autor: euphoria
tytuł: Gryfońska zemsta
beta: Tyone - dziękuję za to, że jesteś moim oblatywaczem :*
Paringi: SS/HP, DM/RW
ostrzeżenie: sceny erotyczne, paring Draco i Ron
Powinnam dodać też, że to kolejna próbka mojego dziwnego poczucia humoru :)
To była jedna z tych chwil, w których Hermiona miała dość wszystkiego. Harry'ego, który nieustannie biadolił, ale nigdy nie zrobił nic, by zmienić swój los. Snape'a – za to, że nigdy nie docenił jej pracy nawet drobnym drgnieniem warg, co było niesprawiedliwością najgorszą z możliwych. Dumbledore'a, który nigdy nic z tym nie zrobił. Setki oczu prześlizgujących się po niej, jakby była powietrzem. Kujonka. Potrzebna tylko przed egzaminami, OWTM-ami, pracami domowymi. Chodząca encyklopedia podręczna.
Najbardziej jednak Hermiona miała dość Rona. Jego zazdrości o Kruma. Wpatrzonych w nią rybich ślepi, które śledziły każdy jej ruch podczas balu zakochanym wzrokiem. A teraz, gdy niemal wyznała mu miłość... gdy odważyła się... Nie cierpiała Rona za to, że był takim totalnym idiotą. Ona nie była. Nigdy nie pozwoliłaby sobie na luksus kompletnego zidiocenia. Głupota nie była jej domeną i nigdy nie będzie, więc spędzając kolejny piątkowy wieczór samotnie w bibliotece, sięgnęła po pusty pergamin.
Harry i Ron zeszli w końcu na śniadanie. Ten pierwszy kategorycznie ciągnięty za rękaw przez drugiego. Szósty rok rozpoczął się już kilka miesięcy temu i dostrzegli, że to nie będzie ich najlepszy czas. Przegrany mecz z Raveclawem, kompletne tyły w nauce. Obrażona Hermiona nie chciała z nimi nawet rozmawiać, choć Harry nie miał pojęcia dlaczego gniew przyjaciółki dosięgnął także jego. Ron zdawał się tym nie przejmować, ale Potter widział lepiej. Niemal cały czas czerwienił się na jej widok i spuszczał wzrok. Wczoraj pod wpływem chwili postanowił upić przyjaciela w Pokoju Życzeń i wypytać.
Z trudem udawało im się usiedzieć na miękkim dywanie w niezbyt dużym pomieszczeniu w barwach Gryffindoru. Ognista prawie się skończyła, ale nie to było najważniejsze. Ron, którego twarz dorównywała kolorytowi włosów, niemal nie trzymał się na nogach. Nawet pozycja siedząca sprawiała mu trudność. Harry więc, czując się niewiele lepiej, pochylił się bliżej w jego stronę i położył mu dłoń na ramieniu.
- Kumplu - zaryzykował, ale gdy pijacki bulgot nie wyszedł z jego ust, kontynuował. - Chciałbym wiedzieć... Co jest między tobą a Herm. - Dla dodania powagi sytuacji czknął.
Weasley popatrzył na niego jak na idiotę, a grymas na jego twarzy sprawiał, że sam wyglądał na imbecyla.
- Nic.
- A może jednak? - dopytywał się z zaciekawieniem Gryfon.
Ron skoncentrował wzrok na jednym punkcie przed sobą, który mógł być zarówno blizną, oprawkami okularów jak i oczami Harry'ego, po czym skrzywił się niemożliwie.
- Ni...ic - wyszło wraz z beknięciem.
- Odbija ci się po Ognistej? - Harry był zszokowany.
- Po pięciu opakowaniach fasolek Bertiego... Jedna musiała być o smaku wybuchowym - przyznał całkiem trzeźwo. Oparł się o jego ramię, sięgając po butelkę i pijąc duszkiem wszystko do dna. Odczekał chwilę i ponownie spróbował spojrzeć w zielone tęczówki. - Nic nie ma... a... Ermioną - wydusił. - Jesssstem... ejem - bąknął i opadł twarzą na dywan.
Harry z trudem posadził ich obu na kanapie i nakrył pledem. Mocny łeb jego matki nie był tylko legendą, jak stwierdził z pewnym rozrzewnieniem i dumą. Na wszelki wypadek postawił jednak kilka skradzionych Snape'owi buteleczek eliksiru na kaca, który faktycznie był potrzebny rano. Ron wymiotował prawie dwadzieścia minut, zanim Potterowi udało się napoić go wywarem. Potem nadszedł czas na błaganie, żeby nikomu nie zdradził jego tajemnicy - zostało mu trzeźwości na tyle, by pamiętać o wczorajszym końcu rozmowy.
- Jasne, stary - powiedział wtedy. - Też "Jesssssstem... ejem" - przedrzeźniał go, aż w końcu rudzielec walnął go w ramię.
Teraz natomiast rzucili się na jedzenie w Wielkiej Sali, nie zważając na to, że wszyscy gapią się to na nich, to na Malfoya, który trzasnął kubkiem pełnym soku dyniowego i omal nie zabił po drodze Goyle'a. Przy jego wadze to musiało być nie licha trudne - odepchnąć dryblasa na kilka dobrych metrów i jak strzała popędzić do stołu Gryfonów. Ron, wkładając właśnie do ust parówkę, podniósł na niego wzrok i omal się nie udławił.
- Malfoy, nie jesteś tym, co chciałbym zobaczyć rano - wybąkał za nich dwóch Harry i powrócił do przerwanego posiłku.
Blondyn jednak zamiast odpysknąć coś lub zrobić cokolwiek innego, wisiał wciąż nad nimi, odbierając apetyt. Zaczerwieniona ze zdenerwowania twarz była tak nieprzyjemnie wykrzywiona, że Potter był niemal pewien, że Ślizgon już niedługo dorobi się zmarszczek. Zazwyczaj stalowe oczy teraz przypominały barwą Bałtyk podczas sztormu i wpatrywały się wściekle w Rona, który za wszelką ceną próbował przełknąć.
- Malfoy, jeśli nie masz jedzenia, możemy się podzielić - powiedział w końcu zdezorientowany.
Gryfoni zaczęli ich okrążać, spoglądając ciekawie, ale tak było od zawsze. Czekali na bójkę, więc Harry wyciągnął różdżkę i spojrzał wyczekująco na Dracona, który chyba zdołał się już opanować.
- Masz rację, Weasley! - krzyknął. - Mój członek jest aksamitny, ale ta parówka nie umywa się do jego smaku! - dodał i, powiewając czarną szatą, odszedł.
Ron z przerażonym wyrazem twarzy plunął w siedzącego najbliżej Neville'a.
- Co to, kurwa, było? - spytał, gdy jego oczy przestały łzawić.
Harry jednak nie odpowiedział, zaczytany w pergaminie podanym mu przez Deana. Rumieńce wpełzły mu podstępnie na twarz, gdy mimowolnie spojrzał na usta przyjaciela.
- Harry, teraz czytasz? Ty mi wytłumacz, o co chodzi Malfoyowi. Zawsze był porąbany, ale teraz to już przesada! - Rudzielec podniósł głos, jednocześnie ścierając z siebie resztki musztardy, które uparcie spływały wzdłuż kącika jego ust.
Harry zadrżał, gdy długi palec zniknął pomiędzy wargami, a cienki język zlizał ostatnie krople.
- Weź tę rękę, proszę – wymruczał niespokojnie, zahipnotyzowany ruchem języka.
- Jak myślisz, o co mu chodziło? - spytał ciekawie Ron, nie robiąc sobie nic z dziwnych min przyjaciela.
Potter odłożył drobno zapisaną kartkę i poprawił spodnie. Dopiero wtedy podał pergamin Weasleyowi.
Aksamitny penis Dracona znikał rytmicznie w idealnie skrojonych ustach Rona. Z każdym mocnym pchnięciem blondyn jęczał coraz głośniej, aż w końcu przeszło to w niezrozumiałe rzężenie. Przyjemność była doskonale widoczna na wykrzywionej twarzy, z której nareszcie spadła obojętna maska. Ściągnięte brwi, opuchnięte wargi, które się nie domykały. Wszystko to wskazywało na zbliżający się orgazm, więc Gryfon oderwał usta od pulsującej erekcji i zaczął ssać jądra. Jedno po drugim, smakując je powoli i z tą samą brutalną powolnością trącając je nosem, by po chwili znów polizać delikatną skórę.
Draco sapnął i próbował przyciągnąć głowę rudzielca z powrotem do swojego członka, ale ten odtrącił niecierpliwe dłonie i polizał sam czubek, na którym ponownie zebrały się krople. Spojrzał na swojego kochanka spod wpółprzymkniętych powiek i, nie odrywając wzroku, wziął go całego do ust, by parę sekund później ponownie zacząć drażnić jądra.
- Nie wytrzymam - wyszeptał zmaltretowanymi wargami Ślizgon.
Gryfon pewnie popchnął go na łóżko i przycisnął mniejsze ciało do materaca. Przeciągnął językiem po jego szyi i, znacząc mokre ślady, zsunął się niżej, drażniąc sutki.
- Błagam - wyjęczał Dracon.
Jasnoróżowa skóra znikała pod ustami Gryfona, gdy ssał każde miejsce z osobna. Przejeżdżał paznokciami, zostawiając cienkie zaczerwienienia, które tylko wzmagały doznania, gdy całował pozostawione ślady.
- Stary, czy ja chcę wiedzieć, co to jest? - wybąkał zaczerwieniony Ron, patrząc na swojego przyjaciela.
Harry pokręcił przecząco głową i również się zarumienił, gdy wychodzili z Wielkiej Sali odprowadzani wzrokiem dziesiątek uczniów. Niemal na każdym stole leżały dobrze rozpoznawalne pergaminy z magicznie skopiowanym tekstem, który większość adeptów szkoły uznało za całkiem niezły. Dziewczęta nieustannie chichotały na ich widok, a Blaise Zabini posunął się nawet do tego, że klepnął Rona w tyłek, podając mu hasło do dormitorium Ślizgonów, ku ogólnej uciesze pozostałych. Draco Malfoya nie zobaczyli aż do obiadu.
Blondyn siedział w asyście Pansy Parkinson i patrzył wyczekująco w stronę rudowłosego Weasleya, jakby czekał na ruch z jego strony. Od czasu do czasu wymownie oblizywał wargi tak doskonałe jak reszta jego ciała, ale Gryfon uparcie go ignorował.
- Na co on czeka? - jęknął do Harry'ego w końcu, nie wiedząc, co zrobić. - Chyba nie myśli, że ja to napisałem? - Wydawał się zdesperowany. Całkiem inaczej wyobrażał sobie swoje wielkie wyjście z ukrycia. Tymczasem plotkował o tym cały Hogwart, a on nawet nie widział tego Ślizgona bez koszulki.
- Może chce, żebyś go gdzieś zaprosił - podsunął mu Potter, wracając do pałaszowania obiadu. - Zresztą, czym się martwisz? Kiedyś zapomną - rzucił tonem, z którym nie można było się sprzeczać. Kto jak kto, ale Harry doskonale zdawał sobie sprawę, jak powinno radzić sobie z plotkami. Jeśli na nie nie reagowano, zanikały bezpowrotnie.
- Łatwo ci mówić - westchnął Ron. - Ciebie nie łączą z nikim, kogo nie cierpisz... Ja się zastanawiam, kto mógł napisać coś takiego... - Załamał ręce po raz wtóry tego dnia, wznosząc modły do Merlina o cud i wskazanie winowajcy.
Harry zamyślił się i do głowy przyszedł mu jeden jedyny, w rzeczy samej szalony, gryfoński pomysł, który mógłby rozweselić jego przyjaciela.
