Katastrofa

Dostrzegam Twoją twarz przez pryzmat łez. I gdy tak patrzę, strumienie ustają. Zostaje mi tylko zdumienie.

Dlaczego? Sam nie wiem. Może to przez Twoje oczy? Są takie niebieskie... jak ocean. I równie głębokie. Są w stanie wchłonąć wszystko, nawet poczucie winy.

I ja w nich tonę. – Dlaczego nikt nie nauczył mnie pływać? – Wyciągasz do mnie rękę. – Tonący brzytwy się chwyta.

Jest taka ciepła. Tak różna od dłoni, za którymi tęsknię.

Tęskniłem. To był ostatni raz.

Nie dasz mi więcej o tym myśleć. Porywasz mnie ze sobą w swoje morskie otchłanie.

Szybko i mocno, i gwałtownie. Jak Tajfun.

Już wiem, że jestem stracony. Utonę, choć jeszcze trzymam się na powierzchni. Utonę w Tobie. Zginę i będę żył dalej jako ryba.

A ty będziesz mym oceanem. Moim światem. Będę oddychać w Tobie.

Twoje dłonie są takie ciepłe...

Nie puszczaj mojej ręki już nigdy.