Ostatni
Ciągle w żarze, z rozbiegu wskakuje w zielonkawą toń jeziora i słyszy przytłumiony syk; woda burzy się i buntuje nagłej zmianie temperatury. Złote iskry opływają jego zmasakrowane ciało, dopóki ono całe się w nie nie zmienia. Ból powoli ustępuje, koi go ta błotnista, zgniła woda, która dalej burzy się wokół niego. Zmieniającymi się rękoma zdrapuje resztki zniszczonego ubrania ze swego ciała. Potem dryfuje na granicy świadomości, w głębinach martwej wody, dalej zszokowany tym, że przetrwał, aż po długim czasie płuca dopominają się tlenu i nowa istota się wynurza.
Wypływa na brzeg nagi. Stojąc wśród odłamków szkła w całym swoim majestacie i w całej swojej sile, czuje się bardziej jak po kąpieli w Styksie, niż po wyjątkowo niebezpiecznej regeneracji. Można wrócić do TARDIS.
Jeszcze tylko krótki rzut oka w jeden z większych odłamków lustra, tuż obok jego stopy. Pochyla się, bierze go w dłonie.
Och. I chyba w końcu jest rudy.
