Słowem wstępu (edit: 13 sierpnia 2015, 21:19 EST):
To jest opowiadanie AU, zainspirowane przez ten oto obrazek z devianarta autorstwa leelastarsky :
art/A-Yule-Ball-at-Malfoy-Manor-52560435
Niestety ff zjada linki więc podaję tutaj listę postaci na obrazku:Ginny, Snape, Harry, Ron, Fleur, Bill, Pansy, Draco, Bella, Rudolf Lestrange, Moody, Goyle, Crabbe, Scrimgeour, Umbridge, Hermiona, Luciusz, Lupin oraz Tonks. Tak ci ostatni też żyją :-) Nie napiszę historii dla nich wszystkich, ale skoncentruję się na części.
Po śmierci Narcyzy, Lucjusz Malfoy przystępuje do Zakonu Feniksa i wspiera wrogów Voldemorta. Chęć ochrony rodziny jest u niego silniejsza niż wiara w ideologię czystej krwi, toteż dla jej pomszczenia gotów jest sprzymierzyć się nawet z dawnymi wrogami. Nie wszyscy jednak wierzą w szczerość jego intencji, ale przecież jest Malfoyem i potrafi zdobywać poparcie, zaś Minister Scrimgeour wyraźnie popiera jego poglądy polityczne i nie zamierza wywracać do góry nogami porządku czarodziejskiego świata. To marzenie Zakonu oraz Szefa Biura Aurorów, Kingsleya. A ponieważ nie samą polityką człowiek żyje, Lucjusz dużo uwagi poświęca pewnej Gryfonce, niewiele robiąc sobie z różnicy wieku między nimi. W pierwsze Boże Narodzenie po wygranej Wojnie organizuje wielki Bal w swej posiadłości, wszak życie towarzyskie nie znosi próżni, zaś wojownicy muszą zasiąść za biurkami i zacząć toczyć rozgrywki polityczne. Jak im to wyjdzie i czy w ogóle wyjdzie? Obeznany w podobnych grach Lucjusz, zaprasza wszystkich członków i sojuszników Zakonu Feniksa oraz ważnych urzędników Ministerstwa Magii.
Historia jest political fiction z romansem w tle. Z braku takowej kategorii dałam Romance/Family.
Uwaga: w tej historii potraktuję Rona dość brutalnie. Przedstawię go jako zainteresowanego wyłącznie jedzeniem, nielojalnego zazdrośnika ponieważ tak go zawsze widziałam. O ile do czwartego tomu traktowałam go jako poczciwego fajtłapę, potem po prostu nie mogłam go znieść. Jeśli lubicie Weasleya, zostaliście ostrzeżeni. Poza tym kompletnie nie widzę go w związku z Hermioną i nie potrafię sobie wyobrazić szczęśliwego małżeństwa między ludźmi których dzieli praktycznie wszystko. Poza tym ta historia, jako AU od 6 tomu, ma luźnie związki z kanonem. Tylko część wydarzeń z "Księcia Półkrwi" może mieć miejsce. Odsłona siódma prawie całkowicie zignorowana (co jest chyba dość oczywiste patrząc na listę postaci, które nie zostaną zamordowane). W kolejnych podrozdziałach wyjaśnię dlaczego pozmieniałam niektóre elementy.
Pairinigi: Draco/Pansy, Lucjusz/Hermiona, Ron/Lavender, Scrimgeour/OC a reszta w miarę kanonicznie.
Disclaimer: Wszystkie rozpoznawalne postacie należą do JK Rowling. Nie są moje, do mnie należą OC i fabuła.
To zaproszenie stanowiło potwierdzenie statusu czarodzieja. Osoba, która by nie dostała staromodnego bileciku, podpisanego starannym, eleganckim pismem byłaby zwyczajnie w świecie wykluczona i wyklęta. Nowe czasy oznaczały nowe sojusze i przyjaźnie, zaś Bal Bożonarodzeniowy w Malfoy Manor stanowił ich symbol. Rodowi Malfoyów zarzucano niejedno, a jakby ktoś zebrał wszystkie zarzuty powstały by drapieżnie oszczercze artykuły w „Proroku". „Nie mówmy o dawnych konfliktach, lecz odbudujmy nasz świat po wojnie"- powtarzał elegancki, nienaganny Lucjusz Malfoy i nawet osoby posądzające arystokratę o cynizm nie odmawiały sensu jego słowom.
Uczniowie ostatniego roku w Hogwarcie nie mówili o niczym innym, jak o Balu. Po Wojnie stworzono specjalne klasy dla uczniów ósmego roku, zgodnie bowiem oceniono, że edukacja pod panowaniem śmierciożerców uwłaczała wszelkim zasadom i standardom. Hermiona Granger zareagowała entuzjastycznie na ową wieść. Pragnęła bowiem skończyć szkołę i tym dowieść swej wartości, nie zaś korzystać ze swej sławy wojennej bohaterki oraz dobrych stosunków z Ministrem Magii. Tak powtarzała każdemu kto chciał, i nie chciał, słuchać zgrabnie ukrywając odmienne motywy. Nikogo to jednak nie obchodziło, odkąd zaproszenie na Bal stanowiło główny temat rozmowy.
Hermiona, podobnie jak wiele innych czarownic, dostała elegancki kawałek pergaminu. Jej obecność mogła uwiarygodnić przejście Malfoya seniora na jasną stronę. Tak przynajmniej powszechnie mówiono i nawet nie zadawano pytań. Zaproszenie czarownicy mugolskiego pochodzenia stanowiło symbol. Ludzie rzecz jasna sarkali i potępiali oportunizm głowy rodu, ale ostatecznie wielu po cichu marzyło by choćby z dala zobaczyć Bal. Te szczęście spotkało członków Zakonu Feniksa a reszcie pozostało czekanie na artykuł w „Proroku" lub „Czarownicy". I doczekali się wyjątkowo soczystych relacji a plotkarki miały jeszcze długo o czym rozmawiać.
Młoda czarownica ściskała kawałek listu. Ten charakter pisma rozpoznawała doskonale i mimowolnie się uśmiechała. Nie sądziła, że tak wiele można przekazać na kawałku papieru, a jednak to właśnie poprzez korespondencję poznawała całkiem inny wymiar znajomości. Nieco staromodny i jakby z innej epoki, a jednak rozmawiała o całkiem bieżących sprawach.
„Przyjdź koniecznie na bal, Hermiono"- czytała staranne, odręczne pismo - „będziemy mieli okazję dłużej porozmawiać, zwłaszcza o książkach które tak cię interesowały". Uśmiechnęła się delikatnie i starannie zgięła brzegi pergaminu. Rzuciła zaklęcie aby dla każdego poza nią, dokument przypominał luźne notatki z lekcji. Hermiona otoczona notatkami stanowiła całkiem zwyczajny i codzienny widok, toteż nikt by niczego nie podejrzewał. Dojrzała przez ostatnie miesiące, bardziej niż ktokolwiek podejrzewał.
Perlisty śmiech rozbrzmiewał w Pokoju Wspólnym Gryfonów. Lavender Brown patrzyła na zaproszenie dumna jak paw. Chociaż w czasie wojny udowodniła, że potrafi walczyć i zyskała status wojowniczki teraz radośnie wróciła do dawnych przyzwyczajeń. Rozmawiała z dziewczętami o strojach i fryzurach na Bal, planując kolejne kroki niczym wielki strateg kampanię. Hermiona popatrzyła na nią bez dawnej złości, wyrosła bowiem z bycia super-ważną panną-wiem-wszystko.
- Myślicie że Ron ze mną pójdzie? - zapytała głośno blondynka
- Byłby ślepy i głupi jakby tego nie zrobił – wtrąciła Hermiona
- Nie masz? - zaczęła niepewnie Lavender
- Nie pasowaliśmy do siebie z Ronem i zerwaliśmy wiele miesięcy temu – zapewniła – wiesz jak było w czasie Bitwy, nasz strach i gwałtowne emocje potrafią zwodzić. Nie jestem zazdrosna a teraz muszę pomyśleć o sukni na Bal.
- Wyglądałaś pięknie podczas Turnieju Trójmagicznego – odparła Lavender – powinnaś założyć coś podobnego.
- Nie jestem pewna koloru, chyba nie czułabym się dobrze w różu, nie wiem sama. Czeka mnie długa wycieczka na Pokątną – jęknęła.
- Jak nas wszystkie – Lavender aż skakała z radości – zrobimy cię na bóstwo Hermiono.
Ciemnowłosa dziewczyna tylko skinęła głową. Nie podzielała zachwytu swej koleżanki, ale miała swoje powody aby na tę szczególną okazję w szczególny sposób zadbać o swój wygląd. I bynajmniej nie chodziło tylko o pokazanie Ronaldowi, że nie jest, jak on nazwał, „książkowym czupiradłem namiętnym jak stara gazeta". Swoje rozstanie z Weasleyem już opłakała. Dopiero teraz zaczęła do niej docierać prawda o rudowłosym chłopaku. Strząsnęła pośpiesznie głowę. Nie ma czasu na równie bezowocne rozmyślania. Czas na bal i czas na ważne spotkania. Kto by przypuszczał, że prasa ochrzci Bal Bożonarodzeniowy mianem Balu Niezgody?
Ubrana w długą, jasną i elegancką suknię po raz ostatni sprawdzała czy wszystko w porządku. Potrzebowała nieco czasu aby dobrać krój oraz kolor stroju, nie mówiąc o dodatkach i fryzurze. Hermiona, wbrew obiegowym opiniom, nie nosiła wyłącznie babcinych sukienek. Brakowało jej jednak lekkości i wyczucia stylu jak Lavender. Bez pomocy koleżanki z klasy pewnie by nie znalazła jasnego cuda z delikatnego materiału i nie stała przed lustrem zadowolona. Zarzuciła na ramiona ciepły, wełniany płaszcz i aportowała się do Nory. Tam umówiła się na spotkanie z przyjaciółmi. Ginny nalegała na „ostatni rzut okien na suknie", jak to ładnie określiła. Nie powiedziała tego na głos, ale chciała nabrać pewności, że Hermiona będzie się odpowiednio prezentowac.
Harry z Ginny już na nią czekali, podobnie jak Ron i Lavender. Rudowłosa dziewczyna wyglądała elegancko w długiej, prostej, granatowej sukni. Po Wojnie sytuacja finansowa rodziny uległa poprawie i wreszcie nie musieli kupować rzeczy z drugiej ręki. Zwłaszcza najmłodszy z synów najmocniej to przeżywał. W nowej szacie chodził dumny jak paw, bowiem całe życie wstydził się biedy.
Ron łypał na Hermionę spode łba, krytycznie oceniając krój sukni. Faktycznie była dość dopasowana i podkreślająca figurę. Pokazywała wszystko co należało pokazać, przyciągając męskie spojrzenia. Nie miała jednak w sobie ni wulgarnych dekoltów ni przeźroczystości. Na to Hermiona była zbyt subtelna.
- Wyglądasz prostacko – burknął Ron- dla kogo się niby tak stroisz, skoro z nikim nie idziesz na Bal?
- Ronald, fakt, że zerwaliśmy nie znaczy, że zostanę zakonnicą. Na Balu będzie dużo osób i na pewno nie jedna okazja do tańca. Na tobie świat się nie kończy.
- Daj jej spokój – poparła dziewczynę Ginny – wygląda pięknie i na pewno przetańczy całą noc. Ty zaś lepiej przypomnij sobie o swojej blondynie.
Rudowłosy chłopak zamierzał coś odszczekać, ale wejście Lavender kazało mu zamilknąć. Zachowanie Rona stanowiło źródło nieustannej irytacji Hermiony, ale także Harrego i Ginny. Harry, obecnie pogromca Voldemorta i bohater wojenny, w murach szkoły widział swą ochronę przed dziennikarzami oraz nadmiernie podekscytowanymi ludźmi. Ginny musiała raz po raz rzucać upiorogacka na kobiety, marzące o uściskaniu „wielkiego Harrego Pottera". Hermionę męczyła nieustanna konieczność uważania oraz czytania artykułów na swój temat. Lecz co innego Ron..
Co prawda wrócił do szkoły, ale najwyraźniej uważał, że nie musi się już uczyć. Upajał się sławą i regularnie udzielał wywiadów odwiedzając Hogsmeade. Nieomal wymuszał na ludziach zapraszanie na imprezy. Całe życie spragniony sławy i chwały wreszcie ją miał, a otoczony wianuszkiem wielbicielem rozkwitał. Czasem po pijaku potrafił powiedzieć kilka słów za dużo i stracić nad sobą panowanie. Ale prawdziwy pokaz możliwości zaprezentował na Balu u Malfoyów. Jeśli pragnął wielkiej sławy oraz rozpoznawania w społeczeństwie, jego marzenie się spełniło.
Pomimo spięć wyruszyli jednak zgodnie z domu. Duża była w tym zasługa Harrego, który jako jedna z nielicznych osób potrafiła, czasem, przemówić do rozumu przyjacielowi.
Lekko zdenerwowana Hermiona weszła do rzęsiście oświetlonego pomieszczenia. Wielki, wiekowy dwór dosłownie krzyczał o bogactwie i społecznej pozycji. Posępne domiszcze z ciemnego kamienia przywodziło na myśl gotyckie, nawiedzone zamki. Przez majestatyczne, bogato rzeźbione drzwi wejściowe wchodziło się do sporego hallu. Miękkie, perskie dywany tłumiły kroki gości. Dzięki rzuconym zaklęciom kobierców nie pokrywał ni brud ni błoto. Spory, wymyślnie rzeźbiony żyrandol nie oświetlał pomieszczenia, nawet w bardziej pogodne dni. W ciemną, zimową noc panował półmrok. Portrety na ścianach nie spały, lecz uważnie śledziły przychodzących. Zimne, szare oczy arystokratycznych postaci surowo oceniały, lecz nic nie mówiły. Co bardziej wrażliwi odczuwali nieprzyjemne dreszcze.
Z tym większą radością przechodzono do sali Balowej. W jednym z kątów stała wysoka, sięgająca nieomal sufitu choinka. Światełka lśniły wieloma barwami. Skrzące drobinki latały w powietrzu, niczym zaczarowany odpowiednik confetti. Aksamitne zasłony przysłaniały wychodzące na ogromny taras okna. Ogrody posiadłości były przestronne i zadbane, lecz owego wieczoru ich piękno skrywał miękki, białych puch. Wieńce z ostrokrzewu zdobiły ściany a z niektórych miejsc zwisały zachęcająco jemioły. Hermiona mimowolnie uśmiechnęła patrząc się na jedną z nich.
Spojrzała na gospodarza. Życiowe zawirowania nie zniszczyły wyniosłej, arystokratycznej postawy Lucjusza. W swym idealnie skrojonym, granatowym fraku uchodził za personifikację smaku i klasy. Długie, platynowe włosy wpiął ciemną, aksamitną tasiemką. Jego szare oczy uważnie obserwowały gości, ale znikła z nich dawna pogarda oraz nienawiść. Wszelkie ideały w życiu Lucjusza znikły wraz z torturami oraz śmiercią jego żony, Narcyzy. Jaki sens miało popieranie dawnych idei, skoro prawo nie broni a porządek zastąpiło szaleństwo? Człowiek przeżył wielką zmianę i konsekwentnie szedł nową ścieżką.
Nie zapomniał o manierach. Witał uprzejmie przychodzących gości, toteż nawet najbardziej przenikliwi i kochający plotki niczego nie podejrzewali. Co złego w uprzejmym geście wobec młodej kobiety, staromodnym pocałowaniu w dłoń, skoro cały Bal i cała zabawa miała pokazać siłę tradycji? Nawet Rita Skeeter, zaproszona by zdać relację nie dostrzegła niczego niewłaściwego.
- Ale wyżerka – Ron Weasley aż się oblizał patrząc na suto zastawione stoły. Porwał najbliższe ciasteczko i nieomal połknął, jak człowiek głodujący przez wiele dni.
Chłopak głośno protestował przeciw przyjściu. „To Malfoyowie, oni są ze Slytherina"- powtarzał każdemu z zasięgu pola rażenia, nie zwracając uwagi czy ktokolwiek ma ochotę słuchać. Nawet jego dziewczyna, Lavender wywracała oczami i zgrzytała zębami słuchając wyświechtanych argumentów. Dla Ronalda przynależność do Domu Węża stanowiła zbrodnię i coś co dyskwalifikowało człowieka. Wszelkie argumenty, że nie są w szkole nie działały. Niektórzy nigdy nie dorastali.
- Nie śliń się jak pies – burknęła Hermiona, wciąż urażona komentarzami na temat swej sukni – przecież ty Ronaldzie najgłośniej krzyczałeś przeciw przyjściu tutaj.
- Nikt z tobą nie zatańczy – odgryzł się – ja bym zrobił ci grzeczność, ale jesteś taka uparta, powinnaś zrozumieć, że ..- kontynuował przemądrzałym tonem
- Nie potrzebuję łaski – rzuciła na odchodnym.
Spojrzała na rudowłosego chłopaka. Nie była pewna czy zawsze zachowywał się jak zarozumiały pajac czy ostatnimi czasy dopiero zauważyła jego wady i zaczęły ją irytować. Fakt, że sprzeczali się i szturchali od dawien dawna, ale wcześniej nie przyjmowało to form zapiekłości. Teraz nadeszły zmiany.
- Jeszcze przyjdziesz mnie prosić! – nie dawał za wygraną rudowłosy chłopak, opychając się sałatką.
Kawałki przeżuwanego jedzenia spadały na starannie wypastowaną podłogę. Hermiona musiała robić uniki, zgrabnie unikając wypluwanych kawałków. Spojrzała ze niego wyraźną irytacją i z trudem zapanowała nad prychnięciem. Maniery Rona pozostawiały wiele do życzenia i winić za to mogła znakomitą kuchnię pani Weasley. Niestety jak pokazały poszukiwania horkruksów jeszcze więcej pozostawiała do życzenia jego lojalność i oddanie przyjaciołom. Wielki zawód stawał raz po raz w oczach, ilekroć rozmawiali o niedawnej wojnie z Voldemortem czy udziale poszczególnych osób w walce. Zrobiła krok w tył.
Po sali krążyli kelnerzy, częstując gości znakomitym winem. Ron popijał kieliszek za kieliszkiem, wypijając zawartość z nich nieomal duszkiem. Kilka osób patrzyło zniesmaczonych na rzucającego się na picie i jedzenie chłopaka. Nawet Lavender rzucała mu karcące spojrzenia, lecz w owej chwili musiała chwilowo wyjść do łazienki. Ron korzystał z jej nieobecności.
Hermiona doskonale wiedziała kto poprosi ją do tańca. Pisał o tym w listach nie raz i nie raz namawiał by wpadła w odwiedziny. Prawie zawsze odmawiała, woląc spotkania na bardziej neutralnym gruncie jak jakaś miła kawiarnia w Hogsmeade. Dzięki przebraniu oraz tłumowi ludzi zawsze jakoś unikali rozpoznania. Hermionę nawet bawiła podobna zabawa, coś jakby podchody z przebieranką.
Kiedy poprosił ją do tańca, czuła na sobie kłujące spojrzenia. Niezliczone pary oczu nieomal przewiercały ją na wylot, oceniając i komentując. Dobry gospodarz tańczył z zaproszonymi paniami i dbał o dobrą zabawę wszystkich. Lecz w gestach i spojrzeniu Lucjusza Malfoya było coś znacznie więcej niż dobre wychowanie. Jego przenikliwe, szare oczy ani na chwilę nie przestały obserwować młodej czarownicy o brązowych włosach. Kiedy ją pochwycił i porwał w rytm muzyki, nieomal sunęli na ziemią objęci i zatopieni w rozmowie jak sekretni kochankowie. Coś szeptali i wirowali jakby świat dla nich nie istniał.
Obserwowało ich wielu kiwając głowami i rozmawiając. Nie zawsze w przyjazny sposób, raczej zaskoczony i nieco zszokowany? Lecz tylko na jednej twarzy widać było wściekłość i obrzydzenie. Ron Weasley stał pod ścianą z morderczą miną, niemal rzucając Avadę wzrokiem. Zupełnie ignorował swą dziewczynę, Lavender ze złością odtrącając jej dłoń. Patrzył tylko na czarownicę tańczącą z Lucjuszem a jego humor pogarszał się z minuty na minutę.
Hermiona nie zwróciła na niego uwagi. Rzecz jasna podchwyciła niektóre z nieprzyjaznych spojrzeń, lecz nie była już małą dziewczynką z burzą włosów. Zignorowała reakcję innych, skoncentrowana na tańcu i jego magii. Lucjusz znakomicie prowadził, z wyczuciem i doświadczeniem lat. Wiedziała doskonale jakie kroki stawiać i w którą stronę podążać. Ani razu nie nadepnęła mu na stopy, bowiem wytrawny tancerz potrafi poprowadzić każdą kobietę. Cieszyła się chwilą i chwilę smakowała.
Podchwyciła nieco zaszokowane spojrzenie swego szkolnego wroga, Draco. Młody Malfoy zdawał się być całkowicie pochłoniętym ciemnowłosą Pansy Parkinson. Ledwie zauważył dziewczynę tańczącą u boku ojca, a jeśli miał jakieś obiekcje starannie takowe ukrył. Najwyraźniej bardzie interesowała go dziewczyna, której szeptał coś do ucha.
Wreszcie muzyka dobiegła końca. Hermiona stała przez chwilę sama, podczas kiedy Malfoy senior ruszył po coś do picia. Tak długo zachwalał specjalny, bożonarodzeniowy poncz, że nie mogła się oprzeć. Postanowiła spróbować rarytasu, wszak nie musi rano wstawać na lekcję. I wówczas nastąpiła katastrofa.
- Nie wiedziałem, że upadniesz tak nisko i polecisz na kasę – wściekły Ron nie dbał ile osób go usłyszy. Zamierzał wyrazić swoją opinię dobitnie, a wypity w międzyczasie alkohol dodawał animuszu.
- Nie wiem o co ci chodzi Ronald – odparła wyczuwając woń alkoholu od swego byłego chłopaka oraz niebezpieczny ton w jego głosie
- Doskonale wiesz, tańczyłaś ze śmierciożercą. To zwykły bandyta, ale ma kasę więc o tym zapomniałaś. Dlatego mnie rzuciłaś ! – krzyczał.
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak głośno wypowiedział ostatnie zdanie. W Sali zapadła cisza, a goście poczęli uważnie śledzić rozmowę dwójki młodych. Zapowiadała się niezła awantura a to zawsze przyciąga uwagę.
Rita Skeeter, topiąca swe ostatnie niepowodzenia w kolejnym strzale wódki zastrzygła uszami. Fakt, że wygrana przeciwników Voldemorta zaszkodziła jej karierze, nie straciła jednak nic ze swej przenikliwości ni złośliwości. Podeszła bliżej odsłaniając zęby w drapieżnym uśmiechu. Kłótnia stanowiła dla niej obietnicę uczty.
- Rozstaliśmy się długie miesiące temu, zanim ktokolwiek pomyślał o Balu – wycedziła – nie rób z siebie przedstawienia.
- Nie będziesz mi mówić co mam robić, tak samo jak nie będziesz mnie pouczać jak się wysławiać czy jeść. Lecisz na kasę byłego śmierciożercy. Każdy wie, że Lucjusz Malfoy to śmierciożerca a jego synalek nie lepszy. Pamiętasz ile przez niego płakałaś w szkole? A teraz bratasz się z wrogiem i to ze Slytherina!
- Nie jesteśmy w szkole, dorośnij Ron – warknęła – świat nie dzieli się na dobrych Gryfonów i złych Ślizgonów. Poza tym Lucjusz Malfoy przeszedł na naszą stronę dawno, pomagał pokonać Czarnego Pana!
- Bronisz go a jesteś dla niego szlamą i tylko szlamą. Taniec niczego nie zmieni i..
- To ty wypowiedziałeś obraźliwe słowa – wysyczała drżąc ze wściekłości – nie pij więcej, bo zaczniesz oskarżać wszystkich!
- Będę pił ile mi się podoba – odkrzyknął wypijając jednym haustem kielich wina – Malfoy cię wykorzystuje, teraz z tobą tańczy a potem rzuci w kąt jak wykorzystaną rzecz a ludzie pomyślą, że byłaś jego kochanicą i zostaniesz kobietą w czerwieni i..
„Pac"- uderzenie przerwało potok słów. Minęły czasy kiedy Hermiona płakała z powodu wyzwisk w szkole. Niczym nie sprowokowana agresja wywołała wściekłość a na takową znała jedno ujście. Uderzyła Rona tak samo wtedy, jak uciekł zostawiając ją samą z Harrym podczas szukania horkruksów. Nie wytrzymała.
- Ja z nim tańczyłam, wbij sobie wreszcie do głowy, że ktoś może mnie zaprosić do tańca. Kiedy dostałeś szału w czwartej klasie tłumaczyłam to dziecinną zazdrością o Wiktora, ale teraz to brak mi słów. Idę po coś do picia a tobie przyda się szklanka zimnej wody.
- Odejdziesz jak skończę – krzyknął wściekły Ron – nie masz prawa spotykać się z ..
Kolejny siarczysty policzek przerwał przemowę. Tym razem ze strony bladego, drżącego ze złości Draco Malfoya. Pansy próbowała go powstrzymać i trzymała z całej sił odkąd Ron obraził jego ojca. Blondyn był jednak silniejszy i wyrwał się. Nie zamierzał czekać aż znowu go złapie i spróbuje powstrzymać.
- Nie będziesz obrażał mojej rodziny ani gości przyjęcia – krzyknął – nie pozwolę! – zaczął.
Lucjusz położył dłoń na ramieniu syna. Jeśli odczuwał złość doskonale ukrył swe uczucia. Spojrzał na rudowłosego chłopaka jak na coś obrzydliwego i zacisnął usta w wąską linię. Jego szare oczy ciskały błyskawice, lecz przemówił opanowanym, zimnym głosem. Malfoyowie nie krzyczą tak przekupki na targu.
- Draconie, nie bij gości nie wypada – zwrócił się do syna – panie Weasley radzę panu wyjść, zanim zostanie pan wyrzucony. Aż dziw, że taki dzielny bojownik popija wino w domu śmierciożercy – słowa do Rona nieomal wysyczał- Panno Granger, oto poncz, chyba się przyda – zakończył spokojniej.
Ron próbował coś odpyskować, ale ilość wypitego alkoholu zrobiła swoje. Zatoczył się, wpadając na Hermionę. Dziewczyna wylała poncz na swoją nową, srebrzystą suknię i patrzyła na dawnego chłopaka z żądzą mordu w oczach. Została przez niego publicznie znieważona i ośmieszona. Mogła tylko zgadywać jakie plotki zaczną krążyć między ludźmi. Spuściła głowę z trudem hamując łzy.
Życie rudowłosego uratował Harry Potter, kiedy wraz z Ginny odciągali pijanego i nie panującego nad sobą chłopaka. Rita Skeeter wyglądała jak ktoś kto niespodziewanie znalazł górę prezentów pod choinką. Przyszła opisywać wydarzenie towarzyskie a zobaczyła pijacką awanturę i bijatykę w wykonaniu bogatego dziedzica i bohaterów wojennych. Weasley faktycznie wypił o wiele za dużo i stracił nad sobą panowanie, co oczywiście nie uszło uwadze złośliwców.
Jeszcze z oddali dochodziły jego przekleństwa oraz złorzeczenia. Krzyczał wniebogłosy, coraz bardziej obrażając wszystkich zgromadzonych. Nikt nie został oszczędzony zaś Rita Skeeter skrzętnie spisała kolejne, ostre wypowiedzi. Harry oraz Ginny próbowali coś do niego powiedzieć, lecz on nie słuchał. Wpadł w rodzaj transu głuchy na wszelkie argumenty, a ilość wypitego alkoholu dodawała mu animuszu.
Hermiona wzięła poncz i wypiła łyk. Czuła się kompletnie ośmieszona i upokorzona, zaś w przeciwieństwie do Rona dostrzegła chciwy wyraz na twarzy Rity Skeeter. Wyobrażała sobie nagłówki jutrzejszych gazet i swoje zdjęcia jak uderza byłego chłopaka. Ludzie kochali podobne skandale, zaś ona została mimowolną bohaterką jednego z nich. Czuła łzy upokorzenia piekące pod powiekami. Nie rozumiała co opętało Rona i dlaczego zaczął wykrzykiwać oskarżenia. Praktycznie nazwał ją kobietą lekkich obyczajów, jakby zdradzała i kolekcjonowała mężczyzn. Ostatnie czego potrzebowała to Skeeter szukającą czego nie trzeba. Czy dlatego tak chętnie skorzystała z oferty pomocy?
- Masz rację ojcze nie powinienem go bić, ale on obraził ciebie – powiedział Draco już spokojniej – przepraszam wszystkich za zamieszanie i wyjdę odświeżyć się i wyciszyć – zapowiedział uroczyście
- Ja zaś go popilnuję – obiecała Pansy, może zbyt entuzjastycznie
Nikt nie zauważył błysku w oczach dziewczyny. Wyrosła na naprawdę piękną pannę, zaś w liliowej sukni z delikatnego jedwabiu wyglądała bardzo szykownie. Draco chwycił radośnie, może zbyt radośnie jej dłoń, po czym oboje ruszyli w zacisznym kierunku. Gdyby wszystkie oczy wciąż nie obserwowały Hermiony, zapewne śledziły by Pansy.
- Panno Granger – głos Lucjusza brzmiał aksamitnie – czy chce pani odpocząć? Po tym okropnym przejściu na pewno jest pani zmęczona. Nakażę skrzatom by wskazały pani odpowiednie miejsce i podały coś do picia- Moi mili goście – odezwał się do wszystkich – nie pozwólmy by występ jednego pajaca zespół nam świętowanie. Dzisiaj wszyscy razem tańczymy i radujemy się z pokonania wroga nas wszystkich. Niech obecność tak moich znajomych jak i członków Zakonu Feniksa symbolizuje nowe, lepsze czasy dla czarodziei.
Lucjusz zadbał też o nowe drinki i tacę z przystawkami. Potrafił zająć gości, zwłaszcza kiedy pragnął dyskretnie oddalić się na stronę. Chcąc odsunąć od siebie podejrzenia rozpoczął głośną rozmowę oraz wzniósł toast z Rufusem Scrimgeourem, ponurym, acz rzeczowym Ministrem Magii. Szybko dołączył do nich jak zwykle ubrany na czarno Severus Snape oraz Bellatrix Lestrange. Przyjęcie powoli wracało do normy, chociaż oczywiście zawzięcie komentowano dramatyczny występ Rona Weasleya.
Goście, zmęczeni tańcem, poczęli rozchodzić się po kątach co skrzętnie wykorzystał Lucjusz Malfoy. Dyskretnie wyszedł z głównej Sali, korzystając z faktu, że Rita Skeeter rozmawiała, a raczej przesłuchiwała, Ministra Magii. Rufus Scrimgeour nie przepadał za dziennikarzami, ale rozumiał, że ich nie uniknie. Nerwowo zerkał na boki, jakby oczekując ratunku, a raczej drogi ucieczki. Widząc Bellatrix Lestrange szybko podszedł do kobiety pod pierwszym lepszym pretekstem.
Jasnowłosy arystokrata miał swój cel i wiedział doskonale dokąd idzie. Jeśli uważał przyjęcia za klęskę i odczuwał wściekłość ukrywał swoje uczucia. Zawsze potrafił nad sobą zapanować, przez co zyskał łatkę zimnego i bezlitosnego. Zaczynało się robić naprawdę ciekawie.
Od Autorki: Kiedy pisałam tę scenkę, myślałam o zachowaniu Rona wobec Hermiony podczas Turnieju Trójmagicznego. Nie byli parą, nie zaprosił jej na Bal Bożonarodzeniowy, a mimo to rozpętał wielką aferę kiedy śmiała pójść z Wiktorem Krumem. To od "Czary Ognia" przestałam lubić Rona, za to, że nie uwierzył Harremu.
