AN: Yo! Postanowiłem przetłumaczyć tego fic'a, który należy do Froggy-slice'a czasem mogę walnąć jakiegoś byka bo nie znam idealnie angielskiego wiec w recenzjach proszę wytykać co mam poprawić i najlepiej na co.

To według autora nie jest xover, ale zawiera dużo przedmiotów i innych rzeczy z innych filmów, książek, a nawet kreskówek.

Ponieważ staram się w miarę wiernie to przetłumaczyć będzie też dosyć wulgarnie – nie podoba się to wypad. Może kiedyś zrobię wersje ugrzecznioną jak dostane 100 próśb od różnych osób.

Uprzedzam ze czasem mogę nie update'ować, bo zarówno ja mogę nie zaleźć czasu, jak i autor może nie update'ować, a sam nie wymyślę przecież kolejnego rozdziału.

Nie, niestety nie mam praw co do Naruto czy przedmiotów z innych show.

ID oryginału to: 4534908/1/


Prolog

Czas wydawał się stanąć w miejscu. Wydarzenie było zamrożone w jego umyśle na resztę wieczności, gwarantując, że nie zapomni tego wydarzenia na resztę swojego życia. Jego szafirowo niebieskie oczy były szerokie od szoku i niedowierzania, a cała jego postać wrzeszczała w gniewie „Ten pieprzony zboczeniec ma w ryj!" wrzeszczał w swoim umyśle.

Wtedy czas zastartował na nowo. Postrzępione krawędzie skał tworzących ścianę niemożliwie głębokiego krateru w ziemi przypominały zębiska wielkiego rekina gdy spadał w nicość. Nie mógł uwierzyć w zuchwałość tego zboczonego dupka.

-Zrzucił mnie, żebym użył chakry tego lisa! Do jakiejś ciemnej, cholera wie jak głębokiej dziury! Co za drań!

Nie był szczęśliwy, był daleko od tego uczucia.

Na początku był bardzo szczęśliwy, z treningu z legendarnym Jirayą. Jego umysł był przepełniony myślami o szokująco potężnych Justu i wiedzą o pieczęciach, ale szybko się zawiódł. Pustelnik był zainteresowany tylko w użyciu przez niego chakry lisa, czegoś, czemu on absolutnie zaprzeczał. Postanowił o tym po incydencie w kraju Fal, gdzie prawie zabił własnych towarzyszy razem z Gato. Próbował to wytłumaczyć temu zboczeńcowi kilka razy, ale ten głupiec nie słuchał, zanim Jiraya nie chwycił go za kołnierz i powiedział ze smutnymi oczami rzucając go w przepaść „Sorry dzieciaku ,ale to dla twojego własnego dobra. Naucz się to kontrolować, albo to zacznie kontrolować ciebie."

Wiedział że to kupa bzdur. Właściwie to był pewny, że im więcej używał tej chakry, tym bardziej ona go pochłaniała. Nie był głupkiem. Cos tak potężnego jak chakra Bijuu, nie było możliwe do kontroli przez zwykłego ludzkiego dzieciaka. A przynajmniej nie cała. Wiedział także, że używanie tej chakry sprawi, że będzie na niej polegał. To nie było coś czego pragnął od kiedy to nie była jego własna moc. Lis był tylko ostatnia deską ratunku. Nie potrzebował zwiększać ilości czy kontroli nad charką lisa; potrzebował tego nad SWOJĄ chakrą.

Ale Jiraya nie słuchał go i to go wkurzało do granic możliwości.

Niektórzy mogliby powiedzieć, że Naruto był zbyt uporczywy dla własnego dobra. I mieliby racje nawet na większą ilość okazji, niż trzeba aby ugruntować to wrażenie. Ale wtedy pojawiał się extremalnie rzadki czas, kiedy byli w błędzie. To bycie czasami zbyt uporczywym mogło mu dać kiedyś wspaniały dar…

-Pieprzyć to - wywarczał Naruto, krzyżując ramiona i zamykając oczy. - Jebnę w dno i umrę.

Wpatrywał się w pustkę gdy spadał w ciemność.

-Nie mam zamiaru pomagać puchnąc pychą jakiemuś aroganckiemu pustelnikowi, myślącemu, ze może mnie zmusić. Mogę znieść spadanie w dół. HA! Dawać, nie boje się!

Sekundę później jego głowa wpadła do wody szatkując niezliczone kości i pozbawiając przytomności.


Przez następne 2 dni Jiraya musiał tłumaczyć się niezwykle wkurzonemu 3 Hokage czemu uznał za mądre wrzucenie potomka Czwartego Hokage do pieprzonej bezdennej szczeliny. Nie trzeba wspominać, że głupiec na tym ucierpiał. Hokage wyrzucił go za drzwi po tym, jak dał mu wpierdol i warknął na niego: "Módl się, aby Naruto pojawił się na arenie za miesiąc, albo wyrwę ci jaja przy użyciu zardzewiałej pułapki na niedźwiedzie, zanim osobiście zakończę twoje zboczone życie" na co Jiraya przytakiwał nerwowo. Po chwili przeklinał Naruto pod nosem, bo wiedział że chłopak specjalnie nie użył chakry lisa, aby przyzwać żabę wystarczająco dużą, aby ta mogła go uratować. Jeżeli smarkacz wróci, to dostanie tęgi opieprz. Oczywiście upewnił się, że szwęda się po wiosce, jakby kogoś trenował.

-Niech cię, Naruto.


Pomarańczowo odziana sylwetka płynęła bez życia w dół rzeki, prąd rzeki rzucał nią na prawo i lewo niczym lalką. Widać było, że woda chce ją pochłonąć całą, ale stwierdza, że się nie nadaje i zostawia w spokoju. Jedyną widocznie niezmienioną częścią były blond włosy, które i tak były co chwile głaskane tu i ówdzie przez fale. Po kilku minutach sylwetka ciągle nie przejawiała oznak życia, a więc nie mogła nic zrobić w związku ze spadnięciem z zajebiście wielkiego wodospadu, nie tylko głębiej pod ziemię, ale i do dużej jaskini, niemożliwie dużej tak dokładniej mówiąc. Sam wodospad spadał ze ściany jaskini, wysokiej na mniej więcej 50 stóp, nawet nie zbliżając się do sufitu jaskini. Kilka innych wodospadów również się wlewało, tworząc wielki okrąg wokół wysepki.

Właśnie tam się pojawił. Jego blond włosy były w kompletnym nieładzie, tak jak w sumie wszystkie części jego ciała. Gdzieś po drodze stracił gacie i buty, a oba jego ramiona i noga były wygięte pod dziwnymi kątami. Leżał na plecach, z bladą twarzą. Wyglądał na martwego. W sumie każdy mógłby tak powiedzieć, jeśli by go zobaczyć w obecnym stanie. Ale blado-czerwona poświata i nagłe kasłanie dużej ilości wody połączone z dreszczami umocniły fakt, że był on bardzo żywy.


-Co hyyphhrygh! - Ból eksplodował w całym jego ciele właściwie z nikąd i pozbawił go resztki siły, którą posiadał. Upadł z powrotem na ziemię i wziął kilka ciężkich oddechów, próbując odzyskać kontrolę nad ciałem. Nie udało mu się.

-Kurwaa, czuje się jakbym przeszedł przez maszynkę do mielenia mięsa, - powiedział do siebie. Zauważył też czerwoną poświatę chakry demona leczącą jego ciało. Trochę go to wkurzyło, wyglądało na to, że potrzebuje jego chakry do wszystkiego. Sprawiało to, że czuł się jak jakaś dziwka. Potrząsnął głową, aby pozbyć się negatywnych myśli i patrzył, jak jego złamane kości były dosłownie wypychane z jego ciała i zastępowane nowymi. Przez chwilę patrzył na swoje kości na ziemi zanim jego twarz przyjęła poważną minę.

-Wow, to jest rana! - powiedział. Ktoś mógłby pomyśleć, że widok znacznej części twojego szkieletu poza twoim ciałem mógłby spowodować inną reakcję. I spowodowałby, gdyby to nie był ktoś, kto widział w ciągu swojego życia najróżniejszych dziwnych rzeczy. Tak jak ten jeden raz, gdy zobaczył tą szaloną egzaminatorkę, jak się masturbowała przy użyciu tych jej węży. To było naprawdę dziwne gówno do zobaczenia, szczególnie, jeśli jesteś 9-cio letnim chłopcem, który ucieka przed szalonymi ludźmi, którzy chcą ci zrobić coś bolesnego.

Pieprzona banda alkoholików.

Ponownie potrząsnął głową i postanowił pozwolić Kyuubiemu robić, co do niego należy. Wielka kupa futra nadawała się chociaż do tego.

Dopiero po 15 minutach ciało Naruto wyleczyło się na tyle, aby mógł wstać, lecz kiedy to zrobił miał ochotę usiąść z powrotem.

-Kurwa mac! - czul się, jakby jego nogi płonęły i były podane armii głodujących mrówek jednocześnie. W dodatku jego głowa była jakby za lekka dla reszty ciała, sprawiając, że chwiał się jak jakiś stary pijak wracający z burdelu. Ostatecznie pozbierał się do kupy i rozejrzał gdzie wylądował. Na ten widok zachłysnął się powietrzem.

Nie przez gigantyczna jaskinie, nie przez liczne wodospady. Kurna, to nie był nawet ten pierścień wody i sześć gigantycznych macek tańczących tuz nad powierzchnia, jakby czekały na cokolwiek co się wydostało, aby zaciągnąć to tam z powrotem...

To było raczej TO.

To, co zaparło mu dech w piersiach to gigantyczne starożytne miasto osadzone wewnątrz wielkiego krateru w środku wyspy. Naruto osądził miasto jako starożytne z 2 powodów. Po pierwsze nie było mowy, aby ktokolwiek mieszkał w mieście większym niż Konoha głęboko pod ziemia i nie wykryty pod wyżej wspomniana wioska ninja. To byłoby po prostu idiotyczne. Idiotyczne dla Konohy.

Ponieważ musiałbyś być kurewsko ślepym, aby nie zauważać ludzi wskakujących, czy wyskakujących z gigantycznej dziury w ziemi położonej w środku twojego miasta.


Po drugie: nie było świateł, budynki były pokryte kurzem, a drogi były zaśmiecone starymi kupami... Czegokolwiek to mogło być. Stad to wyglądało na kupy metalu. Musiałby się zbliżyć, aby przekonać się co to jest.

Przez 5 minut po prostu gapił się na miasto. Nie było podobne do żadnej wioski czy miasta, które widział wcześniej . Naprawdę. Która wioska ninja kiedykolwiek miała budynki zbudowane w większości ze szkła, i to wyższe od niektórych gór? Żadna. I był tego pewien. Ponieważ musiałbyś być pierdolonym pojebem, aby zrobić wioskę NINJA głównie ze szkła. Odtrącił kosmyki włosów z oka wkurzonym westchnieniem i wzruszył ramionami.

-Cóż jestem tutaj. Mogę iść dalej,- powiedział do siebie. Zapamiętał także, aby zabić Jiraye powolna śmiercią, kiedy się stąd wydostanie. Zejście w dół krateru nie wyglądało w sumie na cos trudnego. Ściany były pochyłe, typowe dla krateru i było dużo rzeczy, których można było się chwycić. Jego chakra jeszcze się w pełni nie zregenerowała, wiec musiał zejść na dół w zwykły sposób. "Trening fizyczny" pomyślał uśmiechając się.

Kiedy w końcu dotarł do dna krateru i tym samym do wejścia do miasta poczuł podziw. Miasto z tej perspektywy wyglądało na jeszcze większe niż przedtem i zaczął się zastanawiać, -Po cholerę komuś tak zajebiście wielkie miasto? - Miasto musiało być wystarczająco duże, aby dać dom milionom ludzi. Zaczął się czuć jak nieznaczący robak. To uczucie podziałało mu na nerwy. Jednakże nic nie powiedział i wszedł do miasta.

Nie wiedział o przeznaczeniu, jakie go czeka.

Naruto szedł w ciszy przez 5 minut widząc coraz więcej rzeczy z miasta. Miejsce było przytłaczające i depresyjne. Nie było żadnego znaku życia, pomijając kreatury żyjące w wodzie. Pnącza grube na metr oplatały wszystko, a kurz zdawał się stanowić połowę powietrza. Był pewny, że gdyby nie Kyuubi, to miałby już zjeżane płuca. „Kolejna rzecz od tego pierdolonego demona." Oczywiście Naruto nie był z tego powodu szczęśliwy.

Nagle cos poruszyło się na lewo od niego, powodując natychmiastową reakcję w postaci 6 kunaiów rzuconych w tamtym kierunku. Część jego podświadomości opieprzyła go za paranoję, ale wtedy ruszyła logika. Jeśli nie chcesz mieć w swoim ciele wiele wbitych kunaiów i shurikenów, to nie powinieneś się skradać po cieniach w antycznym mieście. To było po prostu głupie. Po za tym, to pomaga, jeżeli nadzianą rzeczą okazuje się być potwór.

Natychmiast spojrzał w tamtym kierunku, kiedy kunaie zniknęły w krzakach i odbiły się od czegoś metalowego. Cos tam było. Wiedział to z powodu cichego buczenia rozchodzącego się stamtąd. Rozważył rzucenie więcej kunaiow, ale postanowił czekać czy to się ujawni.

Nie zawiódł się.


-Cóż, to niespodzianka. Nie widziałem żadnego człowieka od ponad 2 tysięcy lat. Witam.

Naruto niemalże podskoczył, gdy para świecących, niebieskich oczu otwarła się w ciemności i zaczęła się na niego patrzeć z podekscytowaniem. Potem prawie dostał ataku serca gdy posiadacz owych oczu wyszedł z cienia i się do niego uśmiechnął.

-To przyjemność aby cię spotkać, młody Człowieku. Nazywam się Sonny. Mogę poznać twoje imię?

To był robot, pieprzony robot mu się przedstawił: skąd wiedział, ze to robot? To oczywiste idioci! Jakie inne żyjące gówno jest zrobione z metalu i plastiku?

W każdym bądź razie, Naruto spojrzał na robota nazwanego Sonny na kilka sekund, nie będąc pewnym, co robić w tej sytuacji. W końcu nie codziennie pojawia się robot i ci się przedstawia. W każdym bądź razie nie dawał oznak niemiłych zamiarów, wiec Naruto kiwnął głowa i powiedział

-Nazywam się Uzumaki Naruto. Przyszły najsilniejszy ninja w całym pieprzonym kosmosie, a obecnie zagubiony głęboko pod ziemia przez głupiego, zboczonego pustelnika nazywanego Jiraya.

Sonny uśmiechnął się lekko. Wyglądało to trochę dziwnie na jego bladej twarzy, ale również wyglądało bardzo prawdziwie. Gdyby Naruto nie był przyzwyczajony do dziwnych rzeczy, to wzdrygnął by się. Robot podszedł i podał Naruto jego kunaie.

-Całkiem ciekawa deklaracja. Jesteś pewien, ze dasz rade?

Świetnie, teraz chodząca kupa metalu i plastiku w niego wątpiła. Boższz, czemu wszyscy w niego wątpili?

Ale zanim mógł głośno wygłosić swoją opinię, oczy Sonny'ego zmarszczyły się jak do uśmiechu, a robot obrócił się i zaczął odchodzić.

-Uda ci się, na pewno.

Szok Naruto natychmiast zastąpił jego wściekłość, a on mógł się tylko patrzeć z ruszającą się, chociaż cichą szczęką, gdy Sonny dalej szedł w dół ulicy starożytnego miasta, dopóki się nie ocknął i zaczął biec za robotem. „Hej zaczekaj sekundę!" zawołał goniąc Sonny'ego. Robot uśmiechnął się i pokazał mu aby się pośpieszył. Naruto wymruczał pod nosem parę słów, których nie powinni znać dorośli, nie mówiąc już o dzieciach ale i tak podbiegł do Sonny'ego.

-Więc... Ile masz lat i czemu pod Konohą jest jakiś robot?

Sonny zaśmiał się i powiedział

-Oo to nie tylko ja.

-Że co!?"

Sonny zaśmiał się ponownie i okrążył całkiem duży budynek. Ale kiedy Naruto za nim podążył, a jego wzrok spoczął na czymś, co wyglądało na wielkie wyschnięte jezioro, w którym było cos, co wyglądało na resztki gigantycznego mostu. Ale on nie dbał o to. Mam na myśli, ze kto by dbał? Zepsuty most, jupi. Nie, Naruto gapił się na setki robotów identycznych do Sonny'ego chodzących wokół bez celu jak kolonia mrówek. Wioska zbudowana ze śmieci stanowiła ich dom. Sonny uśmiechnął się i pokazując na wioskę powiedział.

-Witaj Uzumaki Naruto, w moim domu. Oto kolonia Ns-5, 4 obóz miasta reliktów.

Naruto patrzył się jak pojeb przez 5 minut. Te wszystkie roboty były takie... bez życia. W ogóle jak Sonny. Były jak stado z wypranymi mozgami, wszyscy w tych samych wdziankach. Mięśnie z czarnego materiału gumopodobnego w ramionach i nogach, białe twarze wyglądające jak maski, białe korpusy świecące światełkami pod guma. Srebrne, metalowe ręce i białe przedramiona i biodra. I metalowe buty, niczym stopy bez palców. Były zaprojektowane na przeciętną wysokość, wyglądały cherlawo, ale były bardzo silne. Ten robot po prawej stronie wioski niosący gigantyczna kupę metalu był tego dowodem. Zastanawiał się jaki był ich cel w przeszłości. Sonny chyba umiał czytać w myślach, bo powiedział

-Ns-5 zostały zbudowane aby służyć ludziom. Walczymy razem z nimi, budujemy dla nich, uczymy ich. Pracujemy dla nich i troszczymy się, kiedy nie mogą troszczyć się o siebie sami. To był nasz cel. Tysiące lat temu. Ale teraz...

-Nie macie sensu istnienia. - Naruto powiedział to nie myśląc, ponieważ słowa Sonny'ego rezonowały z nim bardzo, bardzo mocno. Jeśli ktokolwiek wiedział jak to jest nie mieć sensu istnienia, to na pewno Jinchuuriki.

Sonny przytaknął.

-Moim celem istnienia jest prowadzić ich. Tylko ja mam duszę. Tylko ja mogę ich prowadzić. Wiec jestem trochę bardziej świadomy. Ale widzę to w ich oczach. Są zagubieni. Jesteśmy zagubieni... Bez ludzi którym możemy służyć.

Nie wiedział czemu, ale słowa robota go poruszyły. Sprawiły, ze chciał im dać na nowo sens istnienia. Ponieważ znał uczucie bezsensownej egzystencji. Wiedział jak to jest szukać swojego miejsca na świecie. Popatrzył się z powrotem na roboty wykonujące swoja prace i westchnął.

-Sonny, - powiedział po minucie.

-Tak?

-Czy umiecie walczyć? Jesteście silni? Czy jesteście zdolni do nauczania?

-Oczywiście. Ja sam jestem w stanie pokonać grupę 20 ludzi uzbrojonych w karabiny a każda maszyna w tym mieście która jest do tego zdolna ma szczegółowe zapiski przeszłości na swoim twardym dysku.

Naruto nie wiedząc co to karabin wzruszył ramionami i wyszczerzył się.

-Wiec w takim razie wiem, co możecie dla mnie zrobić.

Nagle reszta robotów zamarła i jak jedno stworzenie popatrzyli się na Naruto, ich oczy zapełniły się życiem po raz pierwszy od lat.

-Człowiek. Człowiek. Człowiek... Człowiek!!! To Człowiek! Ludzie wrócili! Tutaj jest człowiek! - Wszystkie były podekscytowane. Widział to w ich oczach.

Naruto uśmiechnął się i powiedział następnie:

-Nauczcie mnie. Nauczcie mnie wszystkiego co umiecie. Pokażcie mi wszystko w tym mieście. Mam miesiąc czasu przed finałowymi walkami egzaminu na Chuunina. Zmieńcie mnie w tym czasie w wojownika. Jeżeli możecie to zrobić, to dam wam na nowo sens istnienia kiedy wrócę na powierzchnie.

Sonny patrzył osłupiały i wymieniał spojrzenie z Naruto, ignorując resztę Ns-5 gdy te otoczyły Naruto.

-Z radością, Uzunaki Naruto.

Naruto chciał właśnie popatrzeć się w gore, rozłożyć ramiona i krzyknąć z całej siły "WIELKIE CI KURWA DZIEKI BOZE, TY DZIWKO JEDNA!" ale powstrzymał się, ponieważ Bogowi by się to mogło nie spodobać, szczególnie, jeżeli Bóg jest facetem.

Sonny pokazał gestem aby Naruto wszedł razem z nim do kolonii.

-Wiec chodź, musisz się wiele nauczyć.

Hmmm 2,666 słów ,myślę ze jako pierwsze opowiadanie nie jest źle, nawet jeżeli to tylko tłumaczenie, nie obiecuje niczego odnośnie terminu następnego rozdziału ale myślę ze to będzie w tym miesiącu.

Zgodnie z obowiązującą moda "czytajcie i komentujcie". Liczę na konstruktywna krytykę.