Tytuł: Zwierze i właściciel
Oryginalny tytuł: Pet and Owner
Autor: Thisisentertaining
Fandom: Teen Titans
Rating: 12+
Uwagi: Jest to alternatywa, gdzie Bestia dołączył jako ostatni do młodych tytanów. Występuje to wspomnienie tortur i niewolnictwa.
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: PersianWitch
Link: /works/1032152/chapters/2056489
Zwierze i właściciel część 1
Zwierze i właściciel
Rozdział 1: Zwierzęca walka
Młody nastolatek, całkowicie zielony od czubka swoich zielonych niczym liście włosów do podeszw zielonkawych stóp, siedział zwinięty w klatce od czasu, gdy był małym chłopcem do swojego nastoletniego wieku. Jego małe wiezienie było przysłonięte ciemnym materiałem. Nie sprawiało to jednak, że nie odbierał dźwięków, zapachów i wibracji otaczającego go świata. Chłopiec oparł głowę o zimne, metalowe pręty, zamykając zmęczone oczy. Czekał na swój los, który wiedział, że nadejdzie.
Dziecko miało okropne życie i wiedziało, że prawdopodobnie nigdy nie będzie ono lepsze. Został ugryziony przez małpę, przez co został zainfekowany okropną chorobą. Eksperymentowano na nim i został uratowany z rąk śmierci tej infekcji, aby obudzić się jako dziwadło i potwór. Patrzył, jak umierali jego rodzice. Miał „super moc", ale nie mógł jej użyć, by uratować jedyną rzecz, która miała dla niego rzeczywiste znaczenie. Został okradziony ze swojego kochającego afrykańskiego plemienia ojca, by stać się złodziejem dla ludzi, którzy go krzywdzili. Musiał żyć przez lata z dwoma mężczyznami, którzy zmusili go do kradzieży, walki, a w zamian dręczyli go i zadawali mu ból. Musiał podjąć niewyobrażalną decyzję, by powstrzymać obu mężczyzn od zabijania siebie nawzajem w walce wiedząc, że jedyną nagrodą będą blizny i siniaki. Był kupowany i sprzedawany dziesiątkom różnych właścicieli i Mistrzów. Ludziom, którzy go kupili jako zwierzątko, psa stróżującego, wojownika i niewolnika.
Ślady przeżyć były widoczne na zielonej skórze nastolatka. Znaki różnych właścicieli pokrywały jego dłonie, łopatki, a nawet klatkę piersiową. Prześwity spalonej skóry ukazywały się na całym ciele, a jeśli ktoś dokładnie prześwietliłby go rentgenem, dostrzegłby dowody kilku złamań i wyleczonych kości. Prawdopodobnie najbardziej przerażające były grube blizny, które były na całej chudej postaci chłopca. Ciała o wiele za małego, za chudego dla nastolatka w jego wieku.
Nie było wątpliwości, że to dziecko było niedożywione. Jego kości można było zobaczyć przez jego zieloną skórę, a z natury obcisły kombinezon zwisał luźno na jego ciele. Jego obecni właściciele sprzedawali go i już nie dostrzegali błagań o bezmięsne posiłki. Nie tak, że słuchali zbyt bardzo jego próśb, gdy jeszcze należał do nich. Zamiast tego kontynuowali okrucieństwo, karmiąc go czymkolwiek chcieli. Zwykle były to resztki z nocnych posiłków i odpadów. W obliczu wyboru, czy zjeść mięso, czy głodować, zawsze wolał nie jeść… przynajmniej do tej pory. Przy każdym posiłku, składającym się z pietruszki i wody, jego postanowienie oraz determinacja słabły.
Oczy chłopca otworzyły się lekko, gdy zabrzmiały dźwięki absolutnego chaosu. Otworzyły się szerzej, gdy odgłosy wciąż przybierały na sile. Jego uszy uniosły się, a on podniósł się nieznacznie, tylko po to by opaść z powrotem na ziemię z powodu swojego wyczerpania. Wiedział, że gdyby jego Mistrz przyszedł, to jego wyczerpanie nie miałoby znaczenia. Musiałby zrobić wszystko, co mu by kazano. Oparł się o swoją klatkę, wiedząc, że mimo swojej ciekawości, lepiej wykorzystać tę krótką chwilę na odpoczynek. I tak by nic nie zobaczył. Materiał na klatce uniemożliwiał mu to. Jego gruba obroża uderzyła o metalowe pręty klatki, gdy ponownie usiadł. Westchnął, gdy przypomniał sobie o swoich kajdanach, ale poza tym ignorował je, gdy usiadł wygodnie. Zrelaksowane, ale czujne, zielonoskóre dziecko oparło się o kraty. Jego uszy uniosły się, a wrażliwy na zapach nos drgnął.
Dźwięki chaosu nadal panowały w magazynie. Krzyki, wystrzał broni, metal uderzający o metal i beton. Tępy odgłos ciał uderzających o siebie i rzuconych na ściany. To były dźwięki walki. Dziecko uświadomiło sobie nagle, że był to nalot. Leniwie zastanawiał się, czy nie zostanie skradziony. To nie byłby pierwszy raz. Nie wszyscy jego właściciele go kupili od kogoś innego. Był bardzo przyzwyczajony do rywalizacji między kryminalistami. Gdyby był wolny, jego Mistrz nakazałby mu walczyć, ale gdyby został zabrany, gdy był jeszcze w swojej klatce… cóż, nie mógłby wtedy nic zrobić. Skrzywił się, pocierając jedną z najgorszych ran, które wyleczyła się i już nie powinna boleć. Złodzieje zwykle byli najbardziej agresywni.
Wyprostował się lekko, gdy odgłosy kogoś biegnącego przebiły się przez ogólny hałas. Biegnący zbliżał się do jego klatki. Zielonoskóry nastolatek wyprostował się, gdy dźwięk narastał. Lęk sprawił, że dreszcz przebiegł przez jego ciało. Gdyby to był złodziej, aby go ukraść, mógł oczekiwać jedynie tortur, nowego bólu i okrutnego Mistrza. Kroki zatrzymały się tuż przed jego klatką. Mężczyzna oddychał szybko i gwałtownie. Chłopiec poczuł niewielką ulgę, gdy rozpoznał zapach swojego obecnego Mistrza przez materiał. Ostatecznie, jego życie byłoby okropne niezależnie od tego, kto do niego przyjdzie. Jego ulga nie trwała jednak dłużej niż chwilę, gdyż materiał został oderwany z przodu jego wiezienia, zanim oddech mężczyzny się uspokoił. Dziecko zamrugało z zaskoczenia, gdy jego oczy usiłowały przywyknąć do jasnego światła, które go zalało.
Jego Mistrz przykucnął przed klatką, z kluczykami w ręku. Pot ściekał z jego czoła, na którym formował się świeży siniak. Miał szeroko otwarte oczy. Dziecko mogło poczuć na nim zapach strachu, gdy trzęsącymi się rękami próbował otworzyć drzwi klatki.
— Przygotuj się — rozkazał mężczyzna i nagle, z dziwnym napływem mocy, nie było już słabego chłopca w klace, ale zielony ryś z gibkim, zwiniętym ciałem gotowym do skoku.
Z tej pozycji mógł, w mniej niż w minutę, wyskoczyć z klatki i przekształcić się słonia, lwa lub jeszcze bardziej okrutne stworzenie. Mężczyzna przeklął gwałtownie, gdy jego drżące dłonie walczyły z zamkiem klatki. Nieustannie spoglądał za siebie, jakby spodziewał się ataku z cienia.
Przeklął, gdy jeszcze raz nie wycelował dobrze i klucz wyślizgnął się z zamka. Spojrzał wściekle na kraty otaczające dziecko i chłopiec wiedział, że przynajmniej raz przeklina jego ograniczenia. Klatka została tak skonstruowana, że gdyby próbował uciec, zmieniając się w zwierzę wystarczająco małe, by prześlizgnąć się między prętami lub wystarczająco duże, by przełamać swoje wiezienie, ładunek elektryczny zostałby przesłany przez jego obrożę, dopóki chłopiec nie zrezygnuje z próby ucieczki lub zginie.
W końcu klucz znalazł się w swoim miejscu, gdy w drzwiach pojawiły się niewyraźne postacie czterech nastolatków.
— Bestia, atak! — wrzasnął Mistrz chłopca.
Z potężnym odbiciem tylnych kocich kończyn, ryś wyskoczył z klatki, przemieniając się w lwa zanim jeszcze jego łapy dotknęły ziemi. Szmaragdowy król dżungli podniósł z okrutną surowością głowę, zanim zaatakował wrogów swojego Mistrza.
Nastolatek był jednostką bojową. Okrutnie szkoloną i przez lata nieprzerwanie udoskonalającą swoje umiejętności oraz technikę walki. Mistrzowie strategii i zachowania zwierząt bezlitośnie go trenowali, aż jego zwierzęce instynkty i ludzki umysł zostały perfekcyjnie połączone, by stworzyć doskonałą jednostkę do ataku. Mistrzowie sztuk walki i mistrzowie broni ćwiczyli z nim, przekazując nieszczęśliwemu nastolatkowi swoją wiedzę. Nie był jakimś tam dzieckiem, które próbowało walczyć i otrzymało tajemnicze moce. Nie był bohaterem, który trenował kilka godzin dziennie i walczył ze złymi ludźmi, kiedy ci tylko się pojawili. Był maszyną, brutalnie trenowaną przez najbardziej wykwalifikowane i najniebezpieczniejsze osoby, które istniały. Był Bestią.
Biegnąc, zmienił się w geparda i skoczył naprzód ze zdumiewającą szybkością. W niecałą sekundę był kilka metrów od grupy, przekształcając się do większego kota jakim był lew, by skoczyć na nich. Przywódca, nastolatek w jaskrawym stroju i ze sterczącymi włosami, niespodziewanie odskoczył unikając zderzenia z zielonym drapieżnikiem. Jednak stojący za nim większy nastolatek, mający na sobie zapach człowieka i maszyny, nie był tak szybki. Cała waga zielonego lwa wylądowała na nim, przewracając mężczyznę na dwie dziewczyny. Przez milisekundę, instynkt i ludzki umysł argumentowały, nie wiedząc, czy traktować przeciwnika jako człowieka, czy robota, ale nie mógł się długo nad tym zastanawiać. Musiał podjąć decyzję i natychmiast podjąć odpowiednie działania. W końcu zdecydował się wycofać. Odskoczył do tyłu, wiedząc, że jego obecna forma, której siłą były zęby i pazury, niewiele mogła zdziałać w walce z metalem i maszynerią człowieka.
Nie miał jednak czasu na zmianę i ponowne zaatakowanie robotycznego nastolatka, bo kiedy odskoczył, jego instynkty zaczęły krzyczeć, że był atakowany. Przekształcił się na mniejszy cel i jako mysz odskoczył na bok, omijając o włos niewiarygodnie dynamiczny atak laski. Atakował go ten szybki i ze sterczącymi włosami nastolatek. Zielona broń unikała ataków chłopca, nieustannie przekształcając się w różne formy gryzoni. Nastolatek był spektakularny. Był jednym z najszybszych przeciwników, jakie kiedykolwiek miał Bestia. Nie mógł walczyć, mógł jedynie unikać ataków i uczyć się techniki przeciwnika.
Dopiero filiżanka okryta czarną energią, która przykryła jego formę myszoskoczka, przypomniała mu, że chłopiec miał przyjaciół. Przez chwilę, jego serce zabiło szybciej ze strachu. Był samotnym wilkiem walczącym ze stadem. To nigdy nie była dobra rzecz. Oczywiście, był wyszkolony do walki z większą ilością przeciwników, ale rzadko wdawał się w poważną walkę z kimś tak utalentowanym jak ten jaskrawo ubrany nastolatek. Gdyby cała grupa miała takie same umiejętności, to z pewnością mogłaby być to prawdziwa bitwa. Czuł, jak jego zwierzęce instynkty przejmują górę na samą tę myśl. Były głodne walki, krwi i zabójstwa.
Uciekł spod czarnej filiżanki przybierając postać afrykańskiego słonia. Zamachał swoją ogromną trąbą w miejsce skąd czuł ludzki zapach. Zatrąbił z triumfem, gdy powalił dwóch wrogów. Szybki nastolatek i dziewczyna w długim płaszczu. Jego trąbienie zmieniło się w zaskoczenie, gdy promień zielonego światła uderzył w jego dużą klatkę piersiową. Rudowłosa dziewczyna ze świecącymi zielonymi oczami leciała na niego. Zmienił się w smukłą jaskółkę i zaczął latać wokół niej. Tak jak się spodziewał, zatrzymała się zakłopotana i śledziła go wzrokiem. Korzystając z jej bezruchu, zielony nastolatek poleciał nad nią. Zmienił się w sokoła wędrownego i zanurkował w stronę jej pleców z prędkością ponad 300 kilometrów na godzinę. Dziewczyna krzyknęła w szoku, gdy ją uderzył, spadając na ziemię.
— Gwiazdka! — krzyknął chłopak ze sterczącymi włosami, pędząc do swojego leżącego kompana.
Zielonoskóry nastolatek nie miał jednak czasu, aby uczcić swoje zwycięstwo. Podmuch jasnoniebieskiej energii niemal podpalił pióra w jego ogonie. To był pół-robot. Z drapieżnym piskiem sokół ruszył w kierunku swojego nowego wroga, zmieniając się w wielkiego hipopotama tuż przed uderzeniem w robotycznego nastolatka. Zielony chłopak był zaskoczony, gdy zamiast zgnieść robota, tak jak się spodziewał, duży nastolatek chwycił go i rzucił go na pobliską wieżę złożoną z pudeł. Gdy Bestia uderzył w nią, instynktownie zmienił się z powrotem w swoją ludzką postać. Jedną ręką chwycił się za głowę, gdy poczuł, że rana znowu się otworzyła. Odsuwając dłoń, zmarszczył brwi, gdy ujrzał, że jest pokryta krwią. Skrzywił się z bólu, zanim nie oprzytomniał i nie zmienił się w goryla.
Nic dziwnego, że miał takie problemy walcząc z nimi. Od wielu dni nie jadł prawdziwego posiłku, a ślady z treningu zasiewały całe jego ciało. W ciągu ostatniego tygodnia nie miał więcej niż kilka godzin odpoczynku. To były jednak wymówki. Mistrzowie nie słuchali wymówek. Z chwiejnym westchnieniem, podniósł się na nogi w swojej naczelnej postaci i odepchnął pudła, aż znów ujrzał nastolatków. Jego serce zamarło, kiedy ich zobaczył. Przegrupowali się i czekali na niego.
Latający rudzielec unosił się pod sufitem, a jej oczy i dłonie świeciły na jasnozielono. Dziewczyna w płaszczu stała obok niej w powietrzu. Podtrzymywał ją dysk energii, mrocznej niczym noc. Jej oczy lśniły bielą, a dłonie przykrywała czarna moc. Robotyczny chłopak leżał na ziemi, wskazując swoim ramieniem zmienionym w armatę na goryla, który wyszedł z pudeł. Przywódca stał z boku. Jego wzrok za maską był piorunujący i trzymał w pogotowiu swoją laskę i niektóre pociski.
Z barbarzyńskim rykiem zielony chłopak ukrył swój intensywny strach, ukazując go jako złość, gdy szarżował na najbliższego przeciwnika. Przywódca krzyknął głośno:
— Tytani, naprzód!
Zwarli się w walce. Następne kilka chwil to czysty instynkt i adrenalina, gdy pięcioro nastolatków walczyło zaciekle. Samotny zielony zmiennokształtny prawie całkowicie opierał się na obronie, tylko od czasu do czasu zadając cios. Gdyby tylko chodziło o pokonanie zielonych zwierząt, czterech tytanów szybko zostałoby uznanych jako zwycięscy, ale zielone stworzenie było zbyt nieuchwytne, by móc je złapać. Przywódca, nastolatek ze sterczącymi włosami o imieniu Robin, wycofał się, by podziwiać wytrwałość ich wroga. Zielony chłopak poruszał się niemal nieustannie i nikt nie wiedział, jak długo będzie mógł utrzymać ten stan, ponieważ jeszcze nie wykazywał oznak zmęczenia.
Patrzył, jak jego koledzy z drużyny walczą z dziwnie zielonymi zwierzętami, szukając użytecznej dla nich słabości. Nagle usłyszał za sobą hałas, który przypomniał Tytanowi, dlaczego są w tym pomieszczeniu. Przywódca ważnego kręgu przemytniczego od miesięcy prowadził swoje interesy w tym magazynie i wreszcie go odnaleźli. Po tym, jak Tytani zaczęli pokonywać jego żałosnych strażników, mężczyzna wbiegł do tego pokoju, napuszczając na nich tego zielonego stwora. Jeżeli plany budynku, które odnalazł jego kolega z drużyny Cyborg były poprawne, to nie było innego wyjścia z tego pokoju, niż drzwi przed którymi walczyli. Oznaczało to, że przywódca kręgu wciąż przebywał w pokoju. Robin obejrzał się i zobaczył, jak Cyborg strzela szaleńczo, gdy zielony nietoperz zaatakował jego twarz. Odwrócił się do miejsca, z którego usłyszał hałas, gdy robotyczny nastolatek zdołał odeprzeć łatającego ssaka, wysyłając go z powrotem w stronę pudeł, z których wyłonił się szybko jako warczący grizzly.
Przywódca Tytanów wszedł głębiej do pokoju, oddalając się od swoich przyjaciół, szukając śladu mężczyzny, który ukrywał się pośród pudeł i materiałów. Uśmiechnął się, gdy w końcu usłyszał cichy dźwięk. Znalazł swoją zdobycz. Przygotowując się do biegu, obrócił się. Zobaczył człowieka, którego szukał, chowającego się za dużą skrzynią. Mężczyzna uniósł wzrok, wyglądając na przerażonego, gdy zobaczył Robina. Chwycił mocniej mały pilot znajdujący się w dłoni.
— Chronić! — krzyknął, a jego głos załamał się ze strachu. — Bronić! — wrzeszczał, naciskając przycisk na środku pilota.
Nagle z miejsca, w którym toczyła się bitwa, rozbrzmiał straszliwy krzyk. Robin był pewien, że nie pochodził on od żadnego z jego kolegów.
— Bronić! — zawołał ponownie mężczyzna i nagle postać dużego ptaka unosiła się nad pudłami, zmieniając się w duże zwierzę, które upadło z całą mocą w miejsce, gdzie znajdował się Robin.
Zmiennokształtny był teraz niedźwiedziem. Jego źrenice były rozszerzone z bólu i strachu. Rzucał głowę na boki, gdy obroża lekko iskrzyła. Skrzynie rozpadły się z trzaskiem, gdy reszta Tytanów dołączyła do walki. Każdy z nich był zmartwiony i zdenerwowany, gdy walczyli z szalejącą istotą. Robin nie patrzył jednak na zieloną bestię. Zamiast tego, skupił się na mężczyźnie, który próbował uciec w zamieszaniu. Młody bohater wyruszył w pogoń, pozostawiając walczącego nastolatka reszcie swojego zespołu. Mężczyzna obejrzał się w biegu. Panika ponownie zagościła na jego twarzy.
— Bronić! — krzyknął jeszcze raz, naciskając przycisk.
Znowu bolesne krzyki rozbrzmiały z miejsca bitwy, a Robin w krótkim czasie znalazł się w oko w oko z gepardem próbującym zatopić zęby w jego nodze. Przeskoczył nad głową stwora, obracając się w powietrzu i wykonując szybkie kopnięcie, którego zwierze nie było w stanie uniknąć. W końcu stał się powolniejszy, ale Tytan nie wiedział, czy to z powodu wyczerpania, czy z bólu. Robin zamachnął się na kota swoim kijem, ale ten zręcznie go uniknął. Przeciwnik przemienił się w barana. Robin sapnął, gdy wielkie, okrągłe rogi uderzyły w niego. Nagle, kozioł został odepchnięty na bok przez czarną energię, która została posłana w jego stronę. Młody Tytan skinął w uznaniu, gdy jego zespół ponownie dołączył do walki.
— Idź za tym facetem. — powiedziała do niego walcząca, ubrana w ciemny płaszcz, esperka, Raven.
— Tak, zostaw nam walkę z mnóstwem ziemskich stworzeń — odezwała się kosmitka o imieniu Gwiazdka, strzelając w stworzenie swoją zieloną mocą.
— Tym razem nie pozwolimy mu cię ścigać — zakończył Cyborg.
Robin skinął głową i pobiegł, by jeszcze raz znaleźć przemytnika. Tym razem jednak wykorzystał swój niezwykły talent skradania się i znalazł się przed mężczyzną, nim ten się zorientował. W ciągu kilku sekund przestępca był związany. Robin uśmiechnął się do niego, trzymając małego pilota. Ten facet nie miał żadnych szans.
— Bronić! Bronić! — zawołał mężczyzna, chociaż nie mógł użyć małego urządzenia.
Pomimo tego nastąpił trzask, gdy warczący, zielony wilk przedzierał się przez stosy skrzyń. Robin obrócił się błyskawicznie i rzucił w stronę przeciwnika eksplodującą kulkę. Otworzył szeroko oczy, gdy zobaczył jak czarna, niebieska i zielona energia strzela od tyłu w wilczura. Dokładnie w tym samym czasie, każdy z czterech pocisków uderzył w szmaragdowego wilka.
Stwór jęknął, gdy go trafili, brzmiąc bardziej, jak szczeniak wyjący z bólu, niż warczący wróg, którego wcześniej ujrzeli. Nastąpiło dziwne, niespokojne milczenie, gdy ciało zielonego stwora uderzyło o ścianę, po raz kolejny lądując za jednym z licznych stosów pudeł. Tym razem jednak, grupa nie czekała na jego powrót do zdrowia. Ich czwórka rzuciła się w stronę dymiącej formy. Robin pociągnął ze sobą złoczyńcę. Zatrzymali się, gdy zobaczyli w końcu, już nie zwierzęcą jednostkę bojową, do której byli przyzwyczajeni, ale małego, niedożywionego i wielce okaleczonego zielonego chłopca. Leżał nieprzytomny w swoich obdartych od walki ubraniach. Krew kapała z rany na głowie, a także z kilku innych miejsc. W boku jego koszuli była widoczna dziura. Z jej krawędzi wydobywał się dym, a spod niej widoczne było bardzo poważne oparzenie. Czterej Tytani wymienili ze sobą spojrzenia, wiedząc, że to ich połączony atak spowodował tę ranę.
Robin zmarszczył brwi, kiedy zbliżył się do nastolatka. Nie było to, czego oczekiwał, gdy mieli wreszcie okazję zobaczyć swojego wroga. Potem spojrzał w dół na przemytnika i pilot. Uznał, że prawdopodobnie nie powinien być tak zaskoczony.
Nieprzytomny chłopiec zaskomlał cicho i otworzył oczy. Nagle poderwał się na nogi. Przykucnął gotowy do ataku.
— Przygotować się!
Ręce Cyborga, Raven i Gwiazdki zaświeciły się energią, a Robin instynktownie wycelował pilota w nastolatka. Chłopiec znieruchomiał, jednak jego wzrok nie był skupiony na licznych niebezpiecznych broniach, które przed chwilą go ujarzmiły, ale na małym prostym urządzeniu w ręku Robina. Czarny charakter przetrzymywany przez bohaterskiego nastolatka wiercił się w jego uścisku.
— Walczyć! Bronić! Atak! — krzyczał mężczyzna.
Każdy z Tytanów spiął się, ale chłopiec się nie poruszył. Nie spuszczał ręki Robina z oczu. Ten chłopak z nastroszonymi włosami trzymał kontroler. Zielony nastolatek powoli podniósł dłoń, by dotknąć kołnierza na szyi. Ten, kto trzymał pilot kontrolujący obrożę, kontrolował ból. Ktokolwiek, kto posiadał to urządzenie, był Mistrzem. Tak został wyszkolony. Teraz należał do tego nastolatka, z którym walczył jako wróg. Serce waliło mu w piersi, kiedy spodziewał się nadchodzącej nieubłaganie kary. Stary Mistrz chłopca przeklął.
— Nie! Ignoruj to, Bestia! Jestem Mistrzem! Posłuchaj mnie! MNIE! Nie tego chłopca! Słuchaj mnie! Atak!
Chłopiec wciąż się nie ruszał. Jego spojrzenie wciąż było skupione na Robinie, a jego ciało nadal pozostawało w bojowej pozycji. Przywódca Tytanów spojrzał w dół na wściekłego złoczyńcę, pilota i na nastolatka.
— Ummm… uspokój się?
Nagle postawa chłopca rozluźniła się, przechodząc z bojowej do zrelaksowanej. Reszta Tytanów zrelaksowała się. Blask energii zniknął z dłoni dziewczyn, a ramię Cyborga wróciło do normy.
— Nie! — Złoczyńca przeklął, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
Każdy z nastoletnich bohaterów skupiał się na zielonym chłopaku, który stał wpatrując się w Robina.
— Cóż… — zaczął powoli Cyborg —…to było dziwne. Co to jest?
Robin zmarszczył brwi, przyglądając się urządzeniu.
— To pilot. Naciskał przycisk, gdy przywoływał… jak go nazwał, Bestia? Atakował, kiedy go wzywał.
— Czyli to przez to tak wariował.
— Co się działo, kiedy przycisk był wciśnięty? Byłem zbyt daleko, aby cokolwiek zobaczyć.
Gwiazdka odpowiedziała na pytanie cudownego chłopca:
— Zielony zmiennokształtny krzyczał z ogromnego bólu i chwytał kołnierz na jego szyi. Wtedy uciekał i znajdował ciebie i tego człowieka.
— Obroża szokowa — podsumował Robin. Cyborg skinął głową.
— I to dość potężna. Pozwól mi go zobaczyć.
Robin kiwnął głową i wręczył pilot większemu nastolatkowi, zbliżając go przypadkowo do Bestii, kiedy to robił. Zielony nastolatek wzdrygnął się wyraźnie. Trzęsąc się ze strachu, zastanawiał się, jaką karę wymierzą mu ci nowi potężni Mistrzowie za walkę przeciwko nim. Grupa zauważyła wzdrygnięcie i każdy członek zmarszczył brwi. Cyborg podszedł i położył dłoń na ramieniu zielonego chłopca.
— Hej, nic się nie dzieje. Nie zamierzam przycisnąć guzika. Obiecuję.
Bestia wzdrygnął się, gdy metaliczna ręka dotknęła jego ramienia, przyzwyczajony do tego, że jakikolwiek dotyk oznaczał ból. Zaniepokojenie grupy bohaterów zwiększyło się. Nagle, z drugiego pomieszczenia rozległy się głosy. Policja w końcu przybyła. Robin zaczął przyciągać przemytnika w stronę hałasu tylko po to, by zatrzymać się, gdy rozbrzmiał monotonny głos Raven:
— Co z nim zrobimy?
Robin zatrzymał się i odwrócił, by spojrzeć w oczy przerażonej zielonej broni. Westchnął. Ten dzieciak był tajemnicą. Chciał odpowiedzi. Czy chłopak naprawdę wykonywał rozkazy, ponieważ przemytnik miał pilot do jego szokowej obroży, czy był przestępcą? Czy lubił walczyć i krzywdzić innych, czy to było czymś, co mu kazano? Czy to miało znaczenie? Czy dziecko spędziło zbyt wiele swojego życia, wykonując polecenia, by zostać zbawionym? Możliwe, że i tak wsadzi chłopca do więzienia, ale Robin chciał odpowiedzi, zanim zdecyduje się cokolwiek zrobić.
— Zabierzcie go do wieży. Jest coś dziwnego w tej sytuacji. Jeśli może mówić, to chcę uzyskać od niego kilka odpowiedzi. Wracajcie i wsadźcie go do jednej z komór kwarantanny, by go zatrzymać i zadbajcie o jego obrażenia. Poradzę sobie tutaj.
Tytani pokiwali głowami. Uścisk Cyborga na zielonym ramieniu nastolatka nieco zelżał, a chłopiec znów się wzdrygnął, powodując że pół-robot westchnął.
— Chodź ze mną.
Chłopiec natychmiast pośpiesznie wykonał polecenie, podążając posłusznie za nastolatkiem, dopóki nie został umieszczony na siedzeniu pasażera w T-samochodzie. Cyborg westchnął, oddając Raven pilota, wiedząc, że użyje go, jeśli będzie to konieczne. Jednak nie wydawało się to prawdopodobne. Dziecko było obrazem posłuszeństwa. Nigdy nie podnosząc głowy, ani nie wykonując żadnych podejrzanych ruchów. Mimo tego, lepiej było dmuchać na zimne.
Bestia zerknął kątem oka przez okno, gdy jeden z jego nowych Mistrzów doprowadzał go do tego, co podejrzewał, będzie teraz jego mieszkaniem. Nigdy wcześniej nie miał takich Mistrzów. Byli prawie w jego wieku. Nie wiedział, czy byliby bardziej lub mniej okrutni niż większość Mistrzów. Nie był pewny, czy chcą by kradł, bronił, walczył, czy też coś zupełnie innego. Był świadomy jedynie, że jego głęboko zakorzeniony zwierzęcy instynkt krzyczał do niego w myślach, że ci Mistrzowie będą inni od wszystkich jakich miał.
Przesunął się lekko na fotelu uważając, by nikt nie uznał tego za agresywne zachowanie lub próbę ucieczki. Dziewczyna w płaszczu, która trzymała pilot, podniosła go, ale nie nacisnęła przycisku. Odetchnął z ulgą i znów skierował spojrzenie na okno, nie ruszając głową. Zauważył, że krew z rany na głowie zabrudziła siedzenie i wewnętrznie się skulił. Jego Mistrzowie nie będą z tego powodu szczęśliwi. W rozpaczy przymknął oczy. Z pewnością nie zaczął zbyt dobrze swojej relacji z nimi. Już teraz zrobił wystarczająco wiele, by ci go ukarali. Skoncentrował swoje zmysły na samochodzie, przyzwyczajając się do zapachów i dźwięków swoich nowych Mistrzów.
Nie minęło wiele czasu, zanim miał kompletny mentalny obraz pojazdu, a to wszystko bez poruszania głową. Nagle uświadomił sobie, że nie wyczuł swojej klatki. Jego Mistrzowie zostawili ją. To było jego ostatnia myśl przed tym jak głód, wyczerpanie, intensywny ból spowodowany obrożą, obrażenia i wcześniejsza walka w końcu do niego dotarły, przez co przegrał bitwę o to, by pozostać przytomnym.
