Disclaimer: I don't own Soul Eater.
100 themes:
12. Szaleństwo
Tykanie zegara rozlegało się w pokoju. Wśród panującej tam nienaturalnej ciszy wydawało się wręcz ogłuszające. Cienka wskazówka odliczała kolejne sekundy.
Siedział na swoim obrotowym krześle, głowę odchylił do tyłu, na oparcie. Oczy miał przymknięte, z kącika ust wystawał mu papieros. Pod sufitem leniwie kłębił się siny dym. Popielniczka na biurku była przepełniona.
Na twarzy Steina błąkał się chory uśmieszek. Nieco wrażliwsza osoba, gdyby spojrzała na niego w tamtym momencie, uciekłaby z krzykiem.
Usłyszał za sobą cichy szelest ubrania. Szczupłe ręce objęły go od tyłu, jedna dłoń wślizgnęła się w jego włosy i zaczęła je delikatnie przeczesywać.
- Znowu ty? – zapytał, uśmieszek dalej obecny na jego twarzy.
- Nie powiesz mi, że nie czekałeś na mnie? – zapytała swoim syczącym głosem.
Powinien był poczuć jej oddech na swojej skórze, ciepło drugiego ciała, które przylegało do jego pleców. Nie czuł nic.
W końcu była tylko wytworem jego chorej wyobraźni.
- Tak, jestem tylko wytworem. – zaśmiała się cicho, doskonale znając jego myśli – Ale to twoja wyobraźnia. Ty mnie taką stworzyłeś. – przeciągnęła ostatnie 'ś', tak, że zabrzmiało to jak syk węża.
- Stworzyłem, mogę też cię zniszczyć. – odpowiedział niedbale. Wiedział, że kłamie. Nie mógł.
- Nie możesz. – zgodziła się – Pragniesz mnie.
- Nie ja cię pragnę. To tylko moje Szaleństwo.
- Wiem. – wzruszyła ramionami, dalej go obejmując. – Nie zmienia to faktu, że kiedyś do mnie przyjdziesz.
- Zobaczymy. – mruknął
Jej uścisk rozluźnił się. Nie czuł jej już na sobie.
- Stein? – zapytał męski głos z tyłu. Franken skrzywił usta w gorzkim rozbawieniu. Jeszcze tylko jego tu brakowało.
- Co tu robisz?
- Chciałem zobaczyć co się z tobą dzieje… Ostatnio jakby nie jesteś sobą. – czerwonowłosy mężczyzna urwał nerwowo, kiedy naukowiec gwałtownie podniósł się ze swojego krzesła.
- Mówisz jakbyś nie wiedział czemu tak jest. – odwrócił się do niego i z pewną perwersyjną przyjemnością zauważył, że tamtego przeszedł dreszcz i cofnął się o krok. Wiedział, nie musiał nawet patrzeć w lustro, po prostu wiedział, że jego twarz jest teraz jak maska szaleńca.
- Czy to przez Kishina? – zapytał cicho Spirit. Stein widział strach w jego oczach. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu podobało mu się to.
- Jak myślisz? – zapytał cicho i zaczął się zbliżać do Deathscythe. Tamten równocześnie cofał się, aż oparł się plecami o ścianę.
- Myślę, że nie jesteś teraz sobą. – czerwonowłosy gwałtownie przełknął ślinę.
Stein zaśmiał się cichym, niskim głosem i niespiesznie wyjął papierosa z ust. Równie powoli przysunął się do przyjaciela, aż opierał się o niego całym sobą. Ich twarze dzieliły milimetry. Spirit zrobił się prawie tak czerwony jak jego włosy, a serce waliło mu w szaleńczym rytmie.
- Jestem sobą. – wyszeptał naukowiec, a jego gorący oddech owionął usta drugiego mężczyzny. Deathscythe po raz drugi głośno przełknął ślinę.
Stein go pocałował. Poczuł smak papierosów, kawy i czegoś jeszcze, czego nie poznał. Nie był to najlepszy pocałunek jakiego doświadczył w życiu, ale nie był też najgorszy. Skończył się równie szybko jak zaczął.
- Dziś jest gorzej niż zwykle. – wymamrotał Stein – Jego oddziaływanie jest bardzo silne. Ogarnia mnie jego Szaleństwo. Lepiej idź. Idź, bo nie ręczę za siebie.
W tym momencie Spilit odkrył w sobie coś… Coś dziwnego.
- Wiesz, chyba na mnie to Szaleństwo też działa. – zaśmiał się, kiedy przyjaciel obrzucił go zdziwionym spojrzeniem – Zostanę dziś z tobą.
Niebezpieczny, drapieżny uśmiech pojawił się na twarzy Steina. O tak, Szaleństwo jest zaraźliwe.
