Autor: jacekjan
Rok 2027...
John Connor siedział samotnie w swoim pomieszczeniu bunkra w Serrano Point. Była to mroczna i wilgotna nora, której ciemności rozświetlała zawieszona pod sufitem pojedyncza żarówka, osłonięta metalowym koszem, rzucającym upiorne cienie na ściany pomieszczenia.
John właśnie analizował dane otrzymane od zwiadowców i był tym pochłonięty do tego stopnia, że nawet nie zwrócił uwagi na wejście Allison Young, bojowniczki Ruchu Oporu, jednej z najbardziej zaufanych osób, które miały dostęp do Johna każdej porze dnia i nocy.
Allison miała 28 lat, delikatną, wręcz dziewczęcą urodę, długie, lekko kręcone włosy opadające na ramiona i cudne brązowe oczy, których jedno spojrzenie potrafiło obudzić serce każdego mężczyzny. O jej odwadze i szczęściu wśród Ruchu Oporu krążyły legendy, wychodziła bowiem cało z największych opresji. John czuł się zawsze onieśmielony w obecności Allison. On, który dowodził Ruchem Oporu i nie wahał się podejmować decyzji mogących zaważyć na przyszłości rodzaju ludzkiego, w obecności tej dziewczyny tracił pewność siebie. Niejednokrotnie próbował nawiązać z nią bliższą znajomość, ale Allison zawsze ucinała jego starania mówiąc: "Nie możemy sobie pozwolić na uczucia. Byłaby to nasza słabość, którą maszyny mogłyby wykorzystać przeciwko nam". John z ciężkim sercem przyznawał jej rację.
- John... – odezwała się w końcu Allison
Connor, zatopiony w rozmyślaniach, na dźwięk jej głosu wstrząsnął się i podniósł wzrok, spostrzegając wreszcie Allison.
- Przestraszyłaś mnie – powiedział – długo tu jesteś ?
- Chwilę – odparła Allison – Nie chciałam ci przeszkadzać, ale mam sprawę. Zwiadowcy wysłani w rejon Topanga zaginęli. Straciliśmy z nimi kontakt, a wynik ich rozpoznania jest dla nas bardzo ważny.
- Wiem - zmartwił się John – Podobno Skynet buduje tam jakąś tajną broń. Musimy za wszelką cenę dowiedzieć się co to jest. Ale wysłaliśmy już dwa patrole i żaden nie powrócił.
- Pozwól, że ja pójdę – zaproponowała Allison – W pojedynkę mam większe szanse pozostać niezauważona.
- To szaleństwo – zaoponował John
- To konieczność odparła Allison – Pójdę na ten zwiad. Z twoją zgodą lub bez niej.
John westchnął głęboko. Znał upór Allison i widział, że nie zmieni zdania. Poza tym, informacje o nowej broni Skynetu mogły odmienić losy wojny.
- Więc idź... - powiedział powoli – Ale obiecaj, że będziesz ostrożna.
- Zawsze jestem ostrożna – odparła rzeczowo Allison – Pójdę się przygotować.
- Zgłoś się do porucznika Reese'a po broń i sprzęt. Przed wyjściem spytaj wartowników czy nie zauważyli w ostatnim czasie czegoś podejrzanego. Jak już będziesz na zewnątrz, uważaj na patrole centaurów i hunter-killery, a w razie...
- John – przerwała mu z uśmiechem Allison – miło, że się o mnie martwisz, ale jestem już dużą dziewczynką i potrafię zadbać o siebie.
- Tak, wiem... - Connor zdał sobie sprawę, że próbował być nadopiekuńczy – Po prostu nie chciałbym aby coś ci się stało.
Allison znów uśmiechnęła się do niego i wyszła z pomieszczenia aby przygotować się do samotnej wyprawy. John znów został sam. Nie był pewien czy dobrze postąpił pozwalając jej na tą misję. Powtarzał sobie, że Allison niejednokrotnie potrafiła sobie poradzić w sytuacjach, w których inni tracili nadzieję, dręczyły go złe przeczucia. Czy i tym razem wróci bezpiecznie?
* * *
Minęły trzy dni od wyjścia Allison na samotny zwiad. Nadzieja na jej powrót malała z każdą mijającą godziną. Życie w bazie toczyło się jednak zwykłym trybem. Żołnierze pogodzili się z tym, że wojna zbierała swoje żniwo. Tylko John wyrzucał sobie, że pozwolił jej na tą misję. Zdawał sobie sprawę, że to on ostatecznie ponosi odpowiedzialność za los Allison.
Na dworze powoli zapadał zmierzch. Nocne patrole przygotowywały się do wymarszu omawiając otrzymane zadania i dokonując przeglądu uzbrojenia. Przy wejściu do bazy panował ruch większy niż zwykle, toteż wartownicy mieli pełne ręce roboty. Zasady bezpieczeństwa wymagały bowiem sprawdzenia wszystkich wchodzących. Przepustką na teren bazy były specjalne bransoletki identyfikacyjny. Ponadto przy wejściu czuwały psy, potrafiące wyczuwać już z daleka obecność maszyn.
Nagle od strony wejścia dało się słyszeć strzały z broni palnej. Ludzie rozbiegli się na wszystkie strony, szukając schronienia w zakamarkach poszczególnych korytarzy. Po chwili do pomieszczenia w którym przebywał John oraz kilku żołnierzy wbiegł jeden z wartowników. Jego lewa ręka zwisała bezwładnie a rękaw ubrania był zalany krwią.
- Allison wróciła – krzyknął od progu – Idzie w naszym kierunku i strzela do wszystkich, których napotka na swojej drodze.
- To niemożliwe – zaoponował John – Przecież znacie Allison. Nie mogłaby nas zdradzić.
- Kiedy wchodziła, wydawała się jakaś dziwna, jakby była kimś innym. – powiedział wartownik – Miała bransoletkę identyfikacyjną Allison, więc ją wpuściliśmy. Wtedy wyjęła broń i zaczęła strzelać. Dostałem w rękę, ale udało mi się uciec.
- Musimy ją unieszkodliwić – powiedział milczący dotąd porucznik Derek Reese.
John błyskawicznie zdał sobie sprawę, że unieszkodliwić w tym przypadku znaczyło – zabić. Bez wahania podjął decyzję:
- Ja to zrobię – powiedział zdejmując karabin z celownikiem optycznym ze ściany.
- Będę cię osłaniał – Derek również przygotował broń i wyszedł z Johnem.
Podążali korytarzami w kierunku z którego słychać było pojedyncze strzały. Kiedy dotarli w pobliże wejścia, zobaczyli z daleka Allison, która stała zwrócona bokiem do nich. Nie zauważyła ich, więc John i Derek zatrzymali się i zajęli dogodne pozycje do strzału wykorzystując nierówności ścian jako osłonę.
- Posłuchaj Derek – wyszeptał John – Cokolwiek się nie wydarzy, nie strzelaj do Allison.
Reese
kiwnął głowa, na znak, że zrozumiał. Pozostał jednak w
gotowości.
John ustawił przyrządy celownicze i wycelował w
rękę Allison której trzymała broń. Pragnął ją oszczędzić za
wszelką cenę. Nacisnął spust. Kula trafiła Allison w ramię. Na
jej rękawie pojawiła się plama krwi, ale kula odbiła się wydając
metaliczny odgłos. Allison nie zareagowała na trafienie, nie
wypuściła nawet broni z ręki. Zobaczyła za to Johna i Dereka i
odwróciła się w ich stronę podnosząc broń. John wiedział, że
nie ma wyboru. Wycelował w jej pierś i ponownie nacisnął spust.
Kula znów trafiła Allison, tym razem w okolice serca. Podobnie jak
przy poprzednim trafieniu na jej ubraniu pojawiła się plama krwi, a
kula z brzękiem odbiła się nie czyniąc Allison najmniejszej
szkody.
Wtedy John zrozumiał. Postać, która miał przed sobą, to nie była Allison ! To była tajna broń Skynetu, o której od dłuższego czasu docierały do bazy strzępy informacji. Dlatego Allison zaginęła i nie wróciła do bazy… W jednej chwili zdał sobie sprawę, że karabiny jego i Dereka, załadowane zwyczajną amunicją są bezużyteczne przeciwko tej maszynie.
-Wycofujemy się ! – krzyknął do Reese'a – już !!!
Klucząc korytarzami i sobie tylko znanymi przejściami, zdołali zgubić ścigającą ich terminatorkę. Wpadli do magazynu broni.
-
Teraz ją załatwimy – syknął przez zaciśnięte zęby Derek.
Wyjął ze skrytki rusznicę przeciwpancerną i załadował do niej
nabój.
- Nie – powiedział nagle John
- Jak to: nie ? – zapytał zaskoczony Derek. – Masz zamiar poprosić ją aby stąd poszła ? – zakpił.
- Chcę mieć ją w jednym kawałku – wyjaśnił John – Może dzięki niej dowiemy się czegoś o Allison.
- Allison nie żyje – odparł Reese – Przyjmij to do wiadomości. A za chwilę my też zginiemy, jeśli będziesz się bawił z tym blaszakiem zamiast go zlikwidować.
- Zrobimy tak – zadecydował John, ignorując uwagi Dereka – zwabimy ją w stronę sali odpraw. Tam są pancerne drzwi, których nie przebije. Podłączymy do nich kabel od generatora. Kiedy ich dotknie, porazi ją prąd. Wtedy się zresetuje a my będziemy mieli dwie minuty na wyciągnięcie chipa. Robiliśmy to kiedyś na starym T-600.
Derek chciał zaoponować, ale John wyszedł już na
korytarz i pobiegł stronę sali odpraw. Nie miał więc innego
wyjścia jak podążyć za nim.
Kiedy pułapka była już gotowa,
John z jednym z żołnierzy wyszli na korytarz i zaczęli hałasować,
chcąc w ten sposób zwrócić uwagę terminatorki. Po krótkiej
chwili usłyszeli jak biegnie w ich kierunku. Zgodnie z planem
wskoczyli do środka pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi i
uruchomili generator wysokiego napięcia. Rozległ się głośny
trzask i posypały się iskry. Usłyszeli jak coś ciężkiego
przewróciło się na podłogę.
- Dwie minuty ! – krzyknął Derek, otwierając drzwi.
John doskoczył do terminatorki z przygotowanymi uprzednio narzędziami. Naciął skórę z włosami po prawej stronie jej głowy, odchylił, podważył śrubokrętem pokrywkę zamykającą dostęp do procesora i w końcu chwycił szczypcami procesor, przekręcił w lewo i wyjął. Odetchnął głęboko. Teraz byli bezpieczni.
John obejrzał dokładnie trzymany w ręce chip. Był inny niż te, które widział do tej pory. Spojrzał na leżącą bez ruchu terminatorkę. Teraz dopiero mógł jej się spokojnie przyjrzeć. Wyglądała dokładnie jak Allison. Była jej wierną kopią, do tego stopnia, że gdyby nie widoczny otwór po wyjętym procesorze, przysiągłby, że widzi Allison. Terminatorka miała nawet charakterystyczny pieprzyk na lewym łuku brwiowym, dokładnie taki jak u Allison.
- Spróbuję odczytać zawartość tego chipa – powiedział John – Będę u siebie.
- Zabierzcie to do laboratorium – wydał żołnierzom polecenie Derek, pokazując na terminatorkę – rano rozbierzemy tą puszkę na części.
Tymczasem John zsiadł przed komputerem. Włożył chip do interfejsu i podłączył do komputera. Rozpoczął odczytywanie zawartości chipa. Na ekranie pojawiły się napisy: SYSTEM READY, TERMINATOR CLASS TOK-715, NAME: CAMERON PHILLIPS
- To coś nowego – pomyślał John – żaden dotychczasowy terminator nie miał imienia.
Przeglądał dalej zawartość chipa i zapis wspomnień terminatorki, ale nie natrafił na żaden ślad Allison. W pewnym momencie przyszedł mu do głowy niesamowity pomysł. Wszedł w jej system i rozpoczął skomplikowaną operację zmiany zapisanych tam danych. Pracował całą noc, bez wytchnienia. Kiedy skończył, był już poranek. Nie był pewien czy osiągnął swój cel, ale postanowił spróbować. Wziął chip i poszedł do laboratorium, w którym przygotowywali się właśnie do rozbiórki terminatorki.
- Zostawcie ją – polecił i delikatnie włożył jej procesor z powrotem na swoje miejsce.
- John, co ty robisz ! – krzyknął Derek – Ona pozabija nas wszystkich !
- Teraz będzie po naszej stronie – odparł nieco zdenerwowany John. Wiedział bowiem co oznacza ewentualny błąd w oprogramowaniu które stworzył
- To maszyna – zaoponował Reese – Nie można jej oswoić, ani z nią dyskutować. Trzeba ją zniszczyć dopóki to możliwe.
Tymczasem terminatorka otworzyła oczy i usiadła.
- Ty jesteś John ? – zapytała głosem Allison, patrząc na Connora
- Tak – odpowiedział – Jaka jest twoja misja ? – zapytał aby się upewnić czy wszystko w porządku
- Mam cię chronić – odpowiedziała terminatorka.- Mam na imię Cameron – dodała
- Kto to widział, żeby puszka miał imię – pomyślał Derek, spoglądając na nią z pogardą.
- Zostaniesz z nami – zadecydował John – Chodź ze mną, Cameron... – dodał – Znajdziemy dla ciebie miejsce, w którym zamieszkasz
- Nie sypiam – odparła terminatorka – Nie potrzebuję dużo miejsca dla siebie. Mogę pilnować wejścia.
- Żeby wpuścić swoich blaszanych kolegów, kiedy tu przyjdą ? – wtrącił się Derek
Cameron zignorowała jego uwagę. Dla wszystkich stało
się jasne, że Derek i Cameron nie przypadli sobie do gustu.
Mimo
to John mógł uznać przeprogramowanie terminatorki za duży sukces.
Nigdy wcześniej nie przypuszczał bowiem, że wielką szansą
ludzkości w wojnie z maszynami, stanie się jedna z nich…
