Jest piękny.
Wiem, że większość z nas taka jest, ale on jest wyjątkowy.
Piękny jako człowiek, jako truposz, jako gnijące zwłoki, jako masowy zabójca żyjący wśród swych potencjalnych ofiar i szanujący ich prawo do życia.
Nie zatracił się w furii głodu i paniki, nie czując do siebie od tamtej chwili niczego poza obrzydzeniem.
Jest naprawdę wyjątkowy.
Jego oczy zawierają w sobie tyle smutku, że od razu chce się go przytulić byle by tylko się uśmiechnął.
Jego uśmiech jest jak przebłysk słońca pod koniec pochmurnego dnia.
Gdy śpi jego usta układają się jak do pocałunku i muszę zmobilizować całą siłę woli, by oprzeć się pokusie.
Jego brwi są jak dwie mewy rozkładające skrzydła.
Jego włosy, te bladozłote miękkie i jedwabiste fale sprawiają, że chcę bez końca zanurzać w nich dłonie.
Jest piękniejszy niż wschodzące słońce, niż gwiazdy, niż wszystko, co widziałem i co dane mi będzie zobaczyć.
A najlepszą z tych rzeczy jest to, że jest mój.
Nie jest Pierwszym i Ostatnim ani nie przyniesie temu światu Drugiego Wskrzeszenia, ale wolę stracić to w co wierzyłem, niż bezsensownie poświęcać kogoś, kogo kocham.
Gdyby dane mi było kiedyś umrzeć, chciałbym umrzeć w jego obecności.
