Tytuł oryginału: The Wizards of Ceres
Autor: Mikkeneko
Zgoda na tłumaczenie: jest
Rating: T
Ostrzeżenia: Przemoc w niektórych rozdziałach, romans między Kurogane a Faiem
Streszczenie: Nihon i Ceres są ponownie na skraju wojny, jednak dla Pogromcy Demonów Kurogane ważniejsza jest ochrona granic jego kraju przed ciemnością i dzikimi bestiami żyjącymi na pustyni. I robił to do czasu, aż jego droga skrzyżowała się z ostatnim sposobem króla Ceres na wygranie tej wojny...
Notatka autora: To jest fik AU, gdzie Ceres i Nihon są po prostu dwoma oddzielnymi państwami, nie światami. W jaki sposób ich życie zmieniłoby się gdyby spotkali się w innych okolicznościach...?
Notatka od tłumacza: To jest moje pierwsze poważne tłumaczenie, więc nawet nie marzę o tym, iż to tłumaczenie może być idealne. Jednak czuję pewien sentyment do tego opowiadania i mam nadzieję, że wszyscy pokochają je równie mocno jak ja. Jeśli zauważyliście jakieś błędy, nieścisłości albo macie jakieś uwagi to proszę piszcie.


Mimo że przebywali już dziesięć dni poza Ruvalem wciąż nigdzie nie było śladu żywej duszy. W innych okolicznościach Fai mógłby nie być zaniepokojonym nienaturalną ciszą w wyludnionym kraju przez który podróżowali, jednak spodziewałby się tego w pokrytych lodem górach, a nie jesienią na nizinie, gdzie blondynowi wydawało się, iż trwa lato.

To jest dobra ziemia, pomyślał Fai, dzięki niej oraz dużej ilości wody dla ludzi i zwierząt, powinno rozwijać się tutaj życie.

Jednak z drugiej strony ich misja tutaj polega na byciu nie zauważonym, więc to dobrze, że nikogo nie ma.

Fai zasłonił oczy dłonią spoglądając w wschód na niebo. To nie powinno być konieczne - chmury zasłaniały sklepienie i zbliżał się wieczór. Jednakże dla oczu Faia i tylko jego oczu ze wschodu bił blask jakby znajdowało się tam drugie słońce. Znajdowała się tam bariera zbudowana ponad wielkimi murami obronnymi, oraz wbudowana w nie. Był to koniec Nihon i początek pustyni. Fai przyglądał się temu co mógł stąd zobaczyć zmrużonymi oczyma.

Bariera Nihon - wielkie magiczne przedsięwzięcie ciągnące się na wiele mil, ogromne pokłady energii. Czy mogło to być aż tak proste? Jedno zaklęcie powtórzone tysiąc razy przez tysiąc głosów, wzniesienie bariery tak jak kamiennych murów, wbudowanie jej w ściany nadając trwałość. Podstawowe... a jednak obce. To było dziwne, bardzo dziwne i Fai miał wielką ochotę przyjrzeć się temu z bliska. Jednak nie ważne jak wielką ta pokusa była, to nie jest możliwe.

Fai odetchnął opuszczając ręce. Odgłos kroków na suchej, łamliwej trawie oderwał go od rozmyślań. Spojrzał w górę uśmiechając do zbliżającego się Yuuty. Drugi mężczyzna, o słomianych włosach rozwianych wokół łagodnej twarzy, smukły i skromny zatrzymał się kłaniając, uprzednio kładąc rękę na sercu.

- Milordzie Flowright, mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

Czworo żołnierzy poznało się w straży zamkowej w Ruvalu zanim zostali wybrani do tej misji. Fai widział ich wcześniej, jednak nigdy z nimi nie rozmawiał aż do tej pory. Fai lubił Yuutę bo był dobrym towarzyszem: cichym jednak nie towarzyszyła temu sztywna dezaprobata jak Darowi.

- Oczywiście, że nie. Przecież rozmawialiśmy o tym. Nie jesteśmy w pałacu, wiesz? Samo Fai wystarczy. - Uśmiech blondyna powiększył się.

- Fai - zgodził się Yuuta, a na jego usta szybko powrócił uśmiech, który po chwili zniknął. - Widziałeś coś?

Niestety Fai powoli potrząsną głową.

- Nie tutaj. Jak na razie wszystko wygląda tak samo. Prawdopodobnie na południu mogły by wystąpić w barierze nieprawidłowości. Przez ten dystans trudno jest to określić.

- Będziesz dziś w nocy wykonywał jakieś obserwacje? - spytał Yuuta - To był długi dzień, a ten teren jest nieprzyjemny. - Rozumiane, aczkolwiek niewypowiedziane było to, że żołnierze oczekiwali, iż Fai nie będzie trzymał się tak dobrze jak oni. Fai uśmiechnął się lekko na to uprzejme niedomówienie.

- Może. To będzie zależeć od tego kiedy... - Fai spojrzał na bok nim skończył swą wypowiedź. - ...i gdzie Kuro-chan ostatecznie zdecyduje się zatrzymać.

Yuuta podążył za jego spojrzeniem i pokiwał głową wykrzywiając z niezadowoleniem usta.

Małe sprzeczki stały się rutyną i Fai z dwoma pozostałymi żołnierzami ignorowali je gdy tylko mogli. Kapitan Kurotsunagi tak jak Yuuta był dojrzałym mężczyzną z wieloletnim doświadczeniem... ale w przeciwieństwie do Yuuty te lata najwidoczniej nie nauczyły go cierpliwości.

- Cholera, oczywiście że będziemy czuwać - tak jak zawsze warknął wydając się tracić panowanie nad sobą. - Nawet jeśli do tej pory nie widzieliśmy żadnego nieprzyjaciela nie oznacza to, że wkrótce go nie zobaczymy. Jesteśmy na terytorium wroga i nie wiemy co może nas spotkać. Będziemy więc trzymać wartę, po dwóch przez cztery godziny, a teraz pieprz się i przestań jęczeć.

- Nie powiedziałem, że nie będziemy - odpowiedział ostro młodszy głos używając denerwujących wesołych tonów. - Tylko stwierdziłem, że nie widzieliśmy marnego drania w tym tygodniu, a nawet od początku pobytu w ich kraju. Stawiamy strażników na warcie, wysyłamy patrole, obserwujemy wieżę. Robimy wszystko by zyskać dobrą passę dla naszych pieniędzy. Jedyne co musimy zrobić to pozostać poza zasięgiem widoku z muru, abyśmy mogli pozostać niewidoczni. To wszystko co powiedziałem. Nie powiedziałem nic o tym, że nie będę skłonny stanąć dziś w nocy na warcie, więc zabierz stąd swój paranoidalny tyłek.

Fai odwrócił się od promieniejącego muru na wschodzie, włączając do sprzeczki:

- Lepiej dla nas żebyśmy pozostali niezauważeni - powiedział wesoło. - Ale być może oni nie widzą potrzeby patrolowania okolicy. Mury wykonają całą pracę za nich, nie, Kuro-chan?

- Przestań mnie tak nazywać - krzyknął kapitan, a jego gniew zawrzał. - Ja mam cholerne imię i „chan" nie jest jego częścią! Nie odzywaj się do mnie jak do jakiegoś domowego zwierzaczka!

Za nim Ryuo potrząsnął głową i odsunął się od kłótliwego mężczyzny, zadowolony z ucieczki od konfrontacji dwóch towarzyszy. Pozostawieni samym sobie stanęli twarzą w twarz. Fai był o parę cali wyższy od kapitana, jednak nie był tak potężnie zbudowany jak on.

Błyszczące niebieskie oczy spotkały wściekłe, czerwono-brązowe spojrzenie. Fai uśmiechnął się radośnie.

- Ale ja nic na to nie poradzę - zaprotestował Fai - skoro Kuro-chan na takie długie i trudne do zapamiętania imię. Wszyscy inni mają ładne, sensowne imiona - Dar, Yuuta, Ryuo. Widzisz? Łatwe do wymówienia. Jesteś jedynym, który upiera się by wszystko utrudniać.

- JESTEM jedynym, który upiera się by wszystko utrudniać? - ryknął Kurotsunagi, a żyła na jego skroni pulsowała. - Jesteś najgłupszą, najbardziej denerwującą małą bestią, którą kiedykolwiek musiałem się opiekować. Założę się, że jeśli nie bylibyśmy z tobą to pobiegłbyś do bram Edo prosząc o pożyczenie szklanki cukru czy coś!

Fai uśmiechnął się i zaklaskał popierając mężczyznę z nijakim wyszczerzeniem zębów:

- W takim razie sądzę, że mam szczęście. W końcu mam wielkiego, silnego Kuro-chan, który mnie ochroni, prawda?

Dar zakaszlał głośno zasłaniając twarz ręką a Ryuo po prostu parsknął co oczywiście tylko bardziej rozwścieczyło Kurotsunagi, który spojrzał na grupę. Jego czerwono-brązowe oczy sprawiły, że jego wzrok stał się morderczy.

- Trzymajmy tempo - krzyknął, decydując że w ten sposób poprawi sobie nastrój. - Mamy jeszcze dwie godziny zanim zajdzie słońce i rozbijemy obóz, więc zróbmy jak najwięcej. Ryou, Dar ruszcie swoje tyłki. Kierujemy się na południe. I nie chcę słyszeć żadnych bojaźliwych-pedalskich skarg od was!

Chociaż jego słowa skierowane były do trzech innych żołnierzy, Fai wiedział że obiektem zemsty był on sam. Obelgi na bok, on był bardziej naukowcem z zawodu i zanim został wybrany do tej misji to nigdy wcześniej nie uczestniczył w tak długim marszu. Yuuta dogonił go gdy piątka mężczyzn obładowała się różnymi pakunkami. Uśmiechnął się przepraszająco, sięgają po ciężką paczkę z papierem, którą trzymał Fai. Jednak blondyn wzruszył ramionami z uśmiechem, nie wypuszczając swoich notatek z rąk. Musi zebrać to co zasiał.

Poza tym, gdyby bezsprzecznie nie zatracał się w drażnieniu się z Kuro-chan, ten wyjazd w ogóle by nie był tak zabawny.


Im dalej wędrowali na południe tym bardziej wzrastał las i gęstniała mgła. Cała drużyna była zaniepokojona i nerwowa. Kiedy nagle ptak przeleciał tuż obok twarzy Ryou, wyciągnął on swój miecz przygotowując się do ataku zanim zauważył co to było. Rozczarowany mruknął coś pod nosem chowając broń. Fai pomyślał, że wszyscy żołnierze a w szczególności Kurotsunagi wolą otwartą walkę niż podstępy, co nie jest zbyt pomocne w tym przypadku.

Gęsta mgła sprawiła, że wieczorne światło stało się przytłumione a krajobraz znikał w odległości stu drzew, jednak Fai podróżował pod światłem bijącym od murów bardziej niż zamierającym światłem dnia. Przerwa w tym stałym blasku nie spowodowała zmian w krajobrazie i Fai podniósł głowę w górę.

- Co to jest? - Ryou idący obok niego spytał z zaciekawieniem. Fai nieznacznie wzruszył ramieniem, uznając to pytanie za nie mające na razie odpowiedzi. Przed nimi, mniej niż kilometr dalej w linii prostej... tak, bez żadnych wątpliwości tam była luka.

- Skręćmy teraz na wschód - powiedział, a jego głos zabrzmiał donośnie w ciszy. Wszyscy spojrzeli się na niego niedowierzająco.

- Na wschód? W stronę muru? - powtórzył Ryuo. - Hmm, Fai-san... Jestem przekonany, że rozmowa o pukaniu do bram Edo by spytać o jajka to był żart.

- Cóż, to była by sąsiedzka sprawa - stwierdził Fai uśmiechając się do autora kawału. - Nie sądzisz, Kuro-chan?

- Zamknij się - warknął w odpowiedzi.

- Naszym zadaniem jest pozostać niezauważonym - odezwał się po raz pierwszy tego dnia Dar. - Jesteśmy na tyle blisko wału na ile ośmielamy się podejść.

Fai potrząsnął głową.

- Mur zawraca tutaj na wschód - powiedział - i dalej ciągnie się na południe. Jest, jednak coś w tej luce czemu muszę przyjrzeć się dokładnie.

- Czemu tutaj jest dziura? - powiedział niepewnie Ryuo. - To jest terytorium Nihon. Mur na mapie biegnie prosto na południe.

- To stara mapa - oznajmił Yuuta marszcząc brwi. - Ma już ponad pięćdziesiąt lat. W takim czasie niektóre rzeczy mogły się zmienić.

- Co, więc myślisz, że w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat mogli postawić nowe mury? - zadrwił Ryuo. - Niemożliwe.

- Tak - powiedział Fai.

Na moment zapadła cisza. Kapitan wpatrywał się w nicość na wschodzie, a potem odwrócił się do Faia posyłając mu wyzywające spojrzenie.

- Skąd wiesz, że to jest bezpieczne? - spytał opryskliwie.

- Nie wiem - odpowiedział Fai z olśniewającym uśmiechem.

Jego lekceważący stosunek sprowokował spodziewany wybuch.

- Co do diabła? Król Ashura dostanie nas w swoje ręce jeśli pozwolimy ci tam pójść i dać się zabić! Utrzymanie twojego idiotycznego tyłka przy życiu jest naszym obowiązkiem, do cholery!

- A to jest moim obowiązkiem - powiedział z niezwykłą powagą Fai, wpatrzony w świecący wał. - Jeżeli coś zniszczyło mur, wtedy bariera musiała opaść. Cokolwiek to było z pewnością zostawiło jakieś ślady, które muszę zbadać, by dowiedzieć się co się stało. Wreszcie. - Fai zwrócił się w stronę czwórki żołnierzy niknących w gęstniejącym mroku. - Dlatego tu jesteśmy, prawda? By znaleźć sposób jak zburzyć te mury, kiedy Król Ashura przyjedzie na czele swojej armii. Wtedy nic nie stanie mu na drodze do bram Edo.


Dwie godziny marszu zamieniły się w trzy, gdy zespół wywiadowczy porzucił drogę na południe i przekroczył przez niewidzialną granicę bariery. W pobliżu pozostało echo mocy - nic nie mówiące o stosie rozbitych głazów - wyraźnie potwierdzając domysły Faia. Coś zdarzyło się tutaj i gdy rozbito barierę mury upadły wraz z nią.

Mgła gęstniała jeszcze bardziej w wyłomie, ciemna i ciężka zbierała się wokół ich małego ogniska. Usta Faia wykrzywiły się w uśmiechu, gdy obserwował ogień. Mimo, że Kuro-chan ryknął, awanturując się, że to rozdmucha ich tajemnicę. Fai po prostu potrzebował ognia by sporządzić zaklęcia obserwacyjne. Godziny mijały bez wznoszenia alarmu - czyli rzeczywiście nie było żadnych oznak żyjących ludzi w promieniu wielu mil. Dzięki temu zamilkły narzekania w tym temacie.

Ogień mógł przynajmniej dać innym małą szansę wyrwania się od ich wysuszonego pożywienia, zagotowania wody aby je zmiękczyć,choć nie poprawiało smaku, przynajmniej było lepsze od żucia suszonej skóry w czasie marszu. Zbliżała się północ gdy Ryuo i Dar stanęli na warcie, a pozostali mężczyźni poszli spać. Fai nadal pracował. Ustawił statyw i wpisując runy, których będzie potrzebował. Nie tylko runy dalekiego widzenia, której używał tak długo w czasie tej podróży by obserwować barierę, ale także runę czytania echa, aby spróbować dowiedzieć się co się tutaj wydarzyło w przeszłości. Pięćdziesiąt lat temu? To jest możliwe. Istnieje spora szansa, że cokolwiek tu się zdarzyło miało miejsce przed narodzinami Faia.

Imperium Nihon jest ogromne i są na dalekim uboczu, od przesmyku górskiego. Mało prawdopodobnym jest by wiadomości o tutejszych wydarzeniach dotarły aż do... Fai potrząsnął głową jakby chciał zrzucić z niej pajęczyny. Wiadomości nie doszły do Ceres, ale przynajmniej przyglądali się oni wydarzeniom w ich rozległym, wrogim sąsiedztwie na południu.

Nie ma sensu spekulować, kiedy można tylko patrzeć. Fai skończył przygotowywać runę i wyprostował się z westchnieniem rozluźniając kark i ramiona. To był długi dzień, przeszedł wiele mil i pracował więcej niż zwykle, ale nie chciał się właśnie teraz zatrzymać.

Nie ma światła lecz pozostały dźwięki, świat wypełniły gwałtowne pomruki i migoczące oscylacje dzwonów. Wzrok był preferowanym przez człowieka sposobem by badać świat, skupić uwagę na tym gdzie była ona potrzebna i wybierać istotne szczegóły. Jednak dźwięk zwlekał, echa trajkotały do siebie, stwarzając obraz długo po tym jak rzecz zniknęła.

Fai ma rację, bez wątpienia stała tu bariera a zrujnowana kraina wokół nich była kiedyś częścią Nihon. Mógł usłyszeć słabe echo ludzkich głosów: rozmawiających, śpiewających śmiejących się. Słyszał dźwięczny gwar żyjącej tu społeczności. Zanim mury opadły.

Roztrzaskane, rozpadające się głazy wokół nich są tysiącami niemych wspomnień śmierci. Nadal pamiętającymi swoje dawne kształty, nie powracając jeszcze do mdłego, nieciekawego szumu ziemi. Czym byliście kiedyś? Mruknął do nich Fai, sortując z ich pomocą wspomnienia i próbując złożyć razem z nimi spójną całość z różnych postrzępionych odłamków. Tak to tysiące wspomnień, ale każde inne. To było pewne, że czar ochronny został w nie wbudowany, ale Fai wiedział iż nie ma sposobu żeby mogło to odbyć się wspólnie.

Chyba że... Docierając dalej Fai pomyślał, że słyszał jeszcze jeden dźwięk. Piosenkę. Jeden ludzki głos pośród tysięcy. Oni mieli czarodzieja, ostatecznie. Nie tego który zbudował mur, ani nie tego który wyrzeźbił w skałach każde wspomnienie, ale tego który śpiewa dla nich utrzymując w harmonii dzień po dniu, rok po roku. Za pomocą jego - nie, jej piosenki, Fai mógł usłyszeć delikatne, ciche głosy, śpiewające wiersz o każdym aspekcie sprawy.

Teraz Fai zrozumiał, w jaki sposób bariera została stworzona i zachowana. Nie jako produkt pracy jednego, jakkolwiek potężnego, czarodzieja. Żaden człowiek nie jest w stanie przelać tak dużo mocy w zaklęcie, nie wspominając już o utrzymaniu go przez setki lat. Jednakże sieć stworzona z mniejszych użytkowników magii, z których każdy otrzymał za zadanie opiekowanie się swoją częścią muru, zachowując harmonię z kamieniami właśnie za pomocą melodii. Pomysłowe. I piękne - pomyślał z podziwem.

Fai mógł teraz złożyć wszystko w całość i dowiedzieć się co się tutaj wydarzyło. Ah, dwa ciosy na raz. Pierwszy nadszedł bez wątpienia z zewnątrz. Jakiś szturm przeciwko samym murom. Jednak bariera mogłaby się utrzymać. Utrzymała by się jeśli coś nie zakłóciłoby zaklęć dokładnie w tym samym czasie. Na tyle dokładnie, zauważył Fai, że to nie mógł być przypadek.

Fai pozwolił dźwiękom rozpłynąć się wokół niego, i z westchnieniem zdjął ręce ze statywu. To była starta, jednak dzisiejsza ciężka podróż sprawiła, że nie mógł już zrobić nic więcej. Noc stała się zimniejsza, a mgła gęstsza. Jej ciemne, szare macki owinęły się wokół ich obozu sprawiając, że niemożliwym stało się zobaczenie czegoś po drugiej stronie obozowiska, gdzie Dar trzymał wartę nieoświetlony przez blask bijący od ogniska.

Ryou usiadł blisko ognia, od razu spoglądając w stronę dźwięków i ruchu.

- Skończyłeś? - spytał.

- Na razie. Nie ma już niczego czego mógłbym się stąd dowiedzieć - odpowiedział Fai. - Jutro znów pójdziemy na wschód. Chcę się jeszcze bardziej zbliżyć do bariery zbudowanej dookoła tej dziury. Ona musi być nowsza od reszty, i może być przez to słabsza. Sprawdzę to.

- W takim razie prześpij się trochę - poradził Ryou.

- Chcesz trochę? - zapytał oferując jakieś obozowe jedzenie. - Przez cały dzień nie widziałem byś zjadł cokolwiek.

Fai potrząsnął głową.

- Jest późno, a jutro wcześnie wyruszymy - powiedział wstając i otrzepując węgiel ze swoich rąk. - Jestem pewien, że Kuro-chan będzie się przy tym upierał.

- Prawdopodobnie - zgodził się Ryou z uśmiechem. - Jednakże wszyscy będziemy musieli cichutko chodzić na palcach. Jeśli powiesz że mamy iść na wschód, pójdziemy, jednak jeśli to naprawdę była kiedyś część Nihon, mogą pojawić się patrole. Jeżeli, któryś z nich nas znajdzie będzie oznaczało to walkę. - Nie brzmiał jakby był zaniepokojony tą możliwością, a raczej jakby podobała mu się ta koncepcja.

Fai wzruszył ramionami.

- Będziemy ostrożni. Nawet jeśli są tu jakieś patrole mgła powinna pomóc nam się ukryć. Byłbym zaskoczony gdyby potrafili odnaleźć się w tej mgle, nie mówiąc już o nas.

Ryou zamrugał a następnie zmarszczył zaintrygowany czoło.

- Mgła?

Fai zachichotał.

- Wiem. „Zupa" lepiej to opisuje. Nigdy nie widziałem tak gęstej mgły, nawet podczas wiosennych roztopów, ale przypuszczam, że niziny są niczym inny świat.

- O czym ty mówisz, Fai? - spytał poważnie Ryuo. - Nie ma żadnej mgły. Noc jest tak samo jasna jak zawsze.

Fai chciał odpowiedzieć, ale powstrzymał się patrząc na Ryuo. W jego ciele nie było niedoświadczonej kości, on nie żartował. Ale dlaczego nie może zobaczyć czegoś co inni widzą tak wyraźnie?

Albo - czyżby tylko Fai mógł zobaczyć tą mgłę?

Oczy Faia rozszerzyły się i usiadł wyprostowany kiedy jego wzrok błądził przeszukując otaczającą ich mgłę. Padł na niego blady strach, a serce podjechało mu do gardła. Podczas tych godzin kiedy kierowali się na południe, mgła wciąż gęstniała i gęstniała a on nie zrozumiał tego.

- Byłem taki głupi - rzucił.

- Co? Fai co się dzieje? - zapytał Ryou, jednak Fai odwrócił się, jeszcze raz wykorzystując, swoje zaklęcie obserwacyjne. Nie było łatwo wyrwać je z wąskiego skupiska, aby rozciągnąć na zewnątrz w poszukiwaniu zwojów, ale nie było czasu na przerobienie tego. Nie ze wschodu ale z zachodu. Nie od muru, ani nie z ludzkich siedzib a z ciemnego odludzia za nimi. Mgła przeciwstawiała mu się, ponieważ nie była normalna i mogła to zrobić. Fai nie mógł nic zobaczyć, jednak czar zasłaniający nie mógł ukryć kształtu, rozmiaru i ruchu tego co nadchodziło do nich. Wyczuł ich chód w ciemności, nadal są daleko stąd, ale nadciągają tak szybko jak chmury przesuwające się by zakryć księżyc. I byli wielcy. Naprawdę wielcy.

- Fai? Mój panie? Co się dzieje? - głosy Ryuo przeniknął przez paraliżujący go urok. Potrząsnął głową i spojrzał w górę aby zobaczyć jak Dar zawrócił w ich stronę wracając ze swojego posterunku. Zbyt późno by uciec.

Fai rzucił się do pracy, chwytając swoją laskę i zaczynając ryć runy w ziemi szybkimi gorączkowymi ruchami. Szepcząc słowa pod nosem, z ledwością znalazł chwilę i oddech na wyjaśnienia.

- Coś się zbliża - powiedział.- Nie od murów. Z drugiej strony. Nie jesteśmy tu bezpieczni.

Skończył rysować i zakreślił swoją laską rozległy okrąg wokół siebie, wyznaczając krawędzie osłony.

- Wszyscy wejdźcie do okręgu!

- Co nadchodzi? - Zdezorientowany Ryuo, stanął na nogach. Chwytając mocno rękojeść miecza, wpatrywał się w wciąż cichą ciemność. Po drugiej stronie ogniska, obudziło się dwóch pozostałych mężczyzn.

- Jeśli to są wojownicy z Nihon nie powinniśmy...

-To nie oni - powiedział Fai. Niepokój zapamiętale budował w nim uczucie, że muszą go wysłuchać i być posłusznymi. - To nie jest ludzkie. Naprawdę wątpię by wasze miecze mogły coś zdziałać przeciwko temu. Musicie teraz znaleźć się w zasięgu osłony!

Troje z nich posłuchało - Dar, Ryuo i Yuuta szybko zgromadzili się stając u jego boku, całkowicie zdezorientowani być może nie dowierzali jednak przynajmniej usłuchali. ale czwarty żołnierz wybrał inny sposób, wzruszając ramionami zrzucił z siebie ostatni koc zbliżając się do stosu towarów ku swoim rzeczom.

- Zostaw to, Kuro-chan! Chodź tu! - zawołał przeraźliwie Fai, ale został zignorowany. - Proszę cię, Kapitanie Kurotsunagi!

Zniknęła niesamowita cisza, zastąpiona przez odległy rumor powstały z ryku. Ciemność w końcu pozwoliła dostrzec żołnierzom gwałtownie pędzące w ich stronę niebezpieczeństwo.

Fai spojrzał na kapitana stojącego kilka metrów dalej i podjął bolesną decyzję. Podniósł ręce wypowiadając ostatnie słowo, a tarcza zatrzasnęła się wokół tego miejsca, świecąca ściana niebieskiej kuli pojawiło się metr od jego twarzy.

Ciemność dopłynęła do nich nagle niczym przypływ, a przez tętniący ryk przebił się ujmujący skowyt. Obiekt uderzył w tarczę i szybko odbił się rozpadając obok i przesuwając dalej. Zamglona ciemność i jeszcze ciemniejsze niebo. Niemożliwym stało się zobaczenie ich kształtów, albo czegokolwiek innego prócz skotłowanej krzątaniny nóg i tysięcy rozjarzonych oczu.

Na zewnątrz Kurotsunagi upadł na kolana, a dziesiątki stworów uczepiły się go, rojąc nad nim. Kiedy potwory uspokoiły się Fai i jego kompanii mogli ujrzeć ich prawdziwą postać: czarne ciała nie większe od ludzkiej pięści. Wyglądały jak szczury, jednakże poruszały się niczym owady. Zaskoczony Kurotsunagi burknął coś gdy został zmuszony do walki na kolanach. Kapitan wydał z siebie bolesny krzyk, który stał się coraz cieńszy, kiedy stwory zaczęły zagłębiać się w jego ubraniach i skórze, wrzynając w jego ciało. Potwory pęczniały jak balony - jeden z nich naprawdę pękł w szaleństwie jedzenia. Świeża i zakrzepła krew rozprysnęła się w powietrzu, gdy ich ofiara spadła wymęczona na ziemię.

- Kapitanie! - wyjęczał Ryou, robiąc krok na przód, jakby myślał że może pójść, pomóc Kurotsunagiemu, jednak było już zbyt późno. Krzyki zostały już zagłuszone przez zwierzęce dźwięki, pożywiających się istot. Nie mógłby zresztą przejść teraz przez barierę. Fai wytrwale trzymał ręce w górze, chociaż zdrętwiał od ciągłych ataków w jego magię.

Dar zbliżył się do Faia.

- Skąd do cholery to przychodzi? - spytał. Szok i panika przezwyciężyły jego małomówność. - Co to jest?

- To jest powód powstania bariery Nihon - powiedział Fai przez zaciśnięte zęby. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach - aż w końcu - zrozumiał.

- Nie przeciwko nam. Nie przeciwko jakiejkolwiek ludzkiej armii. Zbudowali barierę by trzymać to z daleka.

- I my jesteśmy po złej stronie bariery - dokończył Yuuta. Jego twarz była posępna i blada. - Musimy się stąd wydostać.

- Nie! - krzyknął Ryuo tracąc rozsądek przez żal i gniew. - To coś zabiło Kapitana Kurotsunagi! Nie możemy uciec!

- Nadchodzi coś jeszcze - powiedział Fai jakby nieobecny, ledwie uczestnicząc w rozmowie. Jeśli to była rozmowa. Rój tych pasożytów nie ważne jak przerażający, nie mógł odpowiadać za moc i niebezpieczeństwo które Fai dostrzegł za mgłą.

- To tylko pierwsza fala. Prawdziwy potwór jeszcze nie przybył.

- Jeżeli możemy to zaatakować, to możemy to też zabić - nalegał Ryou, wciąż dzierżąc miecz, bezskutecznie wypatrując celu.

- Jak zamierzasz to zrobić, jeśli zaraz po opuszczeniu tarczy pozostaną z ciebie same kości? - burknął Dar. Miejsce gdzie upadł Kurotsunagi wskazywała gromada stworzeń wciąż rojąca się wokół niego. Jednakże setki, tysiące innych potworów przyłączało się do szturmu na niebieską tarczę. Atakując używały zębów, kłów lub pół przezroczystych skrzydeł.

- Milordzie Fai, co możemy zrobić? - spytał wprost Yuuta. - Czy mamy... mamy zostać i walczyć?

- Nie możemy z tym walczyć - powiedział wciąż odległy Fai. Samo utrzymanie tarczy pozbawiło go całej siły. Jego ręce drżały gdy opuścił jedną z nich i zaczął pisać w powietrzu nowe zaklęcie, wpisując drugi okrąg w granicach pierwszego. - Musimy się stąd wydostać. Teraz.

To co zamierzał zrobić było ryzykowne, a nawet niebezpieczne. Magiczne portale były niestabilne i niezbyt dobrze poznane a kiedy zachodziła interakcja z innym zaklęciem miały tendencje do zrobienia się gwałtownymi. Jednak Fai nie widział innego wyjścia z tej pułapki. Byli oblężeni i poświęcał całą swą moc by ochronić ich czwórkę przed przerażającym atakiem. I kiedy pojawi się nowe zagrożenie -

Nowe zagrożenie pojawiło się teraz, a błyszczące linie portalu były tylko w połowie ukształtowane. Niemożliwym było wyraźne zobaczenie tego, przez uderzające kończyny czarnych stworzeń nadal rojących się nad tarczą. Ale jarzące się okrągłe żółte oczy niczym monety musiały być oddalone od nich o jard i majaczyły nad tarczą przyczajając się z wysokości dwudziestu stup zbliżając do ich osłony. Po jego obu stronach słabo widoczne przez ruch ciał cienkie nogi niczym słupki namiotu wydawały się roztaczać na ziemi.

Potwór podniósł głowę, przesuwając niezainteresowany swoje żółte spojrzenie nieznacznie ponad nimi. Po środku jego cielska pojawił się otwór przypominający rozdziawioną gębę.

Obrzydliwy fetor i lodowaty podmuch wiatru poruszył mężczyzn. Stworzenia, które wcześniej powaliły Kurotsunagiego gwałtownie roiły się w podnieconym poruszeniu, zanim zostały zassane w dziurę, która zamknęła się za nimi.

Fai nie zatrzymał się nawet na sekundkę rzucając czar dzięki, któremu mogli uciec, chociaż jego głos drżał teraz prawie tak mocno jak jego ręce. Był u kresu swojej siły, mógł poczuć jak tarcza zaczyna pękać, ale za moment to nie będzie miało już znaczenia -

Zbyt szybko nadeszła chwila, gdy kończyna wielkości pnia drzewa wzniosła się w ciemności i uderzyła w nich. Tarcza zwichrowała się, a biała i niebieska poświata rozlała do dopiero co zakończonego zaklęcia portalu. Dwa czary złamały się i zmieszały.

Tarcza opadła na niego niczym siec stworzona z niebieskiego ognia, który zamarł na jego skórze, rozjaśniając aż do jego serca. Chwilę później, świat wokół niego eksplodował, pogrążając się w płomieniach, jednak Fai był już zbyt daleko by się tym przejąć.


~ ciąg dalszy nastąpi