Ekhm... tak więc, jest to moja pierwsza próba pisarska która ujrzała światło dzienne. Do tej pory pisałam "do szuflady", ale za namową kumpeli, postanowiłam zaryzykować i umieścić to krótkie opowiadanko. Będę bardzo wdzięczna za komentarze odnośnie Waszych reakcji (Baśka Twój się nie liczy bo będziesz stronnicza :P)
Tekst pisany pod wpływem niezbyt miłej chwili; nie przedłużając zapraszam.
*( )* tekst w nawiasie z gwiazdkami miał być skreślony, ale nie ma tu tej opcji.
przepraszam z góry za wygląd (brak akapitów i inne), ale wszystkie zmiany jakie wprowadzam znikają... jeszcze się nie połapałam co i jak
Uzdrowiciel z niepokojem patrzył na ubierającego się młodego mężczyznę.
- Panie Potter czy ma pan kogoś z kim może porozmawiać na ten temat? To bardzo mało czasu.
- Tak... tak, mam przyjaciół.
- Obawiam się, że w tej sytuacji przyjaciele to za mało.
- Nie mam nikogo innego. Są dla mnie jak rodzina.
- W takim razie panie Potter, proszę się pospieszyć.
- Ron. Ron! Możemy porozmawiać?
- Nie teraz Harry, właśnie dostałem się do drużyny. Muszę trenować.
- Ron. To ważne.
- To też! Zrozum stary... to moje życie.
- Ron...
- Harry. Zgadamy się, gdy będę mieć przerwę w rozgrywkach!
Rudowłosa postać śmignęła na miotle w niebo, oddalając się coraz bardziej i bardziej od Harry'ego.
- Syriuszu! Syriuszu jesteś tu? – wołał Harry zanosząc się kaszlem.
Przeszukawszy niemal cały budynek Grimmuld Place, Harry w końcu znalazł notkę na kuchennym stole:
Z okazji uniewinnienia w trybie nagłym,
jako rekompensatę udałem się w wakacyjną podróż
po *(burdelach świata)* świecie.
Nie szukajcie mnie,
Odezwę się,
za miesiąc
może
ŁAPA
- Hermiono, czy możemy porozmawiać?
- Wybacz Harry. Jestem teraz trochę zajęta. Sam wiesz jak jest. Ślub za pasem, planowanie wesela a w Ministerstwie w końcu przyjęli mój wniosek dotyczący emancypacji skrzatów domowych i urlopów macierzyńskich dla goblinów.
- Gratuluję Hermiono. To świetne wieści.
- Prawda? A już niedługo Wizengamot rozpatrzy treści dotyczące centaurów i wilkołaków...
- Hermiono...
- ... dlatego jak widzisz jestem zalatana.
Szum Fiuu przerwał nieskładną rozmowę:
- Grenger! Jesteś potrzebna w wydziale!
- Lecę! Harry. Porozmawiamy, gdy ten zgiełk ucichnie.
Postać Hermiony zniknęła w zielonym rozbłysku, zostawiając Harry'ego samego.
- Harry...
- ...nasz ulubiony...
- ...i jedyny...
- ...wspólniku!
- Chłopaki. Możemy porozmawiać?
- Zawsze...
- ...i wszędzie...
- ...tyle, że tym razem...
- ..."zawsze" musimy przesunąć...
- ...i „wszędzie" też.
- Jak widzisz gorączka świętowania trwa...
- ...i mamy masę zamówień. Jesteśmy urobieni...
- ...po łokcie.
- Fred. Georg. Muszę z wami porozmawiać.
- Oczywiście Harry...
- ...zgłoś się gdy ten szał opadnie.
Dwie bliźniacze sylwetki wmieszały się w tłum, opuszczając stojącego w progu Harry'ego.
- Witaj Remusie.
- Harry.
- Nie wyglądasz najlepiej.
- Pełnia. Do tego Teddy, daje mi się we znaki, a odkąd Dora odeszła...
- Przykro mi. Wiem, że to nieodpowiedni czas ale czy... czy mogę wejść? Muszę z tobą porozmawiać.
- Harry, to naprawdę nie jest najlepsza pora...
- Winisz mnie, prawda? Za śmierć Tonks.
- Nie winię. Po prostu... to nie jest dobry czas.
- Remus...
- Nie teraz. Do widzenia, Harry!
Trzask drzwi wstrząsnął drobną sylwetką młodzieńca, stojącego samotnie na ganku.
- Dyrektorze, mógłby pan mnie wysłuchać.
- Och drogi chłopcze! Cała masa listów czeka na odpowiedź. Konferencja już za tydzień! Musimy uzgodnić twoją przemowę.
- Dyrektorze, proszę.
- Wybacz mi chłopcze. Mam tyle na głowie... wiesz, że rozprawa Severusa odbędzie się wcześniej.
- Dyrektorze, przykro mi ale nie będę mógł tam być. Dlatego właśnie przyszedłem porozma...
- Bzdura, mój chłopcze. Oczywiście, że tam będziesz! Musisz tam być. Bez Severusa nie wygralibyśmy.
- Dyrektorze, ja...
- Harry. Będzie tam. A teraz wybacz mi, muszę udać się do Severusa i zapewnić go, że zrobimy wszystko, by go wyciągnąć. Żegnam.
- Panie Weasley! Czy moglibyśmy porozmawiać?
- Och Harry! Wybacz mi, nie mam wiele czasu. Molly wciąż nie doszła do siebie...
- Jak ona się czuje?
- Bez zmian. Zdrada Percy'ego mocno nią wstrząsnęła. Nadal jest w szoku.
- Przykro mi. Gdybym wcześniej go pokonał...
- Nie twoja wina Harry. A teraz wybacz, muszę wziąć żonę na rehabilitację do Munga.
Artur Weasley oddalił się szybko ministerialnym korytarzem, zostawiając ciężko dyszącego Harry'ego przy fontannie.
- Proszę, proszę... nasza mała osobistość zniżyła się do poziomu maluczkich i odwiedza lochy Ministerstwa?
- Witam profesorze.
- Czego tu chcesz Potter?
- Chciałbym pana prosić... o... o rozmowę...
- Ty, mnie? Zdrajcę i mordercę? HA!
- Proszę. Nie mam nikogo, kto chciałby mnie...
- I ja też nie chcę, Potter!
- Proszę. Musi pan zrozumieć, ja...
- Straż! Auror! Straż! Proszę wyprowadzić naszego Wybawcę. Rozmowa skończona.
- Panie Potter proszę za mną.
- Nie! Nie skończyłem jeszcze!
- Żegnaj Potter.
Gdy auror wyprowadzał Harry'ego z sali widzeń, ciemna sylwetka Snape'a cofnęła się w wszechobecny cień ministerialnego lochu.
- Ekhm... Kingsley, masz może chwilę.
- Harry, człowieku, mamy zapieprz, że hej! Procesy śmierciożerców, wnioski o domniemanej niewinności. Syf, na syfie. Mówię ci młody.
- Taaak... widzę, ale znalazłbyś chwilę, żeby pogadać.
- Wybacz Harry, właśnie zaczyna się proces Avery'ego. Trzymaj się.
Odchodząc klepnął wątłe ramię Harry'ego.
- Pani profesor, czy możemy porozmawiać?
- Harry, nie teraz, niedługo nowy rok szkolny, a Hogwart nadal w rozsypce.
- Ginny.
- Harry. Co cię tu sprowadza?
- Chciałbym... ekhm... chciałbym porozmawiać.
- Nie mamy o czym Harry. Zerwałeś ze mną.
- Nie o tym chciałem...
- Więc nie masz czego tu szukać. Żegnam.
- Ginny...
Dziewczyna uniosła dumnie głowę i odeszła. Nie obejrzała się ani razu.
Robert Warner przemierzał jasno oświetlone korytarze świętego Mungo w odpowiedzi na nagłe wezwanie. Jako uzdrowiciel prowadzący obecnie jeden przypadek, nie miał wątpliwości kogo ono dotyczy. Dlatego, gdy po wejściu do sali, zastał w niej wymiotującego krwią Harryego Pottera w otoczeniu innych uzdrowicieli, nie okazał zdziwienia.
- Szybko pan do nas wrócił, panie Potter.
Harry uśmiechnął się nieznacznie zakrwawionymi wargami.
- Niestety. Miał pan rację.
Warner podał choremu, uszykowaną zawczasu miksturę, łagodzącą nieprzyjemne objawy.
- Niestety. Proszę wejść do łóżka panie Potter. Czego pan potrzebuje?
- Teraz? Pergaminu i pióra... i goblina.
Szum podnieconych głosów w sali rozpraw nr 6 przerwał donośny trzask skrzaciej aportacji. Zebrani ze zdziwieniem przyglądali się jak skrzat zbliża się do Kingsleya, będącego głównym sędzią w sprawie „Naród Czarodziei przeciw Severusowi Snape'owi".
- Panie Siekelbot, to przydać się w sprawie. – Zgredek trzęsąc się na całym ciele, przekazał zapisany drobnym pismem pergamin Głównemu Magowi.
- Em, tak... ja... dziękuję, skrzacie.
Zgredek skinął nieznacznie głową i nie zważając na ciche nawoływania Hermiony i Dumbledora zniknął z Sali rozpraw.
Kingsley z ciekawością rozwinął pergamin, nagle zakrztusił się z szoku, przenosząc dzikie spojrzenie z pergaminu na Snape'a.
- Kingsley, co tam jest? Przeczytaj.
- Czytaj...
- Co to za pergamin...
- Od kogo to...
Krzyki poniosły się po Sali. Uciszywszy je stanowczym uderzeniem młotka, Shekelbot zaczął czytać:
- „Niniejszym informuję, że dokument ten spisany został w ściśle kontrolowanych warunkach, pod wpływem eliksiru prawdy, oraz w obecności upoważnionych przedstawicieli prawa. Zawartość jest niepodważalna oraz w mocy prawnej.
Podpisano:
Ulrik Ghaschok – dyrektor Gringotta
Oraz Graham Wittswick jako świadek i przedstawiciel prawa
Zeznanie Harry'ego James'a Pottera w obronie Severusa Snape'a..."
Przeczytanie całej treści zeznania, zajęło bez mała pół godziny. Szok wywołany informacjami zawartymi w dokumencie wstrząsnął wszystkimi. Gdy więc sąd ogłosił Severusa Snape'a jako niewinnego, a wręcz nieśmiało podziękował mu za poświęcenie w wojnie, nikt nie podniósł sprzeciwu.
W pierwszym tygodniu września, w prywatnym pokoju w Trzech Miotłach, zebrały się osoby wezwane tam przez tajemniczą widomość otrzymaną dzień wcześniej. Prośba o spotkanie, choć oschła, obudziła ciekawość w adresatach, dlatego też mimo zajęć i braku czasu, wszyscy stawili się o czasie. Zaproszeni Weasleyowie ze zdziwieniem powitali się w drzwiach, Albus Dumbledore z dobrotliwym uśmiechem patrzył po zgromadzonych, Severus Snape jak zwykle dogryzał Syriuszowi Blackowi i Remusowi Lupinowi. Hermiona i McGonagall, wdały się w rozmowę z Kinglesyem dotyczącą centaurów żyjących w Zakazanym Lesie. Nikt z obecnych nie był świadom, że ich rozmowy są podsłuchiwane.
- Arturze! – zawołał wesoło Albus. – Słyszałem, ze Molly ma się lepiej?
- Och tak, niedawno w Mungu otworzyli nowy oddział... anonimowy darczyńca...
- Lupin, ten twój dzieciak nie będzie zagrożeniem dla innych? – sarknął Snape.
- Jak śmiesz Smarkerusie.
- Syriuszu! Daj spokój! A ty Severusie, musisz wiedzieć, że niedawno uznano wniosek Hermiony złożony w Ministerstwie i wilkołaki oraz ich potomstwo, mają zapewnioną opiekę medyczną jak i stały zapas Wywaru Tojadowego.
- Ach! Cóż za radość...
- Haha! Hermiono! Jesteś wielka! – Syriusz zdjął wieniec z egzotycznych kwiatów ze swej szyi i zarzucił go dziewczynie.
- Och, to nie moja w tym zasługa. Proces potoczył się szybko, bo znaleziono sponsora dla organizacji.
- A jak idzie odbudowa Hogwartu?
- Cudownie. Oprócz remontów, będziemy mieć komplet studentów.
- A co z dziećmi które straciły rodziców na wojnie?
- Och, nie słyszałeś mój drogi? Otwarto sierociniec dla magicznych dzieci z nauczycielami dla najmłodszych, nauczą ich czytać, pisać piórem i rachować.
- Po za tym, rada szkoły na anonimowy wniosek, postanowiła wprowadzić dla mugolaków „Wstęp do świata magii" oraz „Świat mugoli" dla czarodziei.
Te i podobne rozmowy toczyły się przez ładnych parę minut. W tym czasie Robert Warner ze smutkiem patrzył na szlochającego skrzata i sam odczuwał chęć uronienia paru łez.
W końcu do jego uszu doszło tak oczekiwane pytanie.
- A wie ktoś z was w ogóle, po co tu jesteśmy? I kto nas wezwał.
Pomruk zaprzeczenia przebiegł przez zebranych.
- Ron. – zaczęła nagle zamyślona Hermiona. – A gdzie jest Harry?
W tej samej chwili do pokoju wszedł uzdrowiciel Warner w towarzystwie Zgredka i Grahama. Uzdrowiciel popatrzył z tajonym oburzeniem po zebranych i skinął głową na powitanie.
- Przykro mi panno Granger. Pan Potter nie może uczestniczyć w spotkaniu.
- Kim pan jest. I o co w tym wszystkim chodzi? – warknął Mistrz Eliksirów.
- Nazywam się Robert Warner, jestem uzdrowicielem, lecz w tej chwili jestem tu w roli zaprzysiężonego świadka. Panie Graham...
Goblin skinął głową i podszedł do drzwi wpuszczając do środka, przedstawicieli Ministerstwa, oraz parę innych osób, będących przedstawicielami różnych ugrupowań i organizacji charytatywnych oraz, ku zdziwieniu wszystkich zebranych – reportera specjalnego z Proroka Codziennego. Gdy wszyscy zajęli miejsca z wyrazem nieskrywanego obrzydzenia popatrzył na zebranych, wyciągnął parę pergaminów z teczki, wyliczając cicho:
- Zeznania dla sądu, odnośnie śmierciożerców. Udziały Magicznych Dowcipów. Stypendia dla uczniów. Zapomoga dla młodych mugolaków i sierot. Spis organizacji charytatywnych. Oraz spis nieruchomości i rzeczy osobistych oraz cel ich wykorzystania. Myślę, że mam wszystko uzdrowicielu Warner. Możemy zaczynać.
- Zaczynać? Ale co?
Pomruk zdziwienia przeszedł po Sali, przerywany jedynie jednostajnym szlochaniem Zgredka.
- Zgredku. Co się stało? – zapytała Hermiona delikatnie.
Skrzat niczym oparzony cofnął się, aż oparł się o ścianę. Z jawną nienawiścią patrzył na ludzi w pokoju.
- Zgredek jest tylko świadkiem. Zgredek nie mówić ze zdrajcami. – chrypiał.
Warner odchrząknął i odbierając od goblina jeden ze zwojów zaczął czytać.
W obecności świadków, skrzata Zgredka, Grahama Wittswick'a – przedstawiciela Gringotta, ja, Robert Warner uzdrowiciel występuję dziś w roli wykonawcy ostatniej woli Harry'ego James'a Pottera.
