego jest teraz dla ciebie milszy niż wcześniej. W normalnej sytuacji, zanim usunąłeś mu pamięć, zarówno jego podświadomość jak i świadomy umysł wiedziały o jego miłości do ciebie. Świadomy umysł wiedział lepiej, jak ukryć swoją miłość do ciebie, a więc traktował cię może trochęzbyt ostro. Teraz, ponieważ jego zamierzona miłość do ciebie została wymazana, nie ma powodu dręczyć cię, a zatem jego podświadomość pozwala mu na bycie dla ciebie miłym. — Chłopak wyglądał na bardziej zdezorientowanego niż kiedykolwiek, rozśmieszając tym smoka. — Ciesz się tym, póki to trwa, Merlinie, bo niedługo sny młodego Pendragona staną się w pełni wyraźne i przypomni sobie swoje uczucie do ciebie, a wtedy wszystko wróci do wcześniejszego stanu.
— Ale ja nie chcę, by było jak przedtem! — krzyknął czarodziej. — Jeśli Artur dowie się, że go kocham, będzie musiał wybierać. Moja miłość nie byłaby prawdziwą, gdybym był na tyle egoistyczny, by postawić go przed takim dylematem. Jego przeznaczeniem jest być Królem i spłodzenie następcy tronu. Nie mogę mu tego dać! Najlepiej by było, gdyby nigdy nie pamiętał tamtej nocy!
— To nie leży w twojej mocy, Merlinie. Ostatecznie, przypomni sobie.
— Musi być jakiś sposób!
— Żeby powstrzymać sny o przeszłości, musiałbyś przestać kochać młodego Pendragona. Albo zaprzestać okazywania swojego uczucia do niego za wszelkącenę — wyjaśnił smok.
— Ależ nie pokazuję tego. Uther pozbawiłby mnie głowy, gdybym to zrobił — zaprotestował chłopak. Z każdą sekundą miłość do Artura bolała coraz bardziej.
— Twoje bezinteresowne czyny odwracają zaklęcie, więc musisz się powstrzymać przed ich robieniem — stwierdził gad, jakby to było najprostszą rzeczą pod słońcem.
— Nie mogę tego zrobić. Nie umiem być samolubny wobec Artura. Naturalnym jest dla mnie chronienie go przed jakimkolwiek bólem, nawet jeśli miałbym go sprowadzić na siebie.
— W takim razie nie mogę ci pomóc, młody czarowniku. Tylko to uniemożliwi snom dotarcie niebezpiecznie blisko pocałunku.

Merlin nie był pewny czy oddychał. Kręciło mu się w głowie od miliona różnych myśli. Był przekonany, że wymazanie pamięci Arturowi ukróci wszelkie krzywdy czy problemy — przynajmniej dla księcia. Merlin zawsze nosiłby blizny i wiedział o tym, gdy wymawiał te przeklęte słowa. Jednak wygląda na to, że tylko pogorszył sprawę. Dlaczego wszystko, co robił, mściło się na nim dziesięciokrotnie? Dotknął swojego czoła, które spociło się z nerwów. Co miał zrobić?
— Dlaczego to mi się przydarzyło? żalił się. Nie był nawet pewien czy miał na myśli pytanie retoryczne, czy bezpośrednie. Poczuł dwie łzy staczające się po jego bladych policzkach. Nie dbał o to czy smok je widział.
— Miłość może być okrutna, Merlinie — powiedział gad — ale może być również cudowna.
Chłopak popatrzył na smoka błagalnym wzrokiem.
— Czy możesz mi powiedzieć, co by się stało, gdybym został z Arturem i... kochał go? — Tak wiele nadziei zawarł w tym pytaniu, że to było aż bolesne.
— Przykro mi, młody czarowniku. — Spojrzenie i ton głosu smoka były tym razem szczere i pełne współczucia. — Nie mogę ci powiedzieć, bo tego nie wiem. Sam jesteś twórcą swojej przyszłości. Mam jedynie nadzieję, że podejmiesz słuszną decyzję. — Z tymi słowy rozpostarł swoje potężne skrzydła i odleciał.

Merlin krzyknął cicho, a po jego policzkach popłynęło więcej łez. Nie miał pojęcia, jak postąpić. Ale nie mógł pozwolić sobie na zrujnowanie życia Artura swoją miłością. Nie był też wystarczająco silny, aby znęcać się nad Arturem, żeby zapobiec cofnięciu się zaklęcia. Była tylko jedna rzecz, o której mógł myśleć i ta myśl go zabijała. Dziura w sercu, która — jak sądził — zaczynała się zasklepiać, nagle otworzyła się bez ostrzeżenia na myśl o tym, co miał uczynić. Nie mógł wymyślić nic gorszego, a jednak nie było nic lepszego, co mógłby zrobić.
Odwrócił się i opuścił jaskinię.


8. Pożegnania

Kilka ostatnich godzin złamało i rozdarło Merlinowi serce. Podjął decyzję o odejściu z posady sługi księcia i opuszczeniu miasta na dobre. To był jedyny sposób, by chronić Artura od siebie. Stojąc w pokoju i rozmyślając o paru ostatnich godzinach, zaczął pakować swój mały plecak. Młody czarodziej miał niewiele rzeczy i nie zabrało mu długo ich upychanie. Wziął cztery czy pięć koszul, które były jego własnością, dodatkową apaszkę, zapasową parę spodni, króliczą stopkę, którą podarował mu Gajus, by odpędzała złe duchy i oczywiście swoją księgę magii.

Arturze... — powiedział czarodziej po wejściu do komnaty księcia. Było to następnego ranka po wizycie u smoka i czuł się wtedy bardziej przygnębiony niż kiedykolwiek. Ku zdumieniu chłopaka, młody Pendragon był już ubrany i siedział przy stole, czekając na swoje śniadanie, jakże by inaczej.

Nie martw się, Merlinie, nie spóźniłeś się — wyjaśnił. — Nie mogłem spać.

Kolejny koszmar? — zapytał sługa. Artur przytaknął.

One stają się coraz wyraźniejsze. Walczyłem z Olafem "na śmierć", po tym jak pocałowałem jego córkę. Czy to dlatego mnie wyzwał na pojedynek? Ponieważ zakochałem się w Vivian? Powiedziałeś mi przecież, że się upiłem i nie wiedziałem, co robię.

Merlin poczuł, jak oddech zamiera mu w gardle.

Tak właśnie było, panie — potwierdził. — Te sny są tylko wytworem wyobraźni, jestem pewien, że nic nie znaczą.

Może masz rację, przepraszam. Po prostu wydają się tak realne... Czasami zastanawiam się czy jeszcze śnię, czy już nie.

Czarodziej westchnął z ulgą, stawiając przed Arturem jego śniadanie. A potem uderzyło go... Jakim cudem Artur mógł śnić o tym wczorajszej nocy? Wszakże nie zrobił niczego bezinteresownego dla księcia w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin, prawda? Chyba, że jego decyzja o opuszczeniu Camelot została uznana za akt altruizmu. Merlin próbował wyrzucić tę myśl ze swojego umysłu. Za kilka godzin Artur będzie wolny od niego i nawet jeśli przypomni sobie we śnie o pocałunku, on będzie już zbyt daleko, by książę kłopotał się szukaniem go.

Zanim chłopak nie zbliżył się do młodego Pendragona nie widział, iż oczy jego pana były czerwone i zmęczone, a pod nimi widniały ciemne cienie. Było oczywiste, że Artur sypiał o wiele krócej niż się do tego przyznawał. Merlin poczuł olbrzymi przypływ winy, zdając sobie sprawę, że to przez niego. Byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby opuścił Camelot wcześniej.

Panie... — zaczął. Wzruszenie dźwięczące w głosie zaskoczyło nawet jego. Wiedział, że będzie trudno, ale czegoś takiego się nie spodziewał. Ostatnim razem, gdy to robił, miał właśnie oddać swoje życie Nimueh za księcia, którego ugryzła jadowita bestia — nigdy przedtem nie czuł takiego bólu. Jednak tym razem cierpiał dużo bardziej, bo teraz zdawał sobie sprawę ze swoich uczuć do Artura. Walczył, by wypowiedzieć jakiekolwiek spójne słowa, nie wybuchając przy tym płaczem. Sądził, że wymazanie pamięci Artura będzie trudniejsze niż pozostawienie go — był w błędzie. Książę nie pamiętał, co się zdarzyło między nimi tamtej nocy i dlatego Merlin był w stanie spojrzeć mu w oczy i udawać przed sobą, że wszystko jest jak było — że są zakochani i szczęśliwi, razem. Teraz, nie mógłby zrobić tego po raz drugi.

Muszę ci coś powiedzieć — Udało mu się.

Co takiego?

Ja... — Jak on ma mu to powiedzieć nie załamując się. — Muszę się zwolnić z posady u ciebie, panie.

Co? — Arthur usiadł powoli, zaskoczony i zdziwiony. — Dlaczego?

Moja mama się rozchorowała. Wczoraj wieczorem dostałem od niej list. Muszę do niej jechać, by się nią zająć.

Z oczu Artura wyzierał ból w odróżnieniu od mowy jego ciała — nie dał po sobie nic poznać tylko kiwnął głową i zwiesił nieco ramiona.

Oczywiście, Merlinie. Postąpiłbym dokładnie tak samo, gdyby dotyczyło to mnie. Kiedy wyjeżdżasz?

Najszybciej jak to tylko możliwe. Dziś jeśli mogę.

Tak szybko?

Merlin spojrzał na Artura, zszokowany, słysząc bezbronność w jego głosie.

Tak — odpowiedział szeptem. — Chciałbym dotrzeć do Ealdor przed zmierzchem.

Oczywiście — zgodził się.

Młody mag stał przez chwilę w milczeniu, nie wiedząc, jak zareagować. Pragnął się pożegnać z Arturem jak należy, ale co miał powiedzieć?

Było, umm... — zaczął — było honorem służyć ci, panie — dokończył. Artur skinął głową.

Dziękuję, Merlinie. Zawsze byłeś dla mnie lojalnym przyjacielem. Będę za tobą tęsknił.

Chłopak próbował jak mógł najlepiej ignorować wszystkie te miłe rzeczy, które mówił mu Artur. Ponieważ robiła to — jak powiedział smok — jedynie jego podświadomość, pozwalająca mu być tak miłym.

Lepiej już pójdę, panie. Mam sporo pakowania, przed wyjazdem — skłamał. Artur przemilczał to, pozwalając chłopakowi opuścić jego komnaty, po raz ostatni.

Ale poranek Merlina nie skończył się na tym. Obiecał sobie, że naprawi relacje z Gwen. Odwiedził ją krótko po opuszczeniu księcia, próbując wyglądać, jakby wcześniej nie płakał.

Zapukał do drzwi domu dziewczyny, obawiając się jej reakcji — ostatnim razem jak się widzieli spoliczkowała go. Zanim wyjedzie, był zdeterminowany poprawić relacje z przyjaciółką, ale także wyjaśnić sprawy między nią i Arturem.

Gwen zawołała do Merlina, by wszedł, ale gdy tylko postawił stopę w jej mieszkaniu, poznał po jej minie, iż nie nie bardzo miała ochotę go wpuścić. Niemniej jednak przekroczył próg, a dziewczyna odłożyła szczotkę do włosów, by go wysłuchać.

Przyszedłem się pożegnać. — Najwyraźniej nie spodziewała się tego, ponieważ jej oczy zrobiły się szerokie.

Dlaczego wyjeżdżasz? — zapytała.

Mam swoje powody. — Naprawdę nie chciał wdawać się w szczegóły. — Przyszedłem tylko, by się z tobą pożegnać i spróbować pogodzić po tym, co stało się w zeszłym tygodniu.

Gwen spuściła wzrok i wpatrzyła się w podłogę, wspominając zdarzenie, które tak bardzo ją zraniło.

Usiądź — poprosiła, samej siadając przy stole. Chłopak dołączył do niej z westchnieniem.

Naprawdę mi przykro z powodu tego, co się wydarzyło między tobą a Arturem, Gwen. Musisz mi uwierzyć.

Wierzę, Merlinie, tylko że... naprawdę myślałam, iż to podziała.

I miało zadziałać, Gwen. Szczerze, nie wiem, co się stało i dlaczego się nie udało. Ale wiem, że w głębi duszy Artur darzy cię uczuciem, musisz się tylko uzbroić w cierpliwość. Jestem pewien, że z czasem odkryje je w sobie. — Merlin nie miał pojęcia, skąd czerpał siłę na te wszystkie kłamstwa, ale wyglądało na to, że poprawiały one nieco nastrój Gwen, a to było jego głównym celem.

Naprawdę tak myślisz? — zapytała głosem pełnym nadziei.

Nie widzę przyszłości, tylko teraźniejszość. I obecnie wiem, że możesz sprawić, by znów cię pokochał. — Dziewczyna uśmiechnęła się na te słowa i pochyliła, by uściskać przyjaciela.

Jego plecak był już w końcu spakowany i Merlin był gotowy do opuszczenia Camelot, na zawsze. Kiedy przybył do miasta, w najmniejszym stopniu nie spodziewał się, że poczuje się jak w domu. Gajus był pierwszą osobą, dzięki której poczuł, że naprawdę tutaj przynależy. Mieszkając tutaj zyskał wielu przyjaciół i znalazł miłość swojego życia. Taką miłość, która — miał nadzieję — będzie go pchała na przód przez długie i samotne lata bez Artura.

Młody czarodziej zszedł po drewnianych schodach do komnaty swojego mentora i zastał go czytającego przy stole.

— Gajus — zagaił — muszę z tobą porozmawiać. — Mężczyzna podniósł wzrok i zdziwił się ujrzawszy, że chłopak trzyma wypchany plecak.

— Wybierasz się gdzieś, Merlinie? — zapytał.

— Zdecydowałem się wyjechać z Camelotu. Nie mogę tutaj zostać.

— Co? Jak długo o tym myślałeś?

— Około dwóch godzin — odpowiedział. — Gajus, nic co powiesz nie skłoni mnie do zmiany zdania. Chciałem się tylko z tobą pożegnać. — Poczuł łzę spływającą po policzku.

— Przynajmniej mogę wiedzieć, dlaczego wyjeżdżasz? Czy to przeze mnie?

— Nie, oczywiście, że nie. Nawet nie wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz, Gajusie. Ale nie wiesz także, jak bardzo Ar... — w porę przygryzł sobie język. Jednak mężczyzna dokładnie wiedział, o czym mówił chłopak.

— To przez Artura? — Czarodziej wziął głęboki wdech, słysząc imię księcia.

— Nigdy nie zrozumiesz — powiedział.

— Rozumiem tyle, że jesteś w nim zakochany, Merlinie, ale czy to powód do wyjazdu?

— Co? Jak się dowiedziałeś? — Starzec uśmiechnął się.

— Cóż... ty możesz mnie okłamywać, lecz twoje sny nie. Od kilku dni śnisz o nim. — Chłopak zarumienił się nieznacznie na myśl, iż przez cały ten czas Gajus wiedział. — Ale dlaczego chcesz z tego powodu opuścić miasto?

— Ponieważ go pocałowałem! — Nawet medyk wyglądał na zszokowanego tą wiadomością.

— Zwolnił cię? — zapytał.

— Nie. Pocałowałem go kilka dni temu, gdy Lady Vivian tutaj była, by złamać urok. Smok powiedział mi, że czar pryśnie jeśli Artur pocałuje osobę, którą naprawdę kocha, ale Gw... — znów się ugryzł w język, powstrzymując przed wypowiedzeniem imienia przyjaciółki. Książę jasno mu zobrazował, jakie byłoby jego życie, gdyby kiedykolwiek wspomniał o uczuciach Artura względem służki. — Zdaniem smoka tylko mój pocałunek mógłby zadziałać, więc zrobiłem to. Ale... — chłopak westchnął i poczuł kolejne łzy spływające z oczu — ...potem wymazałem Arturowi pamięć.

— Dlaczego to zrobiłeś, Merlinie?

— Ponieważ pewnego dnia Artur zostanie królem i nie może mnie kochać! To nie ma prawa się zdarzyć. Dlatego usunąłem wspomnienie o pocałunku i poprzedzających go dwóch dniach. Jednak teraz jego pamięć wraca, przeze mnie!

— Nie rozumiem.

— Według smoka efekt zaklęcia pamięci, które rzuciłem, może odwrócić bezinteresowna miłość, a właśnie pod jej wpływem robiłem różne altruistyczne rzeczy dla księcia. Z każdym kolejnym takim czynem Arturowi we snach wracają wspomnienia. Nie mogę pozwolić, by przypomniał sobie, że mnie kocha. Muszę stąd odejść.

— Merlinie, przemyśl to jeszcze, proszę, ja... nie chcę byś wyjeżdżał. Raz niemal cię stracił rób mi tego znów.

— Nie ma innego wyjścia. Muszę zniknąć. Dla Artura i dla Camelotu. — Chłopak płakał teraz spazmatycznie. Całą złość, ból i miłość, które narastały w nim przez ostatnie kilka godzin, wylewał teraz przed opiekunem. — Gajusie, proszę... — błagał. — Pozwól mi odejść.

Mężczyzna skinął powoli głową i otoczył podopiecznego ramionami, przytulając go. Roniąc łzy, wdzięczny młodzieniec oddał ciepły uścisk mentora.

— Kocham cię, Merlinie — wyznał wzruszony starzec. Czarodziej sapnął zaskoczony i cofnął się.

— Ty... ty, co?

— Kocham cię. Jesteś dla mnie synem, którego nigdy nie miałem. Żałuję tylko, że nie traktowałem cię lepiej. Chciałbym spędzić z tobą więcej czasu, ale wiem, że będziesz szczęśliwy będąc przy swojej matce.

Merlin kiwnął głową i przytulił opiekuna po raz ostatni przed opuszczeniem komnat medyka.

Camelot wyglądało zjawiskowo o poranku. Merlin nigdy w pełni nie doceniał, jak pięknie prezentował się zamek ze słońcem wznoszącym się tuż za jego najwyższą wieżą — złote promienienie rozlewały się wokół murów twierdzy, rozświetlając zacienione dotąd zakamarki.

Młody czarodziej uśmiechnął się gorzko-słodkim uśmiechem, szepnął „żegnaj, Arturze, kocham cię" i odjechał w stronę pobliskiego lasu.

KONIEC KSIĘGI I