Disclaimer: Naruto nie jest moją własnością. I don't own Naruto. Gdyby tak nie było, to Sasuke nie wyrosłyby te przeklęte łapowate skrzydła.

Warnings:

I To mój pierwszy ff.

II Będę się posługiwała często angielskimi nazwami albo japońskimi (czytam mangę po angielsku, do 21tomu na razie, bo tylko taką znalazłam, eh. Jak ktoś wie, gdzie zdobyć po polsku, albo zna polskie tłumaczenia wyrażeń i technik, to byłabym wdzięczna).

III W początkowym zamyśle pierwszy rozdział miał wnieść nieco humoru ;)

BLA – wrzask

bla bla bla – fragment flashbacka (retrospekcji)

bla bla bla" – myśli

AVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAV

Ostatnia Szansa

Rozdział 1 - Hajime - Początek

Para cieni siedziała na gałęzi i z pełnym powagi profesjonalizmem odbywała nocną wartę wokół ukrytej wsi Konoha.

- ODDAWAJ MI TO WARIACIE, BO INACZEJ SPRAWIĘ, ŻE WCZORAJSZA POTYCZKA Z 'OBŁĄKANYMI CZCICIELAMI MROCZNEGO BOGA ZARDZEWIAŁYCH SHURIKENÓW' BĘDZIE W PORÓWNANIU DO DZISIEJSZEGO WIECZORA NAJPIĘKNIEJSZYM I PRZEDOSTATNIM WSPOMNIENIEM TWOJEGO ŻYCIA!

Wyższa postać odczekała chwilę, aby ta koncepcja dotarła do jej mózgu, a po szoku przeżytym, gdy ta czynność została zakończona, oddała mocno spieczoną kiełbaskę cieniowi o wyraźnie kobiecych kształtach i równocześnie posiadacza niezwykle przeszywającego głosu.

- Dziękuję Hideki, to naprawdę bardzo miło z twojej strony, że dajesz mi naszą ostatnią kiełbaskę.

- Nie ma za co – odpowiedział głos męski tonem, który w braku lepszego określenia można by nazwać zbolałym. Jego właściciel patrzył tęsknie na kiełbaskę, która znikała w zawrotnym tempie w ponętnych ustach krzykaczki – Jakbym miał jakiś wybór.

- Mówiłeś coś? – zapytała jego towarzyszka z wyrazem twarzy, który wyrażał całkowitą otwartość na opinie. Własne. Hideki przez chwilę zastanawiał się, czy nie posłuchać żałosnych protestów swojej męskiej dumy, która domagała się natychmiastowego odzyskania produktu wieprzowego, ukrywanego chytrze przez ostatnie dwa tygodnie. W końcu jednak zwyciężył tzw. męski instynkt, który stwierdził, że milczenie jest złotem, zwłaszcza kiedy sprzeczasz się z ortodoksyjną feministką w samym środku lasu, a najbliższy szpital znajduje się w promieniu 15 km. Co najmniej.

- Nic, Mina. Po prostu pomyślałem, że to trochę nierozsądnie wrzeszczeć na całe gardło, gdy za każdym krzakiem może się kryć wrogi shinobi. – błysnęła oczyma na tę uwagę, ale najwyraźniej była w dobrym humorze, bo tylko pacnęła go ręką w ramię, omal nie zwalając na ziemię.

- Eh, jak zwykle przesadzasz! Jakiemu szaleńcowi chciałoby się o tej porze i w taką pogodę…

- Bu.

Obydwoje natychmiast podskoczyli, sięgając po sztylety, aby wspomniany szaleniec zakończył swój żywot w sposób szybki i gwałtowny. Jednak z kilku zasadniczych powodów ten cel nie został osiągnięty. Najbardziej zasadniczym powodem, można wręcz powiedzieć, że podstawowym, było nieprzystosowanie fizyczne gałęzi do gwałtownych piruetów dwóch osób + sprzęt. Będąc z natury ciałem łamliwym, ta odstająca część drzewa wyraziła swoje głębokie oburzenie, zrywając kontakty z rodzicielem (czyt. pniem) i oddając się w chętne ramiona grawitacji. Zaowocowało to jękami z męskiej strony poszkodowanych, natomiast jeżeli chodzi o damską…

- Niezwykle bogaty słowniczek, Mina. – odezwał się 'szaleniec', odgarniając blond włosy z maski ANBU. Popatrzył na kobietę leżącą na ziemi dwa metry pod nim i… przezornie zatkał uszy.

- CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ! IDIOTA, DUREŃ, PAL… o, kapitan, miło pana znowu widzieć.

- Przez chwilę odniosłem odwrotne wrażenie – odpowiedział blondyn, zeskakując z iście kocią gracją. Cały efekt lądowania został jednak zepsuty, gdy kobieta wymierzyła mu potężny cios w tył głowy.

- PRZYRZEKAM KITSUNE, JESZCZE RAZ TAK ZROBISZ, A BĘDĘ JESZCZE BARDZIEJ NIEMIŁA NIŻ DLA TEGO TUTAJ – wskazała ruchem głowy na trzymającego się za brzuch Hidekiego. Jego twarz wyrażała poważną wątpliwość czy ta groźba jest możliwa do spełnienia. Blondyn roześmiał się i usiadł na ziemi obok dwójki.

- Byłem po prostu w okolicy i postanowiłem sprawdzić jak wam idzie. Jako kapitan mam obowiązek karać moich podwładnych, kiedy nie zachowują się jak przystoi ANBU, czyli słychać ich na milę i sami stwarzają idealne sytuacje do poderżnięcia gardła. Im, ma się rozumieć. Więc postanowiłem udzielić upomnienia z odrobiną humoru.

- Ha, ha, ha. Tą twoją odrobinę humoru to aż w kościach czuję. – stwierdziła Mina, przeciągając się. – Czemu nie zdejmiesz maski? – blondyn poruszył się niespokojnie – W końcu jesteśmy tylko my, no nie?

- Bez niej czuję się… trochę jak pozbawiony osłony

- Daj spokój, już dawno minęły te czasy, gdy wieśniacy na twój widok odczuwali nieopanowaną chęć rozerwania cię na strzępy. Dzisiaj już nikt nie ma ochoty cię atakować. A zwłaszcza ci z Hidden Village of Sound – zachichotała – szczególnie po laniu, jakie spuściłeś im miesiąc temu. - Mina popatrzyła na blondyna uważnie. Już dawno nauczyła się odczytywać jego emocje, nawet gdy nosił maskę ANBU. Nie potrafiła jedynie zrozumieć dlaczego tak rzadko ją zdejmował, chyba właściwie tylko w mieszkaniu, podczas spotkań Tsunade-sama i ćwiczeń, gdzie noszenie czegokolwiek innego niż minimalny ubiór skutkowało hektolitrami potu, co nie jest zresztą niczym dziwnym, kiedy ćwiczysz z Gai.

- E, tam, to nic takiego, zwykła potyczka na granicy – odpowiedział, patrząc na swoje smukłe dłonie i splatając palce. Mina uniosła brew.

- „Nic takiego"? Walka jeden na 20 joninów? Założę się, że kiedy wiadomość doszła do tych od dźwięku, Orochimaru szalał z … TRZASK!

Spojrzała na kapitana w szoku, słysząc odgłos łamanej kości. ANBU siedział wpatrując się w pustą przestrzeń przed sobą, z palcami wczepionymi w siebie tak mocno, że dosłownie widziała, jak kości się uginają i lada moment…

- KITSUNE!

Wyrwał się z zamyślenia i poderwał na równe nogi. Pomimo maski, wiedziała, że jest potwornie przygnębiony i… wściekły?

- Przepraszam, nie chciałam, po prostu zapomniałam, że nie lubisz kiedy się o nim mówi.

- Zabrał ode mnie najbliższą osobę, jaką kiedykolwiek miałem. – powiedział głucho. Po chwili potrząsnął głową.

- Dobra, chodźcie, zaraz przyjdzie następna warta – obwieścił i nie czekając, aż wstaną, wskoczył na drzewo – Jak się pospieszycie, to jeszcze zdążymy na… śniadanie, zdaje się.

Jego głos był pełen zwyczajowego entuzjazmu. Mina i Hideki popatrzyli na siebie, po czym bez słowa ruszyli za swoim kapitanem.

Flashback

Tsunade spojrzała na nią spoza kolumn papierów piętrzących się na biurku Hokage.

- Chciałabym, żebyś zrozumiała, dlaczego przydzielam cię akurat do jego grupy. Jesteś jedną z tych niewielu osób, w których ręce mogę go oddać. Potrafisz wykorzystać swój bezpośredni charakter i pewnego rodzaju zmysł, aby pozyskać zaufanie ludzi, zrozumieć ich, a nawet czasem pomóc w ich problemach. On przez prawie całe życie żył za maską. Maską radości, optymizmu i energii. Teraz wykorzystuje ją w mniejszym stopniu, ale nadal nie chce nikogo dopuścić tak blisko, aby można było mu pomóc, wyleczyć go z dręczących wspomnień. Stracił bardzo ważną osobę, walczył ze swoim najlepszym przyjacielem.

- Zabił go? – Mina zapytała z niedowierzaniem.

- Nie. Przyjaciel chciał zabić jego.

End flashback

'Żyć ze świadomością, że najbliższa ci osoba, której zaufałeś bez granic, chciała cię zabić' pomyślała Mina, patrząc w zamyśleniu na kapitana, któremu Hideki właśnie nastawiał palec. Nie martwiła się o to złamanie, wiedziała, że za kilka godzin jego kość zrośnie się całkowicie. Każde obrażenie jakie odniósł Kitsune leczyło się niemalże natychmiast. 'Prawie każde' – dodała po chwili. W sercu kapitana pozostały rany, których nawet najpotężniejsza czakra nie jest w stanie uleczyć.

- Kurczę, znowu deszcz. Widoczność będzie ograniczona – stwierdził marudnym tonem blondyn.

- Nie zrzędź. Po za tym, jakby to stanowiło dla ciebie jakiś problem. – Mina trzepnęła go w głowę.

- Jak tak dalej będziesz robiła, to przewiercisz mu dziurę na wylot - Hideki puścił oko do kapitana - A przecież nie chcemy stracić takiego unikatowego umysłu - Jego towarzyszka zastanowiła się przez chwilę.

- Tak, właściwie to już zagrożony gatunek. Chyba nie znam nikogo innego, kto potrafi przełknąć siedem misek ramenu dziennie, a następnie jęczeć i żałować, że nie ma czasu na ósmą.

- Ech, odczepcie się – kapitan machnął na nich ręką. Nagle odwrócił się i rzucił na Minę.

- Co…? – zaczęła, przerażona. Usłyszała jak Hideki krzyknął. Kitsune nawet wtedy, gdy był na nich mocno zdenerwowany, ani razu nie uderzył nikogo ze swoich podwładnych. Wolałaby nie wiedzieć, co by się stało, gdyby tak zrobił. Jednak teraz, zamiast uderzyć, objął ją w pasie i zaskoczył na ziemię, ledwo unikając pięciu shurikenów, które wbiły się z trzaskiem w pień, o który przed chwilą się opierała.

- Co się dzieje? – zapytała szeptem, ale kapitana nie było już obok niej. Hideki zeskoczył na ziemię i pociągnął w stronę cienia.

- Wyciągnij broń – powiedział, sięgając po sztylety z sakwy. Mina zrobiła to samo w duchu dziękując Tsunade za czarny strój ANBU, a Kami przeklinając za ogniście rude włosy, które sprawiały, że w ciemności była widoczna jak świeczka. Krzaki na skraju polany przed nimi zaszeleściły i wypadło z nich pięciu ninja z nutą na przepasce. Wszyscy byli nieprzytomni. Kitsune wyszedł zaraz po ich efektownym wlocie, wycierając nóż o spodnie i mamrocząc coś pod nosem na temat zmarnowanych godzin spędzonych na polerowaniu. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na nich.

- Wszystko w porządku?

- Nie uśmiechaj się tym znaczącym uśmieszkiem, bo ci przyłożę. – oznajmiła Mina

- Nie ma za co, że nie pozwoliłem pięciu shurikenom przyszpilić cię do drzewa – ANBU westchnął, po czym konspiracyjnym szeptem zapytał się Hidekiego - Skąd wiedziała, że patrzę na nią z uśmieszkiem? - Hideki wzruszył tylko ramionami, dając do zrozumienia, że jeżeli chodzi o Minę nic już go nie dziwi. Po prostu z nią wszystko jest możliwe i można przyjąć to jako stałą niezmienną. Sielankową atmosferę przerwało wkroczenie dwóch joninów za znakiem Konohy na przepaskach, którzy przebiegając koło nich zdążyli wrzasnąć tylko „W nogi!", zanim zniknęli na drugim końcu polany. Trójka ANBU spojrzała po sobie, nie wiedząc, o co chodzi, ale szybko stwierdziła, że ucieczka to rzeczywiście niegłupi pomysł, gdy pędzi za tobą 30 wściekłych ninja z Hidden Village of Sound.

- Znowu nadepnęliście im na odcisk, hm? – zapytał kapitan, gdy przedzierali się z zawrotną szybkością przez las, prawie czując oddechy prześladowców na karkach

- Przestań dowcipkować baranie – jonini popatrzyli na Minę ze zdziwieniem. Kitsune stał się w ciągu dwóch lat niemal legendarnym ninją i wszyscy zawsze zwracali się do niego z dużym szacunkiem. No, wszyscy minus wrogowie i Mina– Wymyśl raczej, jak nas stąd wyciągnąć.

- Wedle życzenia – Kitsune nagle zawrócił, po czym stanął i wyjął sztylet.

- ZWARIOWAŁEŚ, TY…! – wrzasnęła Mino, ale nie dokończyła, bo Hideki zamknął skutecznie jej usta dłonią. Joninowie również się zatrzymali.

- Kapitanie, ich jest o wiele więcej niż 30. – powiedział jeden z nich.

- A, to zmienia postać rzeczy – Kitsune spokojnie wyjął drugi sztylet.

- To nie jest zwykły napad. – dodał drugi. – Przez przypadek zapuściliśmy się na ich teren i to, co zobaczyliśmy… oni tam mają regularną armię! Z tego, co naliczyliśmy ponad 160 przeszkolonych ninja!

- Kiedy zdołali zebrać taką siłę?

- Nie wiem i niewiele mnie to obchodzi. Wczoraj wyszli ze swojej wioski i teraz najważniejsze jest pytanie: co jest ich celem? - Wszyscy spojrzeli na siebie równocześnie, przerażeni oczywistą odpowiedzią.

Konoha.

- Biegnijcie jak najszybciej dostarczyć tą wiadomość do Hokage – zarządził kapitan.

- O nie, nie ma mowy żebyśmy zostawili cię tu samego – odparła Mina, splatając ręce na piersi. Od razu dołączył do niej Hideki.

- Poza tym to ty najszybciej biegasz. Przekażesz wiadomość w kilka minut. My zostaniemy i zajmiemy ich na tyle, żeby nie przeszkadzali ci po drodze. – Kitsune odwrócił się do nich.

- Nie ma mowy. Nie macie żadnych szans przy takim rozkładzie sił. – Mina wydęła wargi.

- Raczej nie wezmę tego za komplement.

- Nie żartuj. Mówię poważnie.

- Ja również.

Joninowie oraz Hideki patrzyli jak Kitsune ze swoją podwładną piorunują się wzrokiem. Hideki obejrzał się nerwowo przez ramię, słysząc trzaskające niedaleko gałązki.

- Ekhem. Jakbyście się mogli trochę pospieszyć...

- Idźcie.

- Ale...

- To rozkaz, Mina. – powiedział, a oczy błyszczące zwykle przez szpary maski ciepłym błękitem, nagle wydały się jak lód. Gdzieś zniknął cały przyjacielski nastrój, Kitsune przyjął postawę nieznoszącą sprzeciwu i zamierzał wyegzekwować swoje polecenie. Mina powoli skinęła głową, domyślając się przyczyny tej zmiany zachowania. Ruszyła do przodu, reszta za nią. Kapitan przyjął pozycję ataku i czekał ze spokojem na nadciągających shinobi.

Nigdy więcej nie chcę widzieć bliskich osób umierających tuż przede mną"

AVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVAVA

Kitsune – lis

Kami – bóg (właściwie, to oznacza również papier, ale weźmy pod uwagę tylko pierwszą wersję, ok?)

Ktoś jeszcze nie wie, kim jest 'tajemniczy' blondyn? Odpowiadając na pytania: tak, na serio jest ANBU i nie, Mina to nie jego dziewczyna (chociaż to może mylić, bo prawdopodobnie każdy JEGO związek opiera się na skakaniu sobie do gardeł). Aha, i ON ma teraz 17 lat, czyli minęło około czterech lat od wydarzenia w Valley of the End (Dolina Końca?).

akira: oOch

akari: wybaczcie, to na wskutek wzruszenia

akira: JA CHCĘ SASUKE!

akari: poczekaj opętana sasukefanko do następnego rozdziału śmieje się w sposób, do którego prawa autorskie są wyłączną własnością maniakalnych psychopatów z amerykańskich horrorów

akira: zaraz! Co ty tam wykombinowałaś! Wracaj tu natychmiast i przestań w końcu tak szatańsko chichotać!

Reviews?