Tytuł: Emisariusz
Autor: euphoria
Betowała wspaniała okularnicaM:*
Fandom: Teen Wolf
Pairing: Sterek
Info: AU, gdzie wilkołaki są znane, a łowcy z nimi współpracują… emisariusze są odpowiedzialni za utrzymywanie alf przy ich ludzkiej stronie… podobno trąca Avatarem i to ne tym Camerona - tylko tą kreskówką, ale ja jej nie oglądałam xD więc wybaczcie i się tym nie sugerujcie / Kanon kontra - drużyna AU :) Dla Tygodnia Teen Wolfa


Derek przetarł twarz i bez entuzjazmu wstał z łóżka. Słyszał jak Peter kręci się na parterze, przygotowując śniadanie dla nich obu. Gdyby nie wuj, nie wiedziałby czy byłby w stanie w ogóle funkcjonować.
Zaledwie przed tygodniem byli tu jeszcze wszyscy, a teraz…
- Zejdź na dół, drogi siostrzeńcze – powiedział Peter nie podnosząc nawet głosu.
- Dziesięć minut – odparł Derek, nie mogąc się powstrzymać.
Potrzebował długiego prysznica, a najlepiej chociaż trzech godzin nieprzerwanego koszmarami snu.
- Czy dzwonił szeryf? – spytał, wstając.
Peter przez chwilę milczał, aż w końcu odchrząknął.
- Nie chciałem cię budzić – przyznał jego wuj brzmiąc na zawstydzonego.
- Nie jestem już dzieckiem – warknął Derek i poczuł jak na tę krótką chwilę traci nad sobą kontrolę.
Jego dłonie wykrzywiły się, gdy z palców wysunęły się mu długie pazury. Szwy koszulki puściły, ale w ostatnim momencie uspokoił się na tyle, żeby jego twarz została nienaruszona.
- Nigdy nie twierdziłem inaczej – odparł Peter. – Pojedziemy do niego po śniadaniu – obiecał. – Alfa Deucalion przeczesuje obrzeża posiadłości, ale zapach akonitu… - zaczął.
- Zatarli ślady, ale i tak chcę się dowiedzieć kto to zrobił – warknął Derek.

ooo

Szeryf Stilinski należał do gatunku ludzi, których Derek cenił najbardziej. Miał w nosie czy osoba, z którą rozmawiał była człowiekiem, elfem czy pieprzoną brytyjską królową. Jeśli ktoś nie przestrzegał zasad panujących na jego posterunku albo trafiał do jednej z cel, albo zostawał wyproszony. Derek dostał kilka dni wcześniej jedyne ostrzeżenie dotyczące zachowania i jak do tej pory stosował się do niego bezbłędnie.
- Zawężamy krąg podejrzanych – powiedział mężczyzna na jego widok i Derek skinął spokojnie głową. – Współpracujemy z alfą Deucalionem i Christopherem Argentem, odkąd ma w tym większe doświadczenie. Przeczesaliśmy las, ale wszystko wskazuje na to, że spalili samochód kilka kilometrów od miejsca zbrodni, przeszli przez strumień i spryskali się pochłaniaczami zapachów – wyjaśnił szeryf patrząc mu prosto w oczy.
Derek przygryzł wargę, zastanawiając się czy wygląda na równie zmęczonego co Stilinski. Ciemne obwódki pod oczami szeryfa świadczyły tylko o tym, że faktycznie zgodnie z obietnicą zaprzątną do roboty najlepszych ludzi. W tym siebie samego.
- Powinieneś zostawić to nam – dodał mężczyzna, jak każdego dnia odkąd ktoś podpalił ich dom. – I skupić się na ceremonii. Pełnia zbliża się. Czy emisariusz…? – urwał szeryf, patrząc pytająco na Petera.
- Jest w drodze – odparł jego wuj.
- Dobrze, bardzo dobrze – wymruczał mężczyzna pod nosem. – Jeśli tylko potrzebowałbyś czegoś… - zaczął Stilinski ponownie, ale Derek pokiwał przecząco głową.
- Chcę się tylko dowiedzieć kto i dlaczego podpalił żywcem całą moją rodzinę – odparł, ignorując fakt, że cały posterunek przyglądał mu się z pewną dozą strachu.
Niewielu przed nim zostało alfą w tak młodym wieku. Nie bez specjalnych okoliczności. A one nigdy nie były przyjemne.
Prawo było jasne i klarowne. Ceremonię planowali z matką od tygodni, gdy Talia postanowiła zrezygnować z opieki nad terytorium i zostawić wszystko jemu. Przygotowywali się aż do ostatniego dnia i wciąż nie rozumiał dlaczego ktokolwiek mógłby chcieć zabić całą jego rodzinę na trzy tygodnie przed pełnią, gdy jego matka miała wyzbyć się tytułu i mocy.
Łatwiejszym byłoby pozbyć się jego – nowego alfy, który nie do końca kontrolował swoją siłę i przemianę.
- Nie mamy motywu – powtórzył szeryf. – Jeśli przypomniałbyś sobie cokolwiek…
- Powiedziałem wszystko co wiem – uciął, nie chcąc przebywać dłużej w miejscu, gdzie przetrzymywali dowody z pożaru.
Rzeczy, które wciąż miały aromat spalonych ciał.
- Alanowi udało się ustalić, że Laura nie zginęła w pożarze – powiedział nagle Stilinski, zatrzymując go w pół kroku.
Odwrócił się bardzo powoli i spojrzał w zmęczone oczy szeryfa.
- Pomyślałem, że chciałbyś wiedzieć, że walczyła. Zorientowała się, że coś jest nie tak – podjął mężczyzna.
- Wieczorami wybierała się na rekonesans – wyjaśnił Derek słabo, przypominając sobie jak nie raz mijał siostrę, gdy przyjeżdżał odwiedzić matkę.
- Nie znali waszych nawyków. Musieli natknąć się na nią, gdy wychodzili z domu. Pożar już trwał. Zraniła najprawdopodobniej jednego z napastników, ale… - urwał szeryf.
- Zabili ją i wrzucili w płomienie, żeby zatrzeć ślady – dokończył za niego Derek obojętnym tonem.
Mężczyzna skinął głową.
- Dziękuje – odparł tylko Derek, a potem odwrócił się na pięcie rejestrując, że jest śledzony przez dwie jasnobrązowe tęczówki.
Tego samego dzieciaka widywał przez cały tydzień i na pogrzebie. Nie poświęcił mu ani chwili więcej, wychodząc z wujem z posterunku.

ooo

Derek nie czuł się zbyt dobrze w towarzystwie ślepego alfy. Mężczyzna był sporo starszy od niego i zbyt skupiony na instynktach, które prowadziły go przez życie. Wataha Deucaliona była nieliczna, składająca się głównie z alf, co wydawało się nienaturalne. Derek nie wiedział kto jest emisariuszem każdego z nich, ale instynkt podpowiadał mu, aby tego pytania nie zadawać.
Ceremonia w pierwszą pełnie po przejęciu statusu nie była tylko tradycyjną uroczystością. Niewielu pamiętało już, że Księżyc oddziaływał na nich w dość specyficzny sposób i przy jego pierwszym wschodzie emisariusz miał za zadanie zrównoważyć wilka w nich. Wyciągnąć człowieka na wierzch i umożliwić im opanowanie swojej mocy. Wiązali się wtedy nierozerwalnie magią, która ich stworzyła. Alfa i jego emisariusz, ten który dawniej stanowił pomost między nimi a ludźmi - w latach ciemnych jeszcze, gdy łowcy wmawiali maluczkim, że wilkołaki są odpowiedzialne za całe zło tego świata. Czasy się zmieniły, ale stare prawo wciąż miało swoją moc.
Pewne rzeczy były fundamentalne i Derek wiedział, że niezależnie od tego czy śledztwo zostanie zakończone, w noc pierwszej pełni zostanie oficjalnie alfą. Emisariusz, który zgodził się osiąść na stałe w Beacon, miał przybyć na dwa dni wcześniej, by mieli pewność, że nie będzie opóźnienia.
Derek już teraz czuł moc, która nie do końca przystosowała się do jego ciała. Nie osiadła jeszcze wygodnie, dając mu siłę, która konieczna była do przewodzenia całej watasze. Wraz ze śmiercią matki magia została przelana w niego jak w puste naczynie, chociaż nie do końca bezkształtna wciąż walczyła z nim, jakby wiedziała, że nie do końca miała być mu przeznaczona w tamtej chwili.
Nie mógł pozbyć się myśli, że nie jest odpowiedni do tego zadania. Pewne wątpliwości miał już wcześniej, ale teraz one wciąż kołatały się po jego głowie, więc coraz częściej wychodził z mieszkania, nie przejmując się tym czy Peter za nim podąża.
Obaj stracili rodzinę i cierpieli, ale mieli różne metody przechodzenia żałoby. Derek chciał zemsty, która ukoiłaby jego ból.
Nie wiedział czego chciał Peter, ale beta rzadko zdradzał swoje uczucia.
Derek minął znajomy cypel i zatrzymał się, gdy znajomy zapach uderzył w jego nozdrza. Nie wahał się ani chwili, gdy wykorzystał swoją szybkość przeciwko natrętowi i przycisnął mniejsze ciało pachnące cynamonem i strachem do pnia najbliższego drzewa.
- Co tu robisz? – warknął, przekrzywiając głowę.
Dzieciak mógł mieć nie więcej niż szesnaście lat, a krótko przycięte włosy zdradzały nieregularny kształt jego czaszki.
- Hej, hej, hej – zaczął nieznajomy, podnosząc dłonie do góry w obronnym geście. – Nie chciałem cię przestraszyć – dodał i Derek wypuścił przez nos przetrzymywane powietrze.
- Przestraszyć? – zakpił i oczy dzieciaka zrobiły się wielkie jak spodki, gdy uniósł go bez trudu nad ziemię. – Dlaczego mnie śledzisz? – zapytał, domagając się odpowiedzi.
Dzieciak przełknął głośno ślinę i zagryzł wargi.
- To Rezerwat. Mam prawo tutaj przebywać – zaczął chłopak.
- Odpowiedz na pytanie – warknął Derek.
Lawirowanie w ten sposób zawsze wskazywało na nieczyste intencje. Nauczyła go tego matka. Podobnie jak tego jak rozpoznać, gdy ktoś mijał się z prawdą.
- Nie śledzę cię – skłamał dzieciak pospiesznie, gdy Derek podniósł go jeszcze wyżej.
- Spróbuj jeszcze raz – zaproponował mu wielkodusznie.
Chłopak zamrugał, a potem wypuścił głośno powietrze z płuc.
- Chodziłem z Corą do jednej klasy – wyjaśnił cicho dzieciak, czego Derek się jednak nie spodziewał.
Natychmiast odłożył chłopaka na miejsce.
- Jeżeli chciałeś złożyć kondolencje, mogłeś zrobić to na pogrzebie – poinformował go Derek, ale dzieciak pokręcił przecząco głową.
- Nie o to chodziło. Nie zadajesz sobie pytania dlaczego akurat teraz? – spytał chłopak i Derek zacisnął zęby tak mocno, że niemal przebił wargę. – Znaczy nie wiem czy chcesz o tym porozmawiać…
- Nie chcę – warknął Derek, wchodząc mu w słowo.
Odstawił jednak dzieciaka na ziemię, nie kłopocząc się, aby poprawić jego koszulkę. Chłopak przeciągnął się, jakby chciał, aby jego kręgi wróciły na swoje miejsce. O tym właśnie mówił Derek. Nie przyzwyczaił się do swojej siły i trudno było mu kontrolować ją. Równie dobrze mógł złamać dziecka w pół i nawet nie zauważyłby, że trzyma w dłoniach zwłoki.
Chłopak nie wydawał się zaskoczony i to jednocześnie wyprowadzało go trochę z równowagi. Zachowywał się tak, jakby już nie raz potraktowano go równie szorstko i Derek obiecał sobie sprawdzić swoje podejrzenia. Matka mówiła mu, że musieli zwracać uwagę na takie szczegóły. I dbać o każdego członka ich terytorium. Nad chłopakiem mogli znęcać się rodzice albo koledzy z klasy. Dla Dereka nie stanowiło to różnicy – przemoc musiała się skończyć. Miał nawet przeczucie, że szeryf w tej kwestii stanie się jego sprzymierzeńcem.
- Pomyśl o tym przez chwilę – poprosił chłopak. – Ma się zmienić alfa na terytorium i nagle zabijają całą jego rodzinę. Ty też miałeś być w tym domu – powiedział dzieciak
Jego nachalność była irytująca.
- Wszyscy mieliśmy tam być – odparł Peter, dołączając do nich.
Jego wuj wydawał się równie zirytowany co on. Przypominanie im, że cudem uniknęli śmierci, nie było konieczne. Derek już i tak czuł się winny. Powtarzano mu, że jego obecność nie zmieniłaby niczego, ale nie mógł się pozbyć wrażenia, że mógł jednak ich wszystkich uratować. Tymczasowe mieszkanie wydawało się puste. Zapach jego rodziny zniknął z Beacon Hills zastąpiony przez smród pożaru, który roznosił się na całym terytorium. Gdyby nie wsparcie ze strony starszego alfy i wuja, którzy nie odstępowali go ani o krok, nie doszedłby do siebie. Tak łatwo było zatracić się w wilku, a ten dzieciak przypominał mu o najgorszym koszmarze w życiu.
- Dlaczego cię tam nie było? – spytał chłopak.
Oczy Petera błysnęły złowrogo, gdy wilkołak ruszył, aby zaatakować dzieciaka. Derek nie wiedział dlaczego, ale chwycił go w połowie, zatrzymując. Nie chciał, aby chłopak oberwał jeszcze bardziej. Jego wuj był równie wytrącony z równowagi co on, a nie potrzebowali oskarżeń o nadużycie siły. Wątpił, aby potrafili to wyjaśnić. Argentowie już i tak obserwowali ich ostrożnie, jakby czekali na to aż któryś z nich pęknie.
Jego matka ufała Christopherowi i Victorii, ale łowców na ich terenie znajdowało się zbyt wielu jak dla niego. Jakby szykowali się do czegoś większego. Derek oczywiście wiedział, że pomagali w śledztwie. Szeryf potwierdził to jeszcze dzisiejszego ranka.
Dzieciak spoglądał na nich bez strachu, jakby nie znalazł się wcale na kilka metrów od granicy z dwójką wilkołaków. Jeszcze za dawnych czasów opowiadano o nich niestworzone historie. Ludzie obawiali się ich siły i utraty kontroli. Chłopak jednak znał Corę, więc musiał też zdać sobie sprawę, że nie byli zwierzętami.
- Wracaj do domu – polecił mu Derek.
Chłopak przez chwilę stał, jakby miał ochotę coś dodać, ale westchnął.
- Pomyśl o tym tylko – poprosił dzieciak.
- Wracaj do domu – powtórz Derek. – To i tak nie jest twoja walka ani twoje zmartwienie. Winni zostaną ukarani – poinformował go, mając nadzieję, że to uspokoi dzieciaka.
Miał co do niego niejasne przeczucia. Nie chciał, aby ciekawski nastolatek wplątał się w coś co go przerastało. Na ich terytorium zmarło dostatecznie wiele osób i Derek nie chciał kolejnej przelanej krwi. Nie tak młodej.
Zabawne było, że dzieciak nie mógł być od niego wiele młodszy. Dzieliło ich jakieś pięć lat, ale obowiązki, które spoczęły na jego ramionach, zdawały się przygniatać go do ziemi. Dorósł w ciągu kilku godzin, zmuszony do przejęcia nie tylko śledztwa dotyczącego śmierci jego rodziny, ale również mocy, na którą mimo wszystko nie był gotowy. Jego matka zawsze mówiła, że był w gorącej wodzie kąpany, ale dziecinne wybryki pozostały dawno za nim. Musiał myśleć nie tylko o sobie, swoim gniewie i żalu. Odpowiedzialność stała się słowem nie tylko znanym mu ze słowników.
- Tego jestem pewien – odparł chłopak spokojnie.
I Derek nie słyszał w jego głosie kłamstwa.
- Nie chcę cię widzieć kręcącego się po… - urwał, nie wiedząc jakiego słowa powinien użyć.
To nie był już dom, ale miejsce zbrodni. Zgliszcza jego życia. Może niedługo dzieciaki będą opowiadały legendy o tym miejscu.
Dzieciak spojrzał na niego tak jakby chciał powiedzieć 'zmuś mnie', ale rozsądnie nie powiedział tego na głos.
- Organizujemy czuwanie w szkole. Cora była bardzo lubiana – poinformował go chłopak. – Jeśli chciałbyś, myślę, że udałoby nam się znaleźć zdjęcia jej i bliźniaków. Nie wiem czy wasze pamiątki rodzinne też spłonęły… - urwał chłopak niepewnie, jakby nie wiedział czy nie posunął się za daleko. – Kiedy zmarła moja mama, lubiłem patrzeć na jej zdjęcie przed snem – dodał dzieciak kompletnie go zaskakując.
Derek nie wahał się.
- Jeśli cokolwiek znajdziecie… - urwał, biorąc głębszy wdech.
Chłopak uśmiechnął się lekko, a potem odwrócił się na pięcie i odszedł.