"Ukrywając się za maskami..."
Paryż, październik 2004r.
Hermiona szybkim krokiem przemierzała paryskie uliczki. Dzisiejszego dnia miała rozpocząć pracę w tutejszej filii św. Munga, otworzonej przed miesiącem. Idąc, coraz szybciej i mijając kolejnych ludzi. rozmyślała nad tym, w jaki sposób w ogóle się tu znalazła.
Po wygranej bitwie o Hogwart w 1998 roku, wszyscy walczący po stronie "dobra" zajęli się pochówkiem zmarłych, uzdrawianiem rannych i odbudową Hogwartu. Ron, Harry i Hermiona również pomagali odbudować stary zamek - miejsce o tak wielkim znaczeniu dla wielu osób. Nie była to łatwa praca, gdyż w wielu miejscach konstrukcja zamku została silnie naruszona, dlatego w niektórych częściach rozbierano magicznie fundamenty i odbudowywano wieże od nowa.
Ministerstwo zajęło się natomiast wyśledzeniem pozostałych, zbiegłych Śmierciożerców oraz ich procesami karnymi przed Wizengamotem. Hermiona nadal pamiętała swoje zdumienie, gdy okazało się, że Lucjusz Malfoy oraz jego syn i żona byli szpiegami Ministerstwa Magii i Zakonu Feniksa. Ich tożsamość znało ledwie kilka osób, w tym wielu już nie żyjących, czyli między innymi: Albus Dumbledore, Korneliusz Knot, Remus Lupin. Malfoy przeszedł na początku mocne załamanie nerwowe, nie radził sobie z tym, że przez tyle lat musiał grać wbrew sobie, dumnego, wyniosłego arystokratę, a po tym jak się ujawnił, większość ludzi mu nie wierzyła. Dziewczyna była zszokowana tym, że jeden z najlepszych Śmierciożerców okazał się wierny tej drugiej, dobrej stronie. Mniejszym szokiem było dla niej to, że Severus Snape również był szpiegiem i został uniewinniony. Od początku podejrzewała, że Snape jest po ich stronie.
Pod koniec sierpnia 1998 roku Hogwart został odbudowany, Minerva McGonagall mianowana dyrektorem, a Snape który również powrócił do nauczania objął stanowisko nauczyciela eliksirów, obrony przed czarną magią oraz zaproponowaną mu pozycję wicedyrektora.
Hermiona jako jedyna ze Złotego Trio powróciła do Hogwartu, aby ukończyć ostatni rok nauki. Harry i Ron skorzystali z propozycji Ministra Magii Shackelbolt'a i po krótkim, miesięcznym kursie zostali pełnoprawnymi aurorami, krótko mówiąc, poszli na łatwiznę, czerpiąc ze swojej sławy korzyści. Siódmy rok był inny - poczynając od nieco innego wyglądu zamku, poprzez częściowo nową kadrę nauczycielską, aż po to, że Snape porzucił image mrocznego nietoperza, skrócił włosy, które były codziennie umyte, a czasem nawet włożył ciemnozieloną, szmaragdową szatę, zamiast zwyczajowej czerni. Był to największy sukces i jednocześnie największy szok.
Panna Granger rzuciła się w wir nauki - postanowiła zostać uzdrowicielem, ale żeby to zrobić musiała zdać OWTM'y na wybitne z eliksirów, obrony przed czarną magią, transmutacji, zaklęć oraz zielarstwa. Wszystko układało się po jej myśli, wszystko było cudownie, mimo, że czasem była nieco samotna.
Pewnego dnia, gdy siedziała w Wielkiej Sali, przyłapała się na tym, że świdrowała wzrokiem Draco Malfoy'a. Chłopak również się zmienił. Jego długie kosmyki blond włosów były rozrzucone w twórczym nieładzie po całej głowie, ciało stało się muskularne, spojrzenie ożywiło. Jest przystojny, pomyślała. W czasie roku szkolnego zauważyła też zmianę w jego zachowaniu - Malfoy odsunął się od swojego dawnego towarzystwa, jedyna osoba z którą normalnie rozmawiał to Blaise Zabini, poza tym przestał dokuczać i zaczepiać innych, skończyły się wyzwiska w stylu "Ty, szlamo!", a zaczęły delikatne skinięcia głową na dzień dobry.
Pewnego sobotniego poranka, gdy Miona siedziała w bibliotece i starała się odszukać jakieś przydatne materiały do eseju z eliksirów, nagle obok niej pojawił się Malfoy. Spojrzała na niego zdziwiona, ale ten zaczął szybko mówić.
- Cześć, Granger. Proszę, nie przerywaj mi. Wiem, że w ostatnich latach zachowywałem się wobec ciebie gorzej niż źle i jest mi bardzo przykro, że przez pierwsze trzy lata robiłem to z własnej woli, jednak później, dzięki ojcu otrząsnąłem się. Niestety musiałem nadal was wszystkich przezywać, żeby utrzymać naszą szpiegowską przykrywkę. Chciałem... Chciałem cię bardzo przeprosić i prosić o to, abyś postarała się mnie zrozumieć. Nie wybaczyć, nie zapomnieć - wiem, że to zdecydowanie za dużo, ale przynajmniej odrobinę zrozumieć moje motywy i przyczyny takiego postępowania... - prawie wyszeptał ostatnie słowa, spuszczając wzrok.
Hermiona uśmiechnęła się lekko, patrząc na zawstydzonego chłopaka. Wiedziała, że takie przyznanie się do błędu musiało być dla niego trudne, więc postanowiła to docenić.
- Draco, bardzo cieszę się, że zdecydowałeś mi to wytłumaczyć i przeprosić. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego, tak samo jak tego, że twoja rodzina szpieguje dla Zakonu Feniksa. Wiem, jednak, że w dużej mierze, to dzięki wam udało nam się wygrać. I jeśli obiecasz mi, że nigdy nie wyzwiesz nikogo od szlamy, to mogę ci to wszystko wybaczyć.
Chłopak patrzył na nią w otępieniu. "Ona powiedziała... wybaczyć? Ale jak?" - myślał gorączkowo. - Ja... Ja nie wiem co powiedzieć. Obiecuję, że nigdy nikogo nie nazwę "szlamą"... Ja... Dziękuję. - Spojrzał jej w oczy, w których zauważył kilka iskierek radości. Nie spodziewał się, że Hermiona mu wybaczy, a co dopiero tego, że gdy skończył mówić podejdzie i go przytuli.
- Nie ma sprawy. Cieszę się, że jesteś po słusznej stronie. - I odeszła.
Od tego czasu, kilka razy w tygodniu spotykali się na Wieży Astronomicznej i rozmawiali długimi godzinami, mijając się na korytarzu posyłali sobie delikatne, skryte uśmiechy, a w towarzystwie po prostu się nie odzywali. Hermiona cieszyła się, że jej relacje z Draconem uległy zmianie, jednak ich drogi rozeszły się, gdy ukończyli Hogwart. Ona zaczęła studia magomedyczne w Londynie, a Draco wyjechał - nie wiedziała nawet gdzie, po prostu zniknął...
Jej dalsze rozmyślania przerwało uderzenie w coś. Idąc, zamyślona, wpadła na jakiegoś chłopaka, szybko rzuciła - przepraszam! - i jeszcze szybszym krokiem ruszyła w stronę św. Munga. Weszła już do magicznej części Paryża, więc po paru minutach przeszła przez główne drzwi do szpitala. Skierowała się od razu na IV piętro, na którym mieścił się Oddział Urazów Pozaklęciowych (OUP). Recepcjonistka pokierowała ją do gabinetu ordynatora, z którym niestety nie miała okazji się jeszcze spotkać - nie znała nawet jego tożsamości. Po chwili drzwi wiedzione zaklęciem otworzyły się i usłyszała ciche "Proszę wejść!".
Hermiona nerwowym ruchem wygładziła swoją ołówkową, ciemnografitową, prawie, że czarną spódnicę z wysokim stanem i ozdobny, wyszywany cyrkoniami kołnierzyk półtransparentnej, burgundowej koszuli. Przeszła przez drzwi i oniemiała - za szerokim biurkiem stał nie kto inny, jak Dracon Malfoy! Jej kolega, przyjaciel, który odszedł tak niespodziewanie.
- Witaj, Hermiono - odezwał się tym swoim przyjemnym głosem, który tak uwielbiała. - Czekałem na ciebie, myślałem, że zaczniesz pracę już tydzień temu, szkoda, że wypadła ci ta sprawa rodzinna...
- Jak ty się tu znalazłeś?! Draco, nawet nie wiesz jak się martwiłam po twoim nagłym zniknięciu... I teraz mamy razem pracować? Wiedziałeś o tym? - Patrzyła na niego przenikliwym wzrokiem, którego on ją nauczył.
- Oczywiście, że wiedziałem, w końcu to ja cię zatrudniłem. Wtedy... Wtedy musiałem wyjechać. Nie pytaj mnie o szczegóły, bo nie mogę nic powiedzieć. Chcesz wiedzieć jak się tu znalazłem? - zapytał, a ona przytaknęła głową, więc kontynuował: - Pół roku po skończeniu Hogwartu zacząłem studiować magomedycynę w USA, ze względu na indywidualny tok nauczania, nauki skończyłem po dwóch, a nie standardowych czterech latach. Zrobiłem staż w nowojorskiej filii św. Munga i po kilku miesiącach pracy tam, zostałem przeniesiony do nowej paryskiej filii, gdyż uważali, że to dobra okazja dla mnie i mojego "talentu" - mówiąc to zakreślił cudzysłów w powietrzu.
- To... Zdumiewające. Dziękuję za zatrudnienie. Mógłbyś mnie wprowadzić w życie oddziału? - zapytała, a mężczyzna kiwnął głową i zaczął wymieniać jej obowiązki. Następnie oprowadził ją po oddziale zapoznając z personelem. Panowała tam przyjazna atmosfera, wszyscy zwracali się do siebie po imieniu i miło przywitali Hermionę, a pielęgniarka oddziałowa - Yvonne - podała jej nowy grafik. Dziewczyna ucieszyła się - od razu miała zacząć dyżury, pomijając okres próbny. Dracon już po chwili ich opuścił, kończył nocną zmianę. Miona szybko narzuciła na siebie żółto-zielone szaty z naszytymi na piersi emblematami przedstawiającymi skrzyżowaną kość z różdżką. Ubranie przypominało mugolski fartuch i było niezwykle wygodne.
Pierwszy dzień pracy nie rozpieszczał Hermiony. W południe przywieziono do nich trzech mocno poranionych chłopców, którzy rzucali na siebie niegroźne zaklęcie złamaną różdżką, co spowodowało ich niewłaściwe użycie. Razem z dyżurującymi wtedy Jacques'em i Lorettą zajęli się młodymi pacjentami. Po ich ustabilizowaniu, dziewczyna wykonała obchód i sprawdziła stan wszystkich podopiecznych. Wieczorem musiała zająć się jeszcze ciężkim przypadkiem użycia Sectumsempry i bezpośredniego porażenia przez Baubillous. Zmęczona wróciła do domu aportując się w jego okolice.
Przez kilka następnych dni myśli Hermiony krążyły wokół nowej pracy i przystojnego blondyna. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że już kiedyś musiała coś do niego czuć. Myślała nad tym, czy byłoby możliwe, aby byli razem - on, ordynator, czarodziej czystej krwi i ona, mugolaczka, zwykła magomedyk. Draco spędzał z nią minimalną ilość czasu. Widywali się przeważnie tylko podczas porannego obchodu, a ich dyżury nigdy się nie pokrywały. Dziewczyna dopiero teraz uświadomiła sobie jak bardzo, przez te kilka lat, brakowało jej rozmów z Malfoy'em.
Nadal rozmyślając o swoich relacjach z Draconem na przestrzeni lat, weszła do pokoju lekarskiego i zastała tam dwie podekscytowane magomedyczki, Lorettę i Gabrielle. Dowiedziała się od nich, że szpital jest współorganizatorem tegorocznego Paryskiego Balu Bożonarodzeniowego Czarodziejów. Było to bardzo znane wydarzenie - czarodzieje na całym świecie o nim wiedzieli i większość pragnęła otrzymać na nie zaproszenie - niestety bezskutecznie. Hermiona swego czasu też marzyła o otrzymaniu szkarłatnej koperty z dystyngowanym zaproszeniem. W tym roku jej marzenie miało się spełnić! Każdy pracownik szpitala, który będzie zaangażowany w pomoc przy organizacji, będzie miał możliwość pojawienia się na balu.
Paryski Bal Bożonarodzeniowy słynął też z niesamowitych tradycji i swojej magicznej, romantycznej atmosfery. Każdy singiel musiał przybyć tam w masce - był to znak charakterystyczny, a dzięki rzuconym odpowiednim zaklęciom, tuż przed atrakcją wieczoru - wspaniałym tangiem - "wolni" idealnie dobierali się w pary. Hermiona osobiście znała kilka osób, które, po tym wydarzeniu znalazły swoją drugą połówkę. Była to niesamowita okazja dla Hermiony! Tym bardziej, że kochała tańczyć, a tango nuevo było jej ulubionym tańcem. Przysięgła sobie, że dopilnuje, aby właśnie tą formę tanga argentyńskiego tańczono w tym roku.
Hermiona przysiadła koło dziewczyn i wdała się z nimi w dyskusję na temat ewentualnego stroju. Loretta nie musiała się martwić maską - miała chłopaka, a "zajętych" charakteryzował właśnie brak maski. Kobiety mogły sobie pozwolić na chwilę plotek, gdyż Jacques robił obchód. Była Gryfonka chętnie rozmawiała o najnowszych i najmodniejszych krojach sukni. Od czasu Hogwartu bardzo się zmieniła. Zaczęła bardziej dbać o siebie, ubierała się pod swoją sylwetkę, która przyjemnie się zaokrągliła w odpowiednich miejscach podczas różnych treningów. Włosy dziewczyny były teraz gładkimi, lśniącymi kaskadami, a nie dawną szopą - a wszystko to dzięki kilku pożytecznym zaklęciom. Hermiona, dzięki Ginny nabrała też pewności siebie i nie bała się czasem zaszaleć ze swoim wyglądem i stylizacją. W jej głowie już kreowała się wizja kreacji na dwudziestego czwartego grudnia...
Listopad i pierwsza połowa grudnia były dla Miony bardzo pracowite. Jedna z magomedyczek - Adrienne - zaszła w ciążę i z powodu jej zagrożenia nie mogła pracować, a Hermiona postanowiła dodatkowo przejąć jej obowiązki. Oznaczało to dla niej dłuższe dyżury i pracę papierkową zabieraną do domu. Myśli o Balu zeszły na drugi tor. Teraz pomagała dekorować salę i dobierać muzykę. Była zachwycona! Całość wyglądała magicznie i już dwudziestego grudnia wszystko było gotowe. Gryfonka postanowiła zająć się swoją suknią, maską i wyglądem.
Wszystko niby było idealne, miała iść na Paryski Bal Bożonarodzeniowy, jednak jej nikły kontakt z tak blisko przebywającym Draconem ciążył jej na sercu. W Wigilię postanowiła się tym nie przejmować - skupiła się na zrobieniu sobie makijażu i odpowiedniej fryzury. Tuż przed godziną osiemnastą, ubrała na siebie piękną, bordową suknię, której gorset ładnie opinał jej zgrabną talię, biust i biodra, a od nich układał się delikatnymi, lejącymi falami tiulu. Dekolt w kształcie serca i brak ramiączek dodatkowo wyeksponowały dekolt kobiety przystrojony delikatnym srebrnym łańcuszkiem z czerwonymi kryształkami. Na nadgarstku spoczęła pasująca bransoletka, a w uszy Hermiona wpięła rubinowe kolczyki. Włosy zostały podpięte na jedną stronę i wystylizowane na kaskady pokręconych pasm, które dziewczyna przefarbowała na głębszy odcień brązu.
Makijaż, który wykonała, dopasowywał się do wspaniałej maski, którą kobieta zamówiła u stylisty. Był to jej projekt zsynchronizowany z suknią, wysokimi szpilkami i biżuterią. Maska była w tym samym odcieniu bordowego, co suknia i delikatnie pobłyskiwała ze zdobień wykonanych z maleńkich rubinowych kryształków na koronce. Całość wyglądała tak bardzo efektownie, że Ginny, która uparła się aby aportować się do niej i zobaczyć jej stylizację zaniemówiła z wrażenia. Hermiona na początku nie wiedziała o co jej chodzi, a podeszła do wielkiego lustra i sama oniemiała. Nie widziała tam siebie, ale jakąś... boginię. Boginię w pięknej sukni z mroczną maską, która nadawała jej aurę tajemniczości. Efekt był zachwycający!
Ginny była dumna ze swojej przyjaciółki, która z szarej myszki zmieniła się w baśniowego łabędzia! Hermiona zauważyła, że bal właśnie się rozpoczyna i żegnając się z Gin, aportowała się pod magiczny kompleks hotelowy "Chant Amour" w którego sali bankietowej odbywał się Paryski Bal Bożonarodzeniowy. Podała dwóm czarodziejom przy drzwiach swoją wejściówkę i ruszyła w stronę wysokich, marmurowych schodów, prowadzących w dół. Schodząc po nich czuła na sobie wzrok całej sali. Setki par oczu wpatrywały się w nią, zastanawiając się, kim jest ta piękność... Odrobinę zawstydzona Gryfonka pokierowała się w stronę wolnych stolików, zamówiła u kelnera wino i postanowiła poczekać kilkanaście minut na rzucenie zaklęć pokrewieństw duszy, dobrania się w pary i zatańczenia przez gości w maskach tanga nuevo. Miała nadzieję, że jej partner będzie znał się na rzeczy, gdyż nie chciała zepsuć swojego ulubionego, tak wyczekiwanego tańca brakiem koordynacji partnera.
Siedząc przypatrywała się gościom, widziała ministra Magii Shackelbot'a, który znalazł wreszcie partnerkę życiową, Lucjusza i Narcyzę Malfoy, pracowników Ministerstwa Magii, św. Munga, jednak nigdzie nie widziała Dracona. Oznaczało to, ze albo się nie pojawił, co było mało prawdopodobne, albo nadal nie miał wybranki serca. Uśmiech Hermiony powiększył się jeszcze bardziej, gdy dyrektor "Chant Amour" zaprosił wszystkich singli na środek parkietu, następnie rzucił razem z kilkoma osobami parę skomplikowanych zaklęć, po których Miona miała uczucie, że czegoś jej brakuje. Obróciła się i zrobiła kilka kroków w stronę północnego końca sali, aż stanęła przed wysokim, blondwłosym mężczyzną, w wytwornych garniturze i czarnej, wysublimowanej masce. Poczuła się spełniona i przyjęła szarmancką propozycję tańca od nieznajomego.
Rzuciła krótkie spojrzenie na bok, wszyscy dobrali się w pary i ustawili w odpowiednich odległościach. Czuła w kościach, że jej partner potrafi tańczyć i, że to tango będzie najlepszym w jej życiu. Nie pomyliła się. Już przy pierwszych taktach muzyki, mężczyzna pokazał, że zna się na tym, wykonując quebrada, przechodząc z paso płynnie do volcady - ustawienia charakterystycznego dla tanga nuevo. Wykonała, więc szybką pasadę korzystając z przyjaznego układu ciał i wykonując następnie kilka kroków sistema cruzada z małym akcentem amagues i planeo. Popatrzyła mężczyźnie w oczy i te szarobłękitne tęczówki wydały jej się znajome. Zatraciła się w jego spojrzeniu cały czas tańcząc. Przechodzili lekko do coraz bardziej skomplikowanych figur: voleo, cruce forzado, ocho milonguero, barridy, piernazo, sentady, soltady i nie tylko. Ten taniec był magiczny, widowiskowy. Czuła na sobie spojrzenia innych, jednak, sama wciąż patrzyła w oczy swojemu partnerowi.
Gdy muzyka ucichła i puszczono melodię walca, a on zapytał jedwabistym głosem, czy zechce z nim jeszcze zatańczyć, ona zgodziła się kiwnięciem głowy. Przetańczyli razem kilka wolnych melodii, rumbę i jeszcze jedno tango, tym razem klasyczne, argentyńskie. Następnie skierowali się do stolika, a on jak prawdziwy dżentelmen przyniósł jej poncz. Zaczęli rozmawiać o swoich zainteresowaniach, ulubionych książkach, filmach, zaklęciach, pomijając temat pracy. Byli do siebie bardzo podobni. Później znowu powrócili na parkiet, będąc jego bezsprzecznymi królami.
Około drugiej w nocy opuścili lokal - oboje chcieli się przewietrzyć. Przeszli do parku, który przylegał do sali, przez chwilę wędrowali razem - on podał jej swoje ramię - mijając innych gości, jednak po chwili doszli do małej altanki. Weszli do niej, a mężczyzna wyjął różdżkę i wyszeptał zaklęcie, a ona usłyszała piosenkę Mandy Moore "I wanna be with you". Kolejny raz tej nocy zaczęli tańczyć, mocno do siebie przytuleni. Coś w tym mężczyźnie przyciągało ją do niego. Czuła się tak, jakby znała go tysiąc lat, a tak naprawdę prawie nic o nim nie wiedziała. Przy kolejnym kroku, Hermiona potknęła się o wystającą deskę w podłodze i wpadła wprost w jego objęcia. Ich usta były tuż przy sobie, a spojrzenia wpatrzone w siebie. Nachylił się o te kilka centymetrów i ich wargi złączyły się w namiętnym, lecz spokojnym pocałunku. Smakowali się powoli, delektując się każdą chwilą. Gdy oderwali się od siebie, byli delikatnie zarumienieni. Mężczyzna drugi raz pochylił się i musnął usta Hermiony swoimi.
- Ja wiem... Że może głupio to zabrzmi... Ale czuję coś do ciebie... Nie wiem jak to nazwać... Ale wiem, że nie chcę... Żebyśmy się rozstawali... Wiem, że ty... Też na pewno to czujesz... Widzę to... Proszę... Umów się ze mną... I bądź ze mną... - szeptał tuż przy jej wargach między kolejnymi pocałunkami. Kobieta była zdumiona, powiedział dokładnie to co ona czuła w stosunku do niego. Wtedy mężczyzna zrobił coś niespodziewanego, jednym szybkim ruchem zerwał z twarzy maskę i Hermiona zobaczyła Dracona Malfoy'a we własnej osobie. - Moje zamiary wobec ciebie są poważne, piękna istoto. Chcę, abyś wiedziała kim jestem i mogła mnie znaleźć... Zawsze i wszędzie...
- Draconie, myślę... Myślę, że to nie ma sensu... Ja nie mogę się z tobą związać, a ty gdybyś wiedział, kim ja jestem też byś tego nie chciał - powiedziała, szybkim ruchem wyjęła różdżkę i krzyknęła: - Incarcerous! - Draco spojrzał zdumiony na dziewczynę, która wspięła się na palce i pocałowała go. - To dla twojego dobra - dodała i odeszła. Gdy znikała z jego pola widzenia uniosła po raz kolejny różdżkę, a jej donośny głos poniósł się po parku - Finite Incantatem! Żegnaj! - I aportowała się, zanim mężczyzna zdołał wykonać krok w jej stronę.
Zawiedziony, bezradny i zraniony Malfoy usiadł na schodkach altanki. Właśnie stracił kolejną miłość. Najpierw wyjechał, aby nie zranić Hermiony, teraz ta kobieta... Czuł się przy niej tak, jak przy Granger, która idealnie go dopełniała. Piękna nieznajoma była do niej nieco podobna, więc Draco myślał, że może w ten sposób zapomni o Gryfonce. Jego smętny wzrok przyciągnął delikatny rubinowy błysk w trawie. Podszedł i wyjął stamtąd srebrną bransoletkę - bransoletkę, którą miała na sobie jego dzisiejsza partnerka! Nadzieja wstąpiła w serce Ślizgona. Znajdzie ją, musi ją znaleźć - nie przepuści kolejnej okazji na szczęście...
Jest to moje pierwsze fanfiction i proszę was o szczere opinie :)
Dziękuję dziewczynom (one wiedzą kto :)) za pomoc w wyłapaniu błędów!
