Co by było, gdyby Tiara przydziału nigdy nie posłuchałaby prośby Harry'ego i przydzieliłaby go do Slytherinu? Wariacja na temat.
Ostrzeżenia: Seks, krew i przemoc oraz zgony kanonicznych postaci. Słownictwo rodem z Nokturnu.
Całość będzie raczej kolejnym tasiemcem mojej produkcji, więc należy uzbroić się w cierpliwość.
Disclaimer: Postacie oczywiście należą do autorki oryginału, ja je tylko pożyczam i molestuję.
Prolog
Był ostatni dzień sierpnia. Za oknem słońce świeciło intensywnie, zalewając swoim ciepłem Hogwarckie błonia. Delikatny wiatr kołysał gałęziami bijącej wierzby, a po niebie dryfowały delikatne, puchate, białe chmurki. Idealny dzień, mógłby pomyśleć ktoś naiwny. Idealny dzień, by kogoś zabić.
Dumbledore siedział w fotelu, kolejny raz spoglądając zza swoich okularów połówek na pergamin leżący przed nim. W jego niebieskich oczach można było gołym okiem dostrzec tańczące ognie. Ale nie miały one nic wspólnego z płomykami radości, które zwykły w nich gościć.
Wstał z rozmachem ze swojego dyrektorskiego fotela. Pergamin, który trzymał w dłoni, rzucił na podłogę i cisnął piorunem w ścianę. Głośny huk i oślepiający błysk rozeszły się po gabinecie. Liczne urządzenia na blatach i stolikach zaczęły wydawać piski i skrzypienia oraz wyrzucać z siebie feerię światełek.
- Zabiję cię! Kłamco. Perfidny, podstępny… - wyzywał pod nosem, chodząc po pomieszczeniu w tę i z powrotem. Fawkes, zaniepokojony, uniósł głowę i spojrzał na swojego pana. Podleciał do jego ramienia, by go pocieszyć, widząc, że ten jest zdenerwowany. Choć nazwać go zaledwie zdenerwowanym, było dużym niedomówieniem. Dumbledore syknął tylko zza zaciśniętych szczęk i odegnał ptaka od siebie.
- Znajdź mi go, głupie ptaszysko. Znajdź mi go i przyprowadź tu, żebym mógł go zabić! – ptak wyfrunął przez okno wieży, w której znajdował się gabinet dyrektora. Dumbledore stał przez chwilę, wpatrując się w przestrzeń, w kierunku której odleciał feniks. – Znajdź mi go. Nie będzie uciekał z Harrym Potterem. Harry Potter jest mój. Mój! – warknął pod nosem, spoglądając ostatni raz na rezygnację napisaną tak dobrze znanym mu charakterem pisma. Małe, czarne literki zdawały się z niego drwić, unosić swoje kropki i ogonki w sarkastycznym uśmieszku. Jak gdyby jego Mistrz Eliksirów stał przed nim osobiście. W jednej sekundzie spopielił pergamin. Ale nie poczuł ulgi.
Jego Harry Potter. Jego Złoty Chłopiec. Karta przetargowa w wojnie z Voldemortem zniknęła. A wszystkiemu był winny Severus Snape.
