Była godzina ósma piętnaście rano. Zaspana młodzież ślęczała nad w połowie zapisanymi pergaminami. W ich dłoniach były pióra, które od czasu do czasu maczali w ładnych, szklanych buteleczkach wypełnionych czarnym jak smoła atramentem. Głowy trzymali nisko, niektórzy dosłownie pisali nosem po papierze. Bali się wykonać jakikolwiek podejrzany ruch, gdyż mogło się to dla nich źle skończyć, przykładowo miesięcznym szlabanem lub utratą dużej ilości cennych punktów.

Między starodawnymi ławkami powoli snuł się przerażający pan. Był wysoki oraz przeraźliwie chudy. Jego ciało przyodziewała czarna, kultowa już szata, a za nim powiewała peleryna, która siała trwogę wśród najmłodszych uczniów. Obsydianowe oczy z czujnością godną sokoła lustrowały skupionych na swoich pracach młodych ludzi. Twarz miał przy tym poważną, z orlim nosem, zwykle gościła na niej ta sama mina obojętności. Duże dłonie splecione miał za plecami, a głowę uniesioną miał dość wysoko, a na niej lśniły zapewne przetłuszczone, kruczoczarne włosy.

-Pisać. Dalej. - rzekł ostrzegawczo, gdy spokój zakłócił zaczarowany samolocik.

Wziął go do ręki i pomału rozwinął. Jedna dziewczyna, choć bardzo niewyspana, z ciekawością zerkała ukradkiem na profesora. Widziała, jak nagle zmieniła się jego mina, choć tylko na chwilę. Po chwili ich oczy spotkały się.

-Czy już skończyłaś, panno Moon? - zapytał oschle.

Odważnie podniosła głowę. Długie, brązowe kudły opadły jej na buzię, aż wystawał jej tylko duży nos. Szczupłą dłonią odgarnęła je z ucho i wbiła swe nieokreślonego koloru tęczówki w nauczyciela Eliksirów.

-Nie, profesorze. - odparła cicho.

-Nie, panie profesorze. Powtórz. - poprawił ją.

-Nie, panie profesorze. - posłusznie powiedziała to, co mężczyzna chciał usłyszeć.

Uśmiechnął się wrednie i wrócił do pilnowania piszącej test klasy. Dziewczyna, z lekko naburmuszonym nastrojem, również wróciła do pracy. Czytała kolejne wymagające pytanie, gdy znów odezwał się Mistrz Eliksirów.

-Ach, obym zapomniał... Zostaniesz po lekcji, panno Moon. Wypiszę Ci zwolnienie z dzisiejszych zajęć. 10 minut do końca.

Zamrugała szybko. Musiała sama przed sobą przyznać, iż pan ten bardzo ją zaskoczył. Chciał znów skupić się na teście, choć było to wielce trudne. Jej myśli krążyły już przy zdarzeniach po lekcji. Ścisnęła mocniej pióro. "Pisz ten test, idiotko, pisz!"

Severus Snape usiadł za biurkiem. Wyglądał na zmęczonego, a zarazem zmartwionego. Ponownie czytał wiadomość zapisaną na skrawku papieru. Zmarszczył brwi i cicho westchnął. Odczekał do końca lekcji stukając palcami drewno. Młodzież złożyła swoje prace po jego prawej stronie i szybko opuściła salę. Wiedzieli, że jeśli będą się ociągać to będzie jednoznaczne ze stratą punktów. Zostali tylko oni.

-Czy mogę wiedzieć, dlaczego mnie pan zatrzymał, panie profesorze? - zapytała uprzejmie.

Dostrzegła zakłopotanie Mistrza Eliksirów. Wstał i podszedł do ściany. Wypowiedział coś niezrozumianego, lecz chyba musiało to być hasło do pewnej komnaty. Machnął ręką na znak, aby podążyła za nim. Niepewnym krokiem kroczyła za mężczyzną.

Znaleźli się w bardzo przytulnym salonie. Prze kominku stały dwa ciemnozielone fotele, a pomiędzy nimi stał mały, ciemnobrązowy stolik do kawy. Na środku pokoju leżał puchaty dywan, a przy ścianach stały regały pokryte niezliczoną liczbą książek. "Wow" - pomyślała w tamtej chwili dziewczyna. Była bardzo zdziwiona, gdy profesor zaproponował jej, aby usiadła oraz poczęstował ją znakomitą herbatką i ciasteczkami.

-Na prawdę nie wiem, jak mam ci to powiedzieć, panno Moon. - szepnął, tępo patrząc się w ogień.